PiS wyrzuci "zdrajców" i rozliczy szefów regionów. Kaczyński szacuje skalę porażek
Radni PiS w całej Polsce mają zakaz rozmów z politykami Koalicji Obywatelskiej, choć i tak wielu z nich po cichu spiskuje na boku. Stawką są stanowiska. "Zdrajcy" mają zostać wyrzuceni z partii.
09.05.2024 | aktual.: 09.05.2024 08:41
- Nasi szefowie regionów nie są w stanie ich wszystkich upilnować. Centrala to widzi. Ale z rozliczeniami poczeka po wyborach do PE - twierdził w rozmowie z Wirtualną Polską w środę rano polityk Prawa i Sprawiedliwości.
Ale pierwsze decyzje personalne już są podejmowane. Stało się to ledwie kilka godzin później, gdy stanowisko stracił szef regionu PiS w Małopolsce.
Radni z PiS i KO, którzy wbrew wytycznym z partii dogadują się z "drugą stroną", zostaną wykluczeni ze swoich formacji - słyszymy.
"Tak się wtedy handlowało"
- Można się było spodziewać, że tak będzie - rozkłada ręce rozmówca z partii Jarosława Kaczyńskiego. - Po każdych wyborach są targi, awantury i zdrady - mówi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inny z działaczy PiS wyjaśnia: - Ponad pięć lat temu "przechlapane" mieli radni KO i PSL, którzy przechodzili na naszą stronę, żeby budować lokalne koalicje, a teraz jest odwrotnie. Chociaż wszystko zależy od powiatu, miasta, regionu. Raz my możemy podzielić się władzą, raz oni. Ale faktem jest, że stanowiskami dysponuje dziś Platforma. Nie my tu rozdajemy karty - przyznaje rozmówca WP.
Po wyborach samorządowych w 2018 roku było tak: gdy PiS-owi brakowało gdzieś radnego do większości, brało "delikwenta" z różnych stron - proponowało stanowisko w zarządzie województwa, wicemarszałka, stanowisko w miejskich spółkach albo spółkach Skarbu Państwa. Część polityków ówczesnej opozycji szła na takie propozycje i przechodziła na stronę PiS.
Symbolem takiej zdrady - lub, jak kto woli, korupcji politycznej - był Wojciech Kałuża, który po wejściu do sejmiku na Śląsku z list Koalicji Obywatelskiej, przeszedł na stronę PiS w zamian za funkcję wicemarszałka. A gdy w końcu przestał nim być, centrala PiS zaoferowała mu wysokopłatne stanowisko wiceprezesa Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
- Tak się wtedy handlowało - wspomina działacz PiS.
Dziś handlować może koalicja. I właśnie "przehandlowała" dwóch radnych PiS w sejmiku podlaskim. Przeciągnęła ich na swoją stronę, oferując im funkcje wicemarszałków. Chodzi o Wiesławę Burnos i Marka Malinowskiego, którzy jeszcze przed sesją sejmikową we wtorek 7 maja zapewniali swoich kolegów z PiS - w tym szefa podlaskich struktur Jacka Sasina - że będą lojalni wobec partii. Nie byli.
Kulisy ich wolty opisywaliśmy w Wirtualnej Polsce, a sam Sasin przekonywał nas, że "zdrajcy sprzedali się za frukta od Platformy".
Zobacz także
Czy to jednak nie szef podlaskich struktur PiS miał zapewnić, że jego partia utrzyma władzę w regionie uważanym dotąd za jej "bastion"?
Jeden z rozmówców w PiS mówi tak: - Jacek miał dość proste zadanie. Sprawić, żeby Staszek Derehajło (radny z Konfederacji, niegdyś związany ze środowiskiem Jarosława Gowina - przyp. red.) był po naszej stronie. Jacek wyjechał z Warszawy na Podlasie z misją utrzymania większości. Nie spodziewał się, że nasi radni dadzą się "odwrócić".
Kolejny z polityków PiS, stronnik skonfliktowanego z Sasinem Mateusza Morawieckiego, przyznaje: - Nie ma szczęścia nasz Jacek. Szkoda.
To oczywiście nieskrywana złośliwość. Niemniej nie do końca zrozumiała, bo kosztem partyjnych rozgrywek i wzajemnych animozji formacja Jarosława Kaczyńskiego traci kluczowy region. - Prezes był w szoku, jak się dowiedział - twierdzi osoba z jego otoczenia.
- A co dopiero mówić o Małopolsce? - odbija piłeczkę polityk PiS, który broni Jacka Sasina.
Tam marszałkiem - wedle koncepcji Nowogrodzkiej - miał zostać poseł Łukasz Kmita. To człowiek, którego promuje środowisko Mateusza Morawieckiego. Nie został.
- Kmita dostał zgodę prezesa, że będzie marszałkiem. Jarosław nakazał radnym sejmikowym (przez pośredników - red.), żeby w głosowaniu wybrali właśnie Kmitę. Miało nie być problemu, bo przecież w Małopolsce PiS ma większość. Ale radni się wypięli na centralę: kilku z nich nie chciało Kmity i marszałka ciągle nie ma - tłumaczy rozmówca z PiS. Inny mówi: - Jak Jarosław się dowiedział, był zmrożony.
Małopolscy radni są wściekli. Niektórzy chcą nawet rozwiązania partyjnych struktur. - To jest niebywały skandal, po prostu polityczny bunt. I to nie jednego czy dwóch radnych, ale przynajmniej siedmiu, a być może nawet ośmiu, bo jeden głos był nieważny. Nie wiem, co prezes teraz postanowi, ale ja na jego miejscu bym rozwiązał organizację Prawa i Sprawiedliwości w Małopolsce na nadzwyczajnym zjeździe - przyznał były senator PiS, a obecny radny, Bogdan Pęk.
I to tutaj zaczęły się pierwsze rozliczenia. Jeszcze w środę rzecznik partii Rafał Bochenek poinformował w mediach społecznościowych, że Łukasz Kmita będzie szefem struktur w regionie. I zastąpi na tym stanowisku Andrzeja Adamczyka.
Rozliczenia muszą iść głębiej
Rozmówcy z partii tłumaczą, że po wyborach do Parlamentu Europejskiego należy spodziewać się rozliczeń - na przykład wyciągnięcia konsekwencji wobec wszystkich szefów regionów - ale podkreślają, że w skomplikowanej układance samorządowej nic nie jest oczywiste.
- Podlasie to wielka wizerunkowa i polityczna klęska, ale z kolei sytuacja w Małopolsce jest już podważaniem autorytetu Kaczyńskiego i prztyczkiem w Morawieckiego i Terleckiego (który promował Łukasza Kmitę - red.). Są też inne miasta. Wejherowo, gdzie zdradzili nas nasi, a gdzie pielgrzymował Morawiecki, powiat tatrzański, gdzie nie mieliśmy zdolności koalicyjnych. Strata sejmiku łódzkiego to kolejna klęska. Wiele innych powiatów, w których przerżnęliśmy w wyborach i nawet nie mieliśmy co marzyć o koalicji, mimo że tam wcześniej rządziliśmy. Odpowiedzialność rozkłada się na wszystkich - przekonuje polityk PiS.
Jak słyszymy, teraz radni Prawa i Sprawiedliwości w całej Polsce dostają zakaz rozmów z przedstawicielami - jak lubi mawiać PiS - "koalicji 13 grudnia". Szkopuł w tym, że to apel nieegzekwowalny. - Nie jesteśmy głupi, ludzie ze sobą gadają. Samorząd rządzi się innymi prawami - przyznaje lokalny działacz.
Niemniej wnioski są do wyciągnięcia. - To jest niedopuszczalne, że straciliśmy nasze mateczniki na Podhalu albo na Mazowszu, gdzie twardą ręką miał rządzić Suski. Straciliśmy nawet Przysuchę, gdzie co rok robimy kongresy! Dostajemy w d...ę na Podlasiu, męczymy się w innych regionach, straciliśmy sporo miejsc, gdzie rządzili nasi ludzie. Na Lubelszczyźnie w Sejmiku rządzimy, ale miasta już tracimy. Na Podkarpaciu też słabiej, niż miało być. Jeśli centrala chce to uczciwie rozliczyć, powinna zacząć od siebie - przyznaje polityk PiS.
Tym bardziej że rozżalonych radnych PiS - i to jeszcze do niedawna usadowionych na wysokich stanowiskach w partii - jest więcej. Przykład? Wieloletni działacz i były senator PiS, do niedawna szef senackiego klubu tej partii Marek Martynowski zarzuca partii "okręgowe układy", hodowanie "tłustych kotów" i oskarża Jarosława Kaczyńskiego o niedotrzymywanie danego słowa.
Efekt? Nie wejdzie do klubu radnych PiS w sejmiku mazowieckim. Ostatecznie najpewniej zostanie usunięty z partii.
Inny rozmówca zwraca uwagę na jeszcze inny aspekt: - Znamienne, że nawet radni z Konfederacji nie chcą z nami w wielu miejscach współrządzić. Wolą KO i resztę tej zbieraniny.
Formacja Kaczyńskiego ma jednak swoje "małe" sukcesy: zaskakująca sytuacja jest choćby w powiecie inowrocławskim, gdzie radni PiS i KO zawarli koalicję (więcej TUTAJ). Przez to sześciu radnych Koalicji Obywatelskiej ma teraz zostać usuniętych z partii po zerwaniu układu z Trzecią Drogą. - Dla nas to symboliczne zwycięstwo, bo to miasto Brejzów. A jednak się udało, ta zdrada dla KO jest mocno gorzka - twierdzi działacz PiS.
Inne nieoczywiste koalicje? Świdnica (koalicja lewicowej prezydent z PiS) czy Wieluń i Ciechanów (koalicja PiS z Trzecią Drogą). - To jest jakiś dobry prognostyk, ale tendencja nie jest dobra. Wybory samorządowe pokazały, że mamy prawie zerową zdolność koalicyjną. Bo nawet jeśli dotyczy to mniejszych miast gdzieś z dala od centrali, w Sejmie byłoby to nie do zrobienia - mówi rozmówca związany z PiS.
Jak słyszymy w partyjnej centrali, teraz Nowogrodzka ma oszacować straty i wskazać konkretne miejscowości, miasta i powiaty, gdzie PiS straciło władzę i dlaczego. - Na tej podstawie wnioski i konsekwencje będą wyciągane precyzyjnie - twierdzą źródła WP.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl