To oni narzucili nam ACTA, Polski nie pytano o zdanie
Zagraniczne koncerny ustanawiające prawo w Polsce wbrew protestom społecznym, bez uwzględnienia stanowiska polskiego rządu, ale przy jego udziale - to wersja zdarzeń brzmiąca jak fabuła filmu political fiction. Ta nieprawdopodobna teoria spiskowa na temat ACTA ujawniona przez portal WikiLeaks w 2008 roku może jednak być prawdziwa. Dowodzą tego działania i wypowiedzi najwyższych polskich urzędników.
27.01.2012 | aktual.: 25.09.2012 17:44
Według portalu WikiLeaks.org, inicjatorem porozumienia ACTA mieli być amerykańscy kongresmeni, których kampanie wyborcze sponsorują koncerny rozrywkowe, a sam projekt ACTA był forsowany przez USA. Początkowo kary wobec łamiących prawa autorskie i system kontroli internautów miały być, według zapisów w ACTA, znacznie bardziej restrykcyjne niż w ostatecznie przyjętej wersji. Po pojawieniu się przecieków o przygotowywanym w tajemnicy traktacie, sprawą zainteresowały się organizacje zrzeszające internautów i informatyków, tematu nie udało się jednak nagłośnić. Nie udało się również otrzymać oficjalnych informacji ze strony m.in. polskiego rządu, które potwierdzałyby lub zaprzeczały przeciekom WikiLeaks. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego odmówiło ujawnienia dokumentów związanych z ACTA.
24 listopada 2009 roku stowarzyszenie Internet Society Poland wystąpiło do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o udostępnienie treści stanowiska ministerstwa w odniesieniu do porozumienia ACTA, dokumentów związanych z negocjowaniem traktatu oraz imienia i nazwiska osoby odpowiedzialnej za przygotowanie stanowiska Polski i prowadzącej negocjacje.
- Ministerstwo kultury w ogóle nie odpowiedziało na nasz wniosek, odpowiedź uzyskaliśmy dopiero po złożeniu wniosku do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Odmówiono nam informacji o treści traktatu dlatego, że jest to jakaś bliżej niezidentyfikowana tajemnica Unii Europejskiej. W polskiej ustawie o dostępie do informacji publicznej nie było żadnej przesłanki, aby odmówić udzielenia tej informacji, ale odmówiono - wyjaśnia Marcin Cieślak, prezes stowarzyszenia Internet Society Poland.
Wobec braku reakcji ministerstwa na pytanie ze strony stowarzyszenia, posłowie Grzegorz Pisalski i Bożena Kotkowska z SLD (obecnie oboje należą do Unii Pracy) złożyli interpelację poselską, w której zapytali ministra Bogdana Zdrojewskiego o utajnione negocjacje nad ACTA. - Obawialiśmy się, że dostawcy internetowi zostaną zmuszeni do blokowania i filtrowania stron, aby przeciwdziałać łamaniu praw autorskich i będą musieli odcinać od sieci podejrzanych o naruszenia tych praw. Nie chciałam, aby internet był cenzurowany i aby ktoś blokował strony wyłącznie na podstawie podejrzeń. Zaniepokojona tą sytuacją, chciałam dowiedzieć się, czy to prawda, dlatego złożyłam interpelację skierowaną do ministra Bogdana Zdrojewskiego. Chciałam, żeby rząd wiedział, że sprawa nie jest już tajna. Interpelacja jest dostępna na stronach sejmowych, dzięki temu można upublicznić bardzo dużo informacji. Chciałam zainteresować tym opinię publiczną - wyjaśnia była posłanka. Zaznacza, że zainteresowała się tematem, ponieważ jest
administratorem sieci i informatykiem.
5 maja 2010 roku, w odpowiedzi na interpelację posłów, minister Bogdan Zdrojewski odmówił ujawnienia informacji na temat prac nad porozumieniem ACTA. - Odnosząc się do postulatu upublicznienia przez rząd RP dokumentu dotyczącego negocjacji w sprawie porozumienia ACTA o nr 6347/10, należy zająć zdecydowanie negatywne stanowisko - czytamy w pierwszym zdaniu obszernego oświadczenia opublikowanego na stronie internetowej sejmu (zobacz treść oświadczenia).
Jak twierdzi w oświadczeniu minister Zdrojewski, dokumentów nie można było ujawnić, ponieważ mają status "zastrzeżonych". Wskazuje jednak na jawne dokumenty na temat ACTA, które można znaleźć w internecie i uzasadnia, że nie można ujawnić autorów poszczególnych zapisów. - W ujawnionym dokumencie zawarto treść wszystkich aktualnych propozycji zgłoszonych podczas negocjacji, jednak bez ujawniania ich autorów. Informacje o stanowiskach poszczególnych stron negocjacji, w tym Unii Europejskiej, pozostają bowiem zastrzeżone, co jednak nie ma wpływu na możliwość oceny ich treści przez zainteresowane środowiska i opinię społeczną. Natomiast ujawnienie ˝autorstwa˝ poszczególnych stanowisk pozostaje wyłącznie w gestii ich dysponentów. W tym kontekście należy stwierdzić, że informacje dotyczące negocjacji, udzielane przez państwa członkowskie UE, nie mogą prowadzić do ujawnienia stanowiska Unii bez zgody odpowiednich jej organów - pisze w oświadczeniu minister Zdrojewski.
Podczas spotkania z przedstawicielami organizacji pozarządowych, które odbyło się 18 maja 2011 roku, premier Tusk obiecał zbadać sprawę odmowy udostępnienia dokumentów przez ministerstwo kultury. - Wydaje mi się mało prawdopodobne, aby istniały przepisy europejskie, które uniemożliwiają ministrowi kultury przekazanie informacji, o którą pytaliście. Sprawdzę to jeszcze dzisiaj. Jestem prawie pewien, że zastosowano wybieg bez żadnej podstawy prawnej - mówił premier (zobacz film ze spotkania z premierem).
Konsultacje za zamkniętymi drzwiami
6 dni po opublikowaniu na stronie internetowej sejmu odmowy udzielenia odpowiedzi, 11 maja 2010 roku, ministerstwo zaprosiło do konsultacji społecznych 27 organizacji i prywatnych przedsiębiorstw, zabrakło wśród nich m.in. stowarzyszenia Internet Society Poland, które wcześniej wnioskowało o udostępnienie dokumentów dotyczących ACTA. Wśród organizacji znalazły się niemal wyłącznie stowarzyszenia reprezentujące artystów i zainteresowane ochroną praw autorskich, m.in. ZAiKS. Media były reprezentowane przez trzy największe telewizje - TVN, Polsat i TVP. Zabrakło przedstawicieli pozostałych mediów i organizacji, które wcześniej protestowały przeciw przyjęciu ACTA przez Radę UE. - Nie uzyskaliśmy żadnego zaproszenia na konsultacje w tej sprawie, nie wiedzieliśmy nawet, że one się odbyły - mówi Marcin Cieślak z Internet Society Poland.
- To bardzo dziwne, że pan premier Tusk podpisuje to porozumienie bez wcześniejszej dyskusji w parlamencie. Dziwne również, że wszystko odbywa się w utajnieniu i bez dyskusji ze społeczeństwem. Sprawę specjalnie próbowano uciszyć - twierdzi Bożena Kotkowska.
Podobnego zdania byli również przedstawiciele organizacji pozarządowych, którzy brali udział w spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem 18 maja 2011 roku. Niemal jednogłośnie skrytykowali sposób prowadzenia konsultacji i utajnienie dokumentów. - Konsultacje tego traktatu były kompletnie nieprzejrzyste i całkowicie za zamkniętymi drzwiami. Poza osobami zaproszonymi do tych konsultacji na podstawie zupełnie nieznanych kryteriów, nikt nie miał szansy zabrać głosu i wpłynąć na kształt ostatecznego traktatu - mówił na spotkaniu z premierem Michał Woźniak z Fundacji Otwartego i Wolnego Oprogramowania.
- Jedyną organizacją, spośród biorących udział w konsultacjach, która nie jest stricte związana, ani z produkcją treści objętych prawami autorskimi, ani z telewizjami, była Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji, która zresztą ustosunkowała się do ACTA negatywnie. Można było to przedyskutować i w tym właśnie tkwi problem, ponieważ można przyjmować różne modele polityczne, a ten traktat jest jakimś kierunkiem politycznym. My uważamy, że traktat AKTA jest szkodliwy dla gospodarki polskiej i dla internetu. Można natomiast ustalać kierunek biorąc pod uwagę interes różnych stron, również producentów. Nie twierdzę, że zawsze mamy rację, ale do takich rozmów musi dojść. Problem polega na tym, że konsultacje były jednostronne, zaproszono do nich tylko jedną stronę zainteresowanych podmiotów i traktat przeszedł bez dyskusji - wyjaśnia Marcin Cieślak.
Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji rzeczywiście była jedynym podmiotem spoza grupy zainteresowanej przyjęciem ACTA i jedyną organizacja, która wyraziła swój sprzeciw wobec tego traktatu. - PIIT popiera każdą formę ochrony własności intelektualnej, dlatego jest przekonana, że należy odnieść się pozytywnie do założonych celów ACTA, ale naszym zdaniem należy także poprzeć rezolucję Parlamentu Europejskiego o zaopiniowanie ACTA przez Trybunał Sprawiedliwości (ETS). Obecnie podtrzymujemy konieczność zbadania umowy ACTA przez ETS. Równocześnie w Memorandum, PIIT wskazała na szereg wątpliwości dotyczących interpretacji zapisów w tekście umowy ACTA. Nie dziwimy się, że są one zbieżne z wieloma obecnie prezentowanymi zastrzeżeniami. Niestety żaden z adresatów naszego Memorandum nie podjął dyskusji ani wyjaśnień na ten temat - wyjaśnia organizacja w oświadczeniu zamieszczonym na stronie internetowej piit.org.pl.
Wymuszony traktat?
31 sierpnia 2011 roku, gdy media i społeczeństwo interesowały się głównie kampanią wyborczą, odbyło się posiedzenie sejmowej Komisji do Spraw Unii Europejskiej, pod przewodnictwem posła Stanisława Rakoczego z PSL (zobacz zapis z prac komisji). Stanowisko rządu przedstawiał Piotr Żuchowski, sekretarz stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zaznaczył, że AKTA powstało, aby zwalczać handel podrabianymi towarami i przeciwdziałać kradzieży własności intelektualnej. Wyjawił również, że traktat powstawał w tajemnicy. - Umowa powstawała w sposób bardzo swoisty. Przedstawiciele rządów, którzy negocjowali umowę, początkowo spotykali się w sposób nieformalny, a wręcz tajny. Przez długi czas materialna zawartość dyskutowanych w trakcie spotkań tematów była nieznana - mówił Piotr Żuchowski.
Według informacji ujawnionych przez portal WikiLeaks.org, inicjatorzy porozumienia przyjęli strategię, według której rzeczywiste negocjacje nad warunkami ACTA miały odbywać się w wąskim gronie państw w pierwszej fazie tworzenia porozumienia. Pozostałe państwa miały zostać zaproszone do traktatu w drugiej fazie negocjacji, w której nie miało być możliwość dokonywania żadnych zmian w ACTA, a podpisanie umowy miało być wymuszone na tych państwach presją polityczną.
Nieświadomie tę wersję potwierdził sekretarz ministerstwa kultury podczas swojego wystąpienia 31 sierpnia 2011 roku. - Pragnę przypomnieć, że negocjacje wstępne były zainicjowane przez Japonię, później włączyły się Stany Zjednoczone. Były one prowadzone absolutnie poza krajami UE. Była to Australia, Kanada, Korea, Meksyk, Maroko, Nowa Zelandia, Singapur. Była też Szwajcaria. Mówiąc wprost, została wynegocjowana umowa handlowa, która w sposób globalny ma walczyć z naruszeniami prawa własności intelektualnej. W momencie, kiedy w sposób oficjalny w UE pojawiły się pytania, czy ona może być przyjęta, czy jest zgodna z prawem UE, z zasadami procedowania tego typu umów UE, pojawiły się oceny negatywne. W sposób szczególny była to opinia europejskich środowisk naukowych (opinia 25 profesorów prawa - przyp. red.)., która podnosiła różnice między zapisami ACTA a prawem europejskim. Jednak 27 kwietnia br. Komisja Europejska przedstawiła szczegółowe stanowisko w tej sprawie mówiąc jednoznacznie, że ACTA może być
przyjęta w ramach struktur UE. Polskie stanowisko w tym względzie może być absolutnie jednoznaczne. Od 2010 roku, kiedy zostaliśmy skreśleni z takiej bardzo symbolicznej listy, na której przedstawicielstwo handlowe rządu Stanów Zjednoczonych umieszcza kraje, które łamią prawo europejskie, znaleźliśmy się w gronie tych państw, które w sposób jednoznaczny muszą bronić prawa własności intelektualnej jako szczególnego dobra i to bronić w sposób skuteczny - twierdził Piotr Żuchowski. Nikt nie liczy się z polskim stanowiskiem
W tym kontekście stanowisko Polski w negocjacjach było nieistotne, ponieważ z założenia nie miało być brane pod uwagę. Być może właśnie dlatego stanowisko Polski i UE musiało pozostać tajne. Dodatkowo, według ministerstwa, nie mieliśmy prawa negocjowania traktatu, ponieważ, jak czytamy w oświadczeniu ministra Zdrojewskiego, robiła to za nas UE. - Rząd RP będzie kontynuował udział w pracach formacji roboczych Rady w celu wypracowania jak najbardziej wyważonych regulacji w zakresie egzekwowania praw własności intelektualnej. Planowany jest też udział przedstawicieli Polski w kolejnej rundzie negocjacyjnej porozumienia ACTA, chociaż - z uwagi na wyłączne kompetencje UE w zakresie polityki handlowej oraz przyjęty mandat negocjacyjny - państwa członkowskie nie biorą bezpośredniego udziału w negocjacjach, a jedynie w wypracowaniu stanowiska UE - pisze w oświadczeniu z 5 maja 2010 roku minister Zdrojewski.
Polskie stanowisko w sprawie ACTA zostało po raz pierwszy ujawnione na wniosek Internet Society Poland, który przy kolejnej próbie uzyskania informacji został częściowo uwzględniony. - Stanowisko polskiego rządu było takie, aby nie zmieniać nic w polskim prawie. Z treści ACTA wynika jednak, że zmiany będą potrzebne, co oznacza, że polskie stanowisko nie zostało uwzględnione - wyjaśnia Marcin Cieślak.
Jak zauważa prezes ISP, z ACTA wynika, że przestępstwa związane z łamaniem praw autorskich będą ścigane z urzędu, w tej chwili dzieje się to tylko na wniosek właściciela praw autorskich. - Każda Strona zapewnia swoim właściwym organom, w stosownych przypadkach, możliwość działania z własnej inicjatywy, by rozpocząć dochodzenie lub działanie prawne w odniesieniu do przestępstw określonych w art. 23 (Przestępstwa) ust. 1, 2, 3 i 4, dla których Strona ustanawia procedury karne i kary - czytamy w ACTA.
Kto skorzysta na ACTA?
Na ACTA może skorzystać nie tylko przemysł rozrywkowy. Niejasno sformułowane przepisy mogą być interpretowane również jako rozszerzenie możliwości patentowania m.in. na oprogramowanie. - To złożona kwestia, dlatego należy mówić o tym ostrożnie, ale z tego co wiemy, do 2008 roku takie plany były - informuje Marcin Cieślak.
Wcześniejsze próby ujednolicenia prawa patentowego dotyczącego oprogramowania w UE nie powiodły się (lobbowały za tym m.in. największe koncerny wytwarzające oprogramowanie). Obecnie o możliwości patentowania oprogramowania każdy kraj UE decyduje indywidualnie. Gdyby takie rozwiązania weszły w życie, byłyby korzystne dla dużych firm z najbardziej rozwiniętych krajów, jak np. Microsoft. Straciłyby na tym małe i średnie przedsiębiorstwa działające w tej branży i pochodzące z biedniejszy państw, które przyjęły ACTA. Zahamowałoby to także rozwój otwartego oprogramowania, dostępnego bezpłatnie w internecie.
Marcin Cieślak z ISP zauważa, że ACTA reguluje nie tylko sankcje za łamanie praw autorskich, ale również prawo celne. - Zakładając, że w Polsce cyfrowa kompresja obrazu nie jest poddana opatentowaniu, polska firma produkująca dekodery do telewizorów może eksportować je np. do Japonii lub Stanów Zjednoczonych. Przy takim porozumieniu międzynarodowym jak ACTA może się okazać, że taki sprzęt będzie konfiskowany na granicach dlatego, że polski producent nie wniósł opłaty firmie, która opatentowała podobną technologię w jednym z państw, w których obowiązuje ACTA i w przeciwieństwie do krajów UE, można tam patentować oprogramowanie. ACTA ma być w założeniu narzędziem egzekucji tego prawa przez służby celne. Warto zadać pytanie, czy polscy eksporterzy innowacyjnych technologii będą mieli przez to problemy w innych krajach - mówi Marcin Cieślak.
Kogo to obchodzi?
Mimo, że ACTA mogą zachwiać delikatną równowagę między interesami dysponentów praw autorskich i patentów, a przedsiębiorstwami z krajów rozwijających się i szeroko rozumianą swobodą i anonimowością korzystania z internetu, media nie zainteresowały się tym tematem aż do akcji Anonymous, w wyniku której przestały działać rządowe strony internetowe. Jeszcze przed akcją Anonymous, 27 grudnia 2011 roku sprawę szczegółowo opisał portal prawo.vagla.pl. W konsultacjach na temat ACTA w maju 2010 roku brały udział trzy największe telewizje. Wcześniej sprawą próbowali zainteresować media posłowie Grzegorz Pisalski i Bożena Kotkowska.
- Nikt w sejmie, poza mną i posłem Grzegorzem Pisalskim, nie próbował drążyć tej sprawy. Nie wiem, dlaczego nie zainteresowali się nią dziennikarze. Udało mi się zwrócić uwagę tylko mediów lokalnych. Artykuł na ten temat opublikowała po mojej interpelacji gazeta "Super-Nowa" z Bielska-Białej, gdzie mieszkam. Nie rozumiem, dlaczego nie udało się wzbudzić większego zainteresowania. Sprawa była wyciszana przez rząd, wygląda na to, że miało to na celu utajnienie całego przedsięwzięcia, udawano, że temat nie istnieje - mówi Bożena Kotkowska
Wobec ACTA obojętni byli również politycy. 31 sierpnia 2011 roku, na posiedzeniu sejmowej Komisji do Spraw Unii Europejskiej, gdy sekretarz ministra kultury Piotr Żuchowski mówił o ACTA, obecni byli również europosłowie z opozycji: Tadeusz Cymański, Ryszard Czarnecki, Paweł Kowal, Jacek Kurski, Marek Migalski, Tomasz Poręba, Jacek Protasiewicz i Zbigniew Ziobro. Jak pisał na swoim blogu Marek Migalski, europosłowie nie znali treści ACTA. Jak twierdzi Migalski, sprawa nie była im znana również podczas głosowania w Parlamencie Europejskim w październiku 2010 roku. Wszyscy wymienieni europosłowie głosowali "za" ACTA.
- Dzisiaj rano dowiedziałem się, że głosowałem za ACTA. Serio. I nie mam zamiaru się tego wypierać. Czy wiedziałem, za czym głosuję? Nie. Czy zawsze wiem, za czym głosuję? Rzadko. Czy inni posłowie i europosłowie wiedzą więcej? Nie. Mógłbym dziś coś ściemniać na okoliczność mojego głosowania w PE z 24 października 2010 roku - że jednak uważam, że część zapisów jest sensowna, że moja grupa zgłaszała swoje uwagi, że istnieje konflikt między wolnością internetu, a prawami własności intelektualnej. Jestem na tyle inteligentny, że coś wiarygodnego bym wymyślił. Ale prawda jest inna - w 90% przypadków posłowie i europosłowie nie mają pojęcia o tym, nad czym głosują. Dlaczego się tak dzieje? Bo ilość aktów prawnych jest tak duża, że normalny poseł nie jest w stanie zorientować się, o czym decyduje. Mamy do czynienia z zalewem ustaw, uchwał i rezolucji i nie ma szans, żeby jeden deputowany był w stanie zorientować się, co jest przedmiotem głosowania, w którym bierze udział - wyjaśnia na swoim blogu na portalu
salon24.pl Marek Migalski.
Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska