Była na miejscu tragedii. "Strażak rzucił hełmem i zaczął płakać"
Stefan, Weronika i Antoś zginęli w pożarze, do którego doszło w niedzielę późnym wieczorem. Nie żyje też ojciec dzieci, który najprawdopodobniej umyślnie podpalił dom. Lokalna społeczność jest wstrząśnięta, mieszkańcy Choroszczy o tragedii mówią ze łzami w oczach. Sąsiedzi przyznają również, że nie mieli pojęcia o problemach rodziny, które zaczęły się stosunkowo niedawno. - Czepiał się żony. Tego dnia doszedł też alkohol - zdradza jeden z naszych rozmówców.
28.02.2023 | aktual.: 28.02.2023 20:53
Mieszkańcy Choroszczy zapalają znicze i zostawiają pluszaki pod częściowo spalonym domem przy ulicy Narwiańskiej. Przechodnie zatrzymują się tu na chwilę w zadumie. W koło panuje już jednak tylko cisza.
Dramat rozegrał się kilka dni wcześniej. W niedzielę późnym wieczorem 40-latka zawiadomiła policję o awanturze domowej. Przybyli na miejsce policjanci zauważyli, że budynek płonie. Zginęła trójka dzieci - 10-letni Stefan, 8-letnia Weronika oraz 3-letni Antoś. Zmarł też ojciec maluchów, 45-letni Radosław. To on najprawdopodobniej doprowadził do pożaru.
W okolicy miejsca tragedii spotykamy bliskiego rodziny. Jest załamany, nie może pogodzić się z tym, co się stało. Podejrzewa, że 45-latek mierzył się w ostatnim czasie z problemami natury psychicznej, jednak określa je dużo bardziej dosadnie. - Odbiło mu - stwierdza i dodaje, że w niedzielę mężczyzna prawdopodobnie był pod wpływem alkoholu. - To wszystko prawda, co piszą w mediach. Polał benzyną i podpalił - przyznaje.
Nasz rozmówca zauważa, że niewielkie problemy rodziny zaczęły być widoczne po sylwestrze. Wtedy Radosław miał "czepiać się" swojej żony. Nic nie wskazywało jednak, że dojdzie do takiej tragedii. - W czwartek rozmawiał jeszcze o podcinaniu drzew - słyszymy.
Choroszcz wstrząśnięta. "Takiej tragedii nie było"
Kolejni mieszkańcy również są poruszeni sprawą. - Często się słyszy o różnych tragediach w kraju i za granicą, a to się stało tu, w małej Choroszczy na Podlasiu. To się dzieje obok nas. To nie tragedia, to nie horror, to makabra - mówi WP pani Anna.
- Nie możemy w to uwierzyć. Niech Bóg ma ich w swojej opiece - dodaje pan Adam. - Nie mogę sobie wyobrazić, dlaczego on to zrobił. Te dzieci były niewinne. Całe życie miały przed sobą - załamuje ręce kolejna kobieta.
O tragedii nie mogą i nie chcą natomiast rozmawiać strażacy oraz lokalni księża. Ci pierwsi są objęci tajemnicą śledztwa. Ale nie tylko to stoi na przeszkodzie - w słuchawce słyszymy od jednego ze strażaków, że "nie wszyscy są gotowi rozmawiać o tym, co się stało w Choroszczy".
Świadkowie: wszyscy sąsiedzi wybiegli z domów
O niedzielny wieczór przy ulicy Narwiańskiej zapytaliśmy również sąsiadów, którzy byli świadkami dramatu. - Nagle usłyszałam wybuch. Tak mi się wydaje. Potem zobaczyliśmy przez okno płomienie. Nigdy nie widziałam takiego pożaru - mówi nam pani Wiktoria.
- Zbiegli się wszyscy sąsiedzi. Na początku byliśmy przekonani, że to tylko dom został zniszczony. Wszyscy myśleli: "Szkoda, taki ładny". Dopiero później okazało się, że w środku są dzieci - wspomina pani Kinga.
- Jeden z sąsiadów powiedział mi, że strażak, który wynosił dzieci, po akcji rzucił hełmem i zaczął płakać nad tymi dzieciaczkami - dodaje nasza rozmówczyni.
Kolejna sąsiadka wciąż nie wierzy w to, co się stało. - To była taka spokojna rodzina. Co niedzielę dzieci z mamą były w kościele. Zajmowali pierwsze ławki. Wciąż je widzę, jak zamykam oczy - słyszymy.
Rodzina organizuje pogrzeb w Choroszczy
Nieoficjalnie udało się nam dowiedzieć, że rodzina rozpoczęła już organizowanie pogrzebu. Odbędzie się on w kościele w Choroszczy. Dzieci spoczną na cmentarzu w tej samej miejscowości. - Już chyba nawet wybrali miejsce - wskazuje rozmówca WP. Ostatnie pożegnanie odbędzie się prawdopodobnie w czwartek lub piątek, wszystko zależy od tego, kiedy służby wydadzą zwłoki.
Władze Choroszczy poinformowały też, że w gminie będzie obowiązywać trzydniowa żałoba, która potrwa od środy do piątku. Odwołano wszystkie imprezy, które mogłyby naruszyć powagę sytuacji.
"W obliczu niewyobrażalnej tragedii, jaka wydarzyła się w naszej gminie niedzielnego wieczoru 26 lutego 2023 roku - śmierci mieszkańców Choroszczy, w tym trójki dzieci, łącząc się w bólu z rodziną ofiar, proszę wszystkich: mieszkańców oraz podmioty funkcjonujące na terenie gminy Choroszcz o nieorganizowanie w najbliższym czasie zabaw oraz innych wydarzeń o charakterze rozrywkowym" - zaapelował burmistrz Robert Wardziński.
Dom, w którym mieszkała rodzina, najprawdopodobniej nie nadaje się do odbudowy. - Chyba pójdzie do rozbiórki - słyszymy od osoby znającej kulisy sprawy.
Pożar w Choroszczy. Pierwsze ustalenia śledczych
W rozmowie z Wirtualną Polską rzecznik białostockiej prokuratury okręgowej Łukasz Janyst przekazał, że śledztwo w sprawie pożaru domu Choroszczy dotyczy zabójstwa.
Rzecznik potwierdził nam, że główna hipoteza zakłada, że to 45-letni mężczyzna podpalił dom. Wcześniej dziennik "Fakt" informował, że przy ciele Radosława miały zostać znalezione dwa telefony komórkowe i zapalniczka. Na piętrze domu znajdował się z kolei pojemnik po łatwopalnej substancji.
Z informacji przekazanych przez Miejsko-Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Choroszczy wynika, że rodzina miała czasowo założoną tzw. niebieską kartę. Procedurę wszczęto kilka tygodni temu po zgłoszeniu o awanturze domowej, jednak w lutym - na wniosek małżonków - karta została zamknięta.
- Była to rodzina wykształcona, inteligentna, zaradna, przedsiębiorcza, znająca języki. Nie narzekała na brak środków do życia - wspominała w rozmowie z Onetem Urszula Glińska, rzeczniczka prasowa Urzędu Miejskiego w Choroszczy. Wcześniej rodzina mieszkała w Stanach Zjednoczonych.
Gdzie szukać pomocy?
Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać ze specjalistą, zadzwoń pod bezpłatny numer:
- 116 111 – całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę,
- 116 123 – całodobowy telefon zaufania dla osób dorosłych Polskiego Towarzystwa Psychologicznego,
- 800 70 22 22 – całodobowy telefon dla osób dorosłych w kryzysie psychicznym,
- 22 484 88 01 – antydepresyjny telefon zaufania Fundacji ITAKA,
- 22 484 88 04 – telefon zaufania młodych Fundacji ITAKA,
- 800 12 12 12 – dziecięcy telefon zaufania Rzecznika Praw Dziecka.
Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też tutaj.
Sylwia Bagińska, dziennikarka Wirtualnej Polski