PublicystykaJarosław Kociszewski: Świat emocjonalnie reaguje na decyzję Trumpa. Polska też uczestniczy w zamieszaniu

Jarosław Kociszewski: Świat emocjonalnie reaguje na decyzję Trumpa. Polska też uczestniczy w zamieszaniu

Decyzja prezydenta Donalda Trumpa o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela wywołała wzburzenie w wielu miejscach na świecie. Na Bliskim Wschodzie grozi to wybuchem przemocy. Polska również ma swój udział w dyplomatycznym zamieszaniu.

Jarosław Kociszewski: Świat emocjonalnie reaguje na decyzję Trumpa. Polska też uczestniczy w zamieszaniu
Źródło zdjęć: © Getty Images
Jarosław Kociszewski

Decyzje polityków z dalekiego Waszyngtonu dotyczące chociażby Bliskiego Wschodu zawsze wydają się odległe. To ciekawe uczucie, gdy zaczynają mieć bezpośredni wpływ na rzeczy tak prozaiczne, jak trasa przejazdu z jednego miasta do drugiego. Jestem właśnie w północnym Libanie, gdzie Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM) pomaga uchodźcom z Syrii. Wizyta dobiega końca i muszę wrócić do Bejrutu. Kłopot w tym, że droga prowadzi przez miasto Tyr i w pobliżu dwóch obozów uchodźców palestyńskich.

Tyr słynie z tego, że przy każdej możliwej okazji wybuchają tam zamieszki, co w tym wypadku często oznacza wymianę ognia. Palestyńczycy z obozów Nahr el-Bared i Baddawi również są uzbrojeni i pewnie wyjdą na ulice, żeby zaprotestować przeciwko decyzji Trumpa. W rezultacie droga do Bejrutu może się bardzo wydłużyć. Niby nic, a pojawia się nowy element ryzyka, który kosztować może kolejnych kilka godzin przebijania się opłotkami.

Radość Izraela i zapowiedź „piekielnego” gniewu

Z potencjalnym wybuchem przemocy liczą się Izraelczycy. Shaarey Zedek, jeden z najważniejszych szpitali w Jerozolimie, ogłosił stan pogotowia wśród personelu izby przyjęć, bo liczy się z protestami Palestyńczyków i ofiarami . Równocześnie na murach starego miasta wyświetlono dwie połączone flagi: izraelską i amerykańską. To wyraz rzeczywistej radości i wdzięczności. Obywatele państwa żydowskiego zawsze uważali całą Jerozolimę, wraz ze wschodnią, arabską częścią zajętą w 1967 r., za swoją stolicę.

Jednak tak wyraźny obraz wdzięczności Izraelczyków za deklarację USA na murach świętego miasta wywołałby wściekłość wśród arabskich mieszkańców Jerozolimy. Na szczęście znajduje się w takim miejscu, że nie widać go z dzielnic palestyńskich. Na razie o aktach przemocy nie słychać, jedynie Hamas w Gazie powiedział, że deklaracja Trumpa „otwiera bramy piekieł”. Setki ludzi wyszły na ulice Gazy, a Hamas ogłosił „dzień gniewu i przemocy”.

Uczucie wzburzenia jest tak silne w świecie arabskim i muzułmańskim, że nawet tunezyjskie związki zawodowe wezwały do protestów z powodu „wypowiedzenia wojny” przez Trumpa. Demonstranci wyszli też na ulice Stambułu.

Bliskowschodni politycy wpisują się w ten trend. Nie mają innego wyjścia, niż potępienie i przynajmniej przeczekanie fali złości, która mogłaby ich zmieść. Jordania, której król jest strażnikiem miejsc świętych w Jerozolimie, uznaje deklarację Trumpa za nieważną z prawnego punktu widzenia. Podobnego zdania są Egipcjanie. Prezydent Turcji Erdogan zapowiada nawet zerwanie stosunków dyplomatycznych z państwem żydowskim.

Europa protestuje, tylko Czesi są inni

Protestują też Europejczycy, rozmaite organizacje międzynarodowe zwołują pilne posiedzenia, ale Izraelczycy dobrze wiedzą, że to już niczego nie zmieni, wychodząc z założenia, że politycy z całego globy pokrzyczą, wyrażą zaniepokojenia, a później zajmą się swoimi sprawami. Trump dokonał wyłomu w 70-letniej polityce, która, w założeniu, miała dawać szanse na porozumienie z Palestyńczykami. Oficjalny status Jerozolimy miał zostać określony na drodze negocjacji.

W sposób bardzo niekonwencjonalny zareagowali Czesi, którzy uznali Zachodnią Jerozolimę za stolicę Izraela. Tylko Praga wpadła na pomysł, który potencjalnie nie spodoba się nikomu. Zwłaszcza Izraelczycy będą niezadowoleni z tego, że Czechy opowiedziały się za utrwaleniem podziału miasta, które oni, oraz Amerykanie, uważają za swoją „niepodzielną” stolicę. Z kolei dla Palestyńczyków każde formalne przyznanie praw państwu żydowskiemu do świętego miasta jest nie do przyjęcia.

Polski sposób na dyplomatyczne zamieszanie

Przy okazji bliskowschodniego kryzysu wywołanego przez Donalda Trumpa także swój mały kryzys postanowił wywołać szef polskiego MSZ Witold Waszczykowski. W Brukseli powiedział dziennikarzom, że Polska uznaje Tel-Awiw za stolicę. Prawdą jest, że nasza ambasada znajduje się w Tel-Awiwie, ale przed całe dekady Polska i inne kraje jak ognia unikały takich deklaracji, żeby utrzymać stan wygodnych niedomówień.

Słowa Waszczykowskiego na pewno nie spodobają się w MSZ w Jerozolimie, bo tam fizycznie znajdują się izraelskie ministerstwa, choć formalnie świat nie uznaje tego miasta za stolicę – teraz z wyłączeniem USA i częściowo Czech. Tel-Awiw też nie jest uznawany za stolicę, a politolodzy i specjaliści od prawa międzynarodowego od dekad kłócą się nad rozwiązaniem tego problemu. Dlatego Europejscy dyplomaci krytykują decyzję Trumpa o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela, ale nie twierdzą, że stolicą jest Tel-Awiw. Trudno zrozumieć, dlaczego akurat teraz minister Waszczykowski poszedł o krok dalej i wypowiedział słowa, które mogą jedynie pogorszyć relacje polsko – izraelskie.

Z Bejrutu Jarosław Kociszewski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)