Wiemy, kto stoi za głośnym spotem PiS. Kaczyński posłuchał dwóch polityków
Głośne nagranie z udziałem Jarosława Kaczyńskiego, w którym rozmawia z fikcyjnym niemieckim ambasadorem i odmawia kanclerzowi, jest najczęściej odtwarzanym spotem w historii mediów społecznościowych PiS-u. Jak ustaliliśmy, za jego pomysłem stoją dwaj europosłowie. Rządzący efektami spotu są zachwyceni. Opozycja drwi.
Według naszych informacji pomysłodawcą spotu był europoseł Suwerennej Polski, były wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. To członek ścisłego sztabu wyborczego Zjednoczonej Prawicy, którym kieruje europoseł PiS-u Joachim Brudziński.
To właśnie Brudziński - obok Jakiego - miał, zdaniem naszych źródeł, koordynować prace nad nagraniem. Całość - jak słyszymy - "spinał" były wiceminister, który w sztabie PiS kieruje działaniami w internecie (pisaliśmy o tym w WP). Miał towarzyszyć prezesowi przy nagraniu.
- Spot nakręcono w niedzielę, w Warszawie, po konwencji Koalicji Obywatelskiej. Wszystko działo się dość szybko, decyzję trzeba było podjąć błyskawicznie. Prezes zgodził się wystąpić i nie miał problemu z tym, żeby "przyaktorzyć". Konkluzja była prosta: trzeba było przykryć Platformę. A prezes skupia uwagę - twierdzi nasze źródło.
Kilka godzin później spot hulał już w serwisach społecznościowych. Takich reakcji nie spodziewali się sami sztabowcy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niebywałe nagranie z Kaczyńskim. "Przejdzie do historii"
Prezes przeprasza kanclerza
Wideo z prezesem zdominowało kampanijną walkę na początku tygodnia. Stał się najczęściej podawanym dalej filmikiem partii politycznej w tej kampanii.
Dla formacji rządzącej to powód do dumy i dowód na własną skuteczność, dla opozycji i satyryków aktywnych w sieci - wdzięczny powód do obśmiania władzy.
Jeśli bowiem spot miał duże zasięgi, to również z tego powodu, że był przerabiany satyrycznie na wszystkie możliwe sposoby.
Spot w skrócie wygląda tak: Jarosław Kaczyński odbiera telefon od pracownika ambasady niemieckiej. Pracownik ów - fikcyjny, wymyślony przez sztab - mówi, iż zdaniem kanclerza Niemiec polski rząd powinien podwyższyć wiek emerytalny. Tak, jak zrobił to rząd PO-PSL za czasów premiera Donalda Tuska.
Prezes PiS ze srogą miną odpowiada, że Tuska już nie ma i tego typu "zwyczaje" się skończyły. Podkreśla, że o tak ważnych sprawach Polacy będą decydować w referendum. Przerywa rozmowę i stanowczo odkłada telefon na stół.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Przespanie i nadrabianie
Skąd pomysł na ten spot? Zaczęło się od publikacji TVP Info. Stacja ujawniła dokument, w którym - zdaniem jej i PiS-u - rząd niemiecki miał sugerować rządowi PO-PSL podwyższenie wieku emerytalnego. Rządzący przekonują, że w tej sprawie jest nawet notatka z rozmowy Donalda Tuska z Angelą Merkel.
Sztabowcy PiS postanowili wykorzystać temat w kampanii referendalnej; wszak jedno z pytań w referendum 15 października będzie dotyczyć właśnie wieku emerytalnego.
Sztab zorganizował nawet w tej sprawie oświadczenie prezesa PiS-u w partyjnej centrali przy Nowogrodzkiej. - Ta notatka wskazuje jednoznacznie, że sprawa emerytur była omawiana, chociaż jest to sprawa całkowicie wewnętrznie polska. W gruncie rzeczy chodziło tutaj o przyjęcie, nazwijmy to delikatnie, niemieckich sugestii - mówił Jarosław Kaczyński.
Na kartce, którą pokazał dziennikarzom na kilkanaście sekund (ci nie mieli możliwości zadawania pytań), widniał znak wodny programu TVP "Reset". Z dokumentu miało wynikać, że temat emerytur pojawił się w rozmowie Tuska i Merkel w 2011 roku. Nie było jednak mowy o tym, że kanclerz Niemiec cokolwiek w tym zakresie "kazała" Tuskowi.
Telefon dotyczył m.in. paktu o konkurencyjności Europy. Jako przykład działań mających pozytywnie na nią wpływać niemiecka kanclerz podała wtedy powiązanie wieku emerytalnego z sytuacją demograficzną kraju.
Tuskowi miał się z ten pomysł spodobać. Tym właśnie PiS uderza dziś w byłego premiera. Wszak lider PO kilka miesięcy później faktycznie zdecydował się na podniesienie wieku emerytalnego. Nie ma jednak dowodu, że zrobił to pod wpływem sugestii niemieckich władz.
PiS-owi to nie przeszkadza. - Ten temat jest dla nas niezwykle ważny. Stąd pomysł, by w spocie wystąpił prezes Kaczyński. Jedynym błędem, jaki popełniliśmy, było to, że nie wykorzystaliśmy tego dokumentu wcześniej. Trochę przespaliśmy, ale teraz nadrabiamy. I już przebiliśmy się z tą sprawą do milionów osób. Cel osiągnęliśmy - mówi nasz rozmówca zbliżony do Nowogrodzkiej.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Prezes-mem to nie problem dla PiS
Czy celem były zasięgi? Okazuje się, że nie. Tak twierdzą rozmówcy z centrali PiS. Podkreślmy: tylko na Twitterze spot obejrzało już ponad 2,6 mln użytkowników.
- Celem było wyjście z tym tematem do opinii publicznej i wytrącenie Koalicji Obywatelskiej z rytmu. Szczerze? Filmik stał się wiralem przy okazji - mówi polityk PiS.
Jak twierdzą źródła WP, sztab PiS stwierdził, że skupienie uwagi na Jarosławie Kaczyńskim wstrzyma - choćby na chwilę, co ma znaczenie - ofensywę KO w związku z prezentacją "100 konkretów na 100 dni" podczas sobotniej konwencji w Tarnowie.
Rozmówca z PiS: - To się udało, weszli w naszą grę jak dzik w maliny. Zamiast promować swój program, zaczęli grzać nasz spot z prezesem.
Kolejne polityk przyznaje: - Nie liczy się styl, liczy się efekt.
I dodaje: - Czy my się mamy przejmować tym, że jakieś troll konta robią memy z prezesem? Że te śmieszki z Platformy mogą się pobawić telefonami i pomontować zabawne filmiki? Przecież od lat to robią i co z tego? Ważne, że przebiliśmy się z naszym przekazem do tych, do których chcieliśmy się przebić. A że opozycja nam pomogła to wypromować? Super, dziękujemy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niedowierzanie po ruchu PiS. "Wygląda to abstrakcyjnie"
KO nie kryje radości: "To spadło nam z nieba"
Zupełnie inne spojrzenie ma Koalicja Obywatelska. Nasi rozmówcy ze sztabu KO przyznają, że spot spadł im z nieba. - Dawno Kaczyński się tak nie podłożył. Autorzy spotu nie wiedzieli chyba, co robią. A jeśli tak twierdzą, to tylko udają. Przecież nawet w PiS się śmieją z tego filmiku - twierdzi jeden ze sztabowców Platformy.
Jak przyznaje: - Na początku myślałem, że to sztuczna inteligencja, jakiś wygenerowany deep fake. A to prawda.
Inny kwituje: - Kompromitacja. Dla nas to samograj.
KO pod hashtagiem #TelefonDoJarka zaczęła wypuszczać przerobione spoty z Jarosławem Kaczyńskim. Gdy politycy KO udawali w prześmiewczych filmikach, że dzwonią do prezesa, i chwalili rozwiązania obowiązujące za rządów Tuska, prezes odpowiadał: "Nie ma już Tuska i te zwyczaje się skończyły".
Na agendzie pojawiały się m.in. tematy dotyczące in vitro, inflacji, niedziel handlowych czy KPO.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Swoje zrobili również internauci, a także liderzy opinii na platformie X (dawnym Twitterze), którzy sami tworzyli nowe filmiki z "telefonem do prezesa". Niektóre z nich przebijały się na inne platformy społecznościowe (m.in. na instagramowe profile Make Life Harder czy Michała Marszała, które mają ogromne zasięgi).
- Dzięki Kaczyńskiemu pokazaliśmy, jaka jest różnica między nami a PiS. Uważam, że wykorzystaliśmy to najlepiej, jak mogliśmy - twierdzi polityk KO.
- Ten wiral z Kaczyńskim trafił też do młodych, dla których kolejny raz okazał się odklejonym od rzeczywistości starszym panem. Dzięki temu polityka z naszych banieczek twitterowych trafiła też dalej, co tylko nam pomaga. Młodzi nam sprzyjają - dodaje.
Ze spotu drwił też Donald Tusk. - Dzisiaj, jadąc do was, zobaczyłem taki filmik, Kaczyńskiego z telefonem. Nie wiem, kogo on chciał nabrać. Jarku, przecież ty dobrze wiesz i ja dobrze wiem, że ty w życiu ani jednej rozmowy międzynarodowej nie odebrałeś - mówił lider PO na wiecu w Opolu.
Zwolennicy obozu władzy widzą to zupełnie inaczej. - Spot ośmiesza Kaczyńskiego? Błagam. To tylko ociepla mu wizerunek - mówi polityk PiS.
I dodaje: - Opozycja naprawdę funkcjonuje w innej rzeczywistości. Przecież nawet jej wyborcy dowiedzieli się, jak Tusk był podległy wobec niemieckich interesów.
Sztabowcy PiS zwracają przy okazji uwagę na ich przewagę w sieci. - Jeśli chodzi o zasięgi, to między nami a Koalicją Obywatelską czy Konfederacją jest przepaść. Na tej przewadze jedziemy już trzeci tydzień - mówi jeden z nich.
Szkopuł w tym, że partia rządząca wydaje na promocję w sieci nieporównywalnie większe pieniądze niż cała opozycja razem wzięta. Z danych Centrum przejrzystości reklam Google wynika, że komitet PiS od 1 do 11 września opublikował 348 reklam skierowanych do konkretnych powiatów (tzw. mikrotargetowanie, o którym pisaliśmy w WP), wydając ponad milion złotych.
Co ciekawe, spot z Jarosławem Kaczyńskim wygenerował największe zasięgi przy… najmniejszych kosztach.
Czy możemy spodziewać się kolejnych spotów z wcielającym się w rolę prezesem? - Niewykluczone - mówią przy Nowogrodzkiej.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl