"Nigdy nie widziałam tylu trumien naraz". Pogrzeb po rodzinnej tragedii w Choroszczy
Tłum mieszkańców żegnał w kościele w Choroszczy trójkę dzieci - 10-letniego Stefana, 8-letnią Weronikę i 4-letniego Antosia - które zginęły w pożarze. Nie żyje też ich ojciec, który najprawdopodobniej umyślnie podpalił dom. Dramatem żyje cała Polska, a lokalna społeczność wciąż nie może się pogodzić z tą tragedią.
03.03.2023 | aktual.: 07.03.2023 12:53
Mama, dziadkowie, bliscy, przyjaciele, znajomi, nauczyciele, sąsiedzi i inni mieszkańcy Choroszczy pożegnali w piątek Stefanka, Weronikę i Antosia. Zamknięto niektóre placówki publiczne. Wiele osób chciało uczestniczyć w pogrzebie dzieci, które zginęły w pożarze. Ci, którzy nie mogli przyjść, prosili, aby zapalić za nich znicz.
Byli też i tacy, którzy nie dali rady przyjść. Od niektórych mieszkańców Choroszczy słyszeliśmy, że "nie są w stanie patrzeć na trzy białe trumienki". - To za bardzo boli - podkreślali. - Wciąż nie możemy się pogodzić, z tym co się stało - mówili. Jeden z naszych rozmówców zwrócił uwagę, że na klepsydrze nie ma informacji o pochowaniu ojca. - To jest pogrzeb tylko dzieci - dodawał.
Mszę św. pogrzebową odprawiono w piątek w kościele pw. św. Jana Chrzciciela i św. Szczepana Męczennika w Choroszczy. Dzieci spoczęły na cmentarzu w tej miejscowości. Od środy w gminie obowiązuje żałoba, która zakończy się w piątek. Burmistrz miasta odwołał wszystkie imprezy, które mogłyby naruszyć powagę sytuacji.
Tragedia w Choroszczy. Poruszający pogrzeb
Na uroczystościach pogrzebowych pojawił się tłum żałobników, niektórzy mieli ze sobą białe róże. - Wszyscy chcieli się pożegnać - słyszeliśmy od zgromadzonych.
- Nigdy nie widziałam tylu trumien naraz, serce pęka - mówiła jedna z kobiet. - Rano dopiero dowiedziałam się, czyje to są wnuki. Boże, tacy dobrze ludzi, jak ich mogła spotkać taka tragedia? - dodaje.
"Dzieci są w niebie"
Podczas mszy pogrzebowej ksiądz zwrócił się do matki Stefana, Weroniki i Antosia słowami: - Masz już swoje dzieci w niebie.
- Rzadko bywa, że trumna jest biała, jeszcze rzadziej, gdy są ich trzy - dodał duchowny. Poprosił o modlitwę za całą rodzinę. - Jedno jest pewne: dzieci są w niebie. Każdy z was może się do nich zwracać - powtórzył.
- Jak dzieci odchodziły, nie widziały już pożaru, tylko aniołów, Matkę Boską, Boga. Cieszą się, widząc nas z góry - podkreślił ksiądz.
Podczas kazania zacytował również słowa nauczycielek i przedszkolanek, które znały dzieci. "Antoś przełamywał swoje lęki i był odważny. Weronika była wyjątkową dziewczyną, pełną energii i nowych pomysłów. Stefan był wspaniałym kolegą i wzorowym uczniem". - Po 20 latach pracy w szkole mam taką refleksję: to były świetne dzieci, miałam zaszczyt je uczyć - tak mówiła jedna z nauczycielek, o której wspomniał duchowny podczas uroczystości.
Pożar w Choroszczy. Lokalna społeczność wstrząśnięta
Dramat rozegrał się kilka dni wcześniej. W niedzielę późnym wieczorem 40-latka zawiadomiła policję o awanturze domowej. Przybyli na miejsce policjanci zauważyli, że budynek płonie. Zginęła trójka dzieci - 10-letni Stefan, 8-letnia Weronika oraz 3-letni Antoś. Zmarł też ich ojciec, 45-letni Radosław. To on najprawdopodobniej doprowadził do pożaru.
Bliski rodziny w rozmowie z Wirtualną Polską zdradził, że podejrzewa, że 45-latek mierzył się w ostatnim czasie z problemami natury psychicznej, jednak określa je dużo bardziej dosadnie. - Odbiło mu - stwierdza i dodaje, że w niedzielę mężczyzna prawdopodobnie był pod wpływem alkoholu. - To wszystko prawda, co piszą w mediach. Polał benzyną i podpalił - przyznaje.
Lokalna społeczność wyznała, że jest wstrząśnięta tym dramatem. - Nie możemy w to uwierzyć. Niech Bóg ma ich w swojej opiece - mówi pan Adam. - Nie mogę sobie wyobrazić, dlaczego on to zrobił. Te dzieci były niewinne. Całe życie miały przed sobą - załamuje ręce kolejna kobieta.
Ustalenia ws. pożaru w Choroszczy
W rozmowie z Wirtualną Polską rzecznik białostockiej prokuratury okręgowej Łukasz Janyst przekazał, że śledztwo w sprawie pożaru domu Choroszczy dotyczy zabójstwa.
Rzecznik potwierdził nam, że główna hipoteza zakłada, że to 45-letni mężczyzna podpalił dom. Wcześniej dziennik "Fakt" informował, że przy ciele Radosława miały zostać znalezione dwa telefony komórkowe i zapalniczka. Na piętrze domu znajdował się z kolei pojemnik po łatwopalnej substancji.
Rodzina miała czasowo założoną tzw. niebieską kartę. Procedurę wszczęto kilka tygodni temu po zgłoszeniu o awanturze domowej, jednak w lutym - na wniosek małżonków - karta została zamknięta.
Sylwia Bagińska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródło: WP Wiadomości