Dorota każdego dnia boi się o swoje życie / zdjęcie ilustracyjne© Unsplash | Milada Vigerova

Za zamkniętymi drzwiami. "Znowu będziesz grzecznie leżała i będziesz pokorna"

Paweł Figurski
7 października 2022

Podczas kolejnej awantury domowej pani Dorota wyrzuca z siebie: "Jest prawo, które dotyczy też ciebie". Jej mąż, prezes Regionalnej Izby Obrachunkowej w Krakowie, śmieje się: "Jakie, ku..., prawo? Jakie prawo, idiotko?". Kobieta twierdzi, że choć jej dramat trwa od kilku lat, dopiero wydarzenia z początku tego roku skłoniły prokuraturę w Wieliczce do wszczęcia śledztwa. Efektem jest skierowanie do sądu aktu oskarżenia przeciw mężowi o przemoc wobec żony.

- Koszmar – tym jednym słowem Dorota opisuje, w jaki sposób była traktowana przez Mirosława L., swojego męża. Mówi o trwającej latami przemocy psychicznej, a potem fizycznej.

To nie tylko słowa, ale też dowody w postaci nagrań. Dała im już wiarę wielicka prokuratura, która - jak dowiedziała się Wirtualna Polska - skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko urzędnikowi. Według ustaleń śledczych L. uderzył swoją żonę, naruszył jej nietykalność cielesną oraz groził śmiercią.

- Ja się nadal go boję, a od stycznia, gdy poinformowałam policję o zachowaniu męża, nie potrafię doprosić się decyzji o zakazie zbliżania się - mówi kobieta.

Mirosław L. od 2018 roku jest prezesem Regionalnej Izby Obrachunkowej w Krakowie. Zajmuje się ona kontrolą finansów samorządów. W całej Polsce takich jednostek jest kilkanaście. Od dwóch lat L. koordynuje ich prace w skali kraju.

Cukier w baku

Jest 2 stycznia 2022 roku. Do policji w Skawinie dzwoni 13-letnia córka małżeństwa. Zgłasza, że ojciec bije matkę. Na miejsce przyjeżdża dwójka funkcjonariuszy.

To wtedy pani Dorota mówi im, że mąż, z którym nie mieszkają razem, przyjechał w odwiedziny do ich córki. Ona w tym czasie była w domu. Zapewnia, że nie utrudniała kontaktu z dziewczynką. Gdy mężczyzna był na posesji, zobaczyła, że do jej samochodu nalewa coś przez wlew paliwa. Kiedy zapytała, co robi, zaczął się awanturować.

Dwa dni później pani Dorota składa obszerne zeznania w skawińskiej policji.

- Ze szczegółami opowiedziałam, jak wyglądał ten dzień. Pamiętam, że gdy spytałam męża, co wlewał do baku mojego samochodu, odpowiedział: "Zobaczysz" – mówi Wirtualnej Polsce. - To był dramat. Mirek biegł za mną do domu i uderzył mnie w moją lewą dłoń. Poczułam ból. Wtedy wyrwał mi telefon i uciekł przed dom. Pamiętam, jak krzyczałam do córki, aby zadzwoniła na 112. Też wybiegłam, prosząc, aby oddał mi telefon. Przed dom wyszła również córka. Wtedy on uderzył moim telefonem o kamień. Nie chciał, żebym nagrała zdarzenie, ale też żebym miała jak zadzwonić na policję. Do córki powiedział, że ma iść do pokoju. Ona krzyczała: "Tata, nie, tata, nie", ale weszła do domu - relacjonuje pani Dorota.

Kobieta mówi, że mąż nie czekał na przyjazd policji.

- Zauważyłam, jak czyści, polewając wodą, okolice wlewu paliwa. Słysząc, że za chwilę przyjedzie policja, wsiadł do swojego auta - opowiada.

Wtedy kobieta otwiera drzwi samochodu i próbuje jeszcze odzyskać telefon. To w tym momencie - według relacji pani Doroty - mąż łapie ją za prawą dłoń i wykręca. W tym samym czasie zaczyna cofać samochód. Zatrzymuje się dopiero po chwili, a kobieta - wykorzystując ten moment - ucieka.

Po wszystkim udaje się na SOR. Dokumentacja medyczna, którą dysponuje, potwierdza, że doznała stłuczenia nadgarstka lewej ręki.

Kobieta opowiedziała na policji o kontekście zdarzenia. Poinformowała, że 30 grudnia, kilkadziesiąt godzin przed zajściem, mąż wpadł do domu. W rozmowie z nami wspomina ten dzień: - Mówił, że nie może na mnie patrzeć i że kiedyś mnie zabije. Ja naprawdę obawiam się tych gróźb. W połowie grudnia była podobna sytuacja, gdy mąż wszedł do kuchni, zaczął mnie wyzywać, chwycił za włosy i zaczął szarpać. Puścił dopiero, gdy zaczęłam głośno krzyczeć. Takie sytuacje mam z nim od lat.

"Tobie się wydaje, że coś możesz. Nic nie możesz"

Pani Dorota wyjaśniła na policji, że nie zgłaszała tych incydentów, bo "obawiała się o córkę" oraz sądziła, że nikt jej nie uwierzy, bo jej mąż jest "osobą wpływową".

- Niejednokrotnie odwoływał się do tego, że jest nietykalny. Mówił, że Mariana Banasia nie ruszyli, to i jego nikt nie ruszy. Straszył mnie, mówiąc, że jak powiem prawdę, to "tak mi przypier..., że się nakryję nogami". To był zamknięty krąg. Nie mogłam się wyprowadzić, bo tu był świat mojej córki, pokój, jej ukochane zwierzęta, musiała dokończyć szkołę i zdać egzaminy. Nikt mi nie wierzył, bo na zewnątrz mąż to dusza towarzystwa - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską.

Na dowód odtwarza nam rozmowę z mężem, którą nagrała dyktafonem. Słychać, jak Mirosław L. mówi: - Nie jesteś w stanie mnie ruszyć, za malutka jesteś. (...) Tobie się wydaje, że coś możesz. Nic nie możesz. (...) Jestem mądrzejszy od ciebie.

Dalej kobieta pyta: - A może jesteś bardziej butny, bo jesteś na tym stanowisku i wydaje ci się, że wszystko możesz? Są ludzie silniejsi niż ty. I jest prawo, które dotyczy też ciebie też.

Ten odpowiada, śmiejąc się: - Jakie, ku..., prawo? Jakie prawo, idiotko?

Pani Dorota kontynuuje: - Są instytucje ważniejsze niż prezes Regionalnej Izby Obrachunkowej i Krajowej Rady.

L. odpowiada: - I co zrobisz? Ty nie masz do nich dostępu. Do tych instytucji. Co? Donos napiszesz? Notorycznie piszą donosy.

W przekonaniu o mocnej pozycji męża panią Dorotę mogło utwierdzić zdarzenie z grudnia 2021 roku. To wtedy krakowska "Wyborcza" opisała, jak prezes L. miał ustalać warunki kontroli ze skarbniczką podkrakowskiej gminy, obiecując jej wysłanie najsłabszego inspektora. Nie spotkały go za to żadne konsekwencje.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji wyjaśniało to tak: "Ustawa nie daje żadnych podstaw do podejmowania działań związanych np. z odwołaniem prezesa Regionalnej Izby Obrachunkowej w związku z informacjami medialnymi".

Uszkodzenie rzeczy czy narażenie na niebezpieczeństwo

Dorota zadbała, by autoryzowany serwis zabezpieczył próbki z baku jej samochodu. Okazało się, że do paliwa dolany został roztwór cukru. Powoduje to zniszczenie silnika i podzespołów. Dwa lata temu policja poinformowała o takim incydencie w Śremie, gdzie dwaj nastolatkowie dla zabawy wsypali cukier od baku opla vectry. Właścicielowi pojazdu udało się przejechać 200 metrów, po czym auto zgasło.

Jak wynika z naszych ustaleń, prokuratura oskarża szefa RIO o to, że wlewając do baku roztwór z cukru, doprowadził do zniszczenia układu paliwa, co wiązało się z koniecznością wymiany pompy.

Z taką interpretacją nie zgadza się jego żona.

- Mąż nigdy nie straszył mnie zniszczeniem auta. Mąż straszył mnie utratą życia. W moim przekonaniu on może być zainteresowany moją śmiercią i mógł starać się takie zdarzenie pośrednio zainicjować. Nagłe zatrzymanie samochodu, bardzo małego zresztą, mogło zakończyć się tragicznie. Każdego dnia przejeżdżam przez tory kolejowe - mówi.

Kobieta przesłała też do prokuratury pismo. Przywołuje w nim kilka przypadków, w których nagłe zgaśnięcie silnika prowadziło do wypadku samochodowego. Jej pełnomocnik występować będzie o zmianę kwalifikacji czynu męża.

- Dolanie cukru do baku nie było nakierowane na zniszczenie samochodu i narażenie kobiety na wydatek. To działanie było nakierowane na to, by ten samochód w pewnym momencie przestał funkcjonować. To sytuacja podobna do przecięcia przewodów z płynem hamulcowym. Pamiętajmy też, że mężczyzna jechał samochodem, gdy pani Dorota chciała odzyskać telefon, a jej nogi były poza pojazdem. Według nas kwalifikacja powinna być surowsza. Będziemy skłaniali się ku artykułowi 160 Kodeksu karnego, który mówi o narażeniu człowieka na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - wyjaśnia reprezentujący panią Dorotę mec. Michał Prawdzic-Łaszcz.

"Dorota, a modlisz się cały czas do Bozi?"

Zdaniem pani Doroty wszczęcie śledztwa nie poprawiło jej sytuacji.

- Przeciwnie. To tylko go rozwścieczyło. Żądał, bym wycofała zeznania. W szale gonił mnie, po czym wyrwał klamkę, gdy się zamknęłam za drzwiami. Zgłosiłam to policji, ale poinformowano mnie, że nie można mu tego zabronić, bo każdy ma prawo wyrywać klamki we własnym domu. Mirosław wyzywa mnie od wieśniaków, szmat, suk, głupków, pasożytów. Wykorzystuje mój zły stan zdrowia. Mam zdiagnozowany nowotwór złośliwy. Po usunięciu raka z powieki, gdy przechodziłam rekonwalescencję, uderzył mnie w twarz - opowiada.

Dorota w lipcu przesłała do prokuratury kolejne zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przez męża przestępstwa. Chodzi o znęcanie się psychiczne i fizyczne.

- Ciągłe wyzwiska. Kpił latami z mojej religii, z pochodzenia, ze wszystkiego. To zniszczyło moją samoocenę, czułam się zerem, a przecież skończyłam studia, pracowałam, byłam szanowana. Mąż wtłaczał mi kłamstwami chorobę psychiczną. Unikałam ludzi. Chodziłam do psychologa, Ośrodka Interwencji Kryzysowej, psychiatry. Zaczęłam nagrywać, aby udowodnić złe traktowanie, bardzo mnie to wypaliło, nie miałam już sił do życia - mówi pani Dorota.

Prokuraturze przekazała nagrania, nam pokazuje stenogramy. To niektóre z nich:

Dorota: - Mirek, ja się nie mogę denerwować, mam zalecenia lekarskie, mam leżeć, mam nic nie dźwigać i informuję cię: mam mieć spokój. Rozumiesz, że jestem po trzeciej operacji, gdzie nie goi mi się powieka?

Mirosław: - Będziesz miała czwartą. [tu pada imię członka rodziny – red.] nie ma oka, ty też nie będziesz miała.

Innym razem:

Dorota: - Mirek, proszę, wyjdź stąd. Ja nie chcę z tobą dyskutować. Naprawdę źle się czuję, zaraz mi to oko pęknie. Po raz czwarty.

Mirosław: - I będzie spokój. Znowu będziesz grzecznie leżała i będziesz pokorna.

Kolejny fragment.

Mirosław: - Szkoda, że [tu pada imię córki - red.] nie chodzi do szkoły, bo mógłbym cię tutaj przygnębić cały dzień. Dorota, a modlisz się cały czas do Bozi? Ty ku..., przyznaj się, daliście na mszę za twoje oko? Głupki, daliście, nie? Pomogło? Dlatego trzeba było dać dwa razy tyle, to by się zrosło.

Dorota: - Wiesz co, Mirek, żal mi ciebie, naprawdę. Naprawdę jest bardzo żal ciebie.

Mirosław: - Dorota, ale jedna sprawa. Byliśmy małżeństwem naście lat. Żadnych ku... modlitw za mnie, niech się ta wasza Bozia ode mnie odczepi, ok?

Według kobiety mąż w razie ewentualnego procesu miałby wezwać fałszywych świadków.

Mirosław: - Takiego znajdę, co ci powie, że się z tobą piep...

Dorota: - Akurat, ciekawe, kto głupi przyjdzie i będzie fałszywie zeznawał w sądzie takie rzeczy, no pokaż mi jedną osobę.

Mirosław: - Za 10 tysięcy znajdę debila... Nawet opisze, gdzie, co masz. (…) No ja mu opiszę tak, że doskonale będzie wiedział. Powiem, że przyjeżdżał tutaj i cię piep... pod moją nieobecność. Poznał cię w klubie "30".

Dorota: - Jesteś do tego zdolny?

Mirosław: - No!

Dorota: - Wiesz o tym, że w tym momencie mnie zastraszasz tym.

Mirosław: - E, skąd. Tak pier..., jak ty. Zdenerwowałaś się?

(…)

Dorota: - Ale w tym momencie to ty naruszasz prawo w ogóle.

Mirosław: - He, masz świadków?

Zakaz zbliżania się? A gdzie zostawi opony?

Od początku roku kobieta próbuje uzyskać dla męża sądowy zakaz zbliżania się do niej. Bezskutecznie.

- On stanowi zagrożenie dla mojego życia. Pozostaje całkowicie bezkarny, a ja boję się każdego dnia. Jeżeli ktoś oświadcza mi, że mnie zaje..., a potem wlewa mi coś do baku samochodu, to znaczy, że nie rzuca słów na wiatr. Teraz gdy widzę, że nadjeżdża, to uciekam z domu. I tak od miesięcy. Tak nie da się żyć - rozpacza.

Pani Dorota zadzwoniła na Niebieską Linię: - Pracownik infolinii nie mógł uwierzyć, że w obliczu tych wszystkich zdarzeń nie zostałam objęta ochroną. Powiedział, że takie zachowanie służb jest godne potępienia.

Ewentualny zakaz zbliżania się do niej musiałby iść w parze ze środkiem zapobiegawczym w postaci dozoru policji. Na to sąd się nie zgodził.

Adwokat kobiety mec. Michał Prawdzic-Łaszcz przekazuje, że sąd odroczył sporządzenie uzasadnienia swego postanowienia, a tym samym motywy rozstrzygnięcia nie zostały podane podczas jego ogłoszenia. Te, w formie pisemnej, jeszcze nie dotarły.

- Sąd postanowił nie uwzględnić naszego wniosku. Nie wiemy, jakie argumenty obrońców go przekonały. Przeciwna strona wskazywała, że nie została spełniona przesłanka ogólna, czyli możliwość wpływania na prowadzone postępowanie albo groźba popełnienia innego przestępstwa. Ja się z tym nie zgadzam, bo jeśli w akcie oskarżenia jest czyn polegający na dolaniu czegoś do baku połączony z groźbą karalną, to istnieje obawa popełnienia przez oskarżonego innego ciężkiego przestępstwa przeciw życiu i zdrowiu pokrzywdzonej - mówi mec. Pawdzic-Łaszcz.

I dodaje: - Drugą linią obrony było wskazanie, że dozór policyjny byłby uciążliwy dla oskarżonego, który nie byłby w stanie wywiązywać się ze swoich obowiązków służbowych jako prezesa Regionalnej Izby Obrachunkowej. Poza tym obrona wskazywała, że to utrudni mu kontakty z dzieckiem, a także ma swoje interesy w domu, w którym przebywa pokrzywdzona, bo trzyma tam m.in. opony. To absurdalny argument, bo trudno wskazywać, że prawo oskarżonego do trzymania opon w domu jest ważniejsze w hierarchii niż prawo pokrzywdzonej do czucia się bezpiecznie w swoim domu.

Mirosława L. poprosiliśmy o komentarz do zarzutów prokuratury. Odmówił rozmowy.

***

Według policyjnych statystyk w 2020 r. zgłoszono 85,6 tys. przypadków przemocy. 63 tys. zgłoszeń pochodziło od kobiet, a 12 tys. od dzieci i młodzieży. Według oficjalnych danych w 2021 roku agresji ze strony najbliższych osób od najbliższych doświadczyło 55 tys. kobiet.

Gdzie szukać pomocy? Policja ma obowiązek zareagować na zgłoszenie przemocy w rodzinie. Zgłoszenia można składać pod numerem "112". Innym rozwiązaniem jest kontakt z Ogólnopolskim Pogotowiem dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia". Konsultacje w sprawie przemocy prowadzone są pod numerem infolinii 800 120 002 oraz pod adresem niebieskalinia@niebieskalinia.info

Paweł Figurski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (1220)