Trump wywołał rebelię w USA. To duża szansa dla Polski
Już raz walka o zyski i kształt społeczeństwa doprowadziły do wybuchu wojny domowej w USA. Teraz nowe, zbuntowane stany utworzyły sojusz wspierany przez takich gigantów jak Apple, Facebook czy Microsoft przeciwko wycofaniu się USA z paryskiego porozumienia klimatycznego. To może być dobra wiadomość dla Polski, jeżeli będziemy potrafili zarobić na tej zawierusze.
Gubernator Kalifornii Jerry Brown oświadczył, że jego stan jest "gotów do bitwy" przeciwko złej polityce Donalda Trumpa. Jego zdaniem gospodarka USA zyska, a nie straci na Porozumieniu Paryskim. Do nowej konfederacji przystąpiły już stany Nowy Jork i Waszyngton. Gubernatorzy opublikowali już nawet proklamację i zaapelowali do innych stanów o przystępowanie do "Sojuszu Klimatycznego Stanów Zjednoczonych" (United States Climate Alliance).
Obok nich co najmniej 30 burmistrzów, 80 uniwersytetów i ponad 100 korporacji przygotowuje list do ONZ zawierający zobowiązanie przestrzegania Porozumienia Paryskiego pomimo decyzji Donalda Trumpa. Paradoksalnie zbuntował się nawet burmistrz Pittsburga, choć uzasadniając swoje postępowanie Trump tłumaczył, że "został wybrany na prezydenta Pittsburga, a nie Paryża".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Wśród buntowników znajdują się tacy potentaci, jak Apple, Facebook, Microsoft czy IBM. Środków na walkę nie zabraknie zwłaszcza, że sama Kalifornia, gdyby była niepodległym państwem, miałaby szóstą co do wielkości gospodarkę na świecie. To byłby kraj podobny do Francji. Przeciwnicy wyjścia z Porozumienia Paryskiego podkreślają cios, jakim decyzja Prezydenta Trumpa będzie dla "marki Ameryka" i odwrócenie się konsumentów od produktów "Made in USA".
Rebelia jest tym bardziej bolesna, że USA są całkowicie osamotnione, a jedynymi krajami, które nie przystąpiły do Porozumienia Paryskiego są Syria i Nikaragua. Oczywiście w całości Stany Zjednoczne stanowią 40 proc. światowej gospodarki i mogłyby dyktować warunki, na co zapewne Trump liczy. Rozbicie tej jedności może zniweczyć jedyny rzeczywisty argument, którym prezydent może się posługiwać.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Ameryka "wstaje z kolan"
W grę wchodzą gigantyczne pieniądze i miejsca pracy, o których mówi Donald Trump obiecując , że Ameryka znowu będzie wielka, czyli – w naszych realiach – wstanie z kolan. Kłopot w tym, że wielkie koncerny, w tym energetyczne, od lat inwestują i przystosowują się do wymagań "zielonego świata". Stąd, na przykład, ExxonMobil, największy producent ropy naftowej w USA, którego prezesem był Sekretarz Stanu Rex Tillerson, apelował do Białego Domu o honorowanie zobowiązań. Na znak protestu grupę doradców Trumpa opuścił nawet Elon Musk, wizjoner i przedsiębiorca, właściciel tak znanych firm jak PayPal i Tesla.
Podejmując decyzję Trump nie był sam. Do wyjścia z Porozumienia Paryskiego namawiali go politycy Partii Republikańskiej oraz wielkie, konserwatywne media i ośrodki eksperckie. Zwolennicy posunięcia Trumpa podkreślają, że Porozumienie Paryskie, które przede wszystkim zakłada ograniczenie emisji dwutlentu węgla, jest złe dla amerykańskiej gospodarki, podniesie ceny produktów i doprowadzi do wzrostu bezrobocia. Krytycy prezydenta dowodzą, że jest dokładnie odwrotnie. Okazuje się, że nawet w Ameryce ideologia może wziąć górę nad twardym interesem.
Druga Wojna Secesyjna rzecz jasna nie wybuchnie. Pomimo upływu lat rany nie do końca się zabliźniły i nie brakuje ludzi, którzy pielęgnują uprzedzenia i podziały. Amerykanie wyciągnęli jednak wnioski i nie zaczną do siebie strzelać, albo przynajmniej nie masowo.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Kolejka do bicia leżącego
Ciosy na USA zaczęły już spadać. Prezydent Francji Emmanuel Macron po angielsku i bez nadmiernie francuskiego akcentu zaapelował do amerykańskich przedsiębiorców i naukowców o przenoszenie się do jego kraju, gdzie, w odróżnieniu od USA, są mile widziani. Polityk także "trolluje" gospodarza Białego Domu parafrazując jego hasło wyborcze i wzywając do podniesienia planety z kolan.
Z kolei Unia Europejska porozumiała się z Chinami w sprawie dalszego przestrzegania umowy z Paryża. Tu także chodzi o gigantyczne pieniądze. Bruksela i Chiny uzgodniły, że pomimo wycofania się Waszyngtonu, kraje rozwinięte nadal zbierać będą 100 mld. dolarów rocznie, aby wspierać badania ekologiczne i ochronę środowiska w krajach rozwiniętych.
Te pieniądze ktoś zarobi i nie będą to Amerykanie. Niemcy od lat przestawiają swoją gospodarkę na produkcję zielonych technologii. Nie jest tajemnicą, że energia ze źródeł odnawialnych jest droga, a firmy energetyczne obniżają wskaźniki emisji inwestując w kosztowne rozwiązania po to, by osiągnąć oczekiwany efekt całościowy. Także chińska gospodarka powoli i z oporami, ale podporządkowuje się wymaganiom "zielonego świata".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
O potrzebie dbania o planetę przekonanych jest coraz więcej ludzi, zwłaszcza w krajach rozwiniętych. Badania pokazują, że nawet ponad połowa Amerykanów jest przekonana, że globalne ocieplenie jest faktem. Media regularnie, na przykład, informują o gigantycznej górze lodowej, która jest bliska oderwania się od antarktycznego lodowca. Najprawdopodobniej już na początku lata na oceanie pojawi się góra lodowa o powierzchni 5 tys. kilometrów kwadratowych.
Szansa dla Polski i Katowic
Paradoksalnie Katowice, a więc siedziba największej spółki węglowej w UE, mają szansę stać się jednym z symboli walki o zieloną planetę. Europejsko–chińskie porozumienie przypomina, że w przyszłym roku w Polsce odbędzie się konferencja klimatyczna COP 24, która ma być kolejnym kamieniem milowym na drodze do realizacji postanowień Porozumienia Paryskiego.
To duża szansa nie tylko dla Katowic, ale także dla Polski. Każde takie spotkanie to nie tylko możliwość zarobienia na tysiącach delegatów z całego świata oraz wypromowania miasta i kraju, ale także możliwość wpływania i włączenia się do głównego nurtu polityki. W tym wypadku chodzi o wartą setki miliardów dolarów politykę klimatyczną.
Oczywiście z naszego punktu widzenia nie brakuje zagrożeń wynikających z wizerunku kraju nieprzyjaznego dla ekologii. Masowa wycinka drzew, los Puszczy Białowieskiej czy zablokowanie energetyki wiatrowej nam nie pomagają. COP 24 w Katowicach będzie więc bardzo poważnym testem dla polskiej dyplomacji i dla ministra Jana Szyki, który zgodnie z decyzją Sejmu ma być prezydentem konferencji. Gra jest warta świeczki i wewnętrznie mniej dzieląca, niż sprawa uchodźców. To szansa, z której żal byłoby nie skorzystać.