Życie erotyczne w II Rzeczpospolitej

Prawda o seksie w II Rzeczpospolitej wychodzi na jaw!

Obraz

/ 10Prawda o seksie w II Rzeczpospolitej

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Kamil Janicki, "Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce"

"Praca pierwszych seksuologów miała w sobie rys tragizmu. Wszyscy przyznawali, że nawet jeśli seks zabija, to nie da się przed nim uciec. Wielką popularność zdobywały sobie koncepcje filozoficzne, zgodnie z którymi światem i ludzką egzystencją rządzi wyłącznie ślepy, bezwzględny popęd płciowy. To za jego sprawą powstają cywilizacje i za jego przyczyny giną narody. (...) Nauka od pierwszej skrajności i zupełnego odrzucenia roli życia płciowego przeszła w skrajność drugą - bagatelizując całą resztę ludzkiej kultury. Liczyć miał się tylko seks" - pisze Kami Janicki w książce "Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce".

Zachowawcze środowiska grzmią że Polska znajduje się na krawędzi moralnej zagłady: tysiące gimnazjalistów oddają się męskiej prostytucji a pedofilia uchodzi w mieszczańskich domach za formę zabawy z dziećmi. W samej Warszawie przeprowadza się 20 000 aborcji rocznie. Konserwatyści udają jednak, że problem nie istnieje. Pod ich naciskiem przestępczość seksualna jest ignorowana a Polki pragnące wyzwolenia są wyzywane od wariatek i nazywane histeryczkami.

(evak)

Na zdjęciu: kobieta w swoim królestwie, fotografia z czasopisma "Światowid", 1929 r.

/ 10Uświadamianie młodzieży

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Kamil Janicki, "Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce"

"Czy w ogóle należy uświadamiać? Nad tą kwestią nie trzeba zatrzymywać się długo, jest ona jasna i oczywista. Dzieci nasze i młodzież jest już uświadomiona". Te słowa postępowa pedagog Teodora Męczkowska napisała w 1934 roku. Równie dobrze mogłaby sformułować je trzydzieści lat wcześniej.

Ankieta z 1903 roku, opracowana przez Męczkowską, wskazywała na uderzająco wczesne rozpoczynanie życia płciowego przez chłopców. Typowy dwunastolatek wiedział już o seksie niemal wszystko. Nie mając dostępu do internetu, jak dzisiejsza młodzież, chłopcy wyciągali fakty od lepiej zorientowanych kolegów. Takiej odpowiedzi na pytanie o sposób uświadomienia udzieliło 70 proc. ankietowanych. Na drugim miejscu znalazła się służba domowa, a na trzecim - własne dociekania.

Inaczej rzecz się miała z dziewczynkami. Na przełomie XIX i XX wieku nikt nie pytał uczennic o wiek inicjacji seksualnej. Nawet nie chodziło o wstyd przed przeprowadzeniem podobnej ankiety wśród dziewcząt. Bądź co bądź w tym samym czasie Walery Miklaszewski bez skrępowania wyciągał od pacjentek informacje o tym, jak często mają orgazm. Ankieta na temat pierwszego razu u kobiet po prostu wydawała się lekarzom zupełnie bezcelowa. Nie mieściło im się w głowach, że którakolwiek z respondentek przyzna się do seksu przedmałżeńskiego. Jeszcze w 1904 roku Iza Moszczeńska pisała z absolutną powagą o sytuacji dowolnej porządnej dziewczyny, która ulegnie erotycznej pokusie: "Jeśli, broń Boże!, nie czekała zawarcia prawomocnego małżeńskiego kontraktu, jeżeli zaufała człowiekowi, który się okazał tego zaufania niegodnym, wówczas musi pragnąć i błagać niby łaski, ażeby raczył naprawić złe, żeniąc się z nią, inaczej bowiem będzie nieodwołalnie zhańbioną".

Na zdjęciu: przedwojenna fotografia ze zbiorów Biblioteki Narodowej.

/ 10Sponsoring wyznacznikiem statusu

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Kamil Janicki, "Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce"

Podczas pierwszej wojny światowej obserwowano zbiorowisko kobiet zepchniętych na absolutny margines. Prostytutek najbiedniejszych, najbardziej zdegenerowanych i pozbawionych jakiejkolwiek nadziei na poprawę swojego losu. W poprzedniej epoce to była jedna z wielu grup. W połowie międzywojnia - podstawowa, a w wielu miastach i dzielnicach właściwie już jedyna. Tak na pewno wyglądała sytuacja w aglomeracji dzierżącej niechlubny tytuł polskiej stolicy chorób wenerycznych - Łodzi. To tutaj żyło najwięcej osób zarażonych syfilisem i rzeżączką. Tutaj też pracowała szczególnie duża liczba "ciem nocnych". Egzystowały w koszmarnych warunkach. 97 proc. łódzkich prostytutek żyło w nędzy. Nie było ich stać nawet na eleganckie ubranie, dlatego większość nazywano pogardliwie "chustkowymi". Co więcej, połowę tych kobiet stanowiły analfabetki. Wszystko to były dane dotyczące wyłącznie prostytutek zarejestrowanych w lokalnym Urzędzie Obyczajowo- Sanitarnym. Kokot nielegalnych było przynajmniej kilka razy więcej. W Warszawie,
według niektórych doniesień, nawet dwadzieścia pięć tysięcy. W Łodzi - być może kilkanaście.

Policja dbała, by obywatele nie uskarżali się na plagę prostytucji. W Warszawie przynajmniej od początku lat trzydziestych brudne i nachalne ulicznice - a niekiedy też zwyczajne kobiety, które zapomniały dokumentów, wychodząc na wieczorny spacer - pakowano do białych ciężarówek i przymusowo odstawiano do izolatki w gmachu na Daniłowiczowej. Potencjalni klienci kokot też byli zadowoleni.

Tanią prostytutkę dało się namówić na wyprawę w krzaki już za złoty pięćdziesiąt, czyli za cenę litra śmietany.

Z powszechnym niebezpieczeństwem zarażenia się chorobami wenerycznymi bogaci panowie poradzili sobie na swój sposób - obok prostytucji, która stała się domeną marginesu społecznego, bujnie rozwijał się sponsoring. Posiadanie utrzymanki było w dobrym tonie i świadczyło o wysokiej pozycji w towarzystwie.

Na zdjęciu: ilustracja z "Nowego Dekameronu", 1924 r.

/ 10Setki tysięcy polskich prostytutek

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Kamil Janicki, "Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce"

"Prostytutka stała się na wiek cały filarem moralności społecznej, niemal urzędnikiem państwowym" - podkreślał Tadeusz Boy-Żeleński (piewca obyczajowego wyzwolenia w Polsce). W polskich miastach pracowały dziesiątki, a może i setki tysięcy z nich. Z tego olbrzymia część - w samej Warszawie.

Najodważniejsze statystyki wskazywały, że nawet co trzecia kobieta w stolicy w wieku od dwudziestu do trzydziestu pięciu lat para się prostytucją.

Świat został podzielony pomiędzy cnotliwe i nietknięte narzeczone, z którymi mężczyźni spędzali popołudnia, oraz na kobiety upadłe, w których ramionach mijały im wieczory. Te drugie nie mogły liczyć nawet na status pełnoprawnych istot ludzkich. Uczestnicy ankiety z 1903 roku podkreślali, że czują "wstręt do kobiet sprzedajnych i publicznych". Widzieli w nich ni mniej, ni więcej, tylko "wrzód społeczny".

Jednocześnie przyznawali, że jak niemal każdy, korzystają z ich usług. Powstało przekonanie, że "pewne grupy ludzi, pozbawione są wszelkich praw ludzkich i niewarte żadnych względów, a żyją tylko dla użytku, rozrywki lub wygody ludzi uprzywilejowanych". Na masową skalę przyjęto zasadę "podwójnej moralności". Zjawisko to dzisiaj często tłumaczy się po prostu jako bezczelną dwulicowość XIX-wiecznych mężczyzn. Miałyby pod nią podchodzić wszystkie ukrywane przed partnerkami zabawy w burdelach i związki pozamałżeńskie. W rzeczywistości niewiele ukrywano i wcale nie o to chodziło.

"Podwójna moralność" polegała na przyjęciu przez społeczeństwo zupełnie różnych oczekiwań wobec kobiet i wobec mężczyzn. Tym drugim wolno było bezkarnie prowadzić życie seksualne przed i poza małżeństwem. Panny i mężatki miały z kolei być bezwzględnie cnotliwe i wierne.

Na zdjęciu" fotografia z czasopisma erotycznego "Amorek", 1924 r.

/ 10Kiła w "prezencie ślubnym"

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Kamil Janicki, "Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce"

Ludzie panicznie bali się chorób wenerycznych. Boy próbował nawet wyjaśniać tym strachem całą XIX-wieczną obsesję na punkcie kobiecej - i wyłącznie kobiecej - wstrzemięźliwości płciowej. "W epoce, gdy nieopanowany przez medycynę syfilis groźny był jak dżuma, jedyną gwarancją było zaślubić patentowaną dziewicę i trzymać ją pod kluczem. Mąż niewiernej żony nie był pewny dnia ani godziny" - pisał.

Brzmi to trochę jak panika przed AIDS, tyle że w krzywym zwierciadle. Rzeczywiście czasy zaborów i królowej Wiktorii przypominają pod pewnymi względami lata osiemdziesiąte XX wieku. Seks bez zabezpieczeń postrzegano jako śmiertelnie niebezpieczny, a nie istniały żadne skuteczne zabezpieczenia. W efekcie metoda obronna zarysowana przez Boya szybko straciła rację bytu. Nawet on oceniał, że od 50 do 90 proc. młodych mężczyzn zarażało się od prostytutek kiłą. A następnie przekazywali ten "prezent ślubny" żonom.

Gdy ślub po paru latach dochodził wreszcie do skutku, w wielu przypadkach bardziej przypominał pogrzeb. To była transakcja, w której uczucia schodziły na dalszy plan w stosunku do kwestii majątkowych, towarzyskich czy nawet honorowych. Chodziło o zdobycie dobrej partii i ewentualnie posagu oraz o pozyskanie zdrowej, silnej matki dla przyszłego potomstwa. Boy półgębkiem wspomina o jakiejś tam, mimo wszystko, roli miłości, ale to z jego strony przejaw daleko posuniętego optymizmu.

Na zdjęciu: ilustracja z "Nowego Dekameronu", 1924 r.

/ 10Temat aborcji

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Kamil Janicki, "Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce"

Był rok 1929. O aborcji nigdy wcześniej nie debatowano publicznie. Temat poruszali prawnicy i lekarze, ale w swoim gronie i przyciszonym głosem. Nie było ustalonych obozów, postulatów, sloganów. Trudno było stwierdzić, komu wypada głośno wypowiedzieć swoje zdanie, a kto - ze względu na środowisko polityczne, zawód, orientację światopoglądową - powinien milczeć lub protestować. Początkowo wydawało się zresztą, że za zniesieniem karalności aborcji jest zdecydowana większość społeczeństwa.

Przeciwnicy karalności uważają, tak samo jak inni, przerywanie ciąży za smutną ostateczność, ale sądzą, że nie na drodze sankcji karnych należy przeciwdziałać temu zjawisku, że kodeks karny (...) szkodzi zamiast pomagać.

Aleksander Mogilnicki, były prezes Sądu Najwyższego i członek komisji przygotowującej nowy Kodeks Karny, stwierdził wprost: "Byłbym za dozwoleniem tego zabiegu lekarzom i za pozostawieniem [decyzji] ich etyce lekarskiej". Prokurator Sądu Apelacyjnego Kazimierz Rudnicki też szybko doszedł do wniosku, że obowiązująca ustawa "wymierzona jest (...) w ludzi biednych". I że przynajmniej do trzeciego miesiąca ciąży aborcja powinna być dopuszczalna.

Nawet przeciwnicy zniesienia zakazu - tacy jak doktor Zofia Garlicka czy były minister sprawiedliwości Wacław Makowski - opowiadali się za tym, żeby dopuścić aborcję ze względów społecznych. Nikt z nich nie był "zwolennikiem aborcji".

Środowiska kościelne do debaty włączyły się na dobre dopiero, gdy Boy i Krzywicka zrobili kolejny krok. Od mówienia o aborcji przeszli do - promowania antykoncepcji. Chodziło o to, by zapobiegać problemowi, a nie tylko walczyć z hipokryzją. Zgodnie z założeniem, że falę nieudolnych skrobanek i dzieciobójstw uda się powstrzymać dopiero, gdy ciąża przestanie być dopustem Bożym, którego kobiety oczekują ze strachem i bezradnością.

Na zdjęciu: Irena Krzywicka z domu Goldberg, polska feministka i kochanka Tadeusza Boya-Żeleńskiego - walczyła o legalizację aborcji, sprzeciwiała się monogamii, żyła w otwartym małżeństwie. A wszystko to przed wojną.

/ 10Więzienie za zabawki erotyczne

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Kamil Janicki, "Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce"

Działanie przeciwciążowe - jeśli w ogóle można było o nim mówić - nie było niczym więcej, jak tylko wisienką na torcie. Podobny kamuflaż, rzecz jasna, ułatwiał dotarcie do klientek. Kulturalna pani domu prędzej była gotowa poprosić sprzedawcę o nietypowy środek antykoncepcyjny niż o fikuśną zabawkę erotyczną. To był jednak argument uboczny.

Sprzedaż jakichkolwiek akcesoriów seksualnych była surowo zabroniona. Traktowano ją dokładnie tak samo jak dystrybucję pornografii. Za wystawianie na widok publiczny przedmiotów służących do nierządnego użytku, groziła kara do roku więzienia.

Przepisy nie precyzowały, czym dokładnie jest "nierządny użytek" i jakie obejmuje on przedmioty. W przypadku kulek masturbacyjnych władze śledcze nie miałyby raczej żadnych wątpliwości. Ale już na środki antykoncepcyjne były gotowe przymknąć oko. Byle tylko nikt ich nie reklamował w prasie lub na plakatach.

Przez niemal czternaście lat po odzyskaniu niepodległości kodeks Bismarcka był podstawą systemu prawnego w Wielkopolsce i na Górnym Śląsku. Wreszcie w 1932 roku zastąpiono go nowym, ogólnopolskim kodeksem karnym. Wiele się w nim zmieniło, ale nie przepisy dotyczące zabawek erotycznych. Za sprzedawanie sztucznych członków nadal można było trafić do więzienia - i to nawet na dwa lata. Mimo to chętnych, by zaryzykować, nie brakowało.

Na zdjęciu: instrukcja obsługi aparatu wibracyjnego na korbkę, przedstawiająca masaż czoła.

/ 10"Diabelskie" środki antykoncepcyjne

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Kamil Janicki, "Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce"

Wytwórcy środków antykoncepcyjnych byli gotowi sięgnąć nawet po najmocniejsze i najbardziej wyniszczające środki - byle osiągnąć zamierzony skutek. Lub przynajmniej sprzedać produkt.

Od niektórych włos jeży się na głowie. To między innymi przeróżne preparaty rtęciowe w rodzaju sublimatu, kwas salicylowy, mrówczany (mrówkowy), lysol (lizol). Każdy z nich miał skutecznie mordować albo przynajmniej obezwładniać plemniki.

Po stosunku polecano robić irygację z wykorzystaniem środków chemicznych. Paweł Klinger pisał w "Vita sexualis" między innymi o occie drzewnym i nadmanganianie potasu. Henryk Kłuszyński zalecał ze swojej strony jedną "łyżeczkę kawową" esencji octowej lub "jakiś silny środek dezynfekujący".

Polscy specjaliści byli zgodni, że sam kondom, pesarium lub środek plemnikobójczy nie wystarczą. Bój przeciwko niechcianemu zapłodnieniu przedstawiali tak, jak dzisiaj pisze się o walce z upartymi plamami lub z próchnicą. Konieczne było "potrójne uderzenie".

Autor miniporadnika "Skuteczne środki" zapobiegania ciąży i zapłodnieniu polecał, by nie tylko zakładać "zatykadło", ale też smarować jego brzegi substancją plemnikobójczą. Co więcej, po stosunku należało natychmiast dokonać skrupulatnej "irygacji", najlepiej z dodatkiem środków chemicznych. "Przy jednoczesnym użyciu tych trzech środków pewność jest stuprocentowa" - przekonywał. Herman Rubinraut był niemal równie optymistyczny. Jego zdaniem dało się osiągnąć skuteczność antykoncepcji na poziomie 96, 97 proc.

Na zdjęciu: ilustracja z "Nowego Dekameronu", 1924 r.

/ 10Erotyczna tematyka w prasie

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Kamil Janicki, "Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce"

Dla prasy nie przewidywano taryfy ulgowej. Każda odważniejsza wzmianka o seksie oznaczała ryzyko starcia z cenzurą. I to - nieistniejącą cenzurą. II Rzeczpospolita była oficjalnie państwem demokratycznym.

Z erotyczną tematyką próbowały flirtować wielkie koncerny prasowe. Krakowski IKC od 1931 roku wydawał "Tajnego Detektywa". Redakcji zarzucano demoralizację młodzieży, kształcenie przyszłych przestępców, a wreszcie - epatowanie pornograficznymi motywami. Miażdżącą krytykę tygodnika opublikował także Stefan Wyszyński.

Problemy "Tajnego Detektywa" były niczym w porównaniu z wyzwaniami stojącymi na drodze każdego biznesmena pragnącego stworzyć czasopismo o naprawdę wyzywającym charakterze. Podjęto kilka takich prób. W Warszawie ukazywał się "Amorek", a w Łodzi "Nowy Dekameron". Dość odważny profil miały też stołeczna "Rakieta" i lwowska "Winnica". Żadne z tych pism nie zagościło w kioskach na stałe. Nie jest nawet pewne, czy zagościły tam w ogóle. Tytuł traktujący o seksie w otwarty i bezpruderyjny sposób był stale zagrożony konfiskatą. Do odpowiedzialności mógł być pociągnięty każdy, kto miał do czynienia z podejrzaną publikacją i nie wyrzucił jej natychmiast ze wstrętem.

Każde pismo na swój sposób broniło się przed oskarżeniami o szerzenie rozpusty. Przede wszystkim w polskiej prasie erotycznej właściwie nigdy nie publikowano zdjęć. Nad Wisłą nie miał szans powodzenia patent wykorzystywany w Paryżu. Tam już w XIX wieku magazyny dla panów sprzedawano jako wzorniki dla artystów ćwiczących wykonywanie aktów kobiecych.

W Polsce, aby uniknąć oskarżeń o celowe gorszenie czytelników, erotyczne grafiki podawane były w formie żartu.

Na zdjęciu: śliczna panna Zuzia przyłapana w kąpieli, "Nowy Dekameron", 1924 r.

10 / 1013 małżeństw na 100 szczęśliwych

Obraz
© (c) materiały wydawcy, Kamil Janicki, "Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce"

Na sto tysięcy małżeństw tylko trzynaście jest naprawdę szczęśliwych - 0,013%. Dokładnie do takich wniosków doszli autorzy szeroko zakrojonego badania przeprowadzonego w 1928 roku we Francji. Z ankiety wynikało, że na wspomniane sto tysięcy legalnych związków:

Od mężów uciekło żon: 1 131

Od żon uciekło mężów: 2 348

Prawnie rozwiedzionych: 4 175

W jawnej wojnie żyje: 13 345

W wojnie "podjazdowej": 13 278

Nawzajem obojętnych: 55 250

Uważanych za szczęśliwe: 3 175

Prawie szczęśliwych: 127

Naprawdę szczęśliwych: 13

Bliżej nieustalonych: 7 158

Według Boya zazdrość jest przyczyną nawet 90 proc. małżeńskich nieszczęść. Był głęboko przekonany, że z niewiernością nie da się wygrać. A nawet nie ma sensu wygrywać, bo to świadczyłoby o hołdowaniu prymitywnym obyczajom rodem z wieków średnich. Lepiej ją zaakceptować i stawić opór "podejrzliwemu, brutalnemu egoizmowi" wyniesionemu do rangi "kardynalnej cnoty".

(evak)

Wybrane dla Ciebie

Awantura w administracji Trumpa. "Zdzielę cię w twarz"
Awantura w administracji Trumpa. "Zdzielę cię w twarz"
Norwegia wybrała. Centrolewica triumfuje w wyborach parlamentarnych
Norwegia wybrała. Centrolewica triumfuje w wyborach parlamentarnych
Historyczne spotkanie. Prezydent Palestyny w Londynie
Historyczne spotkanie. Prezydent Palestyny w Londynie
Zapomniana choroba w Hiszpanii. Rekord zachorowań
Zapomniana choroba w Hiszpanii. Rekord zachorowań
Nocny atak Izraela. Syryjskie miasta pod ostrzałem
Nocny atak Izraela. Syryjskie miasta pod ostrzałem
Przejechał na rowerze 25 km. Przerażonego chłopca znaleźli policjanci
Przejechał na rowerze 25 km. Przerażonego chłopca znaleźli policjanci
"Mają krew na rękach". Trump o zabójstwie Ukrainki
"Mają krew na rękach". Trump o zabójstwie Ukrainki
Miedwiediew straszy "wojną biologiczną". Wskazał na Zachód
Miedwiediew straszy "wojną biologiczną". Wskazał na Zachód
"Pięta achillesowa NATO". Może stać się celem Putina?
"Pięta achillesowa NATO". Może stać się celem Putina?
Pogrążą Trumpa? Demokraci pokazali kartkę dla Epsteina
Pogrążą Trumpa? Demokraci pokazali kartkę dla Epsteina
Strażacy mają ręce pełne roboty. Setki zgłoszeń po ulewach
Strażacy mają ręce pełne roboty. Setki zgłoszeń po ulewach
Wyniki Lotto 08.09.2025 – losowania Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Wyniki Lotto 08.09.2025 – losowania Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto