Wielki "audyt PO" okazał się wielką ściemą? W pierwszą rocznicę sprawdzamy efekty
Równo rok temu rząd PiS zorganizował wielki audyt rządów PO. Przez cały dzień kolejni ministrowie wychodzili na mównicę i wymieniali grzechy poprzedników. Co z tego wyszło? Szybko okazało się, że z dużej chmury spadł mały deszcz.
7 maja 2016 roku Platforma, Nowoczesna i KOD (wówczas jeszcze w dobrej kondycji) zorganizowały marsz poparcia naszej obecności w UE. Pomimo złożonej kilka dni wcześniej deklaracji Jarosława Kaczyńskiego o pozostaniu w Unii, marsz był frekwencyjnym sukcesem. Kilka dni później, wywracając do góry nogami porządek obrad Sejmu, zorganizowano wielki audyt rządów PO. PiS zapowiadał go od wyborów, ale dopiero po pół roku udało się przedstawić go Sejmowi.
"Audyt", nie audyt
Polecenie zaskoczyło ministrów, którzy naprędce przygotowywali wystąpienia. Ale nie udało się zarzutów wobec PO sformułować na piśmie (i do dzisiaj się to nie zmieniło). Kiedy krytycy zarzucali, że występ ministrów z PiS nie spełnia właściwie żadnych warunków, które musi spełniać "audyt", Beata Kempa przekonywała, że to nie "audyt", tylko "informacji na temat stanu państwa i jego instytucji".
Ale w wystąpieniach Beaty Szydło i jej ministrów pojawiło się wiele zarzutów. Każdy z nich skrupulatnie relacjonowało TVP INFO (odpowiedź PO pokazano na żywo tylko w internecie). - Zanim PO i PSL zaczną rozliczać kogokolwiek, powinny same się rozliczyć - grzmiała Beata Szydło. Później przypominała aferę hazardową i dymisję szefa CBA Mariusza Kamińskiego, aferę taśmową czy katastrofę smoleńską. - One dzisiaj zostały policzone: wasze czyny i zaniechania - mówiła szefowa rządu, nie wychodząc ponad ogólniki. - Szacujemy, że przez 8 lat rządów PO-PSL stracili ok. 340 mld zł. To 8 lat działania 500+, 5 tysięcy przedszkoli, 250 szpitali, 1200 km autostrad - dodała.
Rekwizyty
Bardziej szczegółowi byli ministrowie, na których spadł ciężar udowodnienia i przede wszystkim uszczegółowienia tych zarzutów. Zabrali się więc do pracy, przez ponad 10 godzin przedstawiając wyniki audytów w swoich ministerstwach. Jako pierwszy wystąpił minister finansów Paweł Szałamacha, którego dziś nie ma już w rządzie. Po nim wystąpił Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury.
Jako rekwizyt posłużył mu gigantyczny wydruk z roszczeniami podwykonawców autostrad. - Do końca 2012 roku miało być 4 tysiące kilometrów autostrad, jest 1 400 kilometrów - zarzucał. Teraz sam ma problemy z organizowaniem przetargów, już wiadomo, że nie uda się wydać unijnych pieniędzy na kolej. Adamczyk przekonywał, że za PO budowano najdroższe autostrady w Europie, co było zwykłym kłamstwem, bo z danych wciąż dostępnych na stronach GDDKiA wynika, że koszty są nieco niższe od europejskiej średniej.
Do czerwca resort Adamczyka złożył tylko jedno zawiadomienie do prokuratury, i to nie związane z autostradami tylko z Grupą PKP. Tą samą, której zarząd musiał wymienić po ujawnieniu informacji o nieprawidłowościach przy kontrakcie na ochronę dworców podczas Światowych Dni Młodzieży. Kolejne zawiadomienie Adamczyk złożył z ministrem środowiska Janem Szyszką,dotyczyło ono niepotrzebnych ekranów akustycznych. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska śledztwo wciąż trwa, w dodatku w sprawie, nie przeciwko konkretnym osobom.
Łabędzi śpiew Jackiewicza
Zdecydowanie jednym z najbardziej nośnych medialnie było wystąpienie Dawida Jackiewicza. Jackiewicz wymienił 7 grzechów PO: pazerność, niegospodarność, rozrzutność, łamanie procedur, wykorzystywanie spółek do celów politycznych oraz działanie na szkodę interesów państwa. - Prezes Orlenu za rok 2015 uzyskał 6,5 mln zł łącznie z odprawą - mówił. Nowy prezes Wojciech Jasiński, kolega Jarosława Kaczyńskiego ze studiów, zarobił w 2016 r. 1,7 mln zł.
Jackiewicz w wielu przypadkach nie wymieniał nazw, bo tłumaczył, że nie chce zaszkodzić spółkom notowanym na giełdzie. Zadeklarował jednak, że zarzuty znajdą potwierdzenie w doniesieniach do prokuratury. Po miesiącu do prokuratury trafiły tylko 4 zawiadomienia, dotyczące prywatyzacji Presspubliki, Ruchu, Kopalni Adamów i Mebli Emilia. I tyle.
Jednak najbardziej malowniczym elementem przemówienia był jednak złoty mercedes, którego miał sobie zażyczyć prezes jednej ze spółek. Jak ujawnił dziennikarz "Super Expressu" samochód nie był złoty, tylko szary. Ale to nie przeszkodziło tabloidowi Sławomira Jastrzębowskiego pokolorować zdjęcia tak, by pasowało do słów ministra.
"Gonić..."
Sporo emocji w Sejmie wzbudziła też sprawa pieniędzy, jakie jedna z państwowych spółek przekazała dwóm miastom: polskiemu Zgorzelcowi i niemieckiemu Goerlitz. Pierwsze miało dostać 1,4 mln zł, drugie 1,4 mln euro. Jak się szybko okazało to nie były pieniądze na promocję, tylko rekompensata za szkody powodziowe spowodowane przerwaniem zapory w elektrowni PGE. W dodatku Niemcy chcieli aż 3,6 mln euro, więc spółka zapłaciła aż 2,2 mln euro mniej. Szczegóły można znaleźć na 47 stronie sprawozdania zarządu za pierwszą połowę 2014 roku.
Jackiewicz zakończył fragmentem zawołania Józefa Piłsudskiego, którego pełna wersja brzmi "gonić k...y i złodziei". Cztery miesiące później sam został pogoniony przez Jarosława Kaczyńskiego pogoniony, bo nepotyzm i kolesiostwo w podległych mu spółkach zbyt mocno rzucały się w oczy.
Zawiadomienia bez efektów
Zawiadomienia złożył też Jan Szyszko, dzisiaj jeden z najbardziej krytykowanych ministrów. Poza wspomnianym wyżej zawiadomieniem ws. ekranów akustycznych Szyszko złożył też zawiadomienie w sprawie odebrania środków na geotermię Fundacji Lux Veritatis, kierowanej przez o. Rydzyka. Jak informuje Wirtualną Polskę prokuratura, śledztwo trwa, przesłuchano 17 świadków. Nie czekając na werdykt decyzję odwrócono i fundacja dostała 26 mln zł.
Zawiadomienia składali też minister ds. służb specjalnych Mariusz Kamiński (i to aż 19), Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej (o problemach resortu z jawnością pisaliśmy tutaj), Ministerstwo Rozwoju, Ministerstwo Rolnictwa czy MSWiA.
Maraton wystąpień w Sejmie zamykał Antoni Macierewicz, znany ze stawiania poważnych zarzutów, niekoniecznie mających poparcie w faktach. - Co takiego wam [Polska] zrobiła, że tak ją pozostawiliście bezbronną? - pytał przejętym głosem. Zarzucał, że PO stworzyła sieć korupcji, choć to dzisiaj jego współpracownik Wacław Berczyński jest oskarżany przez opozycję o niejasną ingerencję w przetarg na śmigłowce.
Ostatecznie przytłaczającą większością Sejm w środku nocy przyjął "audyt". Ale siła jego rażenia okazała się być znacznie mniejsza, niż liczyli politycy PiS. Dlaczego? Za odpowiedź niech świadczy fakt, że po roku ani jeden polityk PO (czy urzędnik lub menadżer) nie usłyszał zarzutów.
Współpraca: Magda Kazikiewicz