Prawy prosty? Raczej strzał w kolano [OPINIA]
Ksiądz sugerujący, by kandydat na prezydenta zadał cios krytykującemu go profesorowi - to realny problem Kościoła. Nie wystarczy, że przeprosi i wyjaśni, że to była przenośnia. Jego postawa pokazuje, że Kościół hierarchiczny nie egzekwuje zasady apartyjności i apolityczności swoich duchownych - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Historia z Ciechanowa jest tak kuriozalna, że aż trudno uwierzyć, by była prawdziwa. Tyle że taka jest i nikt - ani ksiądz, ani kandydat na prezydenta - wcale nie zaprzeczają, że takie wydarzenia miały miejsce, i że słowa, które przytaczają media, rzeczywiście padły.
- Co do pana ma prof. Dudek? - dopytywał się podczas spotkania wyborczego ksiądz Jan Jóźwiak, proboszcz parafii pw. Matki Bożej Fatimskiej w Ciechanowie, a także miejscowy dziekan. - Radzę, żeby mu pan prawy prosty albo lewy wymierzył, jak pan go spotka - dodał chwilę potem. - Tylko niech pan broni życia dzieci, a Pan Bóg będzie błogosławił i pan wygra na pewno. Szczęść Boże! - zakończył.
Co na to Karol Nawrocki, do którego skierowane były słowa? Czy zaprotestował, zasugerował, że przemoc nie jest rozwiązaniem? A skąd. Grzecznie duchownemu podziękował. - Bóg zapłać, księże dziekanie, dziękuję za te słowa i za wsparcie - odpowiedział. Tak jakby nic się nie stało, jakby propozycja księdza nie była szokująca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Arsenał broni Ziobry. Siemoniak wydał polecenie policji
Riposty księdza zdecydowanie niecelne
Wyjaśnienia, które teraz padają - zarówno z ust Nawrockiego jak i księdza Jóźwiaka - też są dość kuriozalne. Ksiądz - w wydanym i napisanym dość mało zrozumiałą polszczyzną oświadczeniu - wyjaśnił, że został źle zrozumiany.
"W odniesieniu do wczorajszej wypowiedzi, chciałbym wyjaśnić z pokorą, że miałem na myśli przenośnię, ponieważ Pan Karol Nawrocki był bokserem. Chodziło tylko o to, aby udzielić celnej riposty Panu Profesorowi Antoniemu Dudkowi, który nadmiernie krytykuje Pana Karola" - napisał na stronach swojej parafii. "Tych, którzy źle zrozumieli moją przenośnię serdecznie przepraszam. Przepraszam również Pana Profesora Antoniego, ale nigdy nie namawiałem nikogo do bicia. Jest mi przykro, że moja wypowiedź będzie wykorzystywana na różne sposoby" - dodał.
Kandydat na prezydenta zaś wyjaśnia, że bić profesora nie zamierza, że nigdy nie stosuje przemocy (poza sytuacją wyższej konieczności), a jego podziękowania odnosiły się jedynie do życzeń zwycięstwa w wyborach.
Obie te wypowiedzi pokazują, że panowie kompletnie nie rozumieją, na czym polegał problem z całą sytuacją.
Ksiądz ubolewa nie nad tym, że powiedział rzecz skandalicznie głupią i do tego niezgodną z zasadami Ewangelii, a nad tym, że jego wypowiedź "będzie wykorzystywana na rozmaite sposoby" (co w skrócie - można przypuszczać - oznacza przeciw Kościołowi i jego kandydatowi). Jego wyjaśnienia dotyczące rzekomej przenośni też średnio trzymają się kupy, bo tak się składa, że gdy mówi się do boksera, który szczyci się swoimi umiejętnościami, by wyprowadził "prawy i lewy prosty", to akurat trudno to uznać za przenośnię.
A nawet jeśli to rzeczywiście była przenośnia, bo ksiądz jest pacyfistą (swoją drogą zastanawia, czy ksiądz dziekan rzeczywiście wie, co oznacza to słowo, i że Kościół katolicki nie jest organizacją pacyfistyczną, bo dopuszcza obronę konieczną i wojnę sprawiedliwą), to sposób, w jaki ksiądz tej przenośni użył, usprawiedliwia ostrą reakcję mediów i opinii publicznej.
Złamane zasady Kościoła
Ale zostawiając na boku kwestie użycia przemocy i "przenośni", warto zatrzymać się nad zupełnie innym problemem. Otóż obaj panowie zdają się nie zauważać, że poparcie udzielane przez dziekana i proboszcza podczas publicznego spotkania kandydatowi na prezydenta jest kompletnie sprzeczne z zasadami Kościoła. Ksiądz nie tylko (załóżmy nawet na moment, że w "przenośni") wezwał do przemocy wobec innego człowieka, co samo w sobie jest skandalem i za co - bardzo ostrożnie, ale jednak - przeprosił, ale również złamał normy Kościoła, którego jest duchownym.
Kościół jasno wskazuje, że księża nie powinni angażować się po żadnej stronie w kampanii wyborczej.
Słowa księdza Jóźwiaka nie były zgodne z tymi zasadami. A wyborcy innych kandydatów niż Nawrocki w parafii księdza, tak jak wielbiciele prof. Antoniego Dudka wśród jego parafian, także mogą poczuć się odrzuceni. A to nie służy Kościołowi.
Inna rzecz, że nie wydaje się, by zasady te, choć mądre i słuszne, były szczególnie mocno egzekwowane przez Kościół. Gdyby tak było, to biskupi powinni wezwać na dywanik redaktora naczelnego "Niedzieli", który ostatnio zaprezentował swoim czytelnikom okładkę z jednym z kandydatów (zupełnie przypadkowo był to Nawrocki), tak by nikt nie miał wątpliwości, kogo popiera jego pismo. I oczywiście każdy tygodnik może robić, co chce, ale z perspektywy Kościoła jest to pomysł dramatycznie zły, bo wpisuje go w walkę polityczną, która nie jest i nie powinna być jego.
Kościół jako głos sumienia
Kościół, i to jest jego główne zadanie, ma być nosicielem Dobrej Nowiny, opowieści o Bożym miłosierdziu, która - co warto nieustannie przypominać - skierowana jest do wszystkich, niezależnie od poglądów politycznych. Księża, i to zarówno na ambonie, jak i w życiu publicznym, mają być świadkami Jezusa Chrystusa, a skoro tak, to nie mogą być jednocześnie reprezentantami partii politycznej, czy kandydata na jakikolwiek urząd. Ich rola jest zwyczajnie inna i nie powinni, jeśli chcą wypełniać swoją misję, o tym zapominać. Wolno im oczywiście mieć osobiste poglądy, ale nie powinni ich okazywać publicznie, tak jak ambasador danego państwa czy przedstawiciel urzędu nie powinien w sytuacjach publicznych opowiadać o swoich poglądach, a prezentować przekonania państwa i jego władzy, a także instytucji. To elementarz działalności publicznej i publicznej wiarygodności.
Te zasady są jeszcze ważniejsze w sytuacji głębokiego podziału społecznego, gdy w przestrzeni publicznej funkcjonują partie i plemiona sobie wrogie. Kościół musi pozostawać ponad tym sporem, bo dopiero to gwarantuje wiarygodność jego świadectwa. Ksiądz, a także człowiek, który nieustannie podkreśla swoje przywiązanie do wartości katolickich (a tak robi Nawrocki), powinni mieć świadomość, że ignorując te zasady, szkodzą wiarygodności Kościoła i jego nauczania, bo wpisują je w narrację jednej strony.
Właśnie dlatego diecezja płocka, której kapłanem jest ksiądz Jóźwiak, powinna w tej sprawie zająć jasne stanowisko. I chodzi nie tylko o przeprosiny dla prof. Dudka, ale także o jakąś formę kary dla księdza (jeśli takie bojowe "przenośnie" prezentuje on wobec osób publicznych, to powstaje pytanie, jak odnosi się do wiernych), a także jasne wskazanie, że nie ma akceptacji ani dla takiej formy, ani dla samego wsparcia któregokolwiek z kandydatów przez księży. Jeśli takiego stanowiska nie będzie, to powstanie wrażenie, że diecezja płocka jednak uważa, że Nawrockiego wspierać można…
Drodzy płoccy Księża Biskupi, czekamy na wasze decyzje. Także od Was zależy, czy świadectwo apartyjności Kościoła pozostanie wiarygodne.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".