Polska"Do Rzeczy": Zbudujemy najlepsze muzeum w Polsce

"Do Rzeczy": Zbudujemy najlepsze muzeum w Polsce

- To będzie olbrzymia, imponująca placówka. Godnie upamiętnimy naszych bohaterów - zapowiada w rozmowie z tygodnikiem "Do Rzeczy" Arkadiusz Karbowiak, twórca Muzeum Żołnierzy Wyklętych.

"Do Rzeczy": Zbudujemy najlepsze muzeum w Polsce
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Adam Stępień

20.05.2016 | aktual.: 20.05.2016 16:52

Piotr Zychowicz: Kiedy wielkie otwarcie?

Arkadiusz Karbowiak: Latem 2019 r.

Mało czasu.

- Mało, ale robimy wszystko, co możemy, aby się udało. Projekt jest olbrzymi, wyzwanie wielkie. Wierzę jednak, że otworzymy Muzeum Żołnierzy Wyklętych w zaplanowanym terminie.

Mówi pan, że projekt jest olbrzymi. Według pierwszych planów muzeum miało się jednak mieścić w czterech niewielkich budynkach na terenie aresztu śledczego przy ulicy Rakowieckiej.

- Te plany zostały zmienione. Muzeum Żołnierzy Wyklętych zajmie cały teren aresztu. Ta placówka penitencjarna zostanie w całości opróżniona z obecnych pensjonariuszy do końca 2017 r. Zostaną oni przeniesieni do innych miejsc odosobnienia. Muzeum zajmie więc bardzo duży obszar.

Dlaczego akurat Rakowiecka?

- Ponieważ to miejsce symboliczne dla martyrologii podziemia antykomunistycznego. W tym warszawskim areszcie czerwoni więzili i mordowali najsłynniejszych żołnierzy wyklętych – mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” czy mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”. Obaj zostali zamordowani metodą katyńską – strzałem w tył czaszki. Przy Rakowieckiej komuniści zgładzili przez powieszenie gen. Augusta Fieldorfa „Nila”. Zamordowali tam legendarnego „ochotnika do Auschwitz”, mjr. Witolda Pileckiego. Tysiące naszych bohaterów przeszły przez ten areszt. Byli tam torturowani, dręczeni. Wszystko to sprawia, że Rakowiecka jest najlepszym miejscem na Muzeum Żołnierzy Wyklętych.

Pełna nazwa placówki to jednak Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL.

- Tak, bo przy Rakowieckiej „polityczni” siedzieli również później. Choćby działacze Solidarności w trakcie stanu wojennego. O szykanach, które na nich spadały, nie zapomnimy. W muzeum znajdzie się miejsce również dla tych uczestników walki z komunizmem.

Jak będzie wyglądało muzeum? Będzie pan po prostu oprowadzać wycieczki po opuszczonym więzieniu?

- Wprost przeciwnie. Areszt przy Rakowieckiej czeka prawdziwa rewolucja. Zostanie on zamieniony w multimedialną i interaktywną placówkę muzealną na światowym poziomie. Skorzystamy z najnowocześniejszych technologii i rozwiązań. Planujemy wyburzenie części więziennego muru i inne znaczące zmiany architektoniczne. Środki, jakie państwo polskie przeznaczyło na ten projekt, są pokaźne. Mówimy bowiem o 200 mln zł. Mogę pana zapewnić, że pieniądze te nie zostaną zmarnowane. To będzie naprawdę imponujące muzeum. Zrobi na panu i wszystkich zwiedzających olbrzymie wrażenie.

Całego aresztu chyba jednak pan nie zburzy?!

- (śmiech) Nie ma obaw. Oczywiście zachowamy budynki i część więziennego wystroju lub raczej zrekonstruujemy jego wygląd z lat 40. Choćby słynną piwnicę, w której wykonywano wyroki śmierci. Sale przesłuchań w słynnym Pawilonie Cudów – gdzie prowadzono śledztwa przeciwko żołnierzom wyklętym – oraz cele, w których siedzieli najsłynniejsi z nich.

Na jakim etapie jest pan obecnie?

- Wstępnym. Zlecona została inwentaryzacja aresztu, szykujemy się do utworzenia sądu konkursowego, który wyłoni najlepszy projekt. Niedługo rozpoczną się roboty geologiczne, trwają też prace nad stworzeniem zasadniczych założeń do koncepcji programowej muzeum. To wszystko może wydawać się nudną biurokracją, ale bez tego nie ruszymy.

Kiedy ogłosi pan konkurs?

- Konkurs na koncepcję architektoniczno- -plastyczną zostanie ogłoszony w lipcu. Mam nadzieję, że przyciągnie najwybitniejszych architektów i muzealników.

A kiedy wbijecie pierwszą łopatę?

- Mam nadzieję, że na początku 2018 r.

Przebije pan muzeum Polin?

- Nie będzie łatwo, bo jest to muzeum znakomite. Jest wręcz najeżone nowinkami technicznymi. Wierzę jednak, że uda się je przebić. Tak jak wszystkie inne placówki muzealne w naszym kraju. Mam ambicję, żeby muzeum wyklętych było największym, najlepszym muzeum w Polsce. Ludzie, którzy przez tyle lat byli opluwani, spychani na margines, których walka była przedstawiana w sposób wypaczony, zasługują na wyjątkowe upamiętnienie. To im się od nas należy.

Do kogo skierowane będzie to muzeum?

- Oczywiście do wszystkich. Jednak szczególnie chcielibyśmy przyciągnąć do niego młode pokolenie. Dlatego właśnie muzeum będzie tak nowoczesne, skomputeryzowane. Postaramy się historię wyklętych przedstawić w sposób atrakcyjny i zrozumiały dla młodych ludzi. Muzeum to zresztą nie jest projekt doraźny. Będzie służyło nie tylko nam, lecz także przyszłym pokoleniom Polaków, którzy będą w nim mogli poznać prawdziwą historię powojennego podziemia antykomunistycznego.

Kult wyklętych już obecnie kwitnie, głównie wśród młodzieży.

- Tak, bo ta historia przemawia młodym ludziom do wyobraźni. Imponuje im. I nie ma się co dziwić. Opowieść o żołnierzach wyklętych to opowieść o ludziach nieprzejednanych, bezkompromisowych i walczących do końca. Poświęcających swoje życie za ojczyznę, nieidących na żadne kompromisy z wrogiem. To jest prawdziwy wzór do naśladowania dla młodych Polaków.

Pańskie muzeum nie uniknie porównań z Muzeum Powstania Warszawskiego, które stało się ośrodkiem kultu zrywu z 1944 r.

- Bez wątpienia chciałbym, żeby nasza placówka odgrywała podobną rolę. To nie będzie nudne, martwe, zarośnięte pajęczynami muzeum. W Muzeum Żołnierzy Wyklętych będą odbywały się projekcje filmów, koncerty, debaty publiczne. Będziemy wydawać książki, współpracować z mediami. Serce muzeum będzie biło 24 godziny na dobę przez 365 dni w roku. Będziemy też nawiązywać współpracę z ośrodkami zagranicznymi.

Jakimi?

- Badającymi i upamiętniającymi żołnierzy podziemia antykomunistycznego. Pamiętajmy, że swoich żołnierzy wyklętych miały również inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej okupowane przez bolszewików. Zaciekły opór Sowietom stawiali partyzanci m.in. na Litwie, na Łotwie, w Estonii, na Ukrainie, w Rumunii, w Serbii i Chorwacji. W krajach tych coraz więcej mówi się o tych skazanych przez komunę na zapomnienie bohaterach. Powstają poświęcone im muzea i ośrodki badawcze badające ich losy. Wspólnie z tymi instytucjami będziemy urządzali międzynarodowe wystawy, w muzeum znajdzie się miejsce na ukazanie antysowieckich bohaterów z innych krajów naszego regionu. Warto także przypomnieć rządy i regularne armie stawiające opór komunistycznej agresji choćby w Wietnamie, Korei i na Malajach. Mam nadzieję na nawiązanie współpracy również z instytucjami upowszechniającymi wiedzę na ten temat. Choćby ze Stanów Zjednoczonych i z Wielkiej Brytanii.

A więc "kontekst międzynarodowy". Niech pan uważa, bo dyrektor Muzeum II Wojny Światowej Paweł Machcewicz właśnie z powodu planów przedstawienia dziejów Polski w „kontekście międzynarodowym” ma teraz kłopoty.

- (śmiech) Nie będzie tak źle. Ja osobiście uważam, że w przypadku żołnierzy wyklętych pokazanie tego szerszego, międzynarodowego kontekstu jest niezbędne. Oczywiście decydenci polityczni mogą mieć w tej sprawie inne zdanie.

À propos decydentów politycznych. Obecny obóz rządzący mocno wykorzystuje żołnierzy wyklętych w swojej polityce historycznej. Nie obawia się pan, że pańskie muzeum będzie traktowane jako muzeum „PiS-owskie”?

- To będzie muzeum historyczne, a nie partyjne. Zamierzam zbudować muzeum, które będzie hołdem złożonym wielkim bohaterom polskiej historii. Ludziom, których podziwiać mogą Polacy niezależnie od ich sympatii politycznych. Oczywiście to rząd PiS podjął decyzję o budowie muzeum wyklętych, ale tak to działa zawsze. Wszystkie duże muzea w Polsce powstały na skutek decyzji rządzących polityków. Muzeum wyklętych nie stanowi więc tu żadnego wyjątku.

A pokaże pan też „czarne karty” historii?

- To jest rzecz, co do której mam poważne wątpliwości. Oczywiście w dziejach żołnierzy wyklętych znajdują się mniej chlubne epizody. Do tej pory w polskich muzeach takich rzeczy nie pokazywano. W Muzeum Powstania Warszawskiego nie ma informacji o zabijaniu przez AK niemieckich jeńców wojennych i schwytanych folksdojczów. W Muzeum Historii Żydów Polskich nie ma informacji o partyzantach żydowskich, którzy grabili i mordowali polskich chłopów. Nie ma w nim informacji o pacyfikacji Naliboków i Koniuchów. Nie sądzę zaś, aby twórcy obu muzeów nie wiedzieli o tych drażliwych sprawach. A mimo to nie umieścili ich na swoich ekspozycjach. Zakładam więc, że uznali, iż muzea nie są właściwym miejscem do przedstawiania tego typu historii.

To, że ktoś inny się nie popisał, nie oznacza, że należy robić to samo.

- Proszę jednak zwrócić uwagę na efekt, jaki może przynieść przedstawienie w naszym muzeum „czarnych kart” żołnierzy wyklętych. Ktoś, kto odwiedzi główne polskie placówki muzealne, będzie mógł odnieść wrażenie, że tylko żołnierze podziemia antykomunistycznego mają na swoim koncie ciemne sprawki, a wszyscy inni byli święci. A przecież to nieprawda.

W każdym dużym zbiorowisku znajdą się rozmaici ludzie...

- Oczywiście. Mniej chlubne epizody ma na swoim koncie Wojsko Polskie walczące w kampanii 1939 r. Mają je Armia Krajowa, Bataliony Chłopskie i wszystkie inne podziemne formacje zbrojne. Mają je też partyzanci żydowscy, armia amerykańska, brytyjska i francuska. A my wciąż słyszymy tylko o niecnych czynach żołnierzy wyklętych. Jeżeli więc we wszystkich innych muzeach serwowana jest wybielona wizja historii, to jest to kontekst, z którym muszę się liczyć.

Żołnierze wyklęci to konglomerat niesamowitych postaci. Ma pan wśród nich kogoś, kto jest panu szczególnie bliski?

- Kapitan Kazimierz Kamieński „Huzar”, oficer Kedywu i samoobrony struktur AK-AKO-WiN z Obwodu Wysokie Mazowieckie, walczący z komunistami aż do 1952 r. Ostatni dowódca VI Brygady Wileńskiej AK zamordowany 11 października 1953 r. w więzieniu w Białymstoku.

A odwrotnie? Którego z nich darzy pan najmniejszą sympatią?

- Porucznika Józefa Bissa „Wacława”. Był to żołnierz, który zapisał bohaterską kartę historii w trakcie okupacji, ale który w marcu 1945 r. dokonał w Pawłokomie masakry 365 osób narodowości ukraińskiej. Jest to postać historyczna, do której podchodzę z dużą rezerwą.

Trzymam kciuki, żeby udało się panu zrealizować zawrotny termin budowy muzeum. Co jednak po tym? Będzie pan Ołdakowskim żołnierzy wyklętych?

- (śmiech) Decyzja o tym, kto będzie dyrektorem Muzeum Żołnierzy Wyklętych, już zapadła i nie dotyczy ona mnie. Ja skupiam się na tym, co najważniejsze, czyli na budowie muzeum.

Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach

Źródło artykułu:Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (39)