Rosja znów ośmieszona. Wiadomo, kim są bojownicy atakujący Biełgorod
Kilku członków Legionu Wolność Rosji oraz Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego, którzy w poniedziałek weszli na terytorium Rosji, zostało już rozpoznanych, a Rosja wydała za nimi listy gończe. Kim są ci, którzy najechali Rosję? Ten wątek jeszcze bardziej ośmiesza służby Władimira Putina.
23.05.2023 | aktual.: 23.05.2023 22:53
W relacjach o wyzwalaniu spod wpływu Kremla miejscowości pod Biełgorodem kilku bojowników wystąpiło bez kominiarek. Dlatego rosyjscy dziennikarze już po kilku godzinach rozszyfrowali ich tożsamość. To nie zawodowi komandosi, czy elita sił specjalnych, ale m.in. aktor teatralny, wokalista zespołu blackmetalowego oraz były żołnierz z separatystycznej Ługańskiej Republiki Ludowej.
Jednym z "sabotażystów, którzy weszli na terytorium obwodu biełgorodzkiego, jest pochodzący z Sankt Petersburga 40-letni aktor filmowy i teatralny Cyryl Kanachin" - donoszą rosyjskie media. W 2018 roku opuścił Rosję po wszczęciu przeciwko niemu sprawy karnej za "udział w nielegalnych działaniach" (rosyjskie media państwowe nie sprecyzowały zarzutów). Już w marcu został rozpoznany jako uczestnik działań partyzanckich w obwodzie briańskim w Rosji. Rosyjscy dziennikarze dotarli do matki aktora. Pokazali jej zdjęcia i filmy z wizerunkiem "terrorysty", który pozował we wsi koło Briańska.
- Cyryl Kanachin jest moim synem. Właściwie, oczy są bardzo podobne. Trudno powiedzieć, czy to on - powiedziała im Walentyna Pawłowna. Zwierzyła się, iż myślała, że Cyryl wyjechał, aby zajmować się nauczaniem jogi. Od półtora roku nie kontaktował się z rodziną. - Czy on będzie walczył ze swoim narodem? Nie sądzę. Co za bezsens?! Czy naprawdę jest takim bandytą, który zaatakował obwód briański? - oświadczyła, po czym wyrzekła się syna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To oni atakują Rosję. Matka bojownika już wyrzekła się syna
"Aktor-sabotażysta. Jego kariera okazała się jeszcze gorsza niż Zełenskiego. Grał epizody w kiepskim serialu kryminalnym "Głuszec". Dowiedziawszy się, co robi syn, matka wyrzekła się go" - pisze teraz o Kanachinie rosyjski serwis Life.
Wśród zidentyfikowanych osób jest 41-letni Aleksiej Dołgow. Według rosyjskiego serwisu "Uwaga Wiadomości" to on wystąpił w opublikowanym na Telegramie apelu Legionu "Wolność Rosji". Przed laty mężczyzna służył w rosyjskiej brygadzie strzelców zmotoryzowanych. Przed wojną z Ukrainą mieszkał w Pierwomajsku. Miasto od 2014 roku znajduje się pod kontrolą separatystycznej i nieuznawanej Ługańskiej Republiki Ludowej.
Dołgow nie był aktywny w mediach społecznościowych, aż do 2022 roku, kiedy to zamieścił swoje zdjęcie z przedmieść Kijowa z dopiskiem "Zgadnijcie, gdzie jestem". Później zamieścił kilka zdjęć i wpisów z rosyjskim sprzętem wojskowym, co sugerowało, że bierze udział w walkach, ale po stronie z Ukrainy.
Kolejnego bojownika rozpoznały już rządowe media. Agencja TASS, powołując się na źródła w służbach, podała, że występujący w relacjach żołnierz z pokaźną brodą to 39-letni nacjonalista Aleksiej Ljowkin. "Jest wokalistą neonazistowskiego zespołu blackmetalowego M8L8TH i członkiem narodowego batalionu "Azow", uznanego za organizację terrorystyczną. W ramach ukraińskiej grupy dywersyjnej przedarł się na terytorium obwodu biełgorodzkiego, został wpisany na listę poszukiwanych, wynika z bazy rosyjskiego MSW" - podano.
- 24 lutego obudziłem się około 10 rano, kiedy wojna była już w toku, a Telegram, aż pękał od putinowskiej propagandy. Szybko spakowałem swoje rzeczy i po 20 minutach byłem w korku, bo jechałem w kierunku wyjazdu z Kijowa, ale nie po to, żeby go opuścić - wspominał Ljowkin we wpisie na rocznicę wojny w Ukrainie. Poniżej jeden z jego wpisów.
- No szacun, bo spodziewałem się, że to raczej będą zawodowi żołnierze sił specjalnych - komentuje zdziwiony informacjami o bojownikach ppłk rez. Andrzej Kruczyński, były oficer GROM i ekspert Instytutu Bezpieczeństwa Społecznego. - Tymczasem można powiedzieć, że po części w akcji bierze udział pospolite ruszenie. Mimo że amatorzy widać, że są to ludzie doskonale wyposażeni, uzbrojeni i przygotowani. Zapewne uczyli się od najlepszych. Na tego typu akcję stać najbardziej zmotywowane osoby, mające świadomość, że idzie się na ziemię śmierci. Powrót może być niemożliwy - komentuje z podziwem.
Popłoch i strach w Rosji. "Propaganda tego nie odczaruje"
Według wojskowego eksperta akcja w obwodzie biełgorodzkim ponowie wykazała słabości rosyjskiego państwa, zawstydzające dziury w ochronie granicy, słabą reakcję służb. - Poradzenie sobie z takim oddziałem sabotażowym byłoby zadaniem dla rosyjskiego Specnazu. A gdzie jest specnaz? Został zdziesiątkowany podczas działań szturmowych na froncie - mówi dalej ppłk Kruczyński.
W poniedziałek grupa żołnierzy określających się jako Legion Wolność Rosji oraz Rosyjski Korpus Ochotniczy wkroczyła na teren obwodu biełgorodzkiego w Rosji. Zajęli kilka wsi odległych od granicy o około 15 km. Ukraińskie władze odcięły się od incydentu, komentując, że działania prowadzą obywatele rosyjscy przeciwni władzy Putina.
Jednocześnie na telegramowym koncie legionu pojawił się kolejny apel, aby mieszkańcy nie stawiali oporu. Zapewniano, że cywile nie są celem. Wiaczesław Gładkow, szef obwodu biełgorodzkiego uspokajał, że "siły zbrojne Federacji Rosyjskiej wraz ze służbą graniczną, Gwardią Narodową i FSB podejmują niezbędne działania w celu wyeliminowania wroga". Akcja miała zakończyć się w nocy. Tymczasem we wtorek rano okazało się, że siły rosyjskie nie są w stanie wygonić intruzów, a walki nadal trwają.
- Jestem pełen podziwu dla wykonawców, ponieważ widać, że to nie jest to akcja, aby wjechać do Rosji na chwilę, postrzelać i odejść. Oni wgryźli się najgłębiej, jak się dało i nie popuszczą. Tego szoku i strachu, jaki wywołali w Rosji, nie da się odczarować propagandą. Ci zwykli Rosjanie, którzy uciekali z domów, dobrze to zapamiętają - podsumowuje ppłk rez. Andrzej Kruczyński.
"Dywersanci skonfiskowali telefony komórkowe i ładowarki mieszkańcom Kozinki. Zrobiono to prawdopodobnie po to, aby okoliczni mieszkańcy nie przekazali informacji o lokalizacji sił zbrojnych. Krewni osób, które tam pozostały, opowiadali, że bojownicy wypędzili część mieszkańców z domów, aby urządzić w nich fortyfikacje" - relacjonuje we wtorek serwis BAZA.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski