"Teraz ja zajmę się aniołkiem". Sąd orzeknie, czy wypadek na rybach był zabójstwem
Kate Winslet po raz ostatni patrzy w oczy Leonarda di Caprio. Nie może go uratować. Za chwilę jej wielka miłość zniknie pod wodą. To scena z oscarowego "Titanica". Tak samo miałyby wyglądać ostatnie wspólne chwile Andrzeja J. i Anety H. Para miała obudzić się w aucie tonącym w zbiorniku przeciwpowodziowym Buków na Śląsku. On trzymał ją za rękę. Potem na brzegu rozpaczał: "wyślizgnęła się, została tam".
Dwóch płetwonurków wsiada do renault thalia. Zrzucają hamulec ręczny i auto stacza się z brzegu. Kamery, umieszczone nad wodą i w środku, rejestrują obraz. Renault wpada do zbiornika. Słychać bulgot wody i syk zasysanego do środka powietrza. Auto osiada na kamienistym dnie. Uwięzieni szamocą się wewnątrz, próbując wyjść. Tafla wody się uspokaja. Cisza.
Mijają minuty, gdy na powierzchnię wypływa w końcu Maciej Rokus. Nurek jest zdyszany. Wypełzając na brzeg, klnie sam do siebie: - Chciałbym zobaczyć, jak ten Andrzej idzie na basen i pokazuje, że potrafił z tego wyjść, jak przepływa na bezdechu do brzegu!
Jest koniec 2023 roku. Od utonięcia Anety H. minęły już dwa lata. Śledztwo już raz umorzono. Eksperyment procesowy, który na zbiorniku przeciwpowodziowym Buków w Roszkowie właśnie przeprowadziła Grupa Specjalna Płetwonurków RP, prokuratura zleciła bez wiary w przełom... tymczasem wynik wywraca wszystko do góry nogami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trzymamy dzieci pod kloszem? Lekarz mówi, czym może to grozić
"W środku jest ukochana"
Ta sama zatoczka dla wędkarzy, ale dwa lata wcześniej. Noc z 10 na 11 lipca 2021 roku. Pan Mariusz, wędkarz, który pierwszy powiadomił o tragedii zwierza się WP: - Ten koszmar ciągle do mnie powraca.
Z żoną i dziećmi biwakował w namiocie rozbitym nad wodą. Obudził go alarm czujnika ruchu na stanowisku wędkarskim i dobiegające znad wody dramatyczne krzyki. Rozsunął zamek namiotu i ruszył w kierunku, z którego słychać było głos. Zobaczył nagiego mężczyznę, miotającego się przy brzegu, który nieskładnie powtarzał, że zatonął samochód, a w środku jest jego ukochana. Wędkarz okrył go polarem, zadzwonił po służby.
Zrozpaczonym mężczyzną był Andrzej J., kobietą w samochodzie - Aneta H.
Świtało, gdy nad zbiornikiem pracowały już strażackie zastępy OSP i patrol policji. Dotarli też zawodowi nurkowie z Bytomia. Jeden z nich szybko odnalazł auto na głębokości pięciu metrów, osiem metrów od brzegu. Opłynął wrak. Trzy drzwi były zaryglowane, ale od strony kierowcy klamka ustąpiła. Z wnętrza wprost na nurka wypłynęło ciało kobiety. Ratownicy byli bezradni. Pozostało stwierdzić zgon.
Po wyciągnięciu wraku policjanci odnotowali, że w aucie jest opróżniona butelka wódki i trzy butelki piwa, z których jedna była napoczęta. Na ciele zmarłej nie stwierdzono żadnych obrażeń świadczących o walce. Później potwierdzono ważny szczegół: musiała być kompletnie pijana, bo podczas badań próbek stwierdzono 2,4 promila alkoholu. U Andrzeja J. promil.
Funkcjonariusze dziś pamiętają dziwne zachowanie Andrzeja J. – najpierw rozpaczał, szlochał, rzucał się w stronę ciała, by je przytulić. Gdy zwłoki zostały zabrane, nagle spokojnieje i pyta, czy może z auta zabrać wódkę i papierosy. Potem powiedział pod nosem: "pewnie i tak wszystko zalane".
Uczestnicy akcji nie pamiętali, czy ocalały mężczyzna był wtedy mokry, czy ściekała z niego woda, czy miał mokre włosy. Nikt też nie umiał powiedzieć, jak to było, że pewnym czasie miał na sobie bokserki, skoro twierdził, że spał nagi i jego ubranie zostało w samochodzie.
Kilka godzin później oficer prasowy raciborskiej straży pożarnej, bryg. Roland Kotula, relacjonował lokalnemu portalowi Nowiny: "Samochód stoczył się do stawu. W aucie znajdował się mężczyzna, któremu udało się wydostać. Chciał on pomóc kobiecie, ale niestety mu się to nie udało. Finał tego zdarzenia jest nieszczęśliwy".
"Ręka się wyślizgnęła i ona zatonęła"
Z pierwszych wyjaśnień, które Andrzej J. składał jeszcze nad zbiornikiem, wynika, że z Anetą H. nakryli się kocem, bo noc, choć lipcowa, była chłodna. On położył się na rozłożonym fotelu kierowcy. Ona leżała w poprzek foteli przytulona do jego piersi. Drzwi zablokowali. Zasnęli po północy.
Auto stało zaparkowane przodem do wody. Andrzej J. tłumaczył, że zawsze tak staje, bo wtedy widać brania ryb.
"Obudziłem się, czując, że jestem zamoczony. Wody było już równo z siedzeniami. Zorientowałem się, że samochód stoczył się do wody. Obudziłem Anetę, chwyciłem ją za rękę i powiedziałem: 'nie bój się kochanie, trzymaj się mnie, a ja cię wyciągnę'" - opisywał. I dalej: "Otworzyłem drzwi i trzymałem nogą. Robiłem wszystko, co w mojej mocy, aby pomóc jej się wydostać i ją uratować. Jednak nie dałem rady".
"W sekundzie samochód poszedł pod wodę. Byliśmy dwa metry pod wodą. Ręka się wyślizgnęła i ona zatonęła" - dodał. Opisywał: "To nie moja wina. Niechcący wyskoczył bieg, to nieszczęśliwy wypadek".
- Nie zaciągnął pan hamulca ręcznego? - dopytywał na miejscu wypadku policjant.
- Nie, bo tak było wygodniej spać. Podniesiona rączka, uwierałaby Anetę w żebra. Auto stało na biegu. Widocznie bieg się wybił - opisywał mężczyzna.
W grudniu 2021 roku prokuratura umorzyła śledztwo. Przyjęto wersję o nieszczęśliwym wypadku.
"Czemu zostawiłeś takiego aniołka?"
Ona nazywała Andrzeja J. miłością swojego życia. Dziś mężczyzna ma 37 lat. Szczupły, umięśniony blondyn, pracował jako pomocnik tapicera. Wędkarstwo jest jego pasją od 17 lat. Były mąż Anety H. powiedział śledczym, że Andrzej był dziwakiem. Potrafił zadzwonić w środku nocy tylko po to, by rzucić mu w słuchawkę: "Jak mogłeś zostawić takiego aniołka? Teraz ja się nią zajmę".
Mężczyzna zeznał też, że po rozwodzie Andrzej J. był już kolejnym partnerem jego byłej żony. Mówił: "Aneta potrafiła bawić się emocjami facetów".
Według znajomych związek od początku był pełen skrajnych emocji. Raz kwitła namiętność, raz rządziły awantury. Andrzej potrafił obsypywać Anetę komplementami, woził ją, gdzie tylko zapragnęła, by chwilę później izolować ją od przyjaciół, podejrzewać o zdradę.
Znali się od dwóch lat, a wspólne nocne wyprawy na ryby, połączone z piciem trunków, były ich rytuałem. Jeden ze świadków zeznał, że Aneta miała niebywałą odporność na alkohol. Nawet po pół litrze wódki nie plątał się jej język. Umiała też doskonale pływać.
Na zdjęciach z Facebooka widać roześmianą blondynkę. Zwykła kobieta, która pracowała jako ekspedientka w delikatesach. Zadbana, ufryzowana, z makijażem.
Matka kobiety Mirosława H. od początku była przeciwna ostatniemu związkowi córki. - On był nerwowy, awantury robił o byle co, obrażał się. Słyszałam, że kiedyś powiedział Anecie, że jeśli go zostawi, to on się zabije – opowiadała. Pamiętała też spotkania w domu rodzinnym, które kończyły się "cyrkami" i groźbami powieszenia się.
Inni znajomi potwierdzali, że Andrzej J. miał wybuchowy charakter. Górnik z kopalni Pniówek wspominał SMS-a, którego dostał w dniu tragedii około trzeciej nad ranem: "Ryby nie biorą, pier... to wszystko, zwijam wędki". Kilkanaście godzin później Andrzej J. jemu i innym znajomym wysyłał wiadomości: "Stała się tragedia".
Także Bożena, siostra Anety, mówiła o nieustannych scenach zazdrości. - On ciągle pisał wiadomości na telefon, często się kłócili. Syn Anety słyszał, jak groził: "jak mnie zostawisz, to cię zabiję" - wspominała.
Przesłuchiwany świadek zwraca uwagę, że przecież Andrzej J. nie był człowiekiem niepoczytalnym, już szkole mówiono o nim raczej, że lubił odstawiać cyrki. Zasłynął tym, że potrafił wyjąć z akwarium żywą rybkę i zjeść ją na surowo.
"Wiedziała cała miejscowość"
Mirosława H. nigdy nie uwierzyła w opowieść Andrzeja J. o "wyślizgniętej ręce". - Dlaczego on wyszedł z auta, a ona nie? Przecież było tyle możliwości, można było wybić szybę - pytała podczas zeznań w prokuraturze w listopadzie 2021 roku. To właśnie ona domagała się wznowienia, umorzonego niedługo potem śledztwa. Wskazywała na nieścisłości i nalegała na ponowną weryfikację zeznań uratowanego.
Dopiero kolejne przesłuchania ujawniły sprzeczności w wersji zdarzeń przedstawianej przez Andrzeja J. Bożena, siostra Anety, zwróciła uwagę, że kłamał, mówiąc o wspólnym wypadzie na ryby już od wczesnego popołudnia.
- Aneta pracowała wtedy do wieczornej zmiany - zaznaczyła. Zaprzeczyła też twierdzeniom, że Andrzej J. wielokrotnie parkował przodem do wody. - Bywałam z nimi na rybach. On parkował bokiem, 15-20 metrów od brzegu - dodała. Jeszcze jeden z członków rodziny przypomniał śledczym rzecz, o której "wiedziała cała miejscowość": Andrzej J. nie umiał pływać. Jak miał więc nie tylko wydostać się z samochodu, ale dopłynąć do brzegu?
W relacji Andrzeja J. dziwnie brzmiał fragment, że kiedy tonęli i obudził Anetę, ta nic mówiła, ani nie krzyczała.
Kolejne wątpliwości wzbudzili biegli badający stan techniczny auta. Pierwszy ekspert stwierdził jednoznacznie: hamulec ręczny był sprawny, a więc kierowca odpowiadał za bezpieczeństwo pasażerki. Dodał też, że samochód stojący na biegu nie mógł samoczynnie stoczyć się do wody. Kiedy auto stoi na pochyłości, pojawia się siła działająca na skrzynię biegów, a jej konstrukcja, nacisk na klinujące się zębatki, uniemożliwiają samoczynne "wyskoczenie" i zwolnienie biegu na luz.
Drugi biegły przeprowadził eksperyment, angażując kobietę o podobnej budowie do ofiary, która położyła się na siedzeniu renault thalia. Symulując ruchy śpiącej osoby, próbowała wybić drążek skrzyni biegów. Liczne próby jak podbijanie drążka stopą zakończyły się niepowodzeniem. Ekspert zasugerował więc, że bieg musiał zostać przełączony celowo – a ktoś mógł nawet dodatkowo nacisnąć sprzęgło. Badanie nachylenia terenu w kierunku wody, nawet ułożenie kęp trawy, nie prowadziło do wniosku, że samochód stoczył się sam.
"Tu się zaczęło, tu się skończy!" Nie mógł wytrzymać oskarżeń
Tymczasem rodzina Anety H. już wprost obwiniała Andrzeja J. o spowodowanie jej śmierci. Padło też pytanie do niego: co z kartą bankomatową Anety? Na jej koncie miała się pojawić choćby wypłata za pracę w sklepie.
W SMS-ach i wiadomościach głosowych odpowiadał: "Chodzi wam o pieniądze? Jesteście hienami! Pewnie policja ma wszystko". Policja karty jednak nie miała.
- To są pieniądze dla jej dzieci. Nie pokazuj się nam na oczy! - odpowiadali Andrzejowi J. krewni. Zabraniali mu publikować mu zdjęcia i nagrania z ofiarą na jej facebookowym koncie. On jednak chciał okazać tęsknotę i żal.
We wrześniu 450 osób obejrzało na żywo spektakl mrożący krew w żyłach. Andrzej J. włączył transmisję na Facebooku. Widzowie zobaczyli go za kierownicą czarnej alfy romeo, zaparkowanej tuż przy zbiorniku wodnym – w miejscu, gdzie zginęła Aneta. Bełkotliwie ogłaszał, że nie wytrzymuje podejrzeń i traktowania jako zabójcy.
"Tu się zaczęło, tu się skończy! Gówno! Moje życie... teraz zobaczycie! - krzyczał i przeklinał do kamery. Któryś z oglądających zadzwonił na policję. Radiowóz dotarł na miejsce jeszcze w trakcie desperackiej przemowy. Na widok funkcjonariuszy mężczyzna wcisnął gaz do dechy i wjechał autem do wody. Zdołano go wyciągnąć w ostatniej chwili. Chwilę później straż z Roszkowa, ta sama, która wyciągała renault z ciałem Anety, teraz wyciągała ze zbiornika utopioną alfę. Strażacy opublikowali relacje na Facebooku. Wśród osób, które zalajkowały materiał był Andrzej J.
Eksperyment wszystko zmienia
Z decyzją o umorzeniu śledztwa nie mogła pogodzić się Mirosława H. Uparcie składała odwołania. Wynajęła adwokata. Domagali się dokładniejszego zweryfikowania zeznań Andrzeja J. W efekcie decyzji Prokuratury Okręgowej w Gliwicach dochodzenie zostało wznowione w marcu 2022 roku. Przełomowych ustaleń nie było jednak ponad rok. Śledczy - raczej już dla świętego spokoju - poprosili o pomoc ekspertów z Grupy Specjalnej Płetwonurków RP i jej szefa Macieja Rokusa, który ma 20-letnie doświadczenie w wypadkach na wodzie.
Rekonstrukcja odbyła się w 2023 roku. Maciej Rokus dostrzegł niespójności w zeznaniach Andrzeja J. Zaczął od kupienia na złomowisku identycznego renault thalia. Następnie wraz z zespołem odtworzyli scenę tragedii w miejscu, gdzie utonęła Aneta H. Rozstawili kamery i zmierzyli głębokość wody. Samochód ustawili w takim samym położeniu, w jakim miał znajdować się lipcowej nocy z 2021 r.
Dwóch nurków daje się zamknąć w aucie, by krok po kroku odegrać dramat. Odliczają: 3, 2, 1 i auto wbija się w taflę. Kiedy woda zaczęła wlewać się do wnętrza, wyszło na jaw coś kluczowego: w chwili napływu wody, drzwi pojazdu zachowują się, jakby były zabetonowane. Ich otwarcie jest po prostu niemożliwe.
Do ewakuacji dochodzi dopiero, gdy wnętrze samochodu całkowicie wypełni się wodą i ciśnienia po obu stronach się wyrównają. Od tego czasu musi minąć dodatkowo około 40 sekund. Wtedy drzwi dają się otworzyć i pasażerowie mogą próbować wypłynąć na powierzchnię.
Według Rokusa, jeśli Andrzej J. rzeczywiście opuścił pojazd, musiałby wydostać się na powierzchnię i jeszcze przepłynąć do brzegu. Dodatkowo zwraca on uwagę, że wszystkie drzwi renault i okna były zamknięte.
- Nie ma racjonalnego wytłumaczenia dla wersji o wypadku. Byłoby to jedyne zdarzenie opisane w literaturze, podczas którego osoba ratująca się z tonącego samochodu zamyka za sobą drzwi - podkreśla biegły.
Jego zdaniem możliwą wersją jest ucieczka Andrzeja J. w pierwszych sekundach po uderzeniu w wodę. Należy też brać pod uwagę scenariusz, w którym w momencie wypadku Andrzeja J. w ogóle nie było w samochodzie. Wówczas ofiara zostałaby sama w tonącym pojeździe, bez realnych szans na ratunek. Biegły podsumowuje: "Na skutek ekstremalnych okoliczności jak ciemności, nocna pora, sen, upojenie, Aneta H. nie jest w stanie podjąć czynności ratowania się". Wybudzając się od razu dusi się wodą.
"Ja ją bardzo kochałem i ona mnie też"
Andrzej J. zostaje zatrzymany krótko po eksperymencie. Przesłuchiwany w charakterze podejrzanego o zabójstwo nie przyznaje się do winy. Opowiada jeszcze raz, nie wiedząc, że fizyka zaprzecza temu, co mówi.
Zeznał: - Ja ją bardzo kochałem i ona mnie też. Wody w aucie było już do siedzeń, a przez okna widziałem, że sięga do połowy szyby. Kiedy otworzyłem drzwi i chciałem ją wyciągnąć, ciśnienie wody wyrwało mi dłoń Anety z ręki, a ja wypłynąłem do góry. Myślałem, że wydrapie się w górę po fotelach. Nie pamiętam, czy drzwi zamknęły się za mną, czy nie.
Śledczy dopiero teraz ustalili również, co działo się z kartą bankomatową zmarłej. Po tragedii ktoś użył jej, płacąc 46 zł w kwiaciarni w Gołkowicach. Kwiaciarka i jeden świadek wskazują, że za tę kwotę Andrzej J. kupił znicz i kwiaty, które złożył później na miejscu tragedii. Również on miał dokonać płatności 182 zł za paliwo i dodatkowo wypłacić łącznie 1600 zł w gotówce. Karty jednak nie odnaleziono.
Prokuratura w akcie oskarżenia twierdzi, że nie było nieszczęśliwego wypadku. Uważa, że Andrzej J. upozorował go, by zabić swoją partnerkę. Według śledczych w lipcową noc 2021 roku w Roszkowie para piła alkohol. Mężczyzna miał upewnić się, że jego partnerka zasnęła. Następnie opuścił auto, skierował je do wody, zostawiając Anetę H. wewnątrz. Wtedy pobiegł na sąsiednie stanowisko wędkarskie, uruchomił alarm czujki ruchu i zaczął wzywać pomocy. Motywem zbrodni była zazdrość.
Obrońca oskarżonego, mecenas Michał Zdanowicz z Gliwic, podważa narrację oskarżenia. - W tej sprawie brak jakichkolwiek dowodów świadczących o zabójstwie. Nie udokumentowano motywu, dla którego Andrzej J. miałby zabić swoją partnerkę. On był w niej zakochany z wzajemnością - przekonuje w rozmowie z WP.
Adwokat dodaje, że całość opiera się przede wszystkim na opinii biegłych płetwonurków, którzy wskazali, że oskarżony mógł być poza autem w chwili, gdy samochód staczał się do wody. - To są jedynie przypuszczenia, poszlaki. Nie ma w tym procesie twardych dowodów - podkreśla mecenas.
W sądzie w Rybniku na pierwszej rozprawie, która odbyła się wiosną 2025, Andrzej J. nie przyznał się do winy. Odmówił składania wyjaśnień. Powiedział jedynie: "Nie zgadzam się z połową tego, co znajduje się w aktach".
Finał sprawy możliwy jest jeszcze we wrześniu.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski