Tego szukają Rosjanie? Na Moskwie znajdowały się rakiety z głowicami nuklearnymi
Na zatopionym przez ukraińską armię krążowniku Moskwa znajdowały się co najmniej dwie rakiety z głowicami nuklearnymi - stwierdził w rozmowie z serwisem Obozrevatel pierwszy zastępca przewodniczącego Związku Oficerów Ukrainy Jewhen Łupakow.
Pojawiają się kolejne doniesienia o zatopionym krążowniku Moskwa. Rosjanie rzucili się na pomoc zatopionego statku Kommunę - najstarszy i pozostający w ciągłej służbie okręt wojenny. Kommuna to rosyjski katamaran zamówiony w 1911 roku i pełniący rolę jednostki ratunkowej, przeznaczonej do udzielania pomocy zatopionym okrętom podwodnym. Po zatopieniu Moskwy Kommuna otrzymała nowe zadanie.
Głowice nuklearne na Moskwie
Według portalu Obozrevatel zdanie ma związek z obecnością na Moskwie co najmniej dwóch rakiet z głowicami nuklearnymi. O sprawie poinformował pierwszy zastępca przewodniczącego Związku Oficerów Ukrainy Jewhen Łupakow. Według niego broń leży obecnie na dnie morza i nie stanowi zagrożenia.
- Nie ma zagrożenia wyciekiem z głowic jądrowych, bo broń jest świetnie chroniona. Jedyną możliwością byłoby uszkodzenie rakiet, ale jestem pewien, że tak się nie stało. Tło promieniowania w miejscu zatopienia Moskwy nie jest zwiększone - powiedział Łupakow.
Dodał też, że rosyjskie statki znajdujące się na Morzu Czarnym prawdopodobnie wyposażone są w pociski manewrujące Calibre i taktyczną broń jądrową. Według oficera uderzenie w dowolne miasto taką bronią mogłoby spowodować szkody porównywalne do "połowy Hiroszimy lub połowy Nagasaki".
Łupakowa jest jednak pewny, że do uderzenia nie dojdzie. Rosja miałaby się obawiać odpowiedzi ze strony sojuszników Ukrainy. - Gdyby tylko zostałaby wykorzystana ta broń taktyczna, na Moskwę przypuszczono by kilka strategicznych uderzeń i byłoby po sprawie - dodał.
Załoga składała się z poborowych
Dziennikarze śledczy "Agencji", na których informacje powołuje się Ukraińska Prawda, dotarli do dwóch źródeł, które twierdzą, że załoga zatopionego 14 kwietnia rosyjskiego krążownika "Moskwa" składała się w dwóch trzecich z poborowych odbywających na okręcie zasadniczą służbę wojskową.
Pierwszy z informatorów "Agencji", osoba będąca w stałym kontakcie z rodzicami zaginionych marynarzy z "Moskwy", uważa, że około 300 z 500 członków załogi okrętu stanowili poborowi. - Marynarze bez doświadczenia, tzw. pomywacze, zawsze są potrzebni na okrętach. Poborowych zawsze rozdzielano pomiędzy statki rosyjskiej marynarki wojennej - mówił.
Natomiast drugie źródło w osobie weterana rosyjskiej marynarki wojennej w randze kapitana powiedziało dziennikarzom "Agencji", że na krążowniku była spora rotacja poborowych. - Gdy wykonywaliśmy misje bojowe, to nigdy nie mogliśmy odesłać szybko poborowych do ich matek, by zastąpić ich żołnierzami zawodowymi - zaznaczył.
Źródło: news.obozrevatel.com
Czytaj też: Zbrodniarz z Buczy zgubił w Ukrainie telefon. "Oni już wiedzą, że są znani na całym świecie"