Zaskoczenie w ministerstwach po decyzji Tuska. Koalicjanci mają oczekiwanie wobec komisji

Część resortów jest zaskoczona, że będzie delegowała ekspertów do komisji ds. badania rosyjskich i białoruskich wpływów. Tusk ogłosił, że przedstawicieli wskaże 7 ministrów, a jej pracami pokieruje szef SKW. Gen. Jarosław Stróżyk komentuje sprawę w rozmowie z WP, a koalicjanci mają swoje oczekiwania od inicjatywy premiera.

Premier Donald Tusk podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu
Premier Donald Tusk podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rządu
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Piotr Nowak
Patryk Michalski

Szef powołanej przez premiera komisji ds. badania rosyjskich i białoruskich wpływów gen. Jarosław Stróżyk potwierdza, że gremium będzie działało w zaciszu gabinetów. W krótkiej rozmowie z dziennikarzem WP przekazał, że nie będzie komentował jej działalności, bo ma po prostu robotę do wykonania. Donald Tusk do ostatniej chwili nie informował nawet pozostałych liderów koalicji rządzącej o tym, jak ma wyglądać zapowiedziana przez niego komisja.

Parlamentarzyści mają też konkretne oczekiwania wobec komisji. –Nie mogą w niej zasiadać politycy, nawet z ekspercką wiedzą. To muszą być ludzie spoza polityki – podkreśla Joanna Scheuring-Wielgus, wiceministra kultury, przedstawiciela resortu, który ma delegować swojego przedstawiciela do badania rosyjskich i białoruskich wpływów w mediach.

Sejmowej kontroli nad działalnością komisji domaga się Mirosław Suchoń, wiceszef sejmowej komisji ds. służb specjalnych i szef klubu Polska2050-Trzecia Droga. - Oczekiwałbym, że każdy raport cząstkowy zostanie przedstawiony sejmowej komisji służb specjalnych, żeby ocenić, czy to idzie we właściwym kierunku i czy prace są merytoryczne – podkreśla.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Odpowiedzialność premiera"

Przedstawiciele Trzeciej Drogi i Lewicy nieoficjalnie podkreślają, że to Donald Tusk bierze na siebie pełną odpowiedzialność działalności tego gremium, skoro koalicjanci nie mieli wpływu na powstanie tego pomysłu. Jeszcze we wtorek rano marszałek Sejmu Szymon Hołownia podkreślał, że komisja to "inicjatywa premiera", a on sam wie o niej wyłącznie z mediów.

– Premier z nami o tym nie rozmawiał – zaznaczył Hołownia w obecności wicepremiera, szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza. Szczegółowych informacji nie mieli też liderzy Lewicy. Z informacji WP wynika, że również ministerstwa – poza MSWiA i resortem sprawiedliwości – nie miały kluczowej wiedzy w sprawie planów działania komisji.

– Ten temat w ogóle się u nas nie pojawiał, nic nie wiem o tym, żebyśmy mieli kogoś delegować – mówił nam niedługo przed południem przedstawiciel jednego z resortów, które jednak będzie wskazywało członka komisji ds. badania rosyjskich i białoruskich wpływów. Dopiero konferencja premiera rozwiała podstawowe wątpliwości, choć nie wszystkie.

"Unikać bieżącej polityki"

Ministerstwa nie mają jeszcze gotowych nazwisk ekspertów, którzy mają zasiąść w komisji, dlatego nie zacznie ona prac już w tym tygodniu. Dopiero w przyszłym ma zapaść decyzja, jak liczne będzie grono badających. Premier przekazał, że będzie to od 9 do 13 osób.

- Oczekuję, że członkowie będą unikać odnoszenia do bieżącej polityki, a zajmą się kwestiami merytorycznymi. Dwudziestoletni okres badania pozwoli zauważyć pewne mechanizmy, pod warunkiem, że komisja będzie miała możliwość skutecznej pracy i nie będzie działała pod presją polityczną, żeby jak najszybciej przedstawić wyniki pracy – dodaje w WP Mirosław Suchoń.

Rosyjskie ślady w mediach

Joanna Scheuring-Wielgus przyznaje, że prześledzenie rosyjskich i białoruskich wpływów w mediach warto zbadać, ale na razie nie wie, w jaki sposób mogłoby to wyglądać. Wiceministra edukacji przebywa obecnie na urlopie z powodu prowadzenia kampanii do Parlamentu Europejskiego. Według źródeł WP premier chciał, by w komisji pracował również przedstawiciel resortu kultury w związku ze śledztwem, które dotyczy szerzenia rosyjskiej propagandy m.in. przez portal Voice of Europe.

Sprawą zajmują się czeskie służby, a premier Belgii informował, że służby wywiadowcze potwierdziły "istnienie prorosyjskiej siatki wpływu, prowadzącej działalność w kilku krajach europejskich". Śledztwo prowadzone jest w kierunku próby wywarcia wpływu na procedury demokratyczne – w tym wybory do Parlamentu Europejskiego.

- Będziemy chcieli także sprawdzić ewentualny wpływ na media. Nic nowego. Ta rosyjska i białoruska dywersja dotyczy także komunikacji społecznej - podkreślił szef rządu. – Będę oczekiwał pierwszego raportu na pewno po wyborach. Nie chcemy mieszać pracy komisji z kampanią wyborczą. Wspomniałem już, że komisja będzie działała dyskretnie. Przesłuchania będą zamknięte, nie będzie na nich mediów. Będziemy jednak systematycznie informować o pracach komisji – dodał Donald Tusk.

Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
komisjadonald tuskrosja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (226)