Izraelczycy idą na wojnę. Interesuje ich wyłącznie zwycięstwo
Izrael przeszedł do ofensywy w wojnie z palestyńskim Hamasem. Po odbiciu 20 miejscowości zajętych przez terrorystów w sobotę rano światło dzienne ujrzały niewyobrażalne koszmary. Rząd i armia Izraela za cel postawiły sobie raz na zawsze rozprawić się ze zbrojnymi frakcjami w Strefie Gazy.
14.10.2023 | aktual.: 14.10.2023 10:52
Oznacza to także niewyobrażalne cierpienia Palestyńczyków, jednak nic nie wskazuje na to, aby Izraelczycy brali to pod uwagę. Zamierzają doprowadzić tę wojnę do końca w taki sposób, aby nigdy już nie powróciły horrory z kibuców Be’eri, Kfar Aza czy festiwalu muzycznego Nova.
Atakując Izrael w sobotę 7 października, Hamas stał przed ogromną szansą poprawy swojej pozycji w nieformalnych negocjacjach z Izraelem. Palestyńczycy wygrali wojnę wywiadowczą ze służbami bezpieczeństwa państwa żydowskiego, uśpili czujność granicznych posterunków i z zaskoczenia rozbili oddziały pilnujące granicy Izraela i Strefy Gazy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jednak atak, który w pierwszej fazie wyglądał jak niezwykle skuteczna, dobrze zaplanowana i świetnie wykonana operacja sił specjalnych, szybko przeobraził się w rzeź i zamach terrorystyczny na niespotykaną dotąd skalę.
Skala horroru
Przytłaczającą większość ofiar palestyńskich terrorystów stanowią cywile. Napastnicy zajęli 20 miejscowości w południowym Izraelu i w wielu przypadkach szli z domu do domu, mordując każdego napotkanego człowieka, niezależnie od wieku czy pochodzenia. Tam, gdzie Izraelczycy zdołali zabarykadować się w domowych schronach, terroryści podpalali domy, wtaczając do nich płonące koła zapasowe samochodów.
Skalę horroru podsumował prezydent Icchak Herzog, podkreślając, że od czasów Holokaustu jednego dnia nie zginęło tak wielu Żydów. Minister obrony Joaw Galant stwierdził, że mordów dokonały bestie, z którymi Izrael odpowiednio się rozprawi. Premier Beniamin Netanjahu powiedział, że każdy członek Hamasu może uważać się już za martwego.
Od soboty Izraelska armia prowadzi operację bombardowania celów w Strefie Gazy na skalę wcześniej niewidzianą. W ciągu pierwszych 6 dni wojny na terytorium wielkości połowy gdańska spadło 6 tysięcy bomb lotniczych, równając z ziemią całe dzielnice.
Między innymi w gruzy zamieniła się prestiżowa dzielnica Riamal, gdzie mieściło się wiele instytucji finansowych. Izraelczycy atakują każdy cel w jakikolwiek sposób powiązany nie tylko z cywilnymi i militarnymi strukturami Hamasu, ale także z innymi frakcjami czy organizacjami, których milicje uczestniczyły w rzezi.
Równocześnie odcięto dostawy wody, żywności, prądu i paliwa dla 2,2 mln mieszkańców nadgranicznej enklawy, a Izrael nie chce słyszeć o pomocy humanitarnej dla jej mieszkańców. Minister energetyki państwa żydowskiego Israel Katz chce "pomoc humanitarną za pomoc humanitarną", czyli za uwolnienie jeńców i zakładników uprowadzonych przez Palestyńczyków.
Zdeterminowani, aby raz na zawsze zniszczyć Hamas
Armia izraelska przygotowuje się także do inwazji na Strefę Gazy. Logika prowadzenia wojny w tym miejscu i doświadczenia poprzednich konfliktów pokazują, że Izraelczycy zajmą otwarte tereny wzdłuż granic i w dwóch miejscach przebiją się do wybrzeża Morza Śródziemnego, dzieląc enklawę na trzy części.
Nie jest jasne, czy zdecydują się toczyć walki na terenach zabudowanych, których wiele jest ufortyfikowanych i przygotowanych do obrony przez 50-70 tys. członków lokalnych milicji. Izraelczycy są jednak zdeterminowani, aby raz na zawsze zniszczyć Hamas i inne milicje działające w Strefie Gazy, aby wydarzenia z soboty nigdy więcej się nie powtórzyły.
Jednym ze zdań często powtarzanych w Izraelu, zwłaszcza przez sympatyków prawicy, było stwierdzenie, że wrogowie tylko czekają, aby wszystkich wymordować. Bardziej liberalnie nastawieni rozmówcy odpowiadali, że te czasy już minęły, a nawiązywanie do Holokaustu należy do przeszłości. Masakra i bestialstwo terrorystów z Hamasu mordujących całe rodziny spowodowało, że Izraelczycy uzyskali pewność, iż sami muszą nie tylko wymierzyć sprawiedliwość sprawcom, ale przede wszystkim fizycznie zniszczyć wroga, który dał im dowód, iż rzeczywiście jedynie czyha na okazję do mordu.
Używają do tego całej siły, którą dysponuje jedna z najpotężniejszych armii na świecie bez względu na cierpienia palestyńskich cywili, gdyż, jak powiedział minister Galant: "Hamas otworzył wrota piekieł w Gazie".
Mobilizacja Izraelczyków
Nie tylko politycy i dowódcy są przekonani, że naszedł czas rozprawy z terrorystami. Około 300 tysięcy Izraelczyków, w tym tysiące specjalnie wracających zza granicy, zgłasza się do jednostek, aby iść na wojnę. Są głęboko przekonani, że nie tylko przyszłość ojczyzny, ale życie, fizyczne przetrwanie ich najbliższych, zależy od tego, co się stanie w najbliższych tygodniach na polach bitew Strefy Gazy.
Dlatego użyją wszelkich dostępnych środków, aby pomścić ofiary masakr, ale przede wszystkim wygrać wojnę bez względu na straty palestyńskie i krytykę społeczności międzynarodowej, jeżeli taka się pojawi. Wolą przeżyć, zapewnić sobie bezpieczeństwo i później tłumaczyć się ze swoich czynów, niż pozwolić, aby kiedykolwiek powtórzyły się sceny z Be’eri, Kfar Aza i wielu innych miejscowości południowego Izraela.
Dla Wirtualnej Polski Jarosław Kociszewski