Iwona Hartwich: ONZ pyta polskie władze, dlaczego nie mogą nam dać tych 500 zł
Liderka protestu w Sejmie Iwona Hartwich zapowiada kontynuację protestu. Przekonuje, że świat dowie się o problemach niepełnosprawnych w Sejmie. Zakaz wywieszenia baneru nic nie da. Protestujący przygotowali ulotki, które posłowie opozycji wręczą zagranicznym gościom parlamentarnego szczytu NATO. Dodała, że o ich protest dopytuje już polskie władze ONZ.
24.05.2018 | aktual.: 24.05.2018 19:22
- My nie doprowadziłyśmy do takiej sytuacji. My dzisiaj mieliśmy tylko jeden cel. Po prostu rząd zrobił wszystko, żeby te delegacje NATO-owskie nie weszły głównym wejściem i żeby ten protest był niezauważalny. Na tym transparencie w języku angielskim był napis, że w polskim parlamencie protestują osoby niepełnosprawne - mówiła Iwona Hartwich w RMF FM pytana o czwartkową awanturę w Sejmie.
Hartwich odniosła się także do stwierdzeń, że Straż Marszałkowska dbała o ich bezpieczeństwo. Jej zdaniem to absurd, bo łatwiej jest wychylić się przez barierki na schodach niż przez okno. - My się nie wychylamy, nie przechylamy przez te okna. Jesteśmy odpowiedzialnymi osobami, matkami - dodała.
- Nie ma dialogu, nie zostały spełnione nasze postulaty, przede wszystkim pierwszy postulat - stwierdziła Hartwich odpowadając na pytanie o apel marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego o zakończenie protestu. - Niepełnosprawne osoby nie będą się cieszyły z tej podwyżki z 84 proc. najniższej renty, gdzie całe życie były poniżane, bo nie miały 100 proc. najniższej renty. Tylko dzięki temu protestowi udało się uzyskać to wyrównanie - dodała.
Na uwagę, że minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska zapraszała dzisiaj protestujących na rozmowy w Centrum Dialogu Społecznego, odparła, że "nie wierzy w zapewnienia, że będą mogli po rozmowach wrócić do Sejmu". Przypomniała, że protestujący zgłosili już czwarta kompromisową propozycję.
- Chcemy rozmawiać o niej z premierem Morawieckim. Uważamy, że minister Rafalska nas wiele razy już oszukała, podpisywał porozumienia za naszymi plecami. Chcemy rozmawiać i bardzo prosimy o spotkanie premiera Morawieckiego - powiedziała Hartwich.
Hartwich zapowiedziała, że protest będzie trwał nadal. - My nie zrezygnujemy z walki o godne życie naszych dzieci, bo my dzisiaj mamy takie wrażenie, że ten pierwszy postulat, który mówi o skromnej pomocy dla tych osób niepełnosprawnych, urósł do kwoty 5 albo 50 tys. zł - oceniła.
Hartwich była także pytania o pracę swojego syna w jednej z fundacji. Prowadzący rozmowę pytał, dlaczego zataiła ten fakt. - My nie zatajaliśmy tego. Byłam dopytywana, czy szukałam pracy dla syna, atakowano nas, że zamykamy dzieci w czterech ścianach. Odpowiedziałam, że Kuba przez 3 lata szukał pracy, chodził do urzędu. Bezskutecznie - mówiła Hartwich. Przyznała, że Kuba w końcu znalazł pracę w fundacji. - Ale on tam nie pracuje, on się tam uspołecznia. Osoby z taką niepełnosprawnością nie są w stanie pracować zawodowo, choć on się bardzo cieszy, jak się mówi, że on pracuje - tłumaczyła. Dodała tez, że niestety, ta praca nie potrwa długo. Dostała podczas protestu informację, że pieniędzy na zatrudnienie jej syna w fundacji wystarczy jeszcze na dwa miesiące.
Zobacz także: Andrzej Saramonowicz o zachowaniu PiS wobec protestujących w Sejmie
Iwona Hartwich powiedziała, że protestujący przygotowali dla parlamentarzystów NATO-6130285597505153c), którzy w piątek mają pojawić się w Sejmie, specjalne ulotki. - Z jednej strony po angielsku jest napis „nie ma wolności bez solidarności”, i jest wypisane pięć punktów, które mówią dlaczego tu jesteśmy, ile osoby niepełnosprawne otrzymują świadczeń na miesiąc. Mamy nawet obiecane przez posłów opozycji, że te ulotki będą wręczane parlamentarzystom NATO - dodała.
- Świat już wie, co się dzieje. Dostaliśmy informację, że ONZ wysłał zapytanie do marszałka Sejmu, premiera i prezydenta, dlaczego tu jesteśmy tyle dni, dlaczego nie mogą nam dać tych 500 zł - stwierdziła Iwona Hartwich.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl