Głupota pływa na skuterach. Ludzie niepokoją foki z jedynej polskiej kolonii
Po kilkudziesięciu latach Polska znowu ma liczną kolonię fok. Nie ma jednak pewności, że zwierzęta nie zaczną wkrótce z niej uciekać, bo ludzie coraz częściej je nękają. - Wielu z nich się cieszy, kiedy foki w popłochu skaczą do wody – nie ukrywa zdziwienia ekspertka.
Mikoszewo to wieś, przy której Wisła wpada do morza. W tym punkcie zaczyna się też rezerwat przyrody Mewia Łacha, w którym występuje wiele rzadkich gatunków ptaków, m.in. rybitwy czubatej. Rezerwat znajduje się po obu stronach Wisły.
Kilkanaście lat temu za dom wybrały to miejsce również foki. Wylegują się na łachach - wysepkach położonych niedaleko brzegu Bałtyku. To ich jedyne w Polsce, naturalne siedlisko. Jednak spokój fok coraz częściej jest zakłócany przez ludzi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Foki w Mikoszewie są zagrożone. W trakcie sezonu turystycznego odbywają się rejsy różnych jednostek i są zupełnie niekontrolowane. Te łodzie hałasują i płoszą foki - mówi Wirtualnej Polsce dr Iwona Pawliczka, kierownik Stacji Morskiej im. Profesora Krzysztofa Skóry UG w Helu. - W internecie widzę też coraz częściej filmy z nalotów dronem na Mewią Łachę. Widać, jak foki są płoszone. Nie mają spokoju nawet w tym siedlisku, które sobie wybrały i które z pozoru jest pozbawione kontaktu z ludźmi. Okazuje się, że nie są bezpieczne, bo człowiek ma do nich dostęp z każdej strony. Ludzie nie są w stanie zostawić ich w spokoju.
Jak zaznacza nasza rozmówczyni, w okolicach kolonii fok, ornitolodzy dbają o platformę obserwacyjną, na którą można wejść z lornetką i z niej podziwiać foki. Nie trzeba wynajmować hałaśliwej łodzi z silnikiem ani puszczać drona, bo da się oglądać te zwierzęta z lądu. Największe szanse na ich zobaczenie są krótko po wschodzie słońca i tuż przed zachodem.
- W Mikoszewie czasem fantastycznie słychać foki, również w okolicach tego punktu – nadmienia ekspertka. - Niestety ludzie często wchodzą dalej. Tam, gdzie wchodzić już nie powinni i gdzie tak naprawdę zaczyna się już rezerwat Mewia Łacha. Tam chroni się przede wszystkim ptaki, ale przy okazji korzystają z tego foki.
Iwona Pawliczka tłumaczy, że przy Mewiej Łasze rozwija się tzw. seal watching, polegający na oglądaniu fok z wynajętych łodzi. To bezpieczne dla zwierząt, o ile organizatorzy tych wypraw wiedzą, jak blisko fok mogą podpłynąć, by ich nie stresować. Tyle że rosnąca liczba fok sprawia, że coraz więcej właścicieli łodzi i jachtów podpływa do łach zupełnie nieodpowiedzialnie, byle zobaczyć je z jak najbliższej odległości.
Podpływają w kajakach
- Zdarzają się już skutery i szybkie RIB-y (łodzie pontonowe z silnikiem - przyp. red.). A foki mogą się bać nawet kajaka, jeśli za blisko podpłynie - zauważa dr Pawliczka. - Obserwujemy to wszystko z niepokojem, ponieważ mamy podgląd na łachy dzięki kamerom. Nawet jeśli próbujemy reagować, to już jest za późno, ci ludzie szybko odpływają. To zjawisko się nasila. Nie wiem czemu, ale wielu z nich się cieszy, kiedy foki w popłochu skaczą do wody. Turyści nie zdają sobie sprawy, że wtedy zwierzęta uciekają z miejsca, w którym chciały podrzemać albo odpocząć? A przecież płoszenie gatunków zwierząt chronionych jest prawnie zabronione.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Focza Łacha. Ujście Wisły cz.2 - WWF Polska
Można trafić za to do aresztu
Ostatnie trendy z niepokojem obserwuje również Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Gdańsku.
W przesłanej nam odpowiedzi, RDOŚ w Gdańsku zwraca uwagę, że wszelkiego rodzaju łodzie i inne jednostki wodne powinny zachować od brzegu (również brzegu łachy) odległość co najmniej 1 kabla, czyli ok. 185 metrów.
"Pełne focze wyspy przyciągają coraz więcej prywatnych osób przypływających w łódkach, motorówkach, głośnych skuterach wodnych czy kajakach. Podczas takich spotkań turyści często próbują robić zdjęcia telefonami komórkowymi, podpływają zbyt blisko lub dobijają do łach. Takie działania powodują, że kilkadziesiąt, a nawet kilkaset fok ucieka do wody i nie wraca przez kilka godzin. Jest to działanie karygodne i niezgodne z przepisami. (...) Apelujemy do turystów: Możecie obserwować foki w rezerwacie z wody, ale z bezpiecznej odległości - najlepiej nie mniejszej niż 185 metrów od brzegu. W przypadku obserwacji zwierząt z lądu, należy stale obserwować reakcję zwierząt i w momencie ich zaniepokojenia, spokojnie się wycofać" - czytamy w odpowiedzi RDOŚ przesłanej do WP.
Policja patroluje
Łukasz Kirkuć z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku informuje nas, że mundurowi starają się reagować na każde zgłoszenie, które dotyczy Mewiej Łachy. Najwięcej jest ich latem.
Zajmują się tym tzw. policyjni wodniacy, którzy kontrolują jednostki pływające w okolicach rezerwatu. Sprawdzają m.in. patenty, ubezpieczenia i dokumenty rejestracyjne.
- Działają także profilaktycznie, informując żeglujących, użytkowników sprzętu wodnego, turystów o niezbliżaniu się do zwierząt, w tym znajdujących się pod ochroną fok - wyjaśnia część powierzonych im zadań aspirant Kirkuć.
I dodaje: - Foki szare są w Polsce są gatunkiem chronionym, co oznacza, że ich płoszenie, niepokojenie w siedlisku czy niszczenie ich miejsc odpoczynku jest zabronione i podlega karze grzywny lub aresztu.
Problem również na lądzie
Ludzie, którym aż za bardzo zależy na zobaczeniu fok z bliska, nie zawsze wybierają drogę wodną. Część z nich nadciąga z lądu, próbując zbliżyć się do łachy wąskim przesmykiem, jaki oddziela Wisłę od morza. Nad brzegiem rzeki znajdują się tzw. kierownice, które wyglądają jak betonowe nabrzeża. Nie powinno się na nie wchodzić, bo nie są do tego przystosowane. Mają ułatwiać spływ osadów.
O tym, jak bardzo niebezpieczne jest chodzenie po nich, było głośno na Pomorzu w maju 2016 r., gdy do wody wpadła tam para młodych ludzi. Ciała 21-latka i 16-latki wyłowiono dopiero po kilku dniach.
"Problem związany z fokami jest nam znany, głównie ze względu na nieuprawnione wchodzenie przez ludzi na obiekty hydrotechniczne w okolicy ujścia Wisły, tzw. kierownice przy ujściu. Problem oceniamy jako poważny, szczególnie że się nasila" - potwierdzają pracownicy Wód Polskich.
Fokę można spotkać na każdej plaży
Polska kolonia fok w Mikoszewie dopiero się odradza, ostatnio w bardzo szybkim tempie. Jak wynikało z monitoringu lotniczego wiosną 2020 r. było tam 190 osobników, rok później - już 406. Według danych z tego roku jest ich już 900.
Mają kolonię tylko w tym miejscu, ale pojedyncze osobniki można okazjonalnie spotkać na każdej nadbałtyckiej plaży w Polsce. O tym, jak się zachować w takiej sytuacji i jakie foki żyją w Bałtyku można przeczytać w naszym niedawnym artykule "W Niemczech giną foki. Co z tymi z Polski?".
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski