- Proszę rząd o przyjęcie kompleksowego pakietu rozwiązań mających na celu podniesienie jakości płatnego naboru na uczelnie. Już w 2026 roku należy przeprowadzić go według nowych zasad. Powinny one wykluczyć nadmierny nabór na kierunki, na które nie ma popytu ze strony gospodarki i rynku pracy – powiedział Putin podczas posiedzenia Rady ds. Nauki i Edukacji.
Wielu niepotrzebnych specjalistów
Według niego nabór na takie kierunki "czasami po prostu wygląda nieestetycznie".
Prezydent zauważył również, że w przypadku tych specjalności odnotowano "bardzo niski poziom przygotowania specjalistów, którzy w ostatecznym rozrachunku nikomu nie są potrzebni".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wystarczył celny strzał. Żołnierze Putina dali się zaskoczyć
Wcześniej, podczas posiedzenia, minister nauki i szkolnictwa wyższego Walery Fałkow stwierdził, że dotkliwy niedobór kadr na rynku pracy, w szczególności brak inżynierów, "stanowczo wymaga regulacji płatnego naboru na uniwersytety".
- Obecnie dominują tu ekonomia, zarządzanie i prawo. Płatny nabór również należy ukierunkować na potrzeby państwa - podkreślił Fałkow.
W związku z tym zwrócił się o przyznanie Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego uprawnień do zatwierdzania planów płatnego naboru na uniwersytety "niezależnie od ich przynależności resortowej".
Nadmiar prawników i ekonomistów
Ponadto, według Fałkowa, preferencyjne kredyty na edukację ze stopą procentową 3 proc. powinny być dostępne "tylko dla kandydatów na priorytetowe kierunki, przede wszystkim inżynieryjne".
- A obecnie ponad jedna trzecia kredytów jest przyznawana na płatne studia ekonomistów i prawników, co wyraźnie nie odpowiada zapotrzebowaniu na kadry - powiedział Fałkow.
Rosyjskie uczelnie już wcześniej krytykowano za kształcenie "nadmiarowych" prawników i ekonomistów.
Już w 2018 roku Rosobrnadzor zwracał uwagę, że młodym ludziom, którzy ukończyli studia na tych kierunkach, trudno jest znaleźć pracę.
- To największy segment, w którym rosyjskie uczelnie wciąż kształcą studentów. Pytanie brzmi - po co rozmywać rynek pracy, skoro obecnie liczby przyjęć są planowane, uzgadniane z regionami i deklarowane zgodnie z konkretnym zapotrzebowaniem? Po co wypuszczać dziesięć razy więcej prawników i ekonomistów, skoro później nie znajdą pracy? – oburzała się wówczas pełniąca funkcję zastępczyni szefa resortu Natalia Naumowa.