PolitykaEdward Snowden, Chelsea Manning i Julian Assange doczekali się pomnika. Zasłużyli?

Edward Snowden, Chelsea Manning i Julian Assange doczekali się pomnika. Zasłużyli?

Założyciel Wikileaks Julian Assange, były pracownik amerykańskich służb wywiadowczych Edward Snowden i były żołnierz Bradley Chelsea Manning zostali uhonorowani pomnikiem w prominentnym miejscu w stolicy Niemiec za swoje poświęcenia "w walce o prawdę". Czy jednak rzeczywiście przyczynili się do zmian na lepsze?

Edward Snowden, Chelsea Manning i Julian Assange doczekali się pomnika. Zasłużyli?
Źródło zdjęć: © AFP | Tobias Schwarz
Oskar Górzyński

06.05.2015 | aktual.: 06.05.2015 16:12

W miniony weekend na berlińskim Alexanderplatz stanęły wykonane z brązu figury trzech jednakowo ubranych szczupłych postaci stojących na krzesłach. Ich twarze są łatwo rozpoznawalne. To autorzy największych w ostatnich latach wycieków dokumentów amerykańskich służb i dyplomacji. "To ci, którzy stracili swoją wolność za prawdę" - jak określił autor pomnika Davide Dormino. "Historia nigdy nie miała pozytywnej opinii o współczesnych rewolucjonistach. Podjęcie działania wymaga odwagi, stanięcia na pustym krześle, nawet jeśli to boli" - dodał.

Rzeczywiście, opinia na temat czynów trójki wyróżnionych nie jest jednoznaczna. I o ile dla wielu- jak Dormino - są oni bohaterami walki o wolność i prawa obywatelskie, inni uważają ich w najlepszym wypadku za "pożytecznych idiotów", w najgorszym zaś za zdrajców i agentów państw znacznie mniej demokratycznych niż Stany Zjednoczone. Jednak niezależnie od oceny Snowdena, Assange'a i Manninga, ich czyny miały poważne konsekwencje dla wielu dziedzin życia, od kwestii świadomości obywateli po geopolitykę. Nie zawsze były to jednak konsekwencje pozytywne.

Z dużej chmury mały deszcz

Assange i Manning to główni bohaterowie największego w dziejach przecieku dyplomatycznych dokumentów. Jako analityk armii USA, szeregowy Bradley (od tego czasu zmienił swoje imię na żeńskie Chelsea) Manning miał dostęp do SIPRNet, sieci za pomocą której prowadzona była korespondencja między placówkami dyplomatycznymi USA na całym świecie, a centralną w Waszyngtonie - a także do całej serii innych tajnych dokumentów, dotyczących prowadzenia wojny w Iraku. Niemal wszystkie dokumenty, do których miał dostęp, w tym ćwierć miliona depesz dyplomatycznych i prawie 400 tysięcy raportów z Iraku - wysłał do Wikileaks, portalu Juliana Assange'a poświęconego publikacji dokumentów ujawniających korupcję i skandale władz. Mimo że Manning wysłanych dokumentów nie przeczytał, to wszystkie wkrótce wyszły na światło dzienne. Obaj zapłacili za swoje czyny pozbawieniem wolności. Manning został skazany przez sąd wojskowy na 35 lat więzienia. Assange z kolei od 3 lat przebywa w ambasadzie Ekwadoru w Londynie, starając się uniknąć
ekstradycji do USA (i do Szwecji, gdzie czeka go proces o napaść seksualną na dwie kobiety).

Efekt przecieku był jednak niewspółmierny do szumu, jaki towarzyszył publikacji materiałów: mimo wielkiego szumu, jaki towarzyszył przeciekowi, dokumenty - poza niewieloma wyjątkami - nie ujawniły wielkich skandali z udziałem amerykańskich dyplomatów. Do wyjątków należała publikacja filmu wideo, pokazującego zabicie przez amerykańskich żołnierzy dwóch irackich cywilów mylnie uznanych za terrorystów oraz depesza przesłana przez ambasadę USA w Tunisie, w której była mowa o skali korupcji ówczesnego prezydenta kraju Ben Alego. Depesza ta była jedną z iskier, za sprawą których wybuchły masowe protesty w Tunezji i które później przerodziły się w to, co nazywamy "arabską wiosną".

Przeciek odsłonił też kulisy działania amerykańskiej dyplomacji. W kontekście polskim, dowiedzieliśmy się m.in. o tym, że polscy politycy regularnie rozmawiali z pracownikami amerykańskiej ambasady, dzieląc się swoimi informacjami i spostrzeżeniami na temat sytuacji politycznej w Polsce. Poza małymi dyplomatycznymi niezręcznościami, przeciek Wikileaks nie miał znaczących konsekwencji dla polityki międzynarodowej. A jeśli celem działalności Wikileaks było promowanie większej przejrzystości w działaniach rządów, to końcowy efekt był odwrotny od zamierzonego.

- Jeśli chodzi o zmianę podejścia rządów do tego, co powinno pozostawać tajne i otwartości działań władzy, nie dostrzegam żadnej pozytywnej zmiany. Wręcz manifestacyjny opór - mówi WP Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon.

Krucjata Snowdena

Większe konsekwencje miał przeciek Edwarda Snowdena. W maju 2013 roku ten były pracownik trzech amerykańskich służb wywiadowczych przekazał dwóm dziennikarzom tajne dokumenty - szacuje się, że łączna ich liczba to nawet 1,5 miliona - swojego ostatniego pracodawcy, Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Ujawniły one m.in. ogromną skalę operacji amerykańskich i brytyjskich służb zbierania danych milionów użytkowników internetu i sieci komórkowych na całym świecie, a także sposoby, za pomocą których Amerykanie szpiegują liderów innych państw. Na jaw wyszła też rola technologicznych gigantów jak Apple, Google czy Facebook, które umożliwiały władzom dostęp do danych swoich klientów.

Rewelacje Snowdena spotkały się ze znaczną reakcją mediów i oburzeniem na całym świecie. Jednak czy dwa lata po przecieku przełożyły się one na realne zmiany? Owszem, na początku zeszłego roku prezydent USA Barack Obama ogłosił reformy sposobu działania amerykańskich służb, ale według ekspertów tylko w nieznacznym stopniu ograniczy to skalę programów NSA w zakresie kolekcji danych o obywatelach. Inny konkretny efekt to fakt, że internetowe koncerny zaczęły przywiązywać większą wagę do ochrony prywatności swoich użytkowników. Przełożyło się to m.in. na więcej opcji dotyczących, a także większe możliwości szyfrowania korespondencji prowadzonych przez e-mail. Na tym jednak lista konkretnych zmian się kończy. Co więcej, rewelacje Snowdena nie zniechęciły innych państw do ograniczenia aktywności w zakresie elektronicznej inwigilacji. Wręcz przeciwnie: francuskie Zgromadzenie Narodowe ogromną większością głosów przegłosowało we wtorek ustawę ułatwiającą podsłuchiwanie i kolekcję danych telekomunikacyjnych na
masową skalę.

Mimo to, zdaniem Szymielewicz, krucjata Snowdena przyniosła pozytywne efekty. - Rewelacje Edwarda Snowdena zadziałały jak katalizator - przyspieszyły debatę, która od lat tliła się w politycznych kuluarach i eksperckich gremiach, oraz zwiększyły jej zasięg, obejmując media głównego nurtu. Ani decydenci polityczni, ani komercyjne firmy żyjące z danych nie mogą już udawać, że nie ma problemu z masowym gromadzeniem i przetwarzaniem danych - mówi prezes fundacji Panoptykon. Dodaje przy tym, że fakt ten ma konsekwencje polityczne. - Pod wpływem tej debaty nieco zmieniły kierunek prace nad reformą europejskiego prawa o ochronie danych osobowych, na politycznej agendzie (również w Polsce) na poważnie pojawił się temat zwiększenia nadzoru nad służbami specjalnymi czy ograniczenia przepływu danych z Europy do USA, jak np. rewizja porozumienia Safe Harbour - wymienia. - Myślę, że na odczuwalne dla każdego skutki w postaci zmiany praktyk samych rządów i prywatnych firm przyjdzie nam jeszcze poczekać. Tryby polityczne
mielą powoli, to są złożone i długofalowe procesy - dodaje.

Krytycy twierdzą jednak, że działalność Snowdena przyniosła znacznie więcej szkód niż pożytku. Zdaniem Bolesława Piaseckiego, eksperta Narodowego Centrum Studiów Strategicznych, Snowden, ujawniając tajne metody działania, najbardziej pomógł państwom i ruchom, które w znacznie poważniejszy sposób zagrażają wolności i bezpieczeństwu obywateli.

- Nie ma wątpliwości, że wszystkie dokumenty wykradzione przez Snowdena są w posiadaniu rosyjskiego wywiadu, a być może też i chińskiego. Nie jest możliwe, by mógł on w jakiś sposób grać czy lawirować przeciwko FSB - mówi. Dodaje, że Rosja, która udzieliła Amerykaninowi azylu, prowadzi znacznie głębszą kontrolę i inwigilację internetu. Skrzętnie korzysta też w konfrontacji przeciwko Zachodowi.

- Kreml wykorzystuje materiały Snowdena, aby wbijać klin między USA i UE, co widać na przykładzie ostatnich rewelacji o tym, że niemiecki wywiad pomagał USA szpiegować Francję i instytucje europejskie. To że państwa szpiegują się nawzajem jest oczywiste. Jednak dzięki wydostaniu się tego na światło dzienne przyczynia się do skłócania zachodnich sojuszników - tłumaczy.

Piasecki zwraca uwagę, że oprócz Rosji są też inne siły, które skorzystały na publikacji tajnych dokumentów: grupy terrorystyczne.

- Mamy dowody na to, że zarówno działalność Snowdena, jak i Wikileaks przyczyniły się do tego, że terroryści mogą skuteczniej prowadzić swoją działalność i lepiej unikać wykrycia przez służby - mówi ekspert - W ten sposób naraża na szkodę nie tylko Amerykanów, ale również i Polaków, w tym polskich żołnierzy za granicą. Trudno uznać, że ten pomnik im się należał - podsumowuje.

Zobacz również: Wywiad Snowdena z amerykańskim komikiem
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (46)