Wielka Brytania zaczęła bombardować Syrię
Brytyjskie bombowce Tornado dokonały pierwszego nalotu na cele Państwa Islamskiego (IS) w Syrii zaledwie po kilku godzinach od wyrażenia na to zgody przez parlament w Londynie - poinformowało ministerstwo obrony Wielkiej Brytanii.
- Samoloty Tornado Royal Air Force (RAF) dokonały pierwszej operacji ofensywnej nad Syrią - oświadczył rzecznik ministerstwa. Nie podał bliższych szczegółów.
Według źródeł rządowych samoloty wystartowały z bazy RAF w Akrotiri, na Cyprze. Reuter, powołując się na świadków, poinformował, że w ataku uczestniczyły cztery maszyny, które startowały dwójkami w odstępie godziny. Dwie z nich powróciły już do bazy.
Głosowanie po 10-godzinnej debacie
Brytyjska Izba Gmin wyraziła w środę wieczorem zgodę na rozszerzenie działań zbrojnych przeciwko Państwu Islamskiemu (IS), przyjmując wniosek premiera Davida Camerona w tej sprawie stosunkiem głosów 397: 223.
Wniosek został przyjęty po ponad dziesięciogodzinnej debacie, w której głos zabrało ponad 100 posłów, w tym m.in. brytyjski premier David Cameron, lider opozycji Jeremy Corbyn i minister spraw zagranicznych Philip Hammond.
"Wierzę, że Izba podjęła dobrą decyzję, która pozwoli Wielkiej Brytanii pozostać bezpieczną. Akcja zbrojna w Syrii jest elementem szerszej strategii" - napisał Cameron na Twitterze tuż po głosowaniu.
Z kolei Hammond spytany przez BBC, czy naloty mogą potrwać nawet latami, odpowiedział: "Mam nadzieję, że nie będą to cztery lata, ale na pewno to nie jest kwestia kilku miesięcy".
Największą uwagę zdobyło jednak piętnastominutowe wystąpienie ministra spraw zagranicznych w gabinecie cieni Hilary'ego Benna, który w brawurowy sposób wyjaśniał, dlaczego - wbrew stanowisku szefa Partii Pracy - zdecydował się poprzeć rząd Davida Camerona i zagłosować za nalotami na cele IS w Syrii.
W swoim przemówieniu Benn - wymieniany jako potencjalny kandydat na kolejnego lidera opozycji - odwoływał się do historii Partii Pracy, podkreślając bogate dziedzictwo w zakresie rozwiązywania globalnych konfliktów i przypominając, że to lewicowy rząd Wielkiej Brytanii brał udział w zakładaniu Organizacji Narodów Zjednoczonych.
- Rzeź w Paryżu pokazała nam klarownie zagrożenie, z którym się mierzymy. To mógł być Londyn, Glasgow, Leeds, Birmingham - i wciąż może być - powiedział Benn.
- Oni nami gardzą. Gardzą naszymi wartościami, wiarą w tolerancję i poczucie przyzwoitości. Wreszcie: gardzą naszą demokracją - tą samą, w ramach której podejmiemy dzisiejszą decyzję - wyliczał Benn, nazywając islamistów "faszystami" i porównując polityczną odpowiedzialność za zatrzymanie dżihadystów do tej związanej z Franco, Hitlerem i Mussolinim.
Wystąpienie Benna zostało nagrodzone przez Izbę Gmin długimi oklaskami po obu stronach Izby - zarówno przez polityków lewicy, jak i prawicy - co jest rzadko spotykane w brytyjskiej tradycji parlamentarnej.
Jego przemówienie było wyraźnym podkreśleniem szerszego podziału w ramach Partii Pracy. Jej szef, Jeremy Corbyn, wielokrotnie sugerował bowiem, że "jedynym rozwiązaniem (wobec zagrożenia Państwem Islamskim) jest kontynuacja rozmów pokojowych w Wiedniu" i argumentował, że interwencja zbrojna tylko zwiększa groźbę zamachów terrorystycznych w Wielkiej Brytanii.
Według niepotwierdzonych informacji, aż 66 labourzystów zagłosowało jednak zgodnie z rządem, sprzeciwiając się pozycji lidera ugrupowania.
Spodziewając się takiego rozłamu, jeszcze kilka dni przed głosowaniem Corbyn zrezygnował z dyscypliny partyjnej pozwalając na tzw. "wolny głos". W efekcie wielu członków gabinetu cieni zagłosowało za rządowym wnioskiem, wyrażając zgodę na ataki na cele IS w Syrii. W Partii Konserwatywnej z głosowania za wnioskiem wyłamało się zaledwie siedmiu posłów.
Po głosowaniu Corbyn napisał w specjalnym oświadczeniu, że "niestety, brytyjscy żołnierze i żołnierki są zagrożeni, a strata niewinnych cywilów jest niemal nieunikniona".
- Argumenty Camerona nie były przekonujące - brakowało w nich wiarygodnego planu interwencji naziemnej, lub rozwiązania dyplomatycznego. Odkąd po raz pierwszy poruszono ten temat, opozycja - w kraju, parlamencie, Partii Pracy - tylko narastała - dodał.
Według sondażu ośrodka badań opinii publicznej YouGov, poparcie dla nalotów RAF na Syrię na Wyspach rzeczywiście malało w ostatnich dniach: tydzień temu wynosiło aż 59 proc., przy zaledwie 20 proc. przeciwnych, a środę rano zmniejszyło się do 48 proc. za i 31 proc. przeciwko.
Wielka Brytania bierze udział od ponad roku w nalotach na dżihadystów z IS w Iraku, ale w sierpniu 2013 r. deputowani odrzucili możliwość interwencji w Syrii. Na początku listopada br. parlamentarna komisja ds. zagranicznych odradziła rozszerzenie nalotów na Syrię pomimo faktu, że IS nie uznaje granicy między Irakiem a Syrią.