Nowa "oś zła". Eksperci wyjaśniają, co znaczy orędzie Bidena dla Polski
Joe Biden w swoim orędziu poświęcił sporo uwagi Władimirowi Putinowi, ale zaznaczył też pola, w których ład świata jest zagrożony. - To powiedzenie: nie damy się zmusić do tego, żeby rozproszyć swoją uwagę na drobne konflikty i zacząć się cofać przed agresją nowej osi zła - mówi dla WP Jerzy Marek Nowakowski.
Prezydent USA w telewizyjnym orędziu, wygłoszonym w czasie największej oglądalności, uzasadniał konieczność dalszej pomocy Ukrainie wobec rosnącego oporu w Kongresie i słabnącego poparcia w społeczeństwie.
- Jeśli nie powstrzymamy Putina, nie zatrzyma się na Ukrainie - powiedział w przemówieniu w Gabinecie Owalnym w Białym Domu. - On już zagroził i przypomniał Polsce, że jej zachodnie ziemie są "darem" od Rosji, a jeden z jego najbliższych doradców, były prezydent Rosji, nazwał Estonię, Łotwę i Litwę bałtyckimi prowincjami Rosji - dodał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polacy podzieleni. Sprawdziliśmy nastroje po wyborach
Biden argumentował, że pomoc Ukrainie teraz jest sposobem na uniknięcie konieczności zaangażowania wojsk USA i ponoszenia jeszcze większych kosztów w przyszłości. Zapewnił jednocześnie, że Ameryka będzie bronić każdego centymetra terytorium NATO.
Prezydent USA nie skupił się wyłącznie na Ukrainie. Zauważył też, że pozwolenie Rosji na zwycięstwo zniechęci inne kraje i spowoduje chaos w regionie Indo-Pacyfiku i na Bliskim Wschodzie. - Hamas i Rosja reprezentują różne zagrożenia. Ale mają to ze sobą wspólnego, że chcą kompletnie unicestwić sąsiednie demokracje - powiedział prezydent USA.
"USA nie zrezygnują z obrony swoich interesów w skali globalnej"
Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP na Łotwie i w Armenii oraz prezes Stowarzyszenia Euroatlantyckiego w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że "wypowiedź Bidena jest obliczona na to, by przekonać kraje agresywne, czyli m.in. Rosję, do tego, że świat zachodni, a w szczególności Stany Zjednoczone, nie zrezygnują z obrony swoich interesów w skali globalnej".
- Amerykanie i świat zachodni nie dadzą "wpuścić się" w to, by - rozproszywszy swoje wysiłki w różnych częściach świata - nie bronić interesów tam, gdzie one zostaną zaatakowane dodatkowo - ocenia wypowiedź prezydenta USA.
Nowa "oś zła"
Zwraca też uwagę, że powstała "nowa oś zła". - Mamy Ukrainę, wojnę Hamasu przeciwko Izraelowi - czyli oś zła przeciwko Zachodowi. Do tego mamy konflikty w Afryce. Będą prawdopodobnie generowane kolejne konflikty, tak by najważniejsze pole, czyli zachodni Pacyfik, uciekło z pola uwagi świata zachodniego - dodaje.
Nowakowski obawia się, że Chiny myślą bardzo poważnie o znaczącym podniesieniu poziomu napięcia wokół Korei i Tajwanu. - Tam będzie rozgrywał się konflikt decydujący, więc chodzi o to, by rozproszyć siły i uwagę świata zachodniego na wiele punktów - mówi.
- Wypowiedź Bidena jest w gruncie rzeczy powiedzeniem: zapomnijcie, że nie będziemy bronić Tajwanu - ocenia. Podkreśla: - To przede wszystkim ostrzeżenie. Co do potęgi Stanów Zjednoczonych nikt nie ma wątpliwości. Jest to więc twarde powiedzenie: nie damy się zmusić do tego, żeby rozproszyć swoją uwagę na drobne konflikty i zacząć się cofać przed agresją nowej osi zła.
Jak zaznacza nasz rozmówca, w amerykańskim rozumieniu strategicznym ta oś zła złożona z Chin, Rosji, Iranu i paru innych krajów bardzo wyraźnie pojawiła się na horyzoncie.
"Biden pozycjonuje się jako obrońca ładu świata demokratycznego"
Dr Marcin Zaborowski z GLOBSEC, analityk i były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że w kontekście wystąpienia Bidena istotny jest wątek prekampanijny (wybory w USA odbędą się w 2024 roku - red.). - Nie jest to jednak cyniczne zagranie. Jest ono konsekwentne z tym, jak prezydent USA prowadził politykę zagraniczną Stanów. To nie jest tak, że nagle mamy zagrywkę natury PR-owej - ocenia.
- Połączenie stanowiska dotyczącego Izraela, Hamasu, Rosji i Ukrainy jest bardzo ciekawe. Biden ewidentnie pozycjonuje się jako obrońca ładu świata demokratycznego i ekstrapoluje pomiędzy różnego rodzaju zaangażowaniem Stanów Zjednoczonych pomiędzy różnymi częściami świata. Daje temu jasną, ideologiczną wykładnię - dodaje Zaborowski.
Co na to sami Amerykanie?
Rozmówca Wirtualnej Polski zwraca uwagę, że Biden od początku swojej prezydentury, a nawet jeszcze wcześniej, jako wiceprezydent i senator prowadził politykę "USA jako obrońcy ładu demokratycznego". - Mówił, że jesteśmy w sytuacji, gdy świat demokratyczny jest konfrontowany przez rosnący autorytaryzm i mamy do czynienia z tym w naszych własnych państwach. Takie było jego przesłanie na początku prezydentury. To, co mówi obecnie, jest tego konsekwencją. Nie ma zmiany stanowiska - stwierdza.
Jak podkreśla, będzie go to wyróżniało od innych kandydatów, od Donalda Trumpa, który nie ma jasnego ideologicznego stanowiska, jeśli chodzi o politykę zagraniczną. - Obywatele USA będą mieli do wyboru: albo Stany Zjednoczone jako obrońca ładu demokratycznego, albo USA jako kraj sfokusowany na sobie samym - dodaje.
W ocenie dr. Zaborowskiego Trump będzie miał problem: - Podtrzymuje platformę proizraelską i islamofobiczną. Będzie więc twardo bronić prawa Izraela do radykalnych działań. A do tego będzie rozmywać poparcie dla Ukrainy. Nie wiem, czy to Trumpowi pomoże. Moim zdaniem nie bardzo.
I dodaje: - Pytanie, czy sami Amerykanie, kiedy będą mieć do czynienia z argumentacją w stylu "musimy bronić demokracji na świecie, bo inaczej zagrożenie do nas dojdzie", będą zainteresowani podtrzymywaniem takiej retoryki. Czy będą kupować trumpowskie przesłanie, że to czas USA i trzeba koncentrować się na sobie?
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski