Wojna w IzraeluPrzerażająca spirala napięcia. "Bezprecedensowy dzień gniewu"

Przerażająca spirala napięcia. "Bezprecedensowy dzień gniewu"

We wtorek wieczorem eksplozja i pożar spowodowały śmierć setek Palestyńczyków zgromadzonych na parkingu szpitala Al Ahli w Strefie Gazy. Palestyńczycy i Izraelczycy natychmiast zaczęli wzajemnie oskarżać się o spowodowanie masakry. Napięcie na Bliskim Wschodzie wzrosło jeszcze bardziej. Odwołano także szczyt w Jordanii z udziałem prezydenta USA Joe Bidena.

Atak na szpital w Strefie Gazy
Atak na szpital w Strefie Gazy
Źródło zdjęć: © PAP | MOHAMMED SABER
Jarosław Kociszewski

Świat obiegły wstrząsające zdjęcia pożaru na terenie prowadzonego przez baptystów szpitala al Ahli w Strefie Gazy. Płonące samochody i rozrzucone wśród nich ofiary. Zabici na trawnikach. Początkowo mówiono o 200 zabitych, a z upływającymi godzinami podawana liczba przekroczyła 800. Ministerstwo zdrowia w zarządzanej przez Hamas Strefie Gazy oskarżyło lotnictwo izraelskie, które od ponad tygodnia prowadzi ciężkie naloty na nadmorską enklawę, o dokonanie masakry.

Armia izraelska, Cahal, powołując się na źródła wywiadowcze, poinformowała, że przyczyną tragedii była wadliwa rakieta wystrzelona przez Palestyński Dżihad w kierunku Izraela. Pojawiło się także nagranie z transmisji katarskiej telewizji Al Jazeera, na którym widać rakietę wystrzeloną ze Gazy, która eksploduje w powietrzu, a następnie dwa wybuchy na ziemi.

W środę rano Izraelczycy opublikowali także zdjęcia szpitalnego parkingu sprzed i po eksplozji, w tym wypalone wraki samochodów, a dla porównania leje po zrzucanych przez nich bombach. Ma to być dowód, iż na Al Ahli nie spadła bomba lotnicza, jak wskazują internauci porównujący odgłosy bomb na nagraniach z Ukrainy z dźwiękiem sprzed szpitala.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jedynym sposobem ostatecznego wskazania winnych tragedii byłoby wpuszczenie na miejsce niezależnej ekipy śledczej, której członkowie mogliby zebrać resztki bomby czy rakiety, zbadać miejsce i wskazać winnych. Nic takiego się jednak zapewne nie zdarzy w miejscu, w którym trwa wojna, podczas której wykorzystywana jest nie tylko broń, ale także informacje o tragediach ludności cywilnej.

W rezultacie każdy pozostanie przy opinii, która jest zgodna z własnym interesem lub podpowiadają poglądy na konflikt izraelsko-palestyński i wojnę w Strefie Gazy.

Wszyscy obarczają się winą

Niezależnie od rzeczywistych sprawców napięcie na Bliskim Wschodzie już znajdującym się na krawędzi wojny regionalnej wzrosło jeszcze bardziej. Prezydent Turcji Erdogan jednoznacznie oskarżył Izrael o atak na szpital, oskarżając Izraelczyków o nieludzkie zachowanie. Tysiące demonstrantów zaczęły gromadzić się przed izraelskimi placówkami dyplomatycznymi, a rząd państwa żydowskiego wezwał swoich obywateli do natychmiastowego opuszczenia Turcji.

W stolicy Jordanii, Ammanie, gdzie demonstranci zebrali się pod ambasadą Izraela, odwołano zaplanowany na środę szczyt z udziałem króla Abdullaha II oraz prezydentów USA, Egiptu i Autonomii Palestyńskiej. Politycy mieli rozmawiać o toczącej się wojnie między Izraelem a Strefą Gazy oraz niebezpieczeństwie rozlania się konfliktu na Liban i Syrię.

W Libanie, gdzie nie ma placówek izraelskich, demonstranci skierowali złość przeciwko przedstawicielstwom państw zachodnich, a nawet ONZ, oskarżanych o wspieranie lub milczącą zgodę dla działań żydowskiego. Z okazji do zaatakowania Waszyngtonu skorzystał także były prezydent Rosji Dmitrij Medwiediew, który także winą obarczył Amerykanów.

Mówią o "bezprecedensowym dniem gniewu"

Szczególnie niebezpieczna jest sytuacja na pograniczu libańsko-izraelskim, gdzie od tygodnia wybuchają walki, które kosztowały już życie kilku żołnierzy izraelskich i członków proirańskiej organizacji Hezbollah. Liderzy tej organizacji zapowiedzieli, że środa będzie "bezprecedensowym dniem gniewu". Istnieją coraz poważniejsze obawy, że napięcia na granicy przerodzą się w wojnę na pełną skalę.

W Izraelu są głosy za wykorzystaniem mobilizacji rezerwistów przeprowadzonej w związku z wojną w Strefie Gazy i wykonaniem zapobiegającego uderzenia na Hezbollah. Także proirańska organizacja zmobilizowała rezerwy i istnieją obawy, że może skorzystać z okazji do otwarcia drugiego frontu przeciwko Izraelowi.

W 2006 roku, podczas poprzedniej wojny z Izraelem, Hezbollah miał 5 tys. ludzi pod bronią i arsenał liczący 14 tys. rakiet. Wywiad izraelski ocenia, że obecnie siły tej organizacji ściśle współpracującej z Iranem są dziesięciokrotnie większe, a wojna spowoduje ogromne spustoszenia i straty wśród ludności cywilnej w obu krajach.

Na Strefę Gazy spadły tysiące bomb

Tragedia w szpitalu al Ahli i napięcia na granicy z Libanem nie zatrzymały izraelskiej kampanii przeciwko Hamasowi w Strefie Gazy. Izraelczycy są zdeterminowani, aby zniszczyć organizację, której członkowie w sobotę 7 października zmasakrowali ponad 1400 osób na południu kraju. W ciągu tygodnia na zamieszkałą przez 2,2 miliona ludzi enklawę spadły tysiące bomb, zabijając ponad 3200 osób i raniąc ponad 11 tys.

Armia izraelska wezwała też cywili do opuszczenia domów i schronienia się na południu, gdzie walki są mniej intensywne. Miejscowości na północy, w tym milionowe miasto Gaza prawdopodobnie będą sceną lądowych walk między armią izraelską a lokalnymi milicjami.

W środę, pomimo wojny, do Izraela przyleciał prezydent USA Joe Biden, którego administracja jednoznacznie popiera państwo żydowskie. Amerykanie wysłali też do wschodniej części Morza Śródziemnego dwie grupy bojowe lotniskowców, aby odstraszyć Hezbollah czy Iran przed włączeniem się do wojny. Po masakrze w szpitalu al Ahli Amerykanie zapowiedzieli, że podczas spotkania z przedstawicielami izraelskiego gabinetu ds. bezpieczeństwa prezydent Biden "w duchu przyjaźni zadawać będzie trudne pytania".

Jarosław Kociszewski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie