Polska droga do NATO, czyli co na to powie Wielki Brat?
• W polskich staraniach o członkostwo w NATO największym oponentem była Rosja
• Paradoksalnie, gdy Polska w końcu wchodziła do Paktu, jej armia niewiele różniła się od tej z czasów Układu Warszawskiego
12 marca 1999 r. na placu Piłsudskiego w Warszawie wciągnięto dwie flagi – biało-czerwoną Polski i błękitną NATO. Kilka tysięcy kilometrów od tego miejsca, w Independence w USA w stanie Missouri, szef polskiej dyplomacji i sekretarz stanu USA, Bronisław Geremek i Madeleine Albright dopełnili akcesyjnych formalności. Pakt NATO powiększył się o kolejne 3 państwa, z 16 do 19, w tym o Polskę. Po niemal dekadzie istnienia III RP, Polska stała się członkiem NATO. Ta doniosła chwila stała się pretekstem do symbolicznych uroczystości w Warszawie, przepełnionych żołnierską surowością i oddających hołd pochowanemu tutaj nieznanemu żołnierzowi. Droga, którą pokonała Polska do tej chwili była długa, kręta i z wieloma kocimi łbami po drodze, ustawianymi przez Wielkiego Brata.
Quo Vadis?
''W latach 1989–1990 i przez znaczną część roku 1991, członkostwo w NATO należało do sfery życzeń, nie zaś realnej polityki'' – stwierdzał bez ogródek twórca polskiej polityki zagranicznej pierwszych lat III RP Krzysztof Skubiszewski. Na zarzuty o prowadzeniu przez niego zachowawczej polityki zagranicznej i w konsekwencji ''finlandyzacji'' Polski odpowiadał: ''Unikajmy tego terminu [...] Polska odzyskuje niepodległość na swój sposób''.
Po zmianach w 1989 r. jednym z największych wyzwań było zapewnienie Polsce bezpieczeństwa zewnętrznego. W momencie objęcia władzy przez rząd Mazowieckiego Polska była członkiem Układu Warszawskiego, a na jej terytorium stacjonowało 56 tys. żołnierzy radzieckich. Wielki Brat miał poważne problemy, ale dalej budził grozę i respekt u swoich satelitów, choć nie miał zamiaru ingerować militarnie w ich sprawy. Radziecki minister spraw zagranicznych Eduard Szewardnadze wypowiadał się w październiku 1989 r., że ''to co dzieje się w Polsce, nie wywołuje u nas alergii''. Z drugiej strony NATO było niechętne udzielaniu Polsce jakichkolwiek gwarancji bezpieczeństwa. Pomimo używania w oficjalnych wypowiedziach kwiecistych słów - jak to robił jesienią 1989 r. sekretarz generalny NATO Manfred Wörner mówiąc, że ''na Wschodzie otwarte zostały okna. Alianci nie dopuszczą do tego, by można je było zatrzasnąć'' - stanowisko państw NATO na przyjęcie Polski było sceptyczne.
Na zachodzie nie miano pewności co do trwałości zmian w regionie. Podejmowanie wiążących decyzji w tym czasie musiało oznaczać drażnienie poturbowanego lwa w Moskwie. W tej sytuacji polski rząd stanął na gruncie neutralności wobec obu tych sił, starając się pomiędzy nimi lawirować. Zachowawcza postawa prawdopodobnie wynikała ze strachu przed Wielkim Bratem. Do połowy 1991 r. polska doktryna obronna w dalszym ciągu uznawała za największego wroga państwa NATO.
Palącym problemem, który rząd odwlekał w czasie, był temat wojsk radzieckich w Polsce. Stał on się wkrótce kością niezgody wśród polskich polityków. Na początku 1990 r. sprawą zajął się w swoim stylu Lech Wałęsa. Zapytał on przed kamerami telewizji zmieszanego ambasadora radzieckiego w Polsce Władimira Browikowa: ''Kiedy wycofacie wojska z Polski?'' i nie czekając na jego odpowiedź stwierdził: ''Musi się to stać przed końcem tego roku''. Oficjalna nota w tej sprawie wpłynęła jednak dopiero we wrześniu 1990 r. Sowieci grali na zwłokę.
Rozmowy na temat wycofania wojsk radzieckich z Polski podjęto z inicjatywy strony polskiej dopiero pod koniec 1990 r. Pierwsze jednostki radzieckie wróciły do domu już na wiosnę 1991 r. Ustalono, że ostatni żołnierze radzieccy opuszczą terytorium Polski do końca 1993 r., co w symbolicznym dniu 17 września 1993 r. stało się rzeczywistością. Lech Wałęsa dokończenie tego procesu uznał za jedno ze swoich największych dokonań. ''Przeprowadziłem tę sprawę od początku do końca, z negocjacjami włącznie. Te były właściwie poza moim zasięgiem, bo tego dokonuje rząd. Ale ponieważ rządy spaprały tę sprawę, a ja powiedziałem narodowi, że tego dokonam, sam negocjowałem i doprowadziłem tę sprawę do końca'' – twierdził w wywiadzie w 1995 r. Gwoli ścisłości należy dodać, że wojska radzieckie terytorium Czechosłowacji i Węgier opuściły odpowiednio w 1991 r. i 1992 r. Rozwiązanie Układu Warszawskiego (lipiec 1991 r.), rozkład ZSRR (grudzień 1991 r.), załatwienie spraw z wycofaniem wojsk radzieckich z Polski (porozumienie w
październiku 1991 r.) zmieniły polską optykę w polityce międzynarodowej.
''Program prywatny''
W październiku 1992 r. premier RP Hanna Suchocka na forum międzynarodowym ogłosiła, że ''Polska dąży do uzyskania członkostwa w NATO''. Ta przełomowa deklaracja była efektem przeobrażeń polskiej polityki międzynarodowej po zarżnięciu sowieckiego lwa. Już w lutym 1992 r. minister obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego, Jan Parys, mówił, że ''Polska chce na dłuższą metę zostać członkiem Przymierza Atlantyckiego''. Nowy rząd powołany w grudniu 1991 r. wyraźniej niż pozostałe gabinety podkreślał chęć wejścia do struktur NATO. Gabinet Olszewskiego przełamał polityczne tabu, mówiąc o członkostwie w NATO jako przyszłości dla Polski. Był to - de facto - dopiero początek drogi, ale kula śnieżna została wpędzona w ruch i nabierała rozpędu.
Jednak to nie Polska o tym decydowała, ale Zachód. A ten nie chciał Polski, ponieważ dalej postrzegał Europę Środkową jako obszar konfliktowy i bał się rosyjskich reakcji na przesuwanie granic Sojuszu. Aliantów nie zachęcał również stan polskiej armii, która potrzebowała gruntownych zmian, żeby się scalić z NATO. Polacy zdawali sobie z tego sprawę, czego przykładem jest wypowiedź szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jerzego Milewskiego: ''NATO nie jest organizacją charytatywną, lecz strukturą polityczno-militarną zawiązaną przez kilkanaście państw po to, by nawzajem zwiększać swoje bezpieczeństwo. Dlatego każdy następny przyszły jej członek – w tym Polska – musi wnieść określony posag, aby zostać zaakceptowanym przez innych. Musi być dla nich wartościowym sojusznikiem. Na razie my im nie jesteśmy potrzebni, a nawet bylibyśmy balastem''.
Balastem dla Polski było stanowisko Rosji. Działała ona jak straszak dla Zachodu. W 1992 r. stosunki polsko-rosyjskie zaczęły się drastycznie pogarszać. Rosjanie sprzeciwiali się rozszerzeniu granic NATO o kolejne państwa. Na początku roku Rosjanie zmniejszyli o połowę dostawy gazu do Polski, sygnalizując, że będą używać tej broni w polityce. Dowódca wojsk rosyjskich w Polsce, gen. Wiktor Dubynin, porównał politykę Warszawy względem Kremla do ''tarmoszenia zdechłego lwa przez małpę''.
Krótkotrwały wyłom w stanowisku Rosji nastąpił w czasie wizyty prezydenta Borysa Jelcyna w Warszawie (25 sierpnia 1993 r.). Obrosła ona legendą. Od Rosjan uzyskano wówczas zapewnienie braku obiekcji wobec wstąpienia Polski do NATO. Jak tego dokonano? Po przylocie do Polski prezydent Rosji na zaproszenie Wałęsy udał się na kolację w Helenowie. W poufnym programie wizyty nie odnotowano tej kolacji, poza enigmatycznym wskazaniem, że o godz. 19:00 ma miejsce ''program prywatny''. W kolacji brał udział również Mieczysław Wachowski, ''szara eminencja'' Belwederu. Na tym spotkaniu Wałęsa załatwiał jednak nie sprawy prywatne, ale kluczowe dla polskiej polityki. Wystąpił mianowicie z szaloną inicjatywą, aby uzyskać od prezydenta Jelcyna oświadczenie, że Rosja nie sprzeciwia się przystąpieniu Polski do Sojuszu.
I uzyskał je. Jelcyn potwierdził oświadczenie w kolejnym dniu, ale po powrocie do Rosji kategorycznie się z niego wycofał. Czy spotkanie z Jelcynem miało podobny przebieg do tych, które Wałęsa odbywał w latach 80. w ''Magdalence''? Czy w tym przypadku ''twardy łeb'' zwyciężył nad siłą argumentów?
Pełną parą
„W 1993 r., gdy na poważnie zaczynała się polska gra o członkostwo w NATO, nie było pewności, czy się uda” – po latach wspominał w wywiadzie Jerzy Koźmiński, ambasador Polski w USA w końcówce lat 90. W latach 1993-1994 nastąpił kolejny przełom w polskich zabiegach o członkostwo w NATO, które uznano za strategiczny kierunek polityki zagranicznej. Ucichły spory co do jego zasadności, uznawanej i przejętej jako część własnego programu przez kolejne ekipy rządzące.
Zmieniało się również podejście społeczeństwa do akcesu. Poparcie wzrastało z roku na rok. W 1992 r. 35 proc. respondentów było zwolennikami wejścia Polski do NATO, rok później już 57proc., a w 1996 r. aż 73proc. Polacy bardzo chcieli wejść do NATO, ale Zachód dalej nie chciał drażnić Rosji. Niepokojono się sytuacją u przepoczwarzonego Wielkiego Brata, gdzie miała miejsce kolejna próba puczu, a w wyborach sukces odniosły siły antydemokratyczne.
Aby zrobić ukłon, głównie w stronę Rosji, USA na początku 1994 r. wyszły z inicjatywą ''Partnerstwa dla Pokoju''. Prezydent USA Bill Clinton w Pradze mówił, że PDP zmienia ''całą dyskusję o NATO i to w taki sposób, że pytanie nie brzmi już: czy NATO przyjmie nowych członków, ale kiedy i jak?''. Faktycznie jednak nowa organizacja nie dawała gwarancji bezpieczeństwa i oddalała perspektywę rozszerzenia NATO, choć nie wykluczała go w przyszłości. Polski Prezydent ocenił nową inicjatywę zjadliwie, że to ''zbyt krótki krok we właściwym kierunku''.
PDP stało się dla Polski polem prezentacji naszych aspiracji i przygotowań sił zbrojnych do wejścia w struktury NATO. W jego ramach realizowano szereg wspólnych przedsięwzięć, m.in. wspólne ćwiczenia wojskowe. Współpraca wojskowa z NATO w kolejnych latach poszerzała swój zakres, wymuszając również zmiany strukturalne, organizacyjne, prawne i personalne w systemie kierowania obronnością, ale nie nadążały one za rozwiązaniami politycznymi. W 1996 r. Polska złożyła swoją wizję rozszerzenia NATO pod dyskusję. Była ona następnie omawiana na spotkaniach roboczych. W tym roku padły pierwsze zapowiedzi o przełomowych decyzjach w sprawie rozszerzenia, które miały zostać podjęte już w przyszłym roku.
Przełom nastąpił po maju 1997 r., kiedy to NATO podpisało układ z Rosją, w którym Sojusz zapewniał, że nie ma zamiaru umieszczania stałych sił wojskowych i broni jądrowej na terenie nowych państw członkowskich. Później wszystko potoczyło się jak z płatka, pełną parą. W lipcu 1997 r. na szczycie w Madrycie zaproszono Czechy, Polskę i Węgry do bezpośrednich rozmów akcesyjnych, a w grudniu ministrowie spraw zagranicznych podpisali protokoły akcesyjne. W 1998 r. ratyfikowały je poszczególne państwa członkowskie NATO, a na początku 1999 r. nastąpiło formalne zaproszenie do przystąpienia do Sojuszu. Proces zakończył się 12 marca 1999 r.
Próba bilansu
Niekwestionowany sukces w sferze politycznej, którego główną pochodną było stanowisko Rosji, nie poszedł jednak w parze z działaniami na polu wojskowym. Nie udało się tutaj zrobić najważniejszych rzeczy. Nie przebudowano systemu obrony państwa, a w szczególności nie przeprowadzono skutecznej reformy sił zbrojnych oraz infrastruktury obronnej. Skutkowało to obniżeniem potencjału bojowego polskiej armii, wcześniej czwartej armii Układu Warszawskiego. W latach 90. uległ obniżeniu poziom wyszkolenia i wyposażenia polskiego wojska.
Kocim łbem, na którym wyłożyła się Polska, był brak spójnej strategii rozwoju sił zbrojnych oraz polityki bezpieczeństwa. Przez całe dziesięciolecie nie udało się opracować i zrealizować jednej koncepcji strategii obronnej i kształtu sił zbrojnych. Ignorowano konieczność wykonania zobowiązań wobec NATO w kwestii modernizacji polskiego wojska, a decyzje - chociażby o wielkości armii - motywowały nie potrzeby, ale popyt polityczny i koszty ekonomiczne takich zmian.
Zostaliśmy członkami NATO. I to pomimo tego, że nasza armia – poprzez swoją kondycję - dalej tkwiła w Układzie Warszawskim.
Mateusz Staroń dla Wirtualnej Polski
Przed zbliżającym się kluczowym szczytem Sojuszu Północnoatlantyckiego w Warszawie rozpoczynamy w Wirtualnej Polsce cykl dziennikarski Polska w NATO, NATO w Polsce. Jaka jest historia najpotężniejszego sojuszu świata i jak się w nim znaleźliśmy? Czy natowskie bazy obroniłyby Polskę? Co by było, gdyby NATO zabrakło? To tylko część zagadnień, nad którymi chcemy się pochylić.