Tusk zaskoczył Kaczyńskiego. Bardzo [OPINIA]
Podczas wieczoru wyborczego Jarosław Kaczyński nie miał najlepszego nastroju, chociaż jego partia była na pierwszym miejscu. Dobrze rozumiał, że jest kwestią czasu, kiedy Tusk będzie rządził. Największym zaskoczeniem dla prezesa PiS jest jednak to, jak Tusk swoje rządy rozpoczął - pisze dla Wirtualnej Polski dr Barbara Brodzińska-Mirowska.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Państwo i jego kluczowe instytucje są znaczącą osłabione po 8 latach rządów prawicy. To skutek traktowania go jak własność partyjną. W wizji Kaczyńskiego państwo nie jest dla obywatela, tylko dla władzy. PiS przyzwyczaiło się, że instytucje działają, tak jak sobie zażyczy partia. A partia jest ostatecznym posiadaczem władzy politycznej. Obywatele w tej sytuacji są tylko świadkiem polityki, a nie jej aktywnymi uczestnikami. - Jest taka prośba o to, aby nas popierać, a nie przeszkadzać - mówił Kaczyński podczas spotkania z wyborczynią. Oczywiście Kaczyński liczył na to, że wygra trzecią kadencję i wówczas mógłby domknąć system według swojej logiki.
Instytucje państwowe są wprawdzie pokiereszowane, ale kiedy PiS jest w opozycji, ta sytuacja ma polityczne zalety. Umocowanie instytucjonalne z urzędem prezydenta na czele, dało PiS spore narzędzia do tego, aby nowemu rządowi życie utrudnić. Kaczyński władzę stracił, ale jednocześnie zaminował strukturę władzy. Czego Tusk nie dotknie, tam czeka go mnóstwo wyzwań i pułapek - głównie prawnych.
Kaczyński spodziewał się, że dwa pierwsze lata rządów upłyną koalicji na apelach o cierpliwość, tłumaczeniu konieczności zaciskania pasa oraz rozkładaniu rąk w oczekiwaniu na wybory prezydenckie. A w tle pojawiać będzie się frustracja koalicjantów oraz rozgoryczenie elektoratu. Tymczasem, spotkało go duże zaskoczenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Porażka PiS. "Więźniów politycznych" nie "kupuje" nawet ich elektorat
Skuteczny jak Tusk
Donald Tusk bez wahania rozpoczął walkę z "imposybilizmem", który latami zarzucał mu Kaczyński. Co więcej, jest w tej walce bardzo skuteczny. Skuteczność Tuska obnaża też absolutny brak skuteczności środowiska PiS. Kaczyński stracił zatem swój kluczowy znak rozpoznawczy, czyli skuteczność, która przez blisko dekadę była powodem, dla którego PiS przekraczał wszelkie możliwe granice. A także, dla którego mogła być realizowana bez względu na konsekwencje linia, która służyła partii.
To, co się dzieje w ostatnich tygodniach, wybiło liderów PiS z rytmu. Wszystko to, co robią w opozycji, od połowy grudnia w zasadzie należy interpretować jako przejaw działania w afekcie, jeśli nie paniki. Bez pomysłu, co z tym fantem zrobić w dłuższej perspektywie.
W efekcie partia Kaczyńskiego jest dziś tam, gdzie 8 lat temu była PO. Najbardziej dosadnym tego obrazem były przeprosiny, które Mateusz Morawiecki składał wyborcom na antenie Radia Zet, przywołując w pamięci słowa Ewy Kopacz - "Rządzimy prawie osiem lat i trochę błędów się nazbierało. Niektórzy z nas po prostu zawiedli".
Tymczasem premier Tusk gra mocno, idzie na zwarcie i jest w tym konsekwentny. Gra w grę siły, którą Kaczyński rozumie. Ostatnie tygodnie pokazały mu bowiem, co się może zacząć dziać, kiedy państwo przejmuję inicjatywę i zaczyna działać, kiedy instytucje państwa realizują zadania zgodnie z interpretowanymi przez siebie procedurami.
Kaczyński jest zaskoczony
Państwo, które wstaje z kolan za rządów Tuska, jest dla Kaczyńskiego dużym zaskoczeniem. Ale przede wszystkim rodzi jego głębokie obawy. Nie tak bowiem miało być. Skutecznie i silne instytucje państwowe będą bezlitosne dla rozliczania polityków PiS. Ale silne instytucje będą też przywracać państwo obywatelom.
W wizji Tuska to państwo, a nie partia, ma być centrum władzy, skutecznie egzekwując jednolitość jej sprawowania wobec wszystkich zależnych instytucji. To fundament tego, co Tusk określa jako rozliczenie, zadośćuczynienie i pojednanie. Władza z partyjnych gabinetów wróciła do rządu, czego przykładem są nominacje na wiceministrów będących w ogromnej mierze kluczowymi politykami koalicji 15 października.
Czy nowy rząd w tej grze popełnia błędy? Oczywiście. Rząd idzie po bandzie, czego dowodem jest decyzja KRS o niewpisaniu do rejestru nowych władz TVP. W żywotnym interesie ekipy Tuska leży to, aby takich błędów unikać. PiS wykorzystuje i będzie wykorzystywać mniejsze lub większe potknięcia nowej ekipy, zarzucając im łamanie konstytucji, hipokryzję lub "terror praworządności". Bo przecież skoro wszyscy łamią prawo, to w sumie bez różnicy, kto rządzi.
A jednak, praworządność Kaczyńskiego i Tuska to dwie, zupełnie inne bajki. Instytucje państwowe poprzez stosowanie procedur prawnych będą kontrolować rząd Tuska i należy się spodziewać, że będzie on czekać na te decyzje i będzie się do nich stosować i na nich polegać. Czy mu się to podoba czy nie. Praworządność Kaczyńskiego sprowadzała się to tego, że on wiedział jakiego rozstrzygnięcia potrzebuje, a zreformowany system sprawiedliwości - z udziałem polityków PiS - miał mu to jedynie dostarczyć. To powód, dla którego symetryzowanie w kontekście demokracji i praworządności jest szkodliwe i nie powinno mieć racji bytu.
Barbara Brodzińska-Mirowska* dla Wirtualnej Polski
*Autorka wykłada w Katedrze Komunikacji, Mediów i Dziennikarstwa UMK w Toruniu, jest autorką Podcast460.