Profesorowie na bok. Prezes Kaczyński chce "twardego przekazu"

Prof. Andrzej Nowak, Jarosław Kaczyński, prof. Zdzisław Krasnodębski
Prof. Andrzej Nowak, Jarosław Kaczyński, prof. Zdzisław Krasnodębski
Źródło zdjęć: © EAST_NEWS | MICHAL WOZNIAK
Michał Wróblewski

07.05.2024 17:54, aktual.: 07.05.2024 23:43

Jarosław Kaczyński uważa, że "intelektualistom zdarza się patrzeć na politykę naiwnie", więc zamiast profesorów w kampanii europejskiej, stawia na politycznych bulterierów. Prezes PiS wychodzi z założenia, że tylko ostrym, emocjonującym i względnie prostym przekazem jest w stanie przyciągnąć do urn swoich zwolenników. A to będzie kluczem do wygranej.

Poniedziałkowe popołudnie, pierwszy roboczy dzień po majówce. W siedzibie PiS przy Nowogrodzkiej w Warszawie atmosfera jeszcze letnia, choć narad nie brakuje. Trwają spotkania, obradują sztabowcy. Wśród nich m.in. Adam Bielan i Jacek Kurski.

To oni mają narzucać przekaz w kampanii europejskiej. Na boczny tor zostali zaś odsunięci związani z partią i doradzający swego czasu prezesowi PiS profesorowie: m.in. Ryszard Legutko czy Zdzisław Krasnodębski. Obaj nie będą już europosłami formacji Jarosława Kaczyńskiego.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Prezes uważa, że "intelektualistom zdarza się patrzeć na politykę w sposób naiwny" - a na naiwność w tej kampanii PiS nie może sobie pozwolić.

To stwierdzenie jest wymowne o tyle, że prezes PiS daje w nim znać, co będzie się dla niego liczyło w tej kampanii. Żadne pięknoduchostwo i piętrowe analizy sytuacji, tylko twardy, mocny, jednoznaczny i wywołujący emocje (takie jak lęk przed polityką UE czy gniew wobec rządów Donalda Tuska) przekaz.

Za ten przekaz mają być odpowiedzialni m.in. wspomniani Jacek Kurski czy Adam Bielan. Ale też inni, często młodsi, politycy: Dominik Tarczyński, Patryk Jaki (niebędący jednak w sztabie) czy wreszcie Beata Szydło i Mariusz Błaszczak.

Zwierać szeregi wyborców prawicy mają też Maciej Wąsik i Mariusz Kamiński. Wartością dodaną zdaniem Jarosława Kaczyńskiego - nawet jeśli pół partii twierdzi inaczej - ma być również Daniel Obajtek.

Ale już nie profesorowie, którzy byli wieloletnimi europosłami PiS, a teraz - w ciągu ledwie kilku tygodni - przestali być partii potrzebni.

Marginalizowanie

Prof. Legutko decyzją prezesa Kaczyńskiego został odsunięty od funkcji szefa delegacji PiS w Parlamencie Europejskim (zastąpił go wspomniany Tarczyński), a prof. Krasnodębski otrzymał na tyle kiepską propozycję startu do europarlamentu, że postanowił w ogóle zrezygnować.

Kilka dni po rejestracji list PiS Krasnodębski postanowił skrytykować partię. Stwierdził, że przy konstrukcji list popełniła błąd. A że to Kaczyński jednoosobowo zatwierdzał skład list, krytykę należy odbierać jako wymierzoną właśnie w niego.

- Specyfika pracy w Parlamencie Europejskim wymaga odpowiednich kompetencji i innych zachowań, niż te, które są wystarczające w polityce krajowej - stwierdził Krasnodębski w wywiadzie dla "DoRzeczy".

Jeden z polityków PiS, komentujący te słowa, ucina krótko: - To oznaka rozżalenia profesora.

Krasnodębski przyznał, że w jego ocenie PiS doszło do władzy "dzięki ciężkiej pracy w szerokich kręgach sympatyków, docierając do wielu wyborców, otwierając się na różne środowiska". - PiS pracował też wówczas nad atrakcyjnym programem - dodał polityk.

Problem - zdaniem profesora - jednak pojawił się "pod wpływem szoku, jakim niewątpliwie była utrata władzy, mimo wygranych wyborów". Krasnodębski stwierdził, że "działania PiS poszły w odwrotnym kierunku niż ten, który przyniósł sukces w 2015 roku".

Nowogrodzka na te twierdzenia wzrusza jednak ramionami.

- Nie robią już w partii większego wrażenia takie opinie. Profesor Andrzej Nowak też niedawno postulował odesłanie Jarosława na emeryturę, a jednak wygraliśmy wybory samorządowe i możemy wygrać kolejne - twierdzi nieoficjalnie jeden z polityków PiS.

Nie wspomina, że jego partia straciła w wyborach samorządowych większość sejmików.

Mobilizacja elektoratu

W tych wyborach - europejskich - PiS obiera kierunek jednoznacznie podyktowany chęcią walki o głosy wyborców prawicowo-konserwatywnych, bynajmniej nie sytuujących się w mitycznym "centrum".

W Wirtualnej Polsce jako pierwsi informowaliśmy, na jakie tematy PiS postawi w tej kampanii: to m.in. Zielony Ład, pakt klimatyczny, dyrektywa budynkowa, waluta euro itd. Wszystkim tym kwestiom PiS mówi jednoznaczne: nie.

Jeden z naszych rozmówców z PiS twierdzi, że to nie są jednak tematy, które skierowane są wyłącznie do "betonowego" elektoratu. - Te kwestie narzucane nam przez Unię budzą sprzeciw również u "normalsów". Problem w tym, że mimo to "normalsi" nie są skłonni dziś na nas głosować, więc stawiamy na mobilizację naszych zwolenników, którzy muszą poczuć wagę tych wyborów - tłumaczy rozmówca WP.

Elementem mobilizacji ma być m.in. marsz planowany na 10 maja w Warszawie. Zapowiedział go kilka tygodni temu Jarosław Kaczyński. Mimo to dziś w PiS słyszymy, że marsz ma być "ponadpartyjny", a nowością ma być brak przemówień przedstawicieli tej partii. - Nie chcemy wywoływać wrażenia, że jest to marsz PiS - przyznaje źródło Wirtualnej Polski.

Szydło na froncie

Coraz częściej w kampanii ma występować Beata Szydło, która towarzyszyła prezesowi Kaczyńskiemu podczas spotkania z mediami. Była też jedną z głównych występujących na niedawnej konwencji europejskiej PiS postaci.

Wskazywała na słabości UE, mówiła o "trzęsących się ze strachu politykach i biurokratach z Unii", wytykała błędne jej zdaniem decyzje Komisji Europejskiej i innych instytucji.

- Dlaczego Europo idziesz na oślep drogą biedy, ideologicznych szaleństw, wyrzekania się wartości, odrzucania tego wszystkiego, co łączy? Dlaczego wybierasz podziały i wykluczenia? - pytała.

W imieniu PiS Szydło zaprezentowała siedem zobowiązań: "Unieważnimy Zielony Ład. Zatrzymamy pakt migracyjny. Powstrzymamy nowy Traktat. Obronimy złotówkę, nie dla euro. Obronimy interesy polskiej wsi w UE. Wzmocnimy bezpieczeństwo i uzbrojenie Polski. Obronimy polską wolność".

Z tymi postulatami była premier ma ruszyć w Polskę. "Szydłobus" wyjedzie z Warszawy 8 maja.

Szydło ma największe poparcie wśród wyborców na wsiach i mniejszych miasteczkach. A jak wynika z wewnętrznych analiz Nowogrodzkiej, to ma być kluczowa grupa dla osiągnięcia partyjnego sukcesu w wyborach do PE.

- Do tych wyborów pójdą najbardziej zmobilizowani zwolennicy, a takich mamy na ścianie wschodniej. Dobitnie pokazały to wybory samorządowe. Naszą szansą na wygraną, i to ze sporą różnicą, będzie sytuacja, kiedy wyborcy prawicy nie zrezygnują z głosowania i podbiją frekwencję, a wyborcy z zachodnich okręgów, jak w wyborach samorządowych, odpuszczą i nie pójdą głosować. Jedynym ratunkiem dla KO będzie wtedy nadzwyczajna mobilizacja w wielkich miastach, której raczej się nie spodziewamy - przekonuje jeden z partyjnych strategów PiS.

Do 10 maja - jak pisaliśmy w WP - Mateusz Morawiecki ma przedstawić "białą księgę" decyzji podejmowanych przez UE m.in. w związku z Zielonym Ładem i paktem klimatycznym.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (581)
Zobacz także