PolskaGrajewski: nie byłem agentem WSI, to prowokacja

Grajewski: nie byłem agentem WSI, to prowokacja

Element prowokacji jest tu oczywisty - tak były szef kolegium IPN dr Andrzej Grajewski mówi o zeszłorocznej publikacji "Życia Warszawy", według której współpracował z WSI. Uważa on, że była to część operacji mającej go zdyskredytować w momencie, gdy otrzymał propozycję objęcia poważnej funkcji w nowo tworzonych służbach.

Grajewski: nie byłem agentem WSI, to prowokacja
Źródło zdjęć: © PAP

25.01.2007 16:10

W czwartek tą sprawą zajmowała się - na wniosek samego Grajewskiego - sejmowa komisja ds. służb specjalnych. Grajewski poinformował, że minister obrony Radosław Sikorski na użytek komisji zwolnił go z tajemnicy w tym zakresie.

Po zamkniętym jak zwykle posiedzeniu szef komisji Janusz Zemke (SLD) oświadczył, że publikacja uczyniła dr. Grajewskiemu bardzo wiele krzywdy. Podkreślił, że Grajewski służył służbom specjalnym swą ekspercka wiedzą, przygotowywał analizy zmieniającej się sytuacji za naszą wschodnią granicą. Były to analizy bardzo dobre, potrzebne, które się potem potwierdzały - dodał Zemke.

Pytany, czy Grajewski powinien dochodzić sprawiedliwości od gazety, czy od tworzących raport z weryfikacji WSI, który 1 lutego ma ujawnić prezydent, Zemke odparł, że zachował się nieuczciwie ktoś, kto robił przecieki do gazety. Być może chciał załatwiać swoje porachunki.

Jako przewodniczący kolegium IPN nigdy nie miał (Grajewski) kontaktu z WSI, nigdy też WSI nie próbowało go w jakikolwiek sposób wykorzystywać i tego rodzaju sugestie są sugestiami haniebnymi - zaznaczył Zemke.

11 grudnia zeszłego roku "Życie Warszawy" napisało, że od początku lat 90. Grajewski był tajnym współpracownikiem WSI. Według gazety, jako specjalista ds. służb specjalnych zaoferował im m.in. pisanie analiz. Miał też wskazywać wojskowym służbom dziennikarzy, których warto pozyskać - wśród nich osoby pracujące w "ŻW". Poza tym, jak napisano, przez tę współpracę służby miałaby mieć wpływ na prace IPN.

Informacjom tym już wtedy zaprzeczył sam Grajewski. W oświadczeniu napisał, że gdy został zgłoszony do kolegium IPN, podpisał wymagane prawem oświadczenie, które wielokrotnie było sprawdzane. Dodał, że jego przeszłość była także "prześwietlana" w trakcie procedury otrzymywania klauzuli dostępu do informacji tajnych.

Przed wejściem posiedzenie speckomisji Grajewski powiedział, że publikacja "ŻW" zawiera "pomówienia i kłamstwa" poza tym, że w latach 90. - na prośbę ówczesnego wiceministra obrony Bronisława Komorowskiego (w rządzie Hanny Suchockiej)
pisał analizy dla WSI, zaś będąc w IPN nie miał już żadnych związków z tymi służbami. Gdy Grajewskiego powoływano w 1999 r. do kolegium IPN o całej sprawie był poinformowany ówczesny minister-koordynator służb specjalnych Janusz Pałubicki, co ten potwierdza.

Dodał, że przed publikacją "ŻW" w istocie nie mógł się do niej odnieść, bo zadzwoniono do niego w niedzielę (tekst ukazał się w poniedziałek), gdy jechał pociągiem, więc nie mógł rozmawiać na taki temat. Dostałem więc SMS-a o treści: "czy to prawda, że jest pan agentem WSI?". Chyba rozumiecie państwo moją sytuację - zwrócił się do dziennikarzy.

Przypomniał zarazem, że sprawą wycieku tej informacji związanej z powstającym w komisji weryfikacyjnej ds. WSI, zajmuje się ABW.

Na uwagę dziennikarzy, że współpraca z aktualnymi służbami specjalnymi jest w świetle obecnego prawa bezwzględnie chroniona, Grajewski odparł stwierdzeniem "Też mi się tak wydawało". Prawdy się nie boję. Nawet można powiedzieć, że tego co robiłem nie muszę się wstydzić, a nawet byłem dumny, ponieważ to była praca dla wolnej Polski - dodał.

Zastrzegał , że nie wie, "na ile ten artykuł odzwierciedla stwierdzenia zawarte w raporcie" (komisji weryfikacyjnej WSI), z którego - według "ŻW" miałyby wynikać twierdzenia o rzekomej agenturalności Grajewskiego. Od tego właśnie b. szef kolegium IPN uzależnia, kogo pozwie do sądu za krzywdzące go stwierdzenia - gazetę, autorów przecieku, czy autorów raportu, jeśli są w nim stwierdzenia o współpracy Grajewskiego z WSI w charakterze innym niż analityk. Wtedy dziennikarze są niewinni - podkreślił.

Po posiedzeniu komisji Grajewski mówił, że nie wie, kto chciał go "odstrzelić" i wyraził przekonanie, że za przeciekiem do gazety nie stoi nikt ze speckomisji. Takie stwierdzenie z publikacji "ŻW", iż informacja pochodzi z komisji, "to była klasyczna 'zasłona dymna', żeby zakryć to źródło przecieku".

Zemke podał, że komisja wystąpi do prezydenta Lecha Kaczyńskiego z prośbą, by analizując raport z weryfikacji WSI, który ma on ujawnić 1 lutego, nie dopuszczać do takiej sytuacji, że ktoś kto dobrze służył Rzeczypospolitej, kto dał jej swoją wiedzę, kwalifikacje, kto ryzykował - musiał się tłumaczyć. To jest jeden przypadek i oby był tylko jeden, ale trudno położyć głowę za jakość tego raportu. Cała nasza nadzieja w prezydencie, który odpowiada za bezpieczeństwo w państwie - że nie dopuści, by robiono krzywdę uczciwym ludziom i patriotom - dodał szef speckomisji.

W 1992 roku o pisanie ekspertyz dla WSI poprosił Andrzeja Grajewskiego ówczesny wiceminister obrony narodowej Bronisław Komorowski. Dziś mówi o Grajewskim jako o świetnym fachowcu. Mogę mu wydać nie tylko sercem, ale i umysłem pisaną, jak najlepszą opinię w każdej kwestii. W Polsce mamy do czynienia ze zjawiskiem grania pomówieniami i z zemstami personalnymi - powiedział Komorowski.

Siedem lat temu Andrzej Grajewski był szefem kolegium IPN. To właśnie wtedy w głosowaniu na prezesa IPN przepadła kandydatura Piotra Woyciechowskiego, jednego z autorów raportu z likwidacji WSI.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)