"Co ja mam panu powiedzieć?". Politycy PiS chcą rozmawiać o CPK, ale "cały na biało" wchodzi prezes
"O mój Boże…" - tak polityk PiS odpowiada na pytanie o słowa Jarosława Kaczyńskiego o tym, że nowa władza jest zdolna do "zabójstw politycznych". Przedstawiciele byłej władzy narzekają na dziennikarzy, ale w istocie mają dość tłumaczenia się ze słów swojego lidera. Najważniejszymi tematami, na których chce skupić się PiS, to m.in. Centralny Port Komunikacyjny i rozwój energetyki atomowej. A także rozliczanie rządu Donalda Tuska.
- Co ja mam panu powiedzieć? - rozkłada ręce w kuluarach sejmowych jeden ze znanych posłów PiS.
Polityk ten często występuje w mediach i chętnie udziela wypowiedzi sejmowym korespondentom, ale tym razem odmawia. Dlaczego? Bo pytamy go o kolejne kontrowersyjne słowa Jarosława Kaczyńskiego.
Prezes PiS przed obradami Sejmu w czwartek, pytany przez dziennikarzy o działania obecnie rządzących, stwierdził: - Ze strony tej władzy, która nieustannie łamie prawo, można się wszystkiego spodziewać. Nawet zabójstw politycznych.
To kolejna wypowiedź prezesa, która wprawia w konsternację nawet jego podwładnych z partii. Tym bardziej że plan PiS na dziś był zupełnie inny: formacja miała w całości skupić się na kwestii Centralnego Portu Komunikacyjnego i debacie w tej sprawie.
Jeszcze w środę posłowie PiS w Sejmie zapewniali nas: - Kończymy z tematem Wąsika i Kamińskiego, fokusujemy się na CPK i rozliczaniu rządu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Posłowie PiS mają metodę
Jarosław Kaczyński w debacie na temat CPK nie uczestniczył, ale zdążył rzucić w kuluarach sejmowych najcięższe oskarżenie pod adresem większości rządowej. Z tego oczywiście muszą tłumaczyć się jego politycy.
Tym razem jednak nie chcą tego robić. Mają pretekst: na głównym korytarzu w Sejmie wyjaśniają, że "nie mogą rozmawiać", bo "spieszą się na komisje". Faktem jest, że na czwartek zostało zaplanowanych bardzo wiele posiedzeń komisji sejmowych. Trudno jest zatem porozmawiać z posłami dłużej niż kilkadziesiąt sekund.
Niemniej, gdy już uda się kogoś "zaczepić", to nie sposób uzyskać komentarza do słów prezesa.
Zapytany o to poseł PiS Marcin Horała - były pełnomocnik rządu ds. CPK - westchnął tylko: "o mój Boże…". I winę zrzucił na dziennikarzy - bo jego zdaniem zajmują się sprawami, które nie mają znaczenia.
Szkopuł w tym, że poseł wcześniej przez kilkanaście minut miał okazję opowiedzieć dziennikarzom o zasadności inwestycji CPK. Następnie zorganizował konferencję prasową (w towarzystwie Mateusza Morawieckiego), którą media również relacjonowały. W piątek polityk będzie gościem programu "Tłit", w którym także poruszony będzie temat portu komunikacyjno-lotniczego.
Prezes rzuca kłody własnym kandydatom
Nieoficjalnie politycy związani z dawnym obozem władzy - również posłowie PiS - nie kryją, że wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego rzucane ot tak, bez przemyślenia, szkodą tej formacji. Bo utrwalają to, co PiS-owi dziś szkodzi najbardziej: wizerunek partii radykalnej, awanturniczej, "odklejonej" od rzeczywistości.
Dość powiedzieć, że jeszcze w środę kandydat PiS na prezydenta Warszawy Tomasz Bocheński w wywiadzie dla salon24.pl zapewniał, iż udowodni, że PiS "nie jest partią obciachową". Kolejne wypowiedzi prezesa tej partii jednak utrudniają to zadanie.
Sami przedstawiciele PiS nieoficjalnie przyznają, że zamiast zaostrzać retorykę, należy "zmienić język". Zwłaszcza że rozpoczyna się kampania samorządowa. Ale liderzy PiS przekazu nie zmieniają: mówią o zamachu stanu, dyktaturze, politycznych zbrodniach i zabójstwach.
Politycy PiS z młodszego pokolenia, którym taki przekaz się nie podoba, nie mają na to wpływu. Muszą albo milczeć, albo przyjąć język liderów. Inaczej wypadną z gry.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl