Biden niespodziewanie wykorzystał sytuację. "Odegrana scena"

- Biden wie, co będzie się działo, jak zrezygnuje. A prawdopodobieństwo, że będzie to chaos, jest znaczące. Być może dla niego większą odpowiedzialnością za demokrację jest trwanie, a nie rezygnowanie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Bohdan Szklarski, amerykanista z Ośrodka Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego i wykładowca Collegium Civitas.

Prezydent USA Joe Biden
Prezydent USA Joe Biden
Źródło zdjęć: © PAP | WILL OLIVER
Paweł Pawlik

Opublikowane w środę badania "The New York Times" i "Wall Street Journal" pokazują największą dotąd przewagę Donalda Trumpa nad Joe Bidenem - wynosi ona od 6 do 8 punktów procentowych. Większość respondentów uważa przy tym, że urzędujący prezydent jest zbyt stary, by pełnić funkcję.

Sondaże opublikowano po debacie w telewizji CNN, w której zdecydowanie lepiej wypadł Trump. Pojawiły się głosy zachęcające Bidena do rezygnacji. Redakcja "The New York Times" napisała, że "największą przysługą publiczną, jaką mógłby oddać Biden, byłoby ogłoszenie, że nie będzie brał udziału w wyborach". Tymczasem sam zainteresowany deklaruje, że nie ma zamiaru wycofywać się z wyścigu.

- Zdziwił mnie ten apel "The New York Times". To była bardzo wczesna, emocjonalna reakcja, jakby tylko czekali, aż Bidenowi powinie się noga podczas debaty. Choć w starciu wypadł fatalnie - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Bohdan Szklarski. Ekspert zauważa sprzeczne sygnały, które - jak mówi - nie wskazują jednoznacznie, aby Biden był naciskany na rezygnację.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Wyborcy oddzielili partię od prezydenta"

- Okazuje się, że słaby występ Bidena w debacie nie spowodował spadku poparcia dla demokratów w wyborach do Senatu i Izby Reprezentantów. Biden nie ciągnie w dół partii, a to byłby ważny argument dla elit partyjnych, które chciałby go przekonać do rezygnacji. Bidenowi spada, ale partii nie spada. Wygląda na to, że wyborcy oddzielili partię od prezydenta - komentuje prof. Szklarski.

- "Źle wypadłem, ale to jest mój problem, nie nasz. To był jednorazowy wypadek przy pracy" - tak ma prawo oceniać sytuację Biden - dodaje ekspert. Podkreśla przy tym, że już nazajutrz Biden wypadł zdecydowanie lepiej, a jego doradcy akcję ratunkową po przegranej potyczce z Trumpem rozegrali wzorowo.

- Przegranej w debacie Biden bardzo sprawnie nadał moralny wymiar. Wyborca zaczyna współczuć starszemu panu, który może nie rzuca bon motami z głowy, ale wie, jak sprawować urząd, w sprawach kluczowych "daje radę". Biden w tę nutę uderzył bardzo mądrze. "Po upadku trzeba wstać i walczyć dalej" - wspaniale odegrana scena, na której wznosi rękę, będzie wykorzystywana w spotach demokratów - uważa prof. Szklarski.

Drugi sygnał to sponsorzy. Czy pieniądze przestaną płynąć do partii? - pyta ekspert. Zwraca uwagę, że w wieczór debaty i zaraz po niej, zebrano ok. 14 mln dolarów, co było pozytywnym sygnałem dla Bidena, jednak już słowa Abigail Disney, wnuczki Walta Disneya o wstrzymaniu darowizn dla Demokratów do czasu wycofania się Bidena z wyścigu prezydenckiego, jest niepokojącym dla niego znakiem. - Demokracja finansów, to jest realny wymiar polityki - ocenia w rozmowie z WP.

"Joe, twój czas się kończy"

Wszystkich emisariuszy, jak wskazuje prof. Szklarski, którzy przychodzą do Bidena ze słowami "Joe, twój czas się kończy", amerykański prezydent może odesłać z pytaniem o zastępstwo. Stwierdza przy tym, że poza Michelle Obamą, która od polityki stroni, nie ma kandydata, który daje gwarancje wygranej z Donaldem Trumpem. W tym gronie wymienia Kamalę Harris, obecną wiceprezydent, która - jak wskazuje - nie jest osobą, która łączy skrzydła partii. Podobnie Gavin Newsom z Kalifornii, Gretchen Whitmer z Michigan i Josh Shapiro z Pensylwanii.

- Każdy nowy kandydat będzie musiał odpowiedzieć na pytania o Izrael i Palestynę, o granicę i imigrację. Te sprawy dzielą partię. A Biden nie jest kojarzony z żadnym skrzydłem ideologicznym, stoi ponad podziałami. Demokraci nie mogą sobie pozwolić na utratę głosów szerokiej koalicji przeciwko Trumpowi z 2020 roku. 1/3 głosów na Bidena była głosami przeciwko Trumpowi. Żeby utrzymać stan posiadania, muszą przy partii zostać wszyscy, w tym młodzi wyborcy, mniejszość muzułmańska i żydowska - mówi.

"Biden wie, co się będzie działo, jak zrezygnuje"

Prof. Szklarski zauważa, że dziś każdy gest, nawet drobiazg, jest interpretowany jako zwiastun rezygnacji lub trwania Joe Bidena. Tymczasem decyzje zapadną dopiero, gdy opadnie kurz po słynnej już debacie. A jeśli dojdzie do rezygnacji? "Sprzedanie" takiej decyzji może okazać się stosunkowo prostym manewrem.

- To jest coś, co pobrzmiewa w głosach jego krytyków: Joe, przejdziesz do historii jako ktoś, kto spełnił swoją misję i przekazuje pałeczkę komuś, kto tchnie nową nadzieję, kto będzie inspirował - mówi prof. Szklarski. - Ale Biden wie, co będzie się działo, jak zrezygnuje. A prawdopodobieństwo, że będzie to chaos, jest znaczące. Paradoksalnie być może jego większą odpowiedzialnością za demokrację jest trwanie, a nie rezygnowanie - ocenia amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego.

Zaznacza, że choć sondaże dają przewagę republikanowi, to wynik wyborów nie jest przesądzony. - Wskazanie jest znaczące, ale nie decydujące. Trzeba śledzić sondaże, gdzie są pieniądze, co z notowaniami partii. Największym problemem Bidena jest to, że nie jest nośnikiem wyobrażenia o lepszej przyszłości. Ale Trump też nie jest. Wszystko to, co mówi, jest już zużyte, nie ma nic nowego do powiedzenia. Dziś zwycięstwa nikt nie może być pewny.

Paweł Pawlik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: pawel.pawlik@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
usawybory w usajoe biden
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (270)