Macron ma plan na rozejm w Ukrainie? "Pokojowe rozmieszczenie żołnierzy"
Czy po wizycie Emmanuela Macrona w Białym Domu możliwość wysłania europejskich wojsk do pilnowania rozejmu w Ukrainie znacznie się przybliżyła? Według byłych wojskowych, zdania w tej kwestii są podzielone, a do realizacji pomysłu konieczne są gwarancje ze strony Stanów Zjednoczonych.
- Mówimy o wysłaniu wojsk po tym, jak wynegocjujemy trwały pokój. I gdy będziemy mieli ten solidny pokój, stanie się on częścią porozumienia podpisanego przez Ukrainę z Rosją i dla którego my damy gwarancje – mówił prezydent Francji Emmanuel Macron po poniedziałkowej rozmowie z Donaldem Trumpem w Białym Domu. I jak podkreślał, byłoby to "pokojowe rozmieszczenie żołnierzy".
Emmanuel Macron jako pierwszy europejski przywódca został przyjęty w poniedziałek w Białym Dom przez Donalda Trumpa. Wizyta w dużej mierze poświęcona była Ukrainie
- Można by pójść tak daleko, że wyślemy wojska, które będą pilnować, żeby pokój był przestrzegany – oświadczył na wspólnej konferencji prasowej w Białym Domu z Trumpem Macron.
Przyznał, że wraz z premierem Wielkiej Brytanii pracował "na rzecz planów umieszczenia wojsk pokojowych składających się z europejskich żołnierzy".
- Nie po to, aby pójść na pierwszą linię frontu i wkraczać na terytoria okupowane, ale aby pokazać wsparcie i mamy wynegocjowany pokój podpisany przez obydwie strony – podkreślał Macron.
Francuski prezydent miał omówić wysłanie misji rozjemczej ze wszystkimi sojusznikami, zarówno europejskimi, ale także spoza Europy. - I wielu z nich wyraziło gotowość do wzięcia udziału w tym wysiłku – zadeklarował Macron.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Europa gotowa wysłać wojska na Ukrainę. "Polska mówi nie wyślemy"
W ocenie gen. Stanisława Kozieja, wysłanie takich wojsk jest realne.
"Zabiegać i przekonywać Trumpa"
– A przede wszystkim konieczne. Jeżeli chcemy, aby rozejm był faktyczny, a jednocześnie nie chcemy przyjąć Ukrainy do NATO, to nie ma innej metody zapewnienia trwałości zawieszenia broni, jak wysłanie kontyngentu wojsk rozjemczych. Ma to gwarantować, że za chwilę Rosja tego porozumienia nie zerwie i nie ruszy znowu na Ukrainę. Jeżeli zostawimy Kijów sam sobie, Putin będzie miał swobodę działania. Muszą być bezpieczniki w postaci wojsk rozjemczych – mówi WP gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Według gen. Kozieja, mogłaby to być koalicja państw do zabezpieczenia trwałości rozejmu.
- Wówczas byliby to żołnierze nie tylko z Europy, ale z całego świata. Ta koncepcja powinna być położona na negocjacyjnym stole jako jeden z elementów ukraińskiej propozycji wspieranej przez USA i przez Zachód — uważa gen. Koziej.
I jak dodaje, ważne, jeśli misja będzie stricte europejska, by starać się do samego końca o gwarancje ze strony Waszyngtonu. - Nawet bez udziału amerykańskich żołnierzy, ale z formalnym przyzwoleniem. I ubezpieczeniem, na wypadek gdyby Rosja chciała misję rozjemczą zaatakować – ocenia były szef BBN.
Ekspert uważa, że należy zabiegać i przekonywać cały czas do tego Donalda Trumpa. Kraje Europy mogłyby w ten sposób wywalczyć sobie miejsce przy amerykańsko-rosyjskim stole negocjacyjnym, a Amerykanie zmniejszyć swoje zaangażowanie na Ukrainie.
- Europa powinna walczyć o to, że jeśli misja nie będzie pod sztandarem NATO, to w przypadku naruszenia warunków jej obecności, Amerykanie byliby się gotowi do niej włączyć. Trzeba zapewnić nadzór USA w tej misji. Podobnie z Polską. Nie powinno być nas być za Dnieprem, ale w charakterze wsparcia logistycznego czy ubezpieczenia linii komunikacyjnych misji, itd. – mówi gen. Koziej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Działania Trumpa ws. Ukrainy. "Oczekiwaliśmy zupełnie czegoś innego"
Sam Macron przyznał, że niektóre kraje pomogłyby Ukrainie w utrzymaniu jej zdolności wojskowych poprzez wsparcie liczebne i sprzętowe, podczas gdy inne zapewniły wsparcie logistyczne na miejscu.
Kluczowe pytanie, według Macrona, dotyczy tego, w jakiej formie Stany Zjednoczone zdecydują się wziąć udział w tym procesie.
- Podczas naszych rozmów, jak i rozmów z Rosją, zrozumieliśmy, że takie rozwiązanie byłoby akceptowalne dla Rosji. I to jest bardzo istotny postęp - podsumował Macron.
Z kolei zdaniem Trumpa prezydent Rosji Władimir Putin "zaakceptuje" rozmieszczenie europejskich wojsk pokojowych w Ukrainie. Miał spytać o to przywódcę Rosji, który ponoć "nie ma z tym problemu". Sam Putin na razie nie wspomniał o wojskach pokojowych. Widzi jednak Europę przy stole negocjacyjnym.
Zdaniem gen. Kozieja, wielkość kontyngentu zależałaby od parametrów rozejmu.
- Przykładowo, czy wojska wraz z ciężkim uzbrojeniem wycofają się od linii styczności 10-20 km w głąb. Czy też może zostają, tam gdzie są? W mojej opinii taka misja powinna być liczona w dziesiątkach tysięcy żołnierzy. Nie w tysiącach, ani setkach tysięcy – mówi nam Koziej.
I przekonuje, że to nie może być tylko misja obserwacyjna.
- Muszą być patrole, ale z wykorzystaniem dronów i nowoczesnych technologii, z równoczesnym rozmieszczeniem sił szybkiego reagowania. Gdyby incydenty miały poważny charakter, siły szybkiego reagowania byłyby wówczas angażowane. Nie chodzi o każdy strzał, wygłup czy pomyłkę, ale świadome i celowe zagrożenie – ocenia były szef BBN.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co dalej z Ukrainą? "Od wielu miesięcy nie wierzę w pokój"
Bardziej krytyczny wobec pomysłu forsowanego przez Macrona jest płk. rez. Piotr Lewandowski, wieloletni uczestnik misji w Iraku i Afganistanie.
- Widzę realną szansę wysłania takiej misji, ale bez realnej szansy sukcesu. W obecnej sytuacji jest to postawione na głowie. Jaka to miałaby być misja? Stabilizacyjna czy wsparcia utrzymania pokoju? Niech najpierw określą się, a wtedy będziemy mogli mówić o konkretnych siłach. W tym przypadku słyszymy cały czas, ile mogą wysłać żołnierzy, ale na temat zadań – cisza. Tak się misji nie planuje – mówi WP płk. rez. Piotr Lewandowski.
Jak podkreśla, obawia się, że finalnie może powtórzyć się sytuacja jak w Afganistanie, skąd Amerykanie musieli się wycofać.
- Tylko zacznie się ponowny konflikt, a żołnierze z kontyngentu zapakują się do samolotów i wyjadą. Rosja wtedy będzie miała używanie. Powie: patrzcie NATO, przyjechało wesprzeć Ukrainę, a ucieka. Efekt będzie fatalny. Bardzo dobrze, że nie chcemy brać w tym cyrku udziału – ocenia były wojskowy.
Jego zdaniem, dodatkowy problem może być z dowodzeniem.
- Powinien to być dowódca wojskowy (Force Commander) z największego kontyngentu. Ale jeśli będzie rotacyjne dowództwo i w jednym roku może być to Francja, a w następnym już Chiny, to wtedy łatwo o zgrzyty między państwami w ramach misji. Do pilnowania rozejmu powinno się wysłać siły lądowe, wsparte wojskami powietrznymi i rakietowo-morskimi. To byłoby wyraźne ostrzeżenie dla Rosji, że jak zacznie strzelać, to odpowiedź będzie natychmiastowa – podsumowuje Lewandowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski