Europa powinna sama zaoferować to Ukrainie. "Powiązanie obu interesów"
Po fiasku rozmów w Waszyngtonie, w niedzielę odbywa się specjalny szczyt w Londynie ws. pomocy Ukrainie. - Nie widzę problemu, żeby tę samą transakcję na wydobywanie surowców zaproponowały teraz kraje europejskie. I żeby dodatkowo dały konkretny wkład w postaci obecności swoich wojsk na terenie Ukrainy - komentuje w rozmowie z WP politolog Zbigniew Pisarski, prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.
Rozmowa Wołodymyra Zełenskiego z Donaldem Trumpem w Białym Domu skończyła się katastrofą. Ukraińska delegacja opuściła przedwcześnie Waszyngton po kłótni, w czasie której Trump i wiceprezydent J.D. Vance podniesionym głosem oskarżali Zełenskiego o brak wdzięczności i szacunku dla USA.
Zdaniem politologa Zbigniewa Pisarskiego to, co się stało, było haniebne i wyglądało jak pułapka, w której zaatakowano słabszego. Prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego porównuje nawet w sieci zachowanie USA do tyrana, wymuszającego haracz od ofiary prześladowanej przez agresora. W rozmowie z WP podkreśla, że awantura w Waszyngtonie była "upokarzająca".
Świadomość i gorycz prezydenta Zełenskiego, który musi każdego dnia dziękować wszystkim i przepraszać, że ma śmiałość się nie poddać, że jego ludzie umierają, a inni są zniecierpliwieni, to jest po prostu upokarzające. Pod taką nagonką na niego, jaką wczoraj obserwowaliśmy, i tak wykazywał dużą wstrzemięźliwość.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Negocjacje ws. Ukrainy. "Żołnierze nie wierzą w ten pokój"
Co Europa może zaoferować Ukrainie?
Po tym, jak Trump zerwał rozmowy, europejscy przywódcy wsparli prezydenta Ukrainy. Kilkunastu szefów i liderów państw spotyka się z nim w niedzielę w Londynie. Zełenski do Wielkiej Brytanii przyleciał już w sobotę i to prosto z USA.
- Myślę, że piątkowe spotkanie w Waszyngtonie jeszcze bardziej skatalizuje myślenie tych, którzy mieli wątpliwości, czy trzeba w pełni brać odpowiedzialność za europejskie bezpieczeństwo. Zakładam, że fakt, iż prosto z Waszyngtonu prezydent Zełenski udał się do Londynu, gdzie w niedzielę będzie spotkanie liderów Europy, przyczyni się do tego, że usłyszymy tam silny komunikat mówiący o jednoznacznym wsparciu dla Ukrainy. Być może pojawią się też zręby jakichś konkretnych propozycji ze strony poszczególnych krajów europejskich - przypuszcza Pisarski.
Ekspert przypomina, że kraje takie jak Francja, Wielka Brytania, a nawet Turcja już deklarowały gotowość wysłania żołnierzy do Ukrainy.
Stany Zjednoczone od hasła "America First" przeszły do "America Only", a skończą na "America Alone". My musimy się na nową rzeczywistość przygotować i zapłacić za swoje bezpieczeństwo. Stać nas na to, żeby utrzymać własną armię w Europie, która będzie miała potencjał odstraszania Rosji. Pamiętajmy, że jesteśmy kilkanaście razy większą gospodarką niż Rosja. Instrumenty mamy, tylko musimy chcieć ich użyć.
Politolog przypomina ostatnie sygnały wysyłane pokazujące że prezydent Trump nie jest zainteresowany inwestowaniem w relacje z Europą.
- To się zaczyna układać w spójną całość. Natomiast przewrotnie, tak jak Putin przyczynił się do wzmocnienia tożsamości narodowej Ukrainy, tak ta niezrozumiała postawa prezydenta Trumpa przyczynia się do budowy tożsamości obronnej Europy - uważa Pisarski.
Politolog: Europa powinna zaoferować to samo co USA
Zdaniem eksperta, nadal istnieje perspektywa powrotu do rozmów między Ukrainą a Stanami Zjednoczonymi. Jednak - jak zaznacza politolog - pojawiający się element negocjacyjny w postaci surowców równie dobrze mogłyby przejąć od USA kraje europejskie.
- Pamiętajmy, że potencjalna transakcja wpuszczenia inwestorów amerykańskich na teren Ukrainy w celu wydobywania wspólnie surowców ziem rzadkich jest korzystna zarówno dla Ukrainy jak i dla Stanów Zjednoczonych. Dlatego powrót do rozmów jest możliwy. Tylko ja zadaję inne pytanie: skoro prezydent Trump nie chce wprost dawać gwarancji bezpieczeństwa Ukrainie, tylko pośrednio właśnie przez inwestycje gospodarcze, to przecież takie inwestycje może zaproponować Europa. Nie widzę problemu, żeby tę samą transakcję na wydobywanie surowców zaproponowały teraz kraje europejskie. I żeby dodatkowo dały konkretny wkład w postaci obecności swoich wojsk na terenie Ukrainy. Wtedy byśmy mieli powiązanie obu interesów - podkreśla Pisarski.
Polska strażnikiem drzwi do Europy
Jednym z uczestników niedzielnego szczytu w Londynie będzie Polska. Premier Donald Tusk już bezpośrednio po awanturze w Białym Domu zadeklarował na X, że Ukraina "nie jest sama". Co może zaoferować Warszawa? Zdaniem Pisarskiego,, nasz kraj powinien się skupić na obronie granic Polski i NATO.
- Często mówi się o takiej romantycznej naturze Polaków, że są "pierwsi do bitki", w związku z czym dlaczego na tego Moskala nie chcemy wysłać żołnierzy? Ale pamiętajmy, że jesteśmy strażnikami drzwi do Europy. Musimy być na posterunku. Polscy żołnierze muszą pilnować terenu Sojuszu. Natomiast nasi koledzy z krajów odsuniętych od stref zagrożonych mogą z dużo większą swobodą relokować swoich żołnierzy do Ukrainy - uważa politolog.
Scenariusz pisany na Kremlu? Politolog widzi inne źródła
Wielu komentatorów zauważa, że polityka międzynarodowa prowadzona przez Trumpa może być pisana przez Władimira Putina. Politolog z Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego jednak w to nie wierzy. Chociaż przyznaje, że prezydent Rosji na pewno świętuje po piątkowej scysji w Białym Domu.
- Szampan to już im się chyba skończył - ironizuje Pisarski. - Ale ja nie uważam, żeby insynuacje, że Trump czy Vance byli instruowani z Rosji, były prawdopodobne. Prezydent Trump prowadzi politykę bardzo personalną i emocjonalną, skupioną z jednej strony na sobie, a z drugiej - na tych, których lubi i którzy mu imponują. I prezydent Putin taki jest, a niestety prezydent Zełenski kojarzy mu się z jego wrogami politycznymi z kraju. Taka personifikacja polityki międzynarodowej przez pryzmat liderów zawsze była i jest obecna, ale nie powinna tak determinować kierunków tej polityki w sytuacji, kiedy mówimy o konfliktach zbrojnych. To jest wysoce niedojrzałe i niebezpieczne - zauważa ekspert.
Politolog zwraca uwagę na jeszcze jedną osobę, o której nie mówi się zbyt często, a w tym kontekście może być bardzo istotna. Chodzi o wiceprezydenta Vance'a, który potencjalnie jest kandydatem na następcę Trumpa, bo tak zwyczajowo się dzieje.
- Było jego wystąpienie w Monachium, teraz dość ostra interwencja w rozmowie z prezydentem Zełenskim, która de facto wywołała erupcję nastrojów. Jest to zdumiewające, że osoba, która nie zajmowała się i nie ma doświadczenia w polityce międzynarodowej, nagle odgrywa pierwsze skrzypce - uważa Pisarski.
Politolog wspomina o swojej rozmowie sprzed kilku miesięcy z Andrew Bakerem, doradcą Vance'a ds. bezpieczeństwa narodowego, którego określa "absolwentem Oxfordu o mentalności jałtańskiej".
- Według mnie jest to bardzo niebezpieczna osoba. Jego sposób postrzegania polityki międzynarodowej jest całkowicie kosztem państw małych i średnich. Obawiam się, że wpływ doradców na Vance'a i również pośrednio na prezydenta Trumpa jest olbrzymi. Nie trzeba być niczyim agentem. Wystarczy być otoczonym ludźmi, którzy mają interesy zwrócone kierunkowo w jakąś stronę, żeby dać się łatwo manipulować - podsumowuje Pisarski.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski