Szwedzki dyplomata ostrzega. "To jak wbić sztylet w plecy Finlandii"
Szwecja wkracza w kluczowy, historyczny tydzień, w którym parlament w Sztokholmie zadecyduje, czy państwo przystąpi do NATO. Zdaniem jednego z czołowych dyplomatów, Jana Henningsona, byłego dyrektora Instytutu Szwedzkiego, w zasadzie nie ma się nad czym zastanawiać - wejście do Sojuszu to konieczność. Szwed podkreśla, że jego kraj nie może osamotnić Finlandii.
Po inwazji Rosji na Ukrainę zmieniła się optyka we wszystkich europejskich państwach. Inne jest też spojrzenie analityków na przynależność do paktu Północnoatlantyckiego. Szwecja, która do tej pory nie rozważała swojego udziału w militarnym przedsięwzięciu Zachodu, zdecydowała o podjęciu kroków, które mogą zamysł wstąpienia do NATO wcielić w życie.
Jan Henningsson powiedział serwisowi The National, że jego zdaniem potrzeba przystąpienia Szwecji do Sojuszu jest większa, niż wcześniej sądzono. Były dyplomata przekonuje, że dwie dekady ekonomicznych cięć zmniejszyły armię do prawie jednej dziesiątej jej wielkości w czasie zimnej wojny.
- Kraj nie byłby w stanie obronić się przed rosyjskim atakiem. Siły zbrojne nie mają dostatecznej mocy - powiedział Henningson.
Zasugerował również, że jeśli Szwecja nie podpisze układu z Sojuszem w tym miesiącu, narazi sąsiednią Finlandię na niebezpieczeństwo ze strony Rosji.
- Jeśli Szwecja pozostanie poza NATO, otworzy to wolny obszar dla Rosji, która już wykazała swoją nieobliczalność. To byłby nóż wbity w plecy Finlandii, ale także krajów bałtyckich. Wystarczy, że Rosjanie zajęliby wyspę Gotlandię na Bałtyku - podkreśla ekspert.
Szwedzki dyplomata: Musimy wejść do NATO
Szwecja, jak komentuje The National, od ponad 200 lat pozostaje niezachwianie neutralna i zdecydowanie walczy z bronią jądrową. Szwedzi są podzieleni co do przynależności do NATO.
- Jednak skoro armia kurczy się z 15 brygad w 1995 roku do dwóch, pilnie potrzebujemy członkostwa w NATO, biorąc pod uwagę nieprzewidywalność prezydenta Władimira Putina. Nasze siły zbrojne nie obronią samodzielnie terytorium. Faktycznie bylibyśmy zagrożeni, gdybyśmy zostali zaatakowani - mówi doświadczony dyplomata.
Jak podkreśla Henningson, obecnie kraj mógłby dysponować armią zaledwie 23 tysięcy żołnierzy do obrony 11-milionowej populacji. Nawet przy posiadaniu doskonałego sprzętu, w tym myśliwców Gripen, to nie jest gwarancja bezpieczeństwa. Takie daje jedynie połączenie sił z innymi krajami.
Decyzja należeć będzie do zwykłej większości w parlamencie, wiele zależy więc od decyzji rządzących socjaldemokratów. W obawie przed rosyjskimi ingerencjami państwo zrezygnowało z powszechnego referendum.
Zaskakujący wywiad Łukaszenki. "Poczuł się oszukany"
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski