"To był mój błąd. Rosja straciła co najmniej 150 tys. zabitych. Dla każdego innego kraju takie ofiary oznaczałyby koniec wojny". "Najprawdopodobniej nie będzie żadnego głębokiego i cudownego przełomu". "Na początku myślałem, że coś jest nie tak z naszymi dowódcami, więc zmieniłem niektórych z nich. Potem zacząłem przypuszczać, że może nasi żołnierze nie są gotowi do tego celu, więc zacząłem dokonywać zmian w poszczególnych brygadach" - to kluczowe fragmenty wypowiedzi gen. Walerija Załużnego dla brytyjskiego tygodnika "The Economist".
W ten sposób ukraiński dowódca postanowił rozliczyć się z kontrofensywy, która nie przyniosła spodziewanego przełomu. Wojna w Ukrainie zatrzymała się na linii okopów. Taka sytuacja sprzyja Rosji, bo to jej żołnierze nie dali się wygonić z okupowanych terenów. Rosjanie manifestują zadowolenie ze słów generała.
"Absolutnie nie wolno wygłaszać publicznie takich tez"
Według gen. Waldemara Skrzypczaka, wojskowy, który publicznie wygłasza takie słowa, nie ma prawa dowodzić. - Niebywałe! To co zrobił, jest największą klęską Ukrainy. Nie można dawać Putinowi powodu do satysfakcji. Teraz to rosyjscy dowódcy dostaną impuls, wzrośnie ich wiara, że nie zostaną pokonani na polu walki, a zawdzięczają to właśnie Załużnemu - kipi gniewem były dowódca wojsk lądowych.
- Absolutnie nie wolno wygłaszać publicznie takich tez. Dawać satysfakcji Rosjanom, wywołując u nich poczucie, jakoby wygrywali wojnę - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Problemy ukraińskiej armii. Trzy ważne aspekty
Brak pomysłów, błędy, złe doradztwo? Mnożą się przyczyny niepowodzenia
- Najbardziej mi szkoda tysięcy poległych ukraińskich żołnierzy. Tych, którzy szli do walki, wierząc, że operacje są zaplanowane tak, żeby zwyciężyć. I co? Okazuje się, że to było na marne. To porażające - komentuje dalej gen. Skrzypczak.
Wojskowy podkreśla, że założenie, iż straty wśród rosyjskich żołnierzy zatrzymają agresję, od początku było błędne. Jak tłumaczy, Rosja ma większe zasoby ludzkie i wojskowe niż Ukraina, a na Kremlu nie liczą się z ofiarami.
Polski wojskowy zwraca też uwagę, że Rosjanie mieli około osiem miesięcy na przygotowanie linii obrony m.in. w Zaporożu. Dlatego nie dziwi fakt, że atakująca te umocnienia ukraińska armia "połamała sobie zęby".
- Sądzę, że Załużnemu zabrakło kompetencji w dowodzeniu dużymi operacjami. Widzieliśmy, że od lata 2022 roku nie było pomysłów na prowadzenie operacji i pobicie Rosjan. Jeśli tak mu doradzali eksperci NATO, to widać, iż nie znają oni rosyjskich doktryn wojskowych - dodaje nasz rozmówca.
- Prezydent Wołodymyr Zełenski musi zrobić z tym porządek, jeśli chce liczyć na wsparcie Zachodu. Natomiast wniosek dla nas: nie wolno w żadnym wypadku odpuszczać Putinowi. Należy zaciskać mu na szyi pętlę sankcji i dostarczać Ukrainie uzbrojenie. Nadchodzi bardzo ciężki okres, ponieważ Rosja odbudowuje rezerwy i szykuje się do ofensywy zimowej - podsumowuje.
Dlaczego Zełenski zwyzywał Putina?
Według ekspertów, z którymi rozmawiała WP, jest jeszcze jeden dowód na to, że Ukraina i jej liderzy przeżywają najtrudniejsze chwile od początku wojny. Zełenski udzielił wywiadu amerykańskiej stacji NBC News, w którym po trudnym pytaniu o efekty ofensywy zwyzywał Putina, nazywając go "p*** terrorystą".
- Wojna zabiera z nas to, co najlepsze. Najlepszych bohaterów, mężczyzn, kobiety, dzieci. Ale Ukraina nie jest gotowa oddać swojej wolności temu p*** terroryście Putinowi. To wszystko. Dlatego walczymy - powiedział ukraiński prezydent (poniżej fragment wywiadu).
Według Maurycego Seweryna, eksperta mowy ciała (autora podręcznika "Wystąpienia publiczne") prezydent Ukrainy okazał w tym wystąpieniu autentyczną złość i furię. A zachrypnięty głos i zmęczenie wymalowane na twarzy tylko podkreślały wagę słów.
- Jednak słowa o Putinie nie były przypadkiem, zostały zagrane. Przy tym fragmencie Zełenski wyraźnie zerka na współpracowników i jest zadowolony z ich reakcji. Tak miało być. To przekleństwo mu się wcale nie wyrwało - ocenia Seweryn.
Ekspert podkreśla, że większe znaczenie może mieć to, dlaczego Zełenski posłużył się takim zabiegiem. - To był wywiad skierowany nie tylko do zachodniej opinii publicznej, ale także do Ukraińców, którzy mieli zobaczyć gniew swojego prezydenta - mówi dalej Seweryn.
- Moim zdaniem zobaczyliśmy emocje polityka, który ma świadomość, że jest coraz bardziej osamotniony. Wie, że nie radzi sobie z problemami wewnętrznymi kraju, jak korupcja i bogacenie się na wojnie urzędników. Wyzwolenie okupowanych terytoriów, które stało się jego misją życiową, zaczyna być odległą perspektywą. Zarazem nie może zejść z tej drogi, bo Ukraińcy mu tego nie wybaczą - podsumowuje ekspert od wystąpień publicznych.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski