Kulisy sprawy doktoratu Bartosiaka. Znamy akta, pojawiają się zastrzeżenia
Wirtualna Polska zapoznała się z aktami postępowania Polskiej Akademii Nauk w sprawie doktoratu Jacka Bartosiaka, zwanego "naczelnym geopolitykiem kraju". Z materiałów wynika, że do rozstrzygnięcia sporu PAN świadomie wyznaczyła naukowców, którzy wcześniej atakowali publicystę.
Jacek Bartosiak to prawnik i ekspert w dziedzinie stosunków międzynarodowych. W przeszłości krótko pełnił funkcję prezesa Centralnego Portu Komunikacyjnego. Dziś znany jest głównie jako szef think tanku Strategy and Future, autor książek poświęconych wojnie i rywalizacji mocarstw.
W 2016 roku Bartosiak obronił na PAN doktorat: "Geostrategiczna sytuacja USA i Chin na zachodnim Pacyfiku i w Eurazji a amerykańska koncepcja wojny powietrzno-morskiej". Rozprawa miała wydanie książkowe. Pozycja była w tamtym czasie pionierska, autor wieszczył w niej konflikt zbrojny między USA i Chinami.
Oskarżenia o plagiat
W maju zeszłego roku podczas publicznej dyskusji w serwisie X badacz historii Japonii dr Michał Piegzik oskarżył Bartosiaka o plagiat. Sprawą zainteresował się wicedyrektor Instytutu Studiów Politycznych PAN, dr hab. Piotr Osęka, który skierował do Bartosiaka pismo z prośbą o ustosunkowanie się do zarzutów.
Bartosiak w odpowiedzi przedłożył opinię swojego promotora i sinologa prof. dra hab. Bogdana Góralczyka: "Praca była niezwykle solidna, oparta na bardzo bogatym materiale źródłowym, głównie amerykańskim, w Polsce wówczas praktycznie nieznanym (…). Bartosiak poruszył jako pierwszy w Polsce kwestię poważnego konfliktu (…). Tezy stawiane w tej pracy doktorskiej były potem pozytywnie weryfikowane przez przebieg wydarzeń, co potwierdza wagę i jakość zawartych w niej treści. Tym samym wysoka wartość merytoryczna pracy broni się sama".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co jest w aktach sprawy?
Bartosiaka publicznie bronili jego recenzenci - dr hab. Hubert Królikowski i prof. dr hab. Stanisław Koziej. PAN wszczęła jednak postępowanie w sprawie zarzutów naruszenia "zasad rzetelności naukowej". W międzyczasie dr Piegzik przekazał PAN analizę doktoratu Bartosiaka sporządzoną przez kierowany przez niego zespół. W dokumencie wskazano m.in. na kopiowanie bez wskazania źródła, błędne przypisy, powoływanie się na "prywatne rozmowy w Waszyngtonie", przywłaszczenie tabel i grafik.
W aktach sprawy, z którymi zapoznała się Wirtualna Polska, znajduje się też korespondencja dr. Piegzika z PAN. "Otrzymałem od dwóch wiarygodnych źródeł (jeden dziennikarz i jeden polityk) ostrzeżenie, że Bartosiak próbował usilnie skontaktować się z ministrem Czarnkiem (…). Na jego zamkniętej grupie pojawiła się także insynuacja, że należy dogadać się z władzą, bo jestem wynajętym przez Prawo i Sprawiedliwość agentem, który ma zadanie zatopić Bartosiaka w związku z jego otwartą krytyką MON" - czytamy w mailu dr. Piegzika do ks. prof. dr. hab. Piotra Mazurkiewicza.
Czy Bartosiak faktycznie próbował ingerować w postępowanie poprzez kontakty z politykami? - To absurd. Nie znam osobiście pana Czarnka, nigdy go nie spotkałem. Żenujące insynuacje… Ale nie jestem nimi zaskoczony - odpowiada w rozmowie z Wirtualną Polską. - Skoro oskarżano mnie już o współpracę z izraelskim, amerykańskim i chińskim wywiadem oraz bycie guru prawicy, to równie dobrze mogłem nasyłać Przemysława Czarnka na doktora Piegzika - ironizuje.
Rada Naukowa PAN. "Komisja stanęła przed trudnym wyborem"
21 września portal gazeta.pl ujawnił szczegóły postępowania wszczętego przez PAN. Z tekstu wynika, że Komisja Etyki ISP PAN wysłuchała dr. Piegzika, zapoznała się z jego analizą i jednogłośnie podjęła uchwałę o "konieczności rozpatrzenia ważności decyzji o nadaniu dr. Jackowi Bartosiakowi stopnia doktora". Bartosiak otrzymał z PAN analizę zespołu dr. Piegzika kilka godzin po publikacji.
Kilka dni później zebrała się Rada Naukowa ISP PAN. W posiedzeniu wzięły udział tuzy polskiej humanistyki. Celem zebrania było wyłonienie ekspertów, którzy wydadzą swoje opinie w sprawie doktoratu Bartosiaka. Na ich podstawie specjalnie powołana komisja ma orzec, czy był plagiat, czy nie.
W aktach sprawy można przeczytać, co działo się na posiedzeniu. Omawiano między innymi, jak doktorat Bartosiaka został przepuszczony przez program antyplagiatowy. "Wyniki były niemiarodajne, gdyż większość wykorzystanych prac jest w języku angielskim. Komisja stanęła przed trudnym wyborem, gdyż w naszym gronie nie ma ekspertów od rejonu Pacyfiku" - przyznawali niektórzy naukowcy w trakcie dyskusji.
Eksperci? Pojawiły się zastrzeżenia
Wicedyrektor ISP PAN Piotr Osęka wysunął na eksperta kandydaturę dr. hab. Tomasza Kamińskiego z Uniwersytetu Łódzkiego. Dr hab. Monika Sus zaproponowała prof. Michała Lubinę z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pojawiły się jednak zastrzeżenia.
Okazało się, że kilka dni przed zebraniem w PAN dr hab. Kamiński udzielał się już w sprawie Bartosiaka w mediach społecznościowych. "Dokonywał plagiatu w swojej pracy doktorskiej. Warto pokazać studentom, gdy uczymy ich poprawnego podawania źródeł. Dla nauki i ku przestrodze!", "Sprawa plagiatu jest przesądzona", "Odbiorą mu stopień doktora. W oczach niektórych osób jest też skompromitowany - pisał.
Mimo zgłoszonych zastrzeżeń, Kamiński został powołany na eksperta. Wynik głosowania: 25 za, zero przeciw, cztery wstrzymujące się.
Kandydatura prof. Lubiny ostatecznie została wycofana. Kilka lat wcześniej starł się w emocjonalnej debacie z Bartosiakiem. Później kilkukrotnie wypowiadał się na jego temat, zazwyczaj krytycznie. Prof. Sus zaproponowała zastępstwo: zamiast prof. Lubiny - dr. hab. Łukasza Fyderka.
Tyle, że Fyderek także komentował wcześniej dorobek Bartosiaka. I bynajmniej nie pochlebnie. W 2022 roku poświęcił jemu i dziennikarzowi Piotrowi Zychowiczowi artykuł w miesięczniku "Znak". Pisał w nim m.in. o "szumie złożonym z kakofonii bon motów, kontradykcji, neologizmów i romantycznych metafor", a działalność Bartosiaka określał mianem "gawędy geopolitycznej".
Mimo to Fyderek został powołany na eksperta z wynikiem: 14 za, osiem przeciw, dziewięć wstrzymujących się.
"Jestem obiektywny, bo nie znam Bartosiaka"
W międzyczasie do PAN wpłynęły trzy opinie zamówione przez Bartosiaka - autorstwa politologa prof. dr. hab. Tomasza Grosse, specjalisty od prawa autorskiego dr. Damiana Flisaka i eksperta w dziedzinie prawa oświatowego dr. Łukasza Kierznowskiego. W skrócie wynika z nich, że Bartosiak postawił sobie klarowne i oryginalne cele badawcze, wykazał wysokie umiejętności analityczne, przywołał bogatą literaturę i samodzielnie formułował wnioski. Choć dopuścił się niedociągnięć metodologicznych i niestarannie operował przypisami, to w jego rozprawie nie doszukano się ani jednego fragmentu cudzego utworu, którego autor nie zostałby przywołany. Dlatego - jak podkreślono - sprawa powinna zakończyć się odmową odebrania tytułu naukowego.
Zarówno dr hab. Kamiński, jak i dr hab. Fyderek otrzymali od PAN opinie złożone przez Bartosiaka. Mimo to żaden z nich się do nich nie odniósł.
W przeciwieństwie do Piegzika, Kamiński i Fyderek w swoich opiniach nie napisali wprost, że Bartosiak dopuścił się plagiatu. Uznali jednak, że tytuł doktora mu się nie należy. Wskazali, że praca nie spełnia ustawowych wymogów rozprawy doktorskiej, zawarte w niej przemyślenia "mają charakter wiedzy potocznej", a sam autor nie postawił sobie jasnego celu badawczego.
Wirtualna Polska zwróciła się o komentarz do obu ekspertów z pytaniami o gwarancję obiektywizmu i neutralności opinii.
Dr hab. Kamiński nie widzi problemu: "Na temat prac dr Bartosiaka wypowiadałem się (zresztą rzadko) w ramach normalnej dyskusji akademickiej, której immanentną częścią jest krytyka stawianych przez innych naukowców tez, podważanie ich sensowności, czy dyskutowanie z nimi. To element pracy naukowej (…). Ocena doktoratu odbywa się według określonych ustawowych kryteriów. Nie mógłbym się jej podjąć, gdyby łączyły mnie z Jackiem Bartosiakiem jakieś bliskie relacje osobiste lub zawodowe (np. współpraca, wspólne prowadzenie badań itp.), które mogłyby wpływać na moją ocenę jego pracy. Ja z dr Bartosiakiem nawet nigdy nie rozmawiałem, nie mam z nim więc żadnych relacji, które utrudniałyby mi obiektywną ocenę jego doktoratu".
Dr hab. Fyderek nie odpowiedział na nasze pytania.
"Eksperci ze skazą muszą być wyłączeni"
Opinie Kamińskiego i Fyderka wpłynęły do PAN w połowie maja.
Ostateczną decyzję w sprawie doktoratu Bartosiaka podejmie Rada Naukowa PAN. "Ostateczne rozstrzygnięcie zostanie podjęte po przeprowadzeniu całego postępowania dowodowego. Wówczas Rada Naukowa ISP PAN podejmie merytoryczną uchwałę - pozytywną lub negatywną - w sprawie nieważności swojej uchwały o nadaniu stopnia doktora" - poinformował Wirtualną Polskę dr hab. Piotr Osęka.
Na nasze pytania o obiektywizm powołanych ekspertów nie odpowiedział.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy dr. Maksymiliana Cherkę z Uniwersytetu Warszawskiego, eksperta od prawa administracyjnego, czyli prawa, którego przepisy stosuje się postępowaniach prowadzonych przez PAN. Jego zdaniem eksperci powołani przez PAN powinni zostać wyłączeni, a ich opinie nie mogą być brane pod uwagę.
"Na gruncie przepisów KPA wyznaczeni przez Radę Naukową ISP PAN eksperci mają status biegłych (…). Należy podkreślić, że zgodnie z KPA istnieje obowiązek wyłączenia biegłego z udziału w postępowaniu, jeżeli zostanie uprawdopodobnione istnienie okoliczności, które mogą wywołać wątpliwości co do jego bezstronności. Sytuacja, gdy powołani eksperci wypowiadali się krytycznie o dr. Bartosiaku i przesądzali, że doszło do plagiatu przed dokładnym, wszechstronnym i rzetelnym zbadaniem sprawy, budzi zatem uzasadnione wątpliwości z punktu widzenia dochowania ww. standardów bezstronności i 'nieskazitelności' w toczącym się postępowaniu" - informuje nas dr Cherka.
Jego zdaniem, nie powinno dochodzić do sytuacji, w której na biegłych oceniających rozprawę doktorską powoływane są osoby, które w przeszłości uzewnętrzniały swe negatywne opinie o autorze pracy doktorskiej. "W moim przekonaniu w przypadku ujawnienia okoliczności, które mogą wywoływać wątpliwości co do bezstronności biegłego, winien on zostać wyłączony od udziału w postępowaniu, a jego opinia (jeśli została już sformułowana) nie powinna stanowić podstawy wydania rozstrzygnięcia jako dowód niezgodny z prawem" - podkreśla prawnik.
Bartosiak: Niech ludzie sami ocenią
Sam Bartosiak w rozmowie z Wirtualną Polską przekonuje, że PAN nie zagwarantował mu praw strony w postępowaniu. - Nie byłem zawiadamiany o posiedzeniach komisji, z mediów dowiedziałem się o tym, jak przebiega sprawa, nie mogłem zawczasu ustosunkować się do zarzutów. Nie dano mi szansy wystąpienia przed komisją ani też nie wezwano mojego promotora i recenzentów. Dopiero po mojej stanowczej interwencji zaczęto w jakikolwiek sposób uwzględniać moje prawa do udziału w sprawie - twierdzi.
- Mój doktorat przeczytało kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Niech ludzie sami ocenią, czy ma to wartość, i czy zasługuję na tytuł doktora - dodaje.
Jak ustaliła Wirtualna Polska, za kilka dni komisja Polskiej Akademii Nauk będzie przesłuchiwać Bartosiaka i jego promotora. Kilka dni później, na kolejnym posiedzeniu może też być wydana decyzja, czy odebrać mu stopień doktora.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualna Polska