Jesteś rozwiedziony i żyjesz w związku? Nowe stanowisko Watykanu to nie rewolucja [OPINIA]
To już ostateczna i jednoznaczna decyzja Kościoła. Osoby rozwiedzione w nowych związkach, po okresie rozeznania, mogą przystępować do Eucharystii. I choć dla wielu oznacza to radykalną zmianę nauczania Kościoła, to wcale tak nie jest. To kolejny etap reformy nauczania moralnego, którą rozpoczął już Jan Paweł II - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
14.10.2023 | aktual.: 14.10.2023 16:13
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Odpowiedź na "Dubia" (wątpliwości doktrynalne), jakie skierował do Dykasterii Nauki Wiary czeski kard. Dominik Duka, wywołała u części katolików (tych bardziej konserwatywnych) szok i niedowierzanie. Ich zdaniem papież Franciszek, a konkretniej prefekt dykasterii odpowiedzialnej za obronę doktryny, zmienił to, co nienaruszalne i dopuścił osoby żyjące w grzechu (tak bowiem Kościół interpretował to przez dziesięciolecia) do Eucharystii i to bez woli poprawy.
Bardziej liberalni katolicy, a szczególnie osoby żyjące w nowych związkach, odetchnęły z ulgą, bo oto okazało się, że doktryna jednak się zmienia, a Kościół zaczyna dostrzegać także sytuację osób, które - z różnych, niekoniecznie zależnych tylko od siebie powodów - żyją w związkach z perspektywy Kościoła o nieuregulowanym statusie.
I jedni, i drudzy powinni mieć jednak świadomość, że decyzja, o której obecnie piszą media, w istocie nie jest nowa, bowiem osoby rozwiedzione w nowych związkach zostały do Eucharystii dopuszczone już wcześniej. Odpowiedź kard. Victora Manuela Fernándeza na wątpliwości kardynała Duki to jedynie ostateczne potwierdzenie i doktrynalne uzasadnienie tego, co zostało już zadecydowane wcześniej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wcześniejsze stanowiska
Uważna lektura adhortacji papieża Franciszka "Amoris laetitia" pozwalała już wówczas postawić tezę, że papież pozwala osobom w nowych związkach, jeśli jest on trwały, nie można go rozwiązać i powrócić do poprzedniego partnera, gdy są w nim dzieci, a małżonkowie odkryli wiarę (lub do niej powrócili), na przystępowanie do komunii świętej.
Takie stanowisko też nie było zresztą zupełnie nowe, bo na przystępowanie do Eucharystii pozwolił osobom rozwiedzionym w nowych związkach już Jan Paweł II w adhortacji "Familiaris consortio", tyle że on opatrzył to zastrzeżeniem, że zgoda obowiązuje jedynie pod warunkiem, że osoby żyjące w nowym związku nie będą podejmowały aktywności seksualnej (to znaczy będą żyły we wstrzemięźliwości seksualnej, określanej niekiedy mianem "białego małżeństwa").
Kilka lat później sam Jan Paweł II uznał, że nawet upadki małżonków na drodze wstrzemięźliwości (jeśli nie będą stałe, a jedynie przydarzające się) nie są wskazaniem do odebrania im możliwości przystępowania do Eucharystii.
Franciszek poszedł jeszcze dalej i wskazał, że istnieją sytuacje, gdy wymóg wstrzemięźliwości mógłby niszczyć jedność i trwałość nowego związku i narażać go na rozpad, co byłoby kolejnym złem i cierpieniem. I w takiej sytuacji pozwolił w "Amoris laetitia" - po odpowiednim rozeznaniu (dokonywanym przez samych zainteresowanych lub z udziałem kapłana) na przystępowanie do Eucharystii nawet bez wskazanego przez papieża z Polski warunku.
Zobacz także
Episkopat Polski nie wprowadził zmiany
Dokument ten był jednak sformułowany na tyle łagodnie, by nie doprowadzić do schizmy, że część z episkopatów i teologów zwyczajnie nie uznała zawartej w nim treści albo zinterpretowała ją wbrew woli papieskiej.
Franciszek kilkukrotnie precyzował, co miał na myśli, publikował osobiste listy do kolejnych konferencji episkopatu (choćby do konferencji biskupów regionu Buenos Aires), w których jasno wskazywał, że jego wolą było dopuszczenie osób w nowych związkach do Eucharystii. Listy te zostały nawet opublikowane w "Acta Aposticae Sedis", co oznacza w języku doktrynalnym, że uznano je za oficjalne nauczanie papieskie.
Część Kościoła (w tym polski episkopat) owej korekty nie przyjął. Polscy biskupi mieli nawet ochotę wydać dokument, w którym jasno odcinali się od tej zmiany, ale zablokował go nuncjusz apostolski.
W niczym nie zmienia to jednak faktu, że w Polsce ta zmiana nie weszła w życie, choć w sąsiednich Niemczech obowiązuje od dawna. Efekt? Ten sam katolik, w tej samej sytuacji, może przystąpić do komunii świętej w Niemczech, a nie może w Polsce. Nieco to absurdalne, ale tak to właśnie wyglądało.
Zobacz także
Jesteś rozwiedziony? Możesz przystępować do Eucharystii
Teraz, tuż przed rozpoczęciem synodu o synodalności, papież zdecydował się skończyć okres rozdziału i niepewności. Jasno, w sposób ostateczny, wskazał, że jego wolą jest, by osoby rozwiedzione w nowych związkach mogły - także jeśli nie potrafią zdecydować się na życie we wstrzemięźliwości - przystępować do Eucharystii.
Jeśli polscy biskupi będą chcieli nadal się temu sprzeciwiać, to będą musieli otwarcie powiedzieć, że odrzucają jasne, wprost wyrażone i oczywiste stanowisko papieskie. Czy to zrobią? Wątpię, bo od dawna odpowiedzią na korekty nauczania katolickiego, jakiego dokonuje Franciszek, jest udawanie, że nic się nie stało, że to tylko media nadinterpretują nauczanie papieskie, że papież nie mógł tego zrobić, więc z pewnością tego nie zrobił, a nam się tylko tak wydaje.
Wszystko to podszyte jest nadzieją, że przyjdzie następny papież i zmieni stanowisko albo przynajmniej tak je "uściśli", że nic z niego nie zostanie. Tak jednak nie będzie.
Zmian zwyczajnie nie da się odwrócić
Kolegium kardynalskie (jeśli chodzi o elektorów) w ponad 70 proc. pochodzi z nominacji Franciszka, a to oznacza, że kolejny papież, nawet jeśli będzie nieco bardziej ostrożny (co nie jest wykluczone), nie będzie dokonywał konserwatywnego zwrotu ani nie będzie wycofywał obecnych decyzji.
One zostaną, a co najwyżej następcy obują je głębszymi teologicznymi wyjaśnieniami. Pewnych zmian, szczególnie, że przyjęto je dość powszechnie, zwyczajnie nie da się odwrócić.
Spójne uzasadnienie teologiczne
Istotne jest także to, że z odpowiedzi na "Dubia" kardynała Duki i z samej treści "Amoris Laetitia" wynika - wstępne i wciąż jeszcze niepogłębione, ale jednak spójne - uzasadnienie teologiczne owej decyzji, a także jej zakorzenienie we wcześniejszym nauczaniu Kościoła.
"Ten dokument opiera się na magisterium poprzednich papieży; to oni rozpoznali już możliwość przyjmowania Eucharystii przez rozwodników w nowych związkach, o ile tylko mają 'zobowiązanie do życia w pełnej wstrzemięźliwości, tj. do powstrzymania się od aktów właściwych małżonkom', jak zaproponował Jan Paweł II; lub też 'zobowiązują się przeżywać swoją relację… jako przyjaciele', jak zaproponował Benedykt XVI. Franciszek podtrzymał propozycję pełnej wstrzemięźliwości rozwodników w powtórnych związkach, ale dodał, że może być to dla nich w praktyce trudne, dlatego pozwolił w pewnych okolicznościach, po stosownym procesie rozróżniania, dopuszczenie do sakramentu pojednania, nawet jeżeli nie są wierni wstrzemięźliwości zaproponowanej przez Kościół'" - napisał kardynał Fernández.
Skąd ta zmiana? Otóż - jak wskazuje Franciszek w "Amoris Laetitia" - wymóg ów może być niebezpieczny dla trwałości nowego związku. "Wielu, znając i przyjmując możliwość pozostawania w związku 'jak brat i siostra', którą oferuje im Kościół, odkrywa, że jeśli brak pewnych wyrazów intymności, to 'nierzadko wierność może być wystawiona na próbę, a dobro potomstwa zagrożone'" - czytamy w przypisie 336. do "Amoris Laetitia".
Ta zmiana wynika, jak sądzę, z odmiennego postrzegania zarówno aktu seksualnego jak i samego małżeństwa. Obaj papieże zgadzają się, że małżeństwo jest nierozerwalne, i obaj dostrzegają, że są sytuacje, w których większym złem byłoby zerwanie nowego związku. I dlatego obaj godzą się na "duszpasterską akceptację" sytuacji nieuregulowanych. Co ich różni? Błędem byłoby uznanie, że tylko stosunek do reguł prawnych. Istotna różnica leży głębiej.
Otóż, jak sądzę, Franciszek ma świadomość, że jeśli - w pewnych okolicznościach - dobrem jest przetrwanie i kontynuowanie nowego związku, to może się okazać, że koniecznym, by dalej on trwał, jest współżycie seksualne. I dlatego nie wolno go zakazywać ani ograniczać.
Franciszek wydaje się też dostrzegać, że ostatecznie z perspektywy osoby porzuconej, to czy w nowym związku prowadzone jest, czy nie życie seksualne, nie ma znaczenia. I tak jest ona porzucona. Sprowadzenie zaś samego małżeństwa i jego trwania tylko do aktów także wydaje się przesadą.
Rozwój doktrynalny Kościoła
Zmiana ta oznacza też, że formacja religijna ma prowadzić do kształtowania dojrzałych, świadomych swojej wiary chrześcijan, którzy są - w sumieniu - zdolni do podejmowania własnych decyzji w sytuacji konfliktu rozmaitych wartości. Jest w niej także mocne przekonanie, że współczesna psychologia (i nie tylko) niesie ze sobą ogromną świadomość skomplikowanego charakteru ludzkich wyborów, ograniczonej przestrzeni wolności wyboru i świadomości itd.
To wszystko zaś wymaga pogłębienia rozumienia pewnych elementów antropologii katolickiej.
Z tą argumentacją, spójną i pokazującą rozwój doktrynalny Kościoła, a także unikającą pokusy prostego zerwania, musi się teraz zmierzyć Kościół w Polsce.
Udawanie, że nic się nie zmieniło, że wszystko zostało po staremu, jest nie tylko niewiernością wobec jasnego stanowiska Franciszka (nikomu nie wolno takiej niewierności, także motywowanej wiernością swojemu sumieniu, zakazać, ale trzeba wówczas uczciwie powiedzieć, że się nie zgadza z papieżem, a nie unikać zajęcia stanowiska), ale przede wszystkim nieuczciwością wobec wielu polskich katolików, którym papież pozwolił na coś, czego zakazują im polscy biskupi. Tak być nie powinno i nie może.
Warto też zacząć uczyć się życia w bardzo różnorodnym Kościele. Ani wrażliwość bardziej konserwatywna (nazwijmy ją tak umownie), ani progresywna nie znikną z Kościoła. Obie będą w nim obecne i to przez kolejne dziesięciolecia.
Potrzebujemy więcej wzajemnego szacunku, ale też wsłuchania się w swoje argumenty. Nie jest bowiem tak, że kardynałowie zadający "Dubia" nie mają swoich, wcale nie mocnych, racji. I nie jest tak, że odpowiedź na "Dubia" rozwiewa wszystkie pytania i wątpliwości. Teologia w nich zawarta jest wciąż w rozwoju, a bez poważnego traktowania zastrzeżeń do niej nie można jej rozwinąć.
Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski
* Autor jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF 24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in. "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia".