Proszę spokojnie czekać, ciało samo wypłynie
Daniel od dwóch lat szuka w Wiśle ciała syna. Znalazł pięć innych, ale nie jego. Daria może zapalić znicz na grobie siostry - jej ciało rzeka już oddała. Obydwoje zadają sobie pytania, na które nigdy nie znajdą odpowiedzi - czy ich bliscy skoczyli? Czy można było ich powstrzymać przed skokiem z mostu? Dramat rozgrywał się pod okiem kamer.
Park Praski w Warszawie. Ponad 20 stopni, ale słońce tylko z rzadka przebija przez chmury. Wystarczy krótki spacer, by dotrzeć na Most Gdański. Idąc od strony Pragi z daleka widać kamerę, zamontowaną na latarni - sześć metrów nad ziemią, 20 metrów nad poziomem wody. Zasięgiem obejmuje cały most, nurt rzeki w stronę mostu Śląsko-Dąbrowskiego oraz prawe i lewe nabrzeże. - Tu ostatni raz była widziana moja siostra. Nagrała to kamera - mówi Daria Borkowska.
Złamane serce Wiktorii
Noc z 17 na 18 stycznia 2025 r., zimno, około zera stopni, niebo zachmurzone. Tą samą trasą od parku do mostu spokojnym krokiem idzie Wiktoria Borkowska. 22 lata. Czarne włosy do ucha, grzywka obcięta prosto do połowy czoła. Charakterystyczne kolczyki w nosie i nad górną wargą. Długi czarny płaszcz, sznurowane glany do kolan. W ręku jaskrawozielona butelka Mountain Dew. Dziewczyna trzyma ją za nakrętkę. Te wszystkie szczegóły widać wyraźnie na obrazie z kamery.
- To był dla niej trudny wieczór. Akurat pakowałam rzeczy, bo wyprowadzałam się z rodzinnego domu. Umówiłyśmy się, że następnego dnia pojedzie i pomoże mi się rozpakować. Wiktoria miała plany na następne dni, ale była też bardzo smutna. Chłopak, z którym znała się od kilku lat, najpierw wyznał jej uczucia, a tego dnia napisał, że źle go zrozumiała, że to były żarty. Kochała go i bardzo ją to zabolało - mówi Daria.
Mieszkają w domu jednorodzinnym w Ząbkach, które graniczą ze wschodnią częścią Warszawy. Około północy Daria zagląda jeszcze do siostry. Chce z nią posiedzieć, pocieszyć. Wiktoria rozmawia akurat z przyjaciółką przez telefon. - Już jest lepiej, kładź się - mówi siostrze.
Około godz. 1.30 Daria się budzi. Czuje chłód. Drzwi do domu otwarte na oścież. To pewnie mama znów wyszła zapalić w ogródku. Daria stoi w drzwiach, woła. Cisza. Sprawdza w domu. Mama śpi. Zagląda do Wiktorii. Łóżko puste. Może poszła na spacer? Lubiła wychodzić nawet w nocy, zwłaszcza gdy była zdenerwowana. Chodzenie ją uspokajało.
Przed powrotem do łóżka Daria zerka jeszcze na swój wyciszony telefon. Na ekranie powiadomienia o SMS-ach od przyjaciółki siostry: "Wiktoria może sobie zrobić krzywdę, mówiła o moście". Daria kontaktuje się ze znajomymi siostry. Pisze też do znajomego, przez którego Wiktoria czuła się zraniona. Dochodzą kolejne bardzo niepokojące informacje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przeczesują Wisłę w Toruniu. Trwa akcja poszukiwawcza 28-latka
Daria dzwoni na numer alarmowy 112.
- Moja siostra pojechała na most. Chce sobie odebrać życie.
- Który most?
- Nie wiem.
Dyspozytorka wysyła do domu radiowóz. W międzyczasie Daria sprawdza konto. Okazuje się, że po północy Wiktoria kupiła bilet autobusowy za 4,40 zł. Policjanci przyjmują zgłoszenie i spisują potrzebne informacje. Daria musi jechać na komisariat. Co rusz dzwoni do siostry, ale telefon nie odpowiada. Wiadomości dochodzą, ale nie ma potwierdzenia, że Wiktoria je odczytała.
Do domu przyjeżdżają policjanci z psami tropiącymi, które doprowadzają funkcjonariuszy do przystanku autobusowego. Wiktoria wsiadła najprawdopodobniej do linii nocnej nr 62, która z Ząbek jedzie na Dworzec Centralny. Jeden z przystanków: Wybrzeże Helskie. Tuż przy Moście Gdańskim.
"Proszę spokojnie czekać"
Po kilkunastu godzinach od zaginięcia do domu Darii ponownie przyjeżdża policja. - Ktoś skoczył z Mostu Gdańskiego o trzeciej w nocy. Nie wiadomo kobieta czy mężczyzna - przekazuje funkcjonariusz.
- O tej godzinie telefon siostry przestał działać. Może jednak zeszła z mostu? Może pojechała do tego znajomego? On mieszka pod Wrocławiem. Z Mostu Gdańskiego niedaleko na dworzec PKP – Daria nie traciła nadziei.
Kilka dni po zaginięciu siostry policjanci pytają Darię, czy siostra mogła mieć przy sobie pieniądze, by kupić jedzenie lub picie.
- Wiktoria nie korzystała z gotówki.
- Osoba, która skoczyła z mostu miała ze sobą butelkę.
- Żółtozieloną półlitrową? Wiktoria piła Mountain Dew. Dziadek kupił jej napój, a butelka zniknęła tej nocy, co siostra.
Policjant przepytujący Darię nie chce potwierdzić, ale jego kolega siedzący obok, dyskretnie kiwa głową.
Kilka dni później pokazują jej nagranie z mostu. Widać kobietę idącą chodnikiem. W ręku butelka z napojem.
- To moja siostra. Wiecie, czy skoczyła?
Cisza.
- Widać to na monitoringu?
Cisza.
- Moja siostra na moście spędziła ponad godzinę. Czy ktoś obserwuje obraz z kamer?
Cisza.
Daria nie potrzebuje oficjalnego potwierdzenia. Już wie. Jak to teraz powiedzieć mamie? A może poczekać, aż znajdą ciało? Żeby była pewność? A co, jeśli ciała nie znajdą? Nie ma wyjścia. Trzeba powiedzieć prawdę.
Po dwóch tygodniach od zaginięcia Daria dostaje wiadomość, że w Wiśle znaleziono ciało. Słyszy jednak: - To raczej nie pani siostra. Ta kobieta jest starsza i ma buty na koturnach. Na początku lutego Daria jedzie na komisariat na warszawskiej Pradze.
- Czy wiadomo coś nowego. Jak przebiegają poszukiwania? Jakie działania planuje jeszcze policja?
- Poszukiwania zostały wstrzymane. Jest za zimno.
- Przecież rzeka nie zamarza całkowicie tak jak jezioro. Woda płynie.
- Proszę spokojnie czekać, ciało samo wypłynie.
Daniel nie szuka ciała, szuka syna
Sobota, deszczowo. Trochę wieje. Daniel Dymiński z ekipą sprawdza kolejne miejsca na Wiśle. Podpływa łódką do dużego zatoru przy brzegu. Plątanina konarów i pni zwalonych drzew. Na wodzie żółtobrązowy kożuch piany, patyków i śmieci. Mężczyzna wbija długi bosak, by poruszyć zator. Wypływa puszka.
- Można się spodziewać wszystkiego. Gdy się tym poruszy, może wypłynąć śmieć, a może ciało. Trzeba to dokładnie przeszukać - mówi.
Próbują odsunąć gruby konar.
- Tu coś może być!
Zaczepiają bosakami i tak sterują łódką, by pomogła odciągnąć pień. Za ciężki, zbyt mocno zaplątany. Silnik się przegrzewa. Przecinają gałęzie piłą, konar nie ustępuje. Sonarem sprawdzają to, co pod powierzchnią. Roboty nie ułatwia silny nurt i mętna woda.
Znów piła i bosaki. Silnik wyje na najwyższych obrotach. Zaczyna dymić. Kłębowisko pni i gałęzi ani drgnie. - Nie damy rady. Trzeba będzie tu wrócić innym razem - decyduje Daniel Dymiński.
Mężczyzna od dwóch lat przeczesuje Wisłę w Warszawie i dalej w dół rzeki. 27 maja 2023 roku około piątej rano jego syn Krzysztof ostatni raz był widziany na Moście Gdańskim. Spędził tam co najmniej 20 minut.
- Wisła jest bardzo trudna do poszukiwań. Potrzebne jest aktywne szukanie, w wodzie jest bardzo dużo konarów, kamieni. Raz płytko, raz głęboko. Wiry, cofki, zróżnicowany nurt. Razem z zespołem sprawdzam większość zatorów. Powtarzamy to kilka razy, bo rzeka płynie i przemieszcza różne obiekty - mówi Dymiński.
Gdy podpływa do zatoru, sprawdza go bosakami, kamerami podwodnymi oraz narzędziami, które stale udoskonala. Ma kilka rodzajów sonarów. Nigdy nie rusza się bez drona z termowizją, bo lornetka nie jest tak precyzyjna, gdy trzeba sprawdzić odległe miejsce lub obiekt wystający z wody. Na łodzi są też zawsze suche skafandry i sprzęt do zabezpieczenia ciała.
- W skład zespołu wchodzą płetwonurkowie, którzy nie boją się zanurkować po mostami. Może funkcjonariusze z komisariatu rzecznego nie mają w obowiązkach aktywnego poszukiwania. Jeśli tak jest, to w porządku, ale chciałbym to wiedzieć - mówi Dymiński.
Gdy wstaje rano i pakuje sprzęt do poszukiwań, jest pełny energii, zmobilizowany. Ale gdy staje nad brzegiem Wisły i widzi siłę żywiołu, wie, że przed nim bardzo trudne zadanie. Nie szuka ciała, szuka Krzyśka. Nadzieja, że syn żyje, nie umarła.
- Jeśli utonął, to szanse na jego znalezienie są... - Dymiński zawiesza głos. - Po dwóch latach to już nie jest jeden element. Obecnie nikt ze specjalistów, płetwonurków nie chce się podjąć szukania. Nie chcą pieniędzy. Za dużo czasu minęło. Ja się nie poddaję - dodaje.
W ciągu dwóch lat poszukiwań znalazł pięć ciał - cztery w Wiśle i jedno w Sanie. Przeważnie na zwłoki w rzece trafiają osoby przypadkowe. Ile odnaleźli funkcjonariusze policji?
- Nie gromadzimy takich danych - mówi Aleksandra Wasiak, rzeczniczka komisariatu rzecznego. Gdy służby otrzymają informację, że ktoś mógł skoczyć do Wisły, wiadomość jest przekazywana właśnie do komisariatu rzecznego. Z wnioskami o zorganizowanie poszukiwań zgłaszają się też do nich komisariaty, które prowadzą poszukiwania zaginionych.
- Mamy sonar ręczny, który przy pomocy sztucznej inteligencji ma wyszukiwać kształt ludzkiego ciała. Także nasze łodzie na dnie mają zamontowane sonary, które przeczesują wodę. Poszukiwania na Wiśle są jednak bardzo utrudnione z uwagi na duże ilości przenoszonego mułu, piasku i żwiru, przeszkody w postaci zwalonych drzew oraz zdarzające się odpady - mówi rzeczniczka.
"Mam świadomość, że ktoś na tę osobę czeka"
Kolejny weekend. Kolejne dni przeczesywania Wisły. Z wody coś wystaje. Nie pasuje do otoczenia. Może to ciało?
Daniel Dymiński: - Podpływamy i sprawdzamy. Jest ciało. Sprawdzamy, czy człowiek żyje. Zabezpieczam ciało, żeby nie odpłynęło lub zatonęło. To jest taki moment, że wszechświat nagle się zatrzymuje. Czuję ogromny spokój. Oczywiście w głowie mam to, jakie ubrania miał na sobie Krzysiek. Gdy widzę, że to nie on, od razu myślę, że to czyjaś córka, brat, żona. Dzwonię na 112 po służby. Policja rzeczna zazwyczaj jest pierwsza na miejscu. Potem pojawia się straż pożarna ze swoją łódką, kolejni policjanci. W końcu prokurator. Razem ze 20-30 osób w autach z napędem 4x4, kilka łódek, karetki.
Ciała leżą w wodzie często tygodniami, miesiącami. Konieczne są badania DNA. Daniel Dymiński: - Mam świadomość, że ktoś na tę osobę czeka, ktoś jej szuka. Samo odnalezienie ciała nie jest dla mnie tak bolesne, jak świadomość, że gdzieś jest rodzina, która czeka. Spotkałem się z jedną rodziną osoby, której pomogłem odnaleźć siostrę, córkę. Widziałem ten ogromny ból w ich oczach. Z dwiema kolejnymi rodzinami rozmawiałem telefonicznie. To przejmujące momenty.
"Nie rezygnuj z życia"
Koniec lutego 2025 r. Daria siedzi w kawiarni. Ktoś dzwoni, ale nie odbiera. Gdy oddzwania, słyszy: - Znaleźliśmy ciało młodej kobiety. To prawdopodobnie pani siostra.
Mama i siostra mogą same zidentyfikować ciało Wiktorii. Nie chcą jej jednak oglądać w takim stanie. Policja proponuje rozpoznanie na podstawie zdjęć kolczyków i butów. Daria zgadza się na ich obejrzenie pod warunkiem, że nie będzie widać drastycznych szczegółów. Funkcjonariusz rozkłada przed nią teczkę. Przewraca kolejne strony, na których Daria widzi wszystkie fotografie z sekcji zwłok.
Rozpoznaje kolczyki i buty, ale konieczne są jeszcze badania DNA. Mija miesiąc. Policja prosi matkę, by przyjechała na pobranie próbek do badań porównawczych, mimo że wcześniej do tego celu zabezpieczono rzeczy osobiste zaginionej kobiety. Mija kolejny miesiąc. Daria odbiera telefon z prokuratury: - Badania DNA potwierdziły, że to pani siostra. Proszę przyjechać odebrać zaświadczenie do odbioru ciała.
Daria i jej rodzina do tej pory nie wiedzą, czy jest bezpośredni dowód na to, co wydarzyło się na moście. Policji udało się zabezpieczyć korespondencję siostry ze znajomym spod Wrocławia.
- Najpierw Wiktoria wysłała mu zdjęcie tabliczki z mostu "Nie rezygnuj z życia", na której są zamieszczone telefony alarmowe. Napisała, że to zabawne, że stawiają tylko tabliczki. Na koniec wysłała wiadomość głosową. Siostra się z nim żegna. Mówi, że bardzo go kocha, że jest spokojna, i że podjęła już decyzję.
"Trwa śledztwo, proszę czekać"
Wiktoria miała spędzić na moście ponad godzinę około drugiej w nocy. Krzysiek 20 minut około piątej. Choć kamera na Moście Gdańskim zarejestrowała ich obecność, żadna służba nie podjęła interwencji.
Obraz z tej kamery, ale i pozostałych przepraw, trafia na ekran dyżurnego komisariatu rzecznego.
- Całą dobę obserwujemy widok z kamer na mostach. Nocą widoczność jest ograniczona. Po mostach spaceruje wiele osób, o każdej porze. Dużo turystów. Każdy zachowuje się inaczej, dlatego ciężko znaleźć wspólne cechy zachowania nietypowego. Często ktoś się zatrzymuje, bo patrzy na wodę, robi zdjęcia czasami wychylając się za barierkę - mówi Aleksandra Wasiak z komisariatu rzecznego.
Jak wynika z informacji urzędu miasta, w ramach Centrum Oglądowego komisariatu rzecznego stanowisko dyżurnego jest wyposażone w monitory do oglądania obrazów z kamer na mostach na żywo oraz z archiwum. Osoba oglądająca ma m.in. możliwość sterowania kamerami obrotowymi i przybliżania obrazu.
Rodziny zaginionych nie mają dostępu do materiałów ze śledztwa. Nie wiedzą, kiedy, w jaki sposób i jak długo służby poszukują ich bliskich.
- Odmówiono obejrzenia monitoringu z ostatniej drogi naszego syna twierdząc, że to materiały operacyjne. Jest nam przykro, bo nie jesteśmy podejrzani, a Krzyśka znamy najlepiej i moglibyśmy z jego zachowania coś wywnioskować. Problem dostępu do zgromadzonego materiału podczas poszukiwań dotyka rodziny osób zaginionych. Walczymy o to, by się to zmieniło na poziomie rządowym i parlamentarnym. Ostatnio dzięki naszej inicjatywie w poszukiwaniach zaginionej dziewczynki uruchomiono Alert RCB – pierwszy raz w historii Polski - mówi Daniel Dymiński.
Daria: - W kółko słyszałam: Trwa śledztwo, proszę czekać.
Daniel: - Wciąż powtarzają, że to materiały operacyjne i nie mogę się z nimi zapoznać. Rodziny, które znam, szukają bliskich na własną rękę. Gdybyśmy wiedzieli, gdzie i w jaki sposób szukała policja, moglibyśmy pomijać te miejsca i szukać w innych.
Policja pokazała rodzicom Krzysztofa Dymińskiego tylko urywek nagrania z monitoringu na moście. Cały czas zastanawiają się, jak to możliwe, że jeśli doszło do najgorszego, to żadna kamera tego nie zarejestrowała. Przecież stał tam co najmniej 20 minut. Nikt tego nie widział na monitoringu? Daniel postanowił przeprowadzić eksperyment. Z kolegami kilka razy jeździł o różnych porach na Most Gdański. Wchodzili na tory tramwajowe, wychylali się przez barierki, prowokowali "niebezpieczne zachowania", by sprawdzić, czy ktoś zareaguje.
Dymiński: - Mijały minuty, godziny ani razu żadna służba nie zareagowała. Nie oczekuję, że służby będą patrzyły w monitory 24 godziny na dobę, ale w dobie sztucznej inteligencji naprawdę wystarczy odpowiedni algorytm, który zaalarmuje operatora, gdy zauważy nietypowe zachowania.
Rodzice Krzysztofa się nie poddają. Udało im się ustalić, w którym dokładnie miejscu na moście stał ich syn. Jego ojciec z pomocą specjalistów zbudował manekina, który waży tyle, ile Krzysztof. W ostatni weekend trwały próby na jeziorze. W najbliższym czasie, gdy poziom wody na Wiśle będzie zbliżony do tego z dnia zaginięcia Krzysztofa, ojciec przeprowadzi eksperyment. Manekin zostanie zrzucony do Wisły z Mostu Gdańskiego. Ma symulować osobę tonącą i po upływie określonego czasu, na przykład po trzech dniach, wynurzy się dzięki specjalnej kamizelce i siłownikowi. Dzięki nadajnikowi GPS ojciec Krzysztofa będzie mógł przeszukać miejsce, w którym manekin wypłynie na powierzchnię. Rodzina chce przeprowadzić kilkanaście takich prób.
"W ten weekend pewnie znów wypłynę"
W 2024 roku na warszawskich mostach w ramach środków z budżetu obywatelskiego zawieszono zielone tabliczki "Nie rezygnuj z życia". To jej zdjęcie wysłała chłopakowi Wiktoria. Jak wynika z danych ratusza, w 2019 roku były 24 próby samobójcze z przepraw przez Wisłę, w 2023 – 34. W ciągu ostatnich trzech lat w ten sposób w Warszawie odebrało sobie życie 25 osób.
W wielu krajach na mostach stosuje się różne rozwiązania, które mają zapobiec skokom. To przede wszystkim siatki i barierki, które uniemożliwiają zbliżenie się do krawędzi mostu. W Seulu na mostach zamontowano kamery i czujniki oparte o sztuczną inteligencję, które wykrywają nietypowe zachowania i alarmują służby. W Stanach Zjednoczonych popularne są tabliczki z numerami alarmowymi i inspirującymi cytatami od osób, które zrezygnowały z próby po kontakcie z numerami wsparcia psychologicznego. Na moście w Toronto wzmocniono oświetlenie. W Austrii w rejonie mostów jest więcej patroli policji.
Daria: - Jestem wdzięczna, że mam miejsce, gdzie mogę zapalić znicz. Że już wiem, nie czekam na odpowiedź.
Daniel: - W ten weekend pewnie znów wypłynę. Jeśli nie sobie, to może komuś innemu pomogę.
Magda Mieśnik, dziennikarka Wirtualnej Polski
Chcesz się skontaktować z autorką? Napisz: magda.miesnik@grupawp.pl