Wiemy, kto stoi za głośnym spotem PiS. Kaczyński posłuchał dwóch polityków
Głośne nagranie z udziałem Jarosława Kaczyńskiego, w którym rozmawia z fikcyjnym niemieckim ambasadorem i odmawia kanclerzowi, jest najczęściej odtwarzanym spotem w historii mediów społecznościowych PiS-u. Jak ustaliliśmy, za jego pomysłem stoją dwaj europosłowie. Rządzący efektami spotu są zachwyceni. Opozycja drwi.
12.09.2023 | aktual.: 13.09.2023 09:39
Według naszych informacji pomysłodawcą spotu był europoseł Suwerennej Polski, były wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. To członek ścisłego sztabu wyborczego Zjednoczonej Prawicy, którym kieruje europoseł PiS-u Joachim Brudziński.
To właśnie Brudziński - obok Jakiego - miał, zdaniem naszych źródeł, koordynować prace nad nagraniem. Całość - jak słyszymy - "spinał" były wiceminister, który w sztabie PiS kieruje działaniami w internecie (pisaliśmy o tym w WP). Miał towarzyszyć prezesowi przy nagraniu.
- Spot nakręcono w niedzielę, w Warszawie, po konwencji Koalicji Obywatelskiej. Wszystko działo się dość szybko, decyzję trzeba było podjąć błyskawicznie. Prezes zgodził się wystąpić i nie miał problemu z tym, żeby "przyaktorzyć". Konkluzja była prosta: trzeba było przykryć Platformę. A prezes skupia uwagę - twierdzi nasze źródło.
Kilka godzin później spot hulał już w serwisach społecznościowych. Takich reakcji nie spodziewali się sami sztabowcy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prezes przeprasza kanclerza
Wideo z prezesem zdominowało kampanijną walkę na początku tygodnia. Stał się najczęściej podawanym dalej filmikiem partii politycznej w tej kampanii.
Dla formacji rządzącej to powód do dumy i dowód na własną skuteczność, dla opozycji i satyryków aktywnych w sieci - wdzięczny powód do obśmiania władzy.
Jeśli bowiem spot miał duże zasięgi, to również z tego powodu, że był przerabiany satyrycznie na wszystkie możliwe sposoby.
Zobacz także
Spot w skrócie wygląda tak: Jarosław Kaczyński odbiera telefon od pracownika ambasady niemieckiej. Pracownik ów - fikcyjny, wymyślony przez sztab - mówi, iż zdaniem kanclerza Niemiec polski rząd powinien podwyższyć wiek emerytalny. Tak, jak zrobił to rząd PO-PSL za czasów premiera Donalda Tuska.
Prezes PiS ze srogą miną odpowiada, że Tuska już nie ma i tego typu "zwyczaje" się skończyły. Podkreśla, że o tak ważnych sprawach Polacy będą decydować w referendum. Przerywa rozmowę i stanowczo odkłada telefon na stół.
Przespanie i nadrabianie
Skąd pomysł na ten spot? Zaczęło się od publikacji TVP Info. Stacja ujawniła dokument, w którym - zdaniem jej i PiS-u - rząd niemiecki miał sugerować rządowi PO-PSL podwyższenie wieku emerytalnego. Rządzący przekonują, że w tej sprawie jest nawet notatka z rozmowy Donalda Tuska z Angelą Merkel.
Sztabowcy PiS postanowili wykorzystać temat w kampanii referendalnej; wszak jedno z pytań w referendum 15 października będzie dotyczyć właśnie wieku emerytalnego.
Sztab zorganizował nawet w tej sprawie oświadczenie prezesa PiS-u w partyjnej centrali przy Nowogrodzkiej. - Ta notatka wskazuje jednoznacznie, że sprawa emerytur była omawiana, chociaż jest to sprawa całkowicie wewnętrznie polska. W gruncie rzeczy chodziło tutaj o przyjęcie, nazwijmy to delikatnie, niemieckich sugestii - mówił Jarosław Kaczyński.
Na kartce, którą pokazał dziennikarzom na kilkanaście sekund (ci nie mieli możliwości zadawania pytań), widniał znak wodny programu TVP "Reset". Z dokumentu miało wynikać, że temat emerytur pojawił się w rozmowie Tuska i Merkel w 2011 roku. Nie było jednak mowy o tym, że kanclerz Niemiec cokolwiek w tym zakresie "kazała" Tuskowi.
Telefon dotyczył m.in. paktu o konkurencyjności Europy. Jako przykład działań mających pozytywnie na nią wpływać niemiecka kanclerz podała wtedy powiązanie wieku emerytalnego z sytuacją demograficzną kraju.
Tuskowi miał się z ten pomysł spodobać. Tym właśnie PiS uderza dziś w byłego premiera. Wszak lider PO kilka miesięcy później faktycznie zdecydował się na podniesienie wieku emerytalnego. Nie ma jednak dowodu, że zrobił to pod wpływem sugestii niemieckich władz.
PiS-owi to nie przeszkadza. - Ten temat jest dla nas niezwykle ważny. Stąd pomysł, by w spocie wystąpił prezes Kaczyński. Jedynym błędem, jaki popełniliśmy, było to, że nie wykorzystaliśmy tego dokumentu wcześniej. Trochę przespaliśmy, ale teraz nadrabiamy. I już przebiliśmy się z tą sprawą do milionów osób. Cel osiągnęliśmy - mówi nasz rozmówca zbliżony do Nowogrodzkiej.
Prezes-mem to nie problem dla PiS
Czy celem były zasięgi? Okazuje się, że nie. Tak twierdzą rozmówcy z centrali PiS. Podkreślmy: tylko na Twitterze spot obejrzało już ponad 2,6 mln użytkowników.
- Celem było wyjście z tym tematem do opinii publicznej i wytrącenie Koalicji Obywatelskiej z rytmu. Szczerze? Filmik stał się wiralem przy okazji - mówi polityk PiS.
Jak twierdzą źródła WP, sztab PiS stwierdził, że skupienie uwagi na Jarosławie Kaczyńskim wstrzyma - choćby na chwilę, co ma znaczenie - ofensywę KO w związku z prezentacją "100 konkretów na 100 dni" podczas sobotniej konwencji w Tarnowie.
Rozmówca z PiS: - To się udało, weszli w naszą grę jak dzik w maliny. Zamiast promować swój program, zaczęli grzać nasz spot z prezesem.
Kolejne polityk przyznaje: - Nie liczy się styl, liczy się efekt.
I dodaje: - Czy my się mamy przejmować tym, że jakieś troll konta robią memy z prezesem? Że te śmieszki z Platformy mogą się pobawić telefonami i pomontować zabawne filmiki? Przecież od lat to robią i co z tego? Ważne, że przebiliśmy się z naszym przekazem do tych, do których chcieliśmy się przebić. A że opozycja nam pomogła to wypromować? Super, dziękujemy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
KO nie kryje radości: "To spadło nam z nieba"
Zupełnie inne spojrzenie ma Koalicja Obywatelska. Nasi rozmówcy ze sztabu KO przyznają, że spot spadł im z nieba. - Dawno Kaczyński się tak nie podłożył. Autorzy spotu nie wiedzieli chyba, co robią. A jeśli tak twierdzą, to tylko udają. Przecież nawet w PiS się śmieją z tego filmiku - twierdzi jeden ze sztabowców Platformy.
Jak przyznaje: - Na początku myślałem, że to sztuczna inteligencja, jakiś wygenerowany deep fake. A to prawda.
Inny kwituje: - Kompromitacja. Dla nas to samograj.
KO pod hashtagiem #TelefonDoJarka zaczęła wypuszczać przerobione spoty z Jarosławem Kaczyńskim. Gdy politycy KO udawali w prześmiewczych filmikach, że dzwonią do prezesa, i chwalili rozwiązania obowiązujące za rządów Tuska, prezes odpowiadał: "Nie ma już Tuska i te zwyczaje się skończyły".
Na agendzie pojawiały się m.in. tematy dotyczące in vitro, inflacji, niedziel handlowych czy KPO.
Swoje zrobili również internauci, a także liderzy opinii na platformie X (dawnym Twitterze), którzy sami tworzyli nowe filmiki z "telefonem do prezesa". Niektóre z nich przebijały się na inne platformy społecznościowe (m.in. na instagramowe profile Make Life Harder czy Michała Marszała, które mają ogromne zasięgi).
- Dzięki Kaczyńskiemu pokazaliśmy, jaka jest różnica między nami a PiS. Uważam, że wykorzystaliśmy to najlepiej, jak mogliśmy - twierdzi polityk KO.
- Ten wiral z Kaczyńskim trafił też do młodych, dla których kolejny raz okazał się odklejonym od rzeczywistości starszym panem. Dzięki temu polityka z naszych banieczek twitterowych trafiła też dalej, co tylko nam pomaga. Młodzi nam sprzyjają - dodaje.
Ze spotu drwił też Donald Tusk. - Dzisiaj, jadąc do was, zobaczyłem taki filmik, Kaczyńskiego z telefonem. Nie wiem, kogo on chciał nabrać. Jarku, przecież ty dobrze wiesz i ja dobrze wiem, że ty w życiu ani jednej rozmowy międzynarodowej nie odebrałeś - mówił lider PO na wiecu w Opolu.
Zwolennicy obozu władzy widzą to zupełnie inaczej. - Spot ośmiesza Kaczyńskiego? Błagam. To tylko ociepla mu wizerunek - mówi polityk PiS.
I dodaje: - Opozycja naprawdę funkcjonuje w innej rzeczywistości. Przecież nawet jej wyborcy dowiedzieli się, jak Tusk był podległy wobec niemieckich interesów.
Sztabowcy PiS zwracają przy okazji uwagę na ich przewagę w sieci. - Jeśli chodzi o zasięgi, to między nami a Koalicją Obywatelską czy Konfederacją jest przepaść. Na tej przewadze jedziemy już trzeci tydzień - mówi jeden z nich.
Szkopuł w tym, że partia rządząca wydaje na promocję w sieci nieporównywalnie większe pieniądze niż cała opozycja razem wzięta. Z danych Centrum przejrzystości reklam Google wynika, że komitet PiS od 1 do 11 września opublikował 348 reklam skierowanych do konkretnych powiatów (tzw. mikrotargetowanie, o którym pisaliśmy w WP), wydając ponad milion złotych.
Co ciekawe, spot z Jarosławem Kaczyńskim wygenerował największe zasięgi przy… najmniejszych kosztach.
Czy możemy spodziewać się kolejnych spotów z wcielającym się w rolę prezesem? - Niewykluczone - mówią przy Nowogrodzkiej.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl