USA. Trump kontra Biden. Za nami pierwsza debata
W USA odbyła się pierwsza debata prezydencka przed wyborami, które zakończą się 3 listopada. Wielu komentatorów skłania się ku temu, że była to jedna z gorszych merytorycznie debat w historii kraju. Zamiast dyskusji na argumenty, widzowie zobaczyli serię wyzwisk i pokrzykiwań kandydatów.
30.09.2020 06:27
USA. Z wtorku na środę polskiego czasu w Cleveland w stanie Ohio starli się ze sobą urzędujący prezydent Donald Trump i były wiceprezydent Joe Biden. Jeśli licznie zgromadzeni przed telewizorami widzowie spodziewali się merytorycznej debaty, to musieli obejść się smakiem. Zamiast niej obaj kandydaci skupili się na przerywaniu i dogryzaniu oponentowi.
W tym prym wiódł urzędujący prezydent. Donald Trump co rusz wchodził w zdanie Bidenowi zmuszając prowadzącego debatę Chrisa Walleca do interwencji. Nie mogąc dokończyć swoich wypowiedzi Biden albo nerwowo się uśmiechał, albo odpowiadał Trumpowi pięknym za nadobne, nazywając go "klaunem" i prosząc żeby "w końcu się zamknął".
USA. Trump vs. Biden. Spór o Sąd Najwyższy
A o czym mówili kandydaci, kiedy decydowali się odpowiadać na pytania prowadzącego? Choćby o Sądzie Najwyższym USA i ostatniej nominacji Donalda Trumpa w tej instytucji. Po śmierci szanowanej sędzi Ruth Bader Ginsburg urzędujący prezydent w ekspresowym tempie mianował Amy Coney Barrett z federalnego sądu apelacyjnego. Tym samym powiększył zasób głosów konserwatystów, którzy od teraz dysponują przewagą głosów 6:3.
Joe Biden wyrażał pretensje do prezydenta, że dokonał nominacji tak szybko. Z kolei Trump odpowiadał, że został wybrany na cztery lata, a nie na trzy i niesie to takie konsekwencje, że może przez ten czas podejmować istotne decyzje. Cztery lata temu Republikanie zablokowali kolejną nominację do Sądu Najwyższego po śmierci sędziego Antonina Scalii mimo, że wówczas do wyborów pozostawało dziewięć miesięcy.
USA. Trump vs. Biden. Podatki Trumpa i koronawirus
Prowadzący debatę dziennikarz zadał Donaldowi Trumpowi pytanie na temat rewelacji "New York Timesa" dotyczących jego zeznań podatkowych. Według gazety prezydent miał zapłacić w ostatnich latach raptem kilkaset dolarów podatku dochodowego. Donald Trump jest jedynym prezydentem od 50 lat, który odmawia ujawnienia swoich zeznań podatkowych. Pytany o nie Trump odpowiedział jednoznacznie, że zapłacił "miliony dolarów podatków".
Tematem, który rozgrzewał debatę była także epidemia koronawirusa. Od jej rozpoczęcia w USA zmarło 200 000 osób. Urzędujący prezydent bronił się mówiąc, że dzięki jego administracji znacząco obniżono ceny leków i teraz są "tanie jak woda". Trump nazywał koronawirusa "chińską plagą" i mówił, że nie wiadomo ile osób zmarło na COVID-19 w Rosji, Indiach czy samych Chinach. Demokratów obwiniał zaś za epidemię... świńskiej grypy sprzed lat, którą nazwał katastrofą.
Z kolei Biden atakował Trumpa mówiąc, że ten oszukał Amerykanów, gdy w lutym bieżącego roku lekceważył zagrożenie związane z koronawirusem. Biden wyliczał, że Trump kilkukrotnie zapewniał, że "wirus zniknie" na Wielkanoc lub "gdy tylko zrobi się ciepło". Obaj kandydaci różnili się także w interpretacji tego, czego chcą Amerykanie w związku z epidemią. Według Trumpa najważniejsze jest to, żeby biznes funkcjonował jak do tej pory. Biden uważa, że ludzie "przede wszystkim chcą się czuć bezpieczni".
USA. Trump vs. Biden. Wątek protestów i syn Bidena
Innym istotnym wątkiem debaty były protesty i wybuchy przemocy, które przetaczają się przez amerykańskie miasta od śmierci George'a Floyda. Przypomnijmy, George Floyd był Afroamerykaninem zabitym podczas interwencji policji 25 maja bieżącego roku. Brutalność funkcjonariuszy sprawiła, że protestujący masowo wyszli na ulice, a pokojowe demonstracje szybko zamieniły się w regularne zamieszki.
Biden atakował Trumpa mówiąc, że ten zamiast tonować nastroje, to raczej je podgrzewał. Wypominał prezydentowi, że ten widząc protestujących przed Białym Domem "uciekł do swojego bunkra", a następnego dnia fotografował się z Biblią. Trump z kolei wypomniał Bidenowi, że ten miał 25 lat wcześniej nazwać Afroamerykanów "superdrapieżnikami". To akurat cytat z Hillary Clinton. Biden zaprzeczył żeby kiedykolwiek użył takich słów.
Trump wymieniał także zamieszki na tle rasowym, które miały miejsce za rządów tandemu Obama-Biden. Zarzucił swojemu kontrkandydatowi, że nie jest w stanie jednoznacznie potępić przemocy na ulicach, ponieważ jest zakładnikiem "skrajnie lewicowego skrzydła".
W debacie powracał także wątek młodszego syna Joe Bidena. Trump zarzucał mu, że pracował dla chińskiej firmy i brał pieniądze od rosyjskich oligarchów. Z kolei sam Biden wspomniał o swoim starszym synu, Beau, który w 2015 roku zmarł na nowotwór mózgu. Został on przywołany jako przykład patrioty i weterana wojennego. Trumpowi wcześniej zarzucano, że gdy nie ma wokół niego kamer naigrywa się z wojskowych, a służbę ochotniczą uważa za "frajerstwo".
Kolejna debata prezydencka odbędzie się w przyszłym tygodniu. Zmierzą się w niej ze sobą urzędujący wiceprezydent Mike Pence i kandydująca na ten urząd Kamala Harris.