Spięcie na konferencji prezesa PiS. Kaczyński zwrócił się do dziennikarza TVN24
Rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Rafał Bochenek na konferencji prezesa partii i szefa MON sam wybierał dziennikarzy, którzy mogą zadać pytanie Jarosławowi Kaczyńskiemu. Gdy reporter TVN24 chciał dopytać o ewentualną dymisję Mariusza Błaszczaka, lider PiS stwierdził, że ten zachowuje się jak "przedstawiciel Kremla".
Jarosław Kaczyński po długiej nieobecności z powodów zdrowotnych wrócił do aktywności partyjnych. W sobotę wspólnie z szefem MON-u Mariuszem Błaszczakiem w Kopczanach w powiecie augustowskim zainaugurowali akcję "Trasa dotrzymanego słowa". Po krótkich przemowach podczas konferencji prasowej nadszedł na czas pytania od mediów.
Rzecznik PiS blokuje pytania od TVN24? "Czas nas goni"
Jako pierwsza pytanie zadała dziennikarka TVP Info. Następnym w kolejce był dziennikarz TVN24 Mateusz Grzymkowski. Rzecznik PiS Rafał Bochenek uniemożliwił mu jednak zadanie pytania. - Bardzo proszę o kolejne pytanie, ale widzę, że wśród nas jest niewiele kobiet dziennikarek, więc może przepuścimy panie, bądźmy dżentelmenami. Dajmy szansę kobiecie. Panie redaktorze, bardzo proszę, puśćmy kobietę, puścimy kobietę - twardo oponował polityk partii rządzącej.
Po tym, jak Jarosław Kaczyński odpowiedział na pytanie reporterki Polsat News, konferencja prasowa się... zakończyła. - Czas nas bardzo mocno goni, mamy dosyć duże opóźnienie - tłumaczył Bochenek, nie pozwalając na zadanie kolejnego pytania.
Grzymkowski po tym, jak przepuścił reporterkę Polsat News, chciał dopytać o ewentualną dymisję szefa MON Mariusza Błaszczaka. - Mikrofon jest wyłączony, także proszę nie krzyczeć - ciągnął dalej rzecznik PiS.
- Ale ja mogę odpowiedzieć. W tym momencie, niestety, jestem do tego zmuszony, to nie jest żadna osobista wobec pana uwaga, traktować jako przedstawiciela Kremla. Bo tylko Kreml chce, żeby ten pan [Mariusz Błaszczak - przyp. red.] przestał być ministrem obrony narodowej - stwierdził Kaczyński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W połowie maja minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak zabrał głos ws. rosyjskiej rakiety znalezionej w lesie pod Bydgoszczą. - Zgodnie z ustaleniami kontroli dowódca operacyjny zaniechał swoich instrukcyjnych obowiązków, nie informując mnie o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej - oświadczył wicepremier.
W ocenie wojskowych, z którymi rozmawiała WP, sposób działania szefa MON był nieodpowiedni. - To, jak postąpił minister Mariusz Błaszczak, jest skandaliczne. Nie chce mi się wierzyć, że dowódca operacyjny miesiąc po incydencie w Przewodowie, nie poinformowałby swoich przełożonych o zdarzeniu. Kiedy minister obrony narodowej nie wiedział o incydencie? Pięć, dziesięć, piętnaście minut po tym, jak rakieta wleciała na terytorium Polski? To kuriozalne. Wygląda na to, że minister szuka kozła ofiarnego - oceniał płk Maciej Matysiak, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Kluby KO i Lewicy przygotowały wniosek o wotum nieufności wobec szefa MON Mariusza Błaszczaka, który wkrótce może trafić pod obrady Sejmu. - Mariusz Błaszczak atakując polskich generałów i kłamiąc na ich temat okazał się człowiekiem bez odwagi, nie potrafił wziąć na siebie odpowiedzialności za błędy i po prostu stchórzył. A wczoraj [w czwartek - przyp. red.] okazał się człowiekiem bez honoru, uciekł z Sejmu, uciekł z posiedzenia komisji, bo bał się stawić czoła bardzo niewygodnym pytaniom - mówił w piątek szef klubu KO Borys Budka.