Oleksandr Krajew: Jedyne, czym kieruje się Trump, to pieniądze
- Teraz będą wylewać się wiadra pomyj, będzie festiwal pretensji i oskarżeń, ale w końcu wszystko wróci na stare tory i znowu zaczną się negocjacje. Powód jest prozaiczny: umowa z Ukrainą to pieniądze, których bardzo potrzebuje Trump - mówi Oleksandr Krajew, amerykanista oraz ekspert Rady Polityki Zagranicznej Ukraiński Pryzmat.
Tatiana Kolesnychenko, Wirtualna Polska: Co wczoraj zobaczyliśmy podczas spotkania Wołodymyra Zełenskiego z Donaldem Trumpem i J.D. Vancem: wyreżyserowane przez Biały Dom show czy porażkę ukraińskiej dyplomacji?
Oleksandr Krajew: Skłaniam się ku temu, że była to zaplanowana prowokacja. Powód jest prosty: wszystko, co się stało, jest na rękę Trumpowi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump chce wyrwać Rosję Chinom? "Chiny niewątpliwie są zaskoczone"
Bo teraz może zrzucić odpowiedzialność za wszystkie niepowodzenia w negocjacjach z Kremlem na Ukrainę? Po spotkaniu Trump powiedział dziennikarzom, że "Putin chce pokoju", a Zełenski - dalej prowadzić wojnę.
Tak, ale w tym konkretnym przypadku rolę odegrały bardziej przyziemne powody. Dzień przed przyjazdem Zełenskiego amerykańska prasa napisała, że umowa o zasobach mineralnych, która wczoraj miała zostać podpisana podczas spotkania, jest bardziej opłacalna dla Ukrainy niż dla USA.
Trump nie mógł tego odpuścić, chciał jeszcze raz zrewidować warunki. Więc potrzebny mu był jakiś kryzys - publiczna kłótnia, dzięki której zyska czas i potem będzie mógł wyjść z pozycji siły. Więc J.D. Vance miał upokorzyć Zełenskiego przy wsparciu Trumpa. Efekt miał być taki, że Trump wychodzi na silnego lidera dbającego o interesy amerykańskiego narodu, znowu negocjuje umowę, a jeśli to się nie udaje, występuje w roli - jak sam siebie określa - reconcilera, czyli osoby, która godzi, pojednuje. W tym przypadku Zełenskiego i Vance'a.
Ta taktyka nie jest zaskoczeniem. To "negocjacje" w stylu Trumpa. To właśnie dzięki temu został prezydentem. Podejście do polityki zagranicznej, które sprowadza się do stawiania na zyski finansowe i domaganie się szacunku, były podstawą narracji podczas kampanii wyborczej.
W jednym z komentarzy powiedział pan, że Trump uważa, że takiej właśnie polityki oczekują jego wyborcy. Ale jaka była reakcja amerykańskiej publiczności?
Przeważnie negatywna. Zrozumiałą jest krytyka ze strony Demokratów. Ale nawet znacząca część Republikanów, którzy zwykle stali murem za Trumpem, jak choćby John Bolton, albo nie skomentowali - a w tym przypadku brak komentarza jest jednoznaczny z krytyką Trumpa - albo wyraźnie mówili, że Trump i Vance zhańbili Amerykę, bo pokazali, że tak naprawdę stanęli u boku Rosji.
Interesujące, że znaczna liczba gubernatorów stwierdziła, że nie jest to właściwe podejście do polityki zagranicznej. Większość stanów poprawnie więc zrozumiała, co się stało.
Według źródeł amerykańskich mediów po awanturze ukraińska delegacja chciała kontynuować rozmowy i podpisać rozmowę, ale została poproszona o opuszczenie Białego Domu. Mimo to Zełenski uważa, że relacje z Trumpem można odbudować.
Absolutnie tak. Znów powody są prozaiczne. Gdybyśmy mówili o wartościach albo o tym, że ta umowa przyniesie jednostronną korzyść Ukrainie, można byłoby postawić krzyżyk na relacjach z USA. Ale umowa o wydobyciu metali ziem rzadkich to są pieniądze. A Trump potrzebuje pieniędzy. Do tego dochodzi pytanie zwrotu pieniędzy za pomoc wojskową i przeniesienie odpowiedzialności za Ukrainę na Europę, czego tak bardzo domagają się Stany Zjednoczone. Tego wszystkiego Trump nie będzie w stanie osiągnąć bez negocjacji z Ukrainą. Teraz będą się wylewać wiadra pomyj, będziemy słyszeć dużo negatywnych rzeczy.
Jak na przykład wstrzymanie dostaw broni i przekazania danych wywiadowczych?
Nie tylko. Możemy usłyszeć od Białego Domu żądanie zwrócenia pieniędzy za już przekazaną pomoc, a jak nie pieniędzy, to zwrotu już otrzymanej broni. Te żądania już padały. Będzie festiwal pretensji i oskarżeń, ale w końcu wszystko wróci na normalne tory i znowu zaczną się negocjacje.
Tylko pozycja Ukrainy będzie osłabiona. Trump będzie się domagał kapitulacji Kijowa, żeby szybciej zakończyć wojnę?
Kapitulacja Ukrainy nie jest w interesie Trumpa. Logika całego tego zamieszania sprowadza się do tego, żeby Ukraina i Europa zapłaciły więcej. Oprócz tego teraz Rosja podsuwa Trumpowi swoje propozycje i na nich on też chciałby zarobić. To jest przypadek, kiedy wizerunek jest mniej ważny w obliczu możliwości zmaksymalizowania zarobków. Powtórzę: jedyne, czym kieruje się Trump, to pieniądze.
Ian Brzezinski, kiedyś wysoki rangą urzędnik Pentagonu, powiedział, że zachowanie Trumpa było "nie tylko moralnie odrażające, ale nielogiczne z punktu widzenia interesów USA". Według niego Trump odmawia użycia amerykańskiej siły przeciwko Rosji, ale kieruje ją całą przeciwko ofierze, "wykręca ręce Ukraińcom".
W świecie opartym na zasadach i moralności można byłoby uznać, że Trump wybrał niewłaściwą strategię polityczną. Ale świat Trumpa nie jest taki i pojęcie moralności jest mu bardzo odległe. Tak było zawsze i nie sądzę, by Trump miał problem z przekroczeniem kolejnych czerwonych linii.
Czy jest prorosyjski? Moim zdaniem nie. Nie traktuję poważnie oskarżeń pod jego adresem, jakoby całkowicie wspierał Rosję. Proszę zwrócić uwagę, że dzień przed spotkaniem USA przedłużyły część sankcji przeciwko Rosji, a samo spotkanie zaczęło się z zapewnienia, że Ukraina nadal będzie otrzymywać amerykańską broń. Ale też nie oznacza, że on jest przeciwko Rosji. Trump może działać przeciwko Kremlowi, ale zarobki są nadrzędnym celem i nie ważne, czy pieniądze będą płynąć z Rosji, czy Ukraina lub Europy.
Trump chce zakończyć wojnę i zarobić.
Mówimy o Trumpie i USA, ale krytycy też zarzucają Zełenskiemu, że popełnił ogromny błąd, wchodząc z J.D. Vancem w dyskusję, od której zaczęła się cała kłótnia. Dał się sprowokować?
Nie powiedziałbym, że to był błąd. Tak, Zełenski mógł dobrać inne słowa, zareagować inaczej, ale - znając Trumpa i jego podejście do negocjacji - to by nic nie zmieniło. Jeśli Putin, Kim Dzong Un oraz Xi Jinping, których tak uwielbia Trump, mogą mieć nieustępliwą pozycję podczas negocjacji, dlaczego Ukraina ma zachowywać się inaczej? Takie sytuacje to zawsze cienka granica między dyplomacją a racją stanu. Zełenski kilka razy przekroczył tę granicę, ale ogólnie jego strategia nie wydaje mi się błędną.
Musimy teraz trzymać się tej samej taktyki, którą stosowaliśmy podczas poprzednich konfliktów z Trumpem, czyli uruchamiać nieoficjalne kontakty, które mamy na kilku poziomach. Mówić prościej: zacząć od zera. To będzie trwało, to będzie trudne, ale to jedyny sposób pracować z obecną administracją Białego Domu. Oprócz tego Ukrainie jest bardzo potrzebna wspólna strategia z Unią Europejską. Po tym, co się wydarzyło, jest absolutnie oczywistym, że bez tego się nie da.
Ważne, że Polska, Francja, Wielka Brytania, Niemcy i inne kraje wyraziły wsparcie Ukrainie. Ale teraz trzeba to ułożyć w konkretny plan, który przedstawimy podczas negocjacji. Inaczej będzie wyglądać, kiedy Trump otrzyma dokument, podpisany przez 25-30 krajów europejskich, niż kiedy Ukraina będzie się domagała czegoś od niego sama.
Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski