Erotyczna tematyka w prasie
Dla prasy nie przewidywano taryfy ulgowej. Każda odważniejsza wzmianka o seksie oznaczała ryzyko starcia z cenzurą. I to - nieistniejącą cenzurą. II Rzeczpospolita była oficjalnie państwem demokratycznym.
Z erotyczną tematyką próbowały flirtować wielkie koncerny prasowe. Krakowski IKC od 1931 roku wydawał "Tajnego Detektywa". Redakcji zarzucano demoralizację młodzieży, kształcenie przyszłych przestępców, a wreszcie - epatowanie pornograficznymi motywami. Miażdżącą krytykę tygodnika opublikował także Stefan Wyszyński.
Problemy "Tajnego Detektywa" były niczym w porównaniu z wyzwaniami stojącymi na drodze każdego biznesmena pragnącego stworzyć czasopismo o naprawdę wyzywającym charakterze. Podjęto kilka takich prób. W Warszawie ukazywał się "Amorek", a w Łodzi "Nowy Dekameron". Dość odważny profil miały też stołeczna "Rakieta" i lwowska "Winnica". Żadne z tych pism nie zagościło w kioskach na stałe. Nie jest nawet pewne, czy zagościły tam w ogóle. Tytuł traktujący o seksie w otwarty i bezpruderyjny sposób był stale zagrożony konfiskatą. Do odpowiedzialności mógł być pociągnięty każdy, kto miał do czynienia z podejrzaną publikacją i nie wyrzucił jej natychmiast ze wstrętem.
Każde pismo na swój sposób broniło się przed oskarżeniami o szerzenie rozpusty. Przede wszystkim w polskiej prasie erotycznej właściwie nigdy nie publikowano zdjęć. Nad Wisłą nie miał szans powodzenia patent wykorzystywany w Paryżu. Tam już w XIX wieku magazyny dla panów sprzedawano jako wzorniki dla artystów ćwiczących wykonywanie aktów kobiecych.
W Polsce, aby uniknąć oskarżeń o celowe gorszenie czytelników, erotyczne grafiki podawane były w formie żartu.
Na zdjęciu: śliczna panna Zuzia przyłapana w kąpieli, "Nowy Dekameron", 1924 r.