"Wiesz, mamo, ja chyba znów mogę żyć". Było za późno
"Ja bym chciała odzyskać swoje dzieciństwo. Tak, to jest jedno z moich największych marzeń. Nie jestem w stanie tego czasu odnowić. Skoro zaczął, jak miałam sześć lat, to znaczy, że nigdy tego dzieciństwa nie miałam. Zawsze był stres w moim życiu. Nie miałam tego najlepszego wieku". To jedna z ostatnich wiadomości napisanych przez Hanię.
- Hania miała sześć lat, gdy seksualnie zaczął wykorzystywać ją jej dziadek. Dopiero po latach opowiedziała o tym matce.
- Działania prokuratury przedłużały się. W tym czasie trwał dramat całej rodziny i walka o zdrowie psychiczne dziewczynki. Nie chciał jej przyjąć żaden oddział, brakowało wsparcia, instytucje zawiodły.
- Już po tym, gdy wreszcie ruszyła sprawa dziadka, okazało się, że Hanię wykorzystał seksualnie jeszcze jeden mężczyzna.
- Szefowa komisji do spraw pedofilii zapowiada walką o zmiany w prawie, które pozwolą na skuteczniejszą ochronę ofiar.
- Matka Hani jest przekonana, że opisanie losów córki, może uchronić inne dzieci przed podobnymi tragediami. Do Wirtualnej Polski zgłaszają się kolejne kobiety, które w dzieciństwie doświadczyły molestowania.
- Wirtualna Polska w reporterskim audioserialu dokumentalnym "Haneczka" opisuje historię dramatu dziewczynki. Dziś publikujemy ostatni, trzeci odcinek zatytułowany "Ja chcę żyć". Poprzednie części to: "Hania nie żyje. 8 lat dziewczynkę osaczali pedofile" oraz "Sugar Daddy. List do mamy: Już nie żyję, skoro to czytasz".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wykorzystywana seksualnie Hania walczyła o siebie do końca
***
11 maja 2023 roku. Z samego rana Ewelinę obudził telefon. Dzwonili z sądu. Chcieli znowu przesłuchać Hanię. Tłumaczą, że głupio wyszło, ale potrzebne będzie jeszcze jedno. Ot, za pierwszym razem zapomnieli powiedzieć biegłym, że dziewczynka miała paść ofiarą nie jednego, a dwóch przestępstw na tle seksualnym.
Ewelina jest półprzytomna. Rzuca słuchawką. Zanosi się płaczem. Kobieta po drugiej stronie nie wie jeszcze, że przesłuchania nie będzie. Hania nie żyje. Zmarła kilkanaście godzin wcześniej w szczecińskim szpitalu. Lekarze walczyli o nią cały dzień. Sepsa, uszkodzone prawie wszystkie narządy wewnętrzne. Na ratunek było za późno. A przecież ledwie kilka dni wcześniej córka pomagała nosić bagaże w czasie przeprowadzki. Na nic się nie skarżyła. Uciekali przed przeszłością i oprawcami dziewczynki. Chcieli całą rodziną zacząć od nowa.
- Ten maj miał być piękny - mówi Ewelina i po długim milczeniu dodaje: – Haneczka wreszcie odżyła. I wtedy, gdy mówiła, że chce się jej znów żyć, odeszła.
Flamingi i Kubuś Puchatek
Cmentarz komunalny w Kamieniu Pomorskim nie jest wielki. Ewelina prowadzi nas główną alejką. Ma około czterdziestki, blond włosy, okulary. Nosi czarno-białą kurtkę, którą kiedyś nosiła Hania. Tłumaczy, że nie jest w stanie wybudować córce pomnika. - To by znaczyło, że się z tym pogodziłam, a ja się nie mogę pogodzić z jej odejściem - mówi, ocierając łzy.
Grób Hani stoi na uboczu. Kolorowy z mnóstwem maskotek i wisiorków. Jest nawet puszka po energetyku i różowe flamingi. Obok Kubuś Puchatek. Tylko drewniany krzyż nie pozwala zapomnieć, gdzie jesteśmy. Na nim wyblakłe zdjęcie Hani w ramce.
Ewelina zapewnia, że jest gotowa. Opowie historię córki. Wie, że ona by tego chciała, rozmawiały o tym, ale póki żyła, matka chciała ją chronić. Teraz wie, że musi ostrzec rodziców, zwrócić uwagę sędziów, prokuratorów i lekarzy na problem wykorzystania seksualnego dzieci i tego, co przeżywają ofiary. Jak bardzo są pomijane i zostawione same sobie.
Cofniemy się do początku 2023 roku. Hania miała wtedy 14 lat. Zaczęła liceum.
Styczeń 2023. Wyznanie Hani
Paskudny dzień. Chlapa, deszcz ze śniegiem, dwa stopnie powyżej zera. Ewelina obolała po niedawnej operacji, siedziała na kanapie w swoim szczecińskim mieszkaniu. Czekała na Hanię. Była zła. Nie wiedziała jeszcze, co powie córce, ale w myślach powtarzała: "nie mogę zrobić awantury". Wiedziała, że stąpa po niepewnym gruncie.
Poprzedniego dnia ochroniarze złapali 14-latkę na kradzieży w Rossmannie. Policjanci nie uwierzyli, że zapomniała o kosmetykach w plecaku. Ewelina miała dość. Żyła w strachu, cały czas zastanawiała się, czy z Hanią wszystko w porządku. Tym bardziej że córka niedawno trafiła na SOR. Regularnie mdlała, nikt nie wiedział, co się z nią dzieje, skąd takie reakcje, brak energii, obniżony nastrój. Wszystko się sypało jak domek z kart.
Hania od dawna zgłaszała myśli samobójcze. Raz łyknęła tabletki, ale szybko zwymiotowała. - Najgorsze, co może usłyszeć matka, to że jej dziecko nie chce żyć - mówiąc to, Ewelina zatrzymuje się w pół zdania. Wygląda, jakby brakowało jej powietrza na samą myśl o tamtej chwili. Wtedy jej się wydawało, że nic gorszego nie może się stać. Dziś wie, jak bardzo się myliła.
Ten paskudny szary dzień, to był 24 stycznia 2023 roku. Hania weszła w końcu do domu. Szlochając, poszła prosto do swojego pokoju. Wróciła od psychoterapeuty, któremu powiedziała, że nie wytrzymuje, że chce, żeby ją zamknąć w szpitalu psychiatrycznym. Bała się samej siebie. Ewelina nie miała pojęcia, o co chodzi. Wpadła za córką do pokoju. Zabrała jej telefon. Była pewna, że dziewczyna chce powiedzieć koleżankom, co "głupiego" znów wymyśliła.
Hania w końcu wyszła z pokoju. Ewelina pamięta, jak głośno stąpała, idąc w jej stronę. Stanęła w drzwiach i drżącym głosem powiedziała coś, czego matka nigdy nie zapomni: - Osiem lat mu pozwalałam, żeby nikogo innego nie krzywdził, ale już dłużej nie dam rady.
- Kto? Co? Jakie osiem lat? O czym ty mówisz? - Ewelina wyrzucała z siebie kolejne pytania.
Dopiero po chwili Hania powiedziała, że przez osiem lat była wykorzystywana seksualnie przez dziadka. Matka z każdym słowem czuła, jak rozpada się na kawałki. Ten dzień zmienił wszystko. Ruszyła lawina, której nie zatrzymała nawet śmierć Hani.
W Szczecinie rusza właśnie proces 73-letniego mężczyzny. Pierwotnie sprawa miała być rozpatrywana przez sąd rejonowy, ale ostatecznie zmieniono kwalifikację czynu. Sąd okręgowy będzie pracował w pięcioosobowym składzie i sprawdzi, czy wobec Hani nie popełniono zbrodni gwałtu. Formalnie dziadek jest ciągle niewinnym człowiekiem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pedofile osaczyli Hanię. Opowiedziała o wszystkim po ośmiu latach
Luty 2023. Rośnie poczucie niesprawiedliwości
Ewelina zgłosiła sprawę na policji. Z komisariatu wychodziła pełna nadziei. Usłyszała, że sprawa jest poważna, że natychmiast wysyłają dokumenty do prokuratury. Wróciła do domu i czekała. Tydzień, potem drugi. Wreszcie do drzwi zapukała kurator. Ewelina była pewna, że wreszcie coś się dzieje w śledztwie. Przeliczyła się.
Kurator miała zrobić wywiad środowiskowy, bo sąd dla nieletnich wszczął postępowanie o demoralizację Hani. - Chodziło o próbę kradzieży w Rossmanie - mówi matka.
Państwo działało wręcz wzorowo: szybko i sprawnie. W dwa tygodnie sprawa trafiła do sądu dla nieletnich. Wyznaczono sędziego, ten zdążył się ze sprawą zapoznać i wydać szereg postanowień. Zabezpieczono dowody, a kurator, tę, która zapukała do drzwi, wysłano na wywiad środowiskowy. Równolegle w sprawie wykorzystania seksualnego Hani nic się nie działo. Przez pierwszy miesiąc, prokuratury przerzucały się dokumentami, bo nie było jasne, która ma się sprawą zająć. Śledztwo wszczęto dopiero miesiąc po zawiadomieniu. Mijały kolejne tygodnie, a u Hani rosło poczucie skrzywdzenia i niesprawiedliwości.
Dotarliśmy do nagrań, które dziewczyna wysłała swoim przyjaciołom w sieci. Mówiła: "W ch... żałuję teraz, że powiedziałam, bo właśnie straciłam wakacje i część rodziny. Nie wiem, czy na policji nie zeznać, że chcę wycofać wszystkie oskarżenia, że nic nie było".
Z akt dowiadujemy się, że przesłuchanie dziewczynki zaplanowano na maj, zarzuty dziadkowi postawiono ponad pół roku od zgłoszenia, w lipcu. O areszt prokuratura nie występowała, bo nie było już kogo chronić. Hania przecież nie żyła.
Tempo działań śledczych nijak się miało do jednoznacznych wytycznych Prokuratora Generalnego:
"Prokurator Generalny podkreśla znaczenie tempa prowadzonych postępowań, szczególnie tych dotyczących przestępstw seksualnych, których ofiarami są dzieci. Szybkość i sprawność działania prokuratury pozwoli na zwiększenie skuteczności w ustaleniu sprawcy przestępstwa, ale także na ochronę małoletniego przed możliwością popełnienia na jego szkodę kolejnych czynów zabronionych o tym samym charakterze".
Do kolejnego przestępstwa o tym samym charakterze wobec Hani dojdzie, zanim prokuratura podejmie jakiekolwiek czynności w pierwszej ze spraw.
"Sugar Daddy"
Pewnego dnia Hania mówi matce, że znajdzie sobie sponsora. Skoro dziadek robił, co chciał, za darmo, to przynajmniej na tym zarobi. Nie żartowała. Zalogowała się na portalu, na którym młode dziewczyny, czasem bardzo młode, szukają sponsorów.
Nawiązała kontakt z kilkoma mężczyznami w różnym wieku. Najczęściej to oni ją zaczepiali. Na przykład 38-latek ze Szczecina pod pseudonimem "Ra69", który pod zdjęciem miał opis: "Sugar Daddy, szukam kogoś do rozpieszczenia".
Okazuje się, że każdy z mężczyzn ma ten dopisek na swoim profilu. Taki znak rozpoznawczy serwisu. Do Hani piszą 30-, 40-latkowie, ale w pewnym momencie pisze też 60-letni Romano. W końcu nawiązują rozmowę.
Romano: "Pstryknij mi jakieś ładne zdjęcie".
HANIA: "Czego?".
R: "Może być łóżko. Z tobą".
H: "Ubraną?".
R: "Nie mam nic przeciwko zobaczyć cię nagą. Jak już pytasz".
H: "Dobrze, Tatusiu".
Kolejne fragmenty dotyczą już głównie umawiania się na spotkania i seks. Hania informuje Romano, że to będzie jej pierwszy raz.
Romano: "Mądra dziewczynka..., ale kasa to też nie wszystko. Pierwszy raz to coś specjalnego. Ważne z kim, gdzie, jak ma być przyjemnie i ze mną będzie".
Z aplikacji przechodzą na Snapchata. Z tej konwersacji zachował się fragment, w którym mężczyzna prosi Hanię, by usunęła historię ich rozmów. Dochodzi do spotkania.
Ewelina - po wcześniejszych uzgodnieniach z psychologiem - stara się przesadnie nie kontrolować córki. Warunek był jeden: Hania zawsze miała odbierać telefon. W pewnym momencie Ewelina musiała wyjechać z młodszym synem ze Szczecina. Hania nagle zamilkła.
Matka wpada w panikę. Wydzwania po rodzinie, znajomych. Intuicja podpowiadała najgorsze scenariusze. 27 lutego 2023 roku Hania około 19 wróciła do domu. Jej ojczym pamięta tylko, że dziewczyna była w złym stanie - chciała natychmiast iść do psychiatry. Powiedziała, że nie wie, co się z nią działo przez ostatnią godzinę. Zamknęła się w pokoju. Matka odebrała SMS-a od koleżanki córki. Dowiedziała się, że Hania była "zarabiać hajs".
Ewelina wsiada w nocny pociąg. Nad ranem dociera do Szczecina. Wpada do domu. Budzi Hanię i każe jej pokazać pieniądze i komórkę. Czyta wiadomości. W aplikacji wciska słuchawkę i dzwoni do Romano. Słyszy głos dojrzałego mężczyzny.
- Zapytałam, za co dał mojej 14-letniej córce dwa tysiące złotych - relacjonuje Ewelina. Twierdzi, że dopytywała go, czy wie, że to jest dziecko. W nerwach rzuciła, że idzie z tym na policję. Jeszcze nie wiedziała, że "Romano", w rzeczywistości Roman P., będzie tam pierwszy. Oskarży matkę o szantaż i próbę wymuszenia pieniędzy.
Co do faktów w tej sytuacji nie ma wątpliwości. Roman P. współżył z 14-letnią wtedy Hanią. Twierdzi jednak, że był przez nią wprowadzony w błąd - miała zapewniać, że jest starsza.
- Powiedziała, że jest legalna - relacjonował w sądzie Roman P.
Co zrobił, żeby to sprawdzić? Czy mógł to zweryfikować? Czy powinien? To właśnie bada sąd.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Sugar Daddy". List do mamy: "Już nie żyję, skoro to czytasz"
Proces
W Sądzie Rejonowym w Szczecinie trwa proces przeciwko Romanowi P. Obrońcy nie chcą, żeby dziennikarze byli na sali. Twierdzą, że będą przedstawiali dowody na złe prowadzenie się Hani i jej rozwiązły styl życia. Uważają, że media nie powinny tego słuchać. Próbują przekonać sąd, że to dziewczyna źle się prowadziła i podstępem doprowadzała mężczyzn, żeby z nią obcowali. Roman P. - zdaniem jego prawników - był przez nastolatkę zmanipulowany.
Ewelina siedzi tuż obok prokuratora i swojego adwokata. Na kolanach trzyma zdjęcie córki w drewnianej ramce. Wbija wzrok w jeden punkt, jakby chciała się wyłączyć i nie słyszeć tego wszystkiego. Cicho łka. Sąd pozwala pozostać nam na sali i rejestrować przebieg posiedzenia. Dzięki temu słyszymy, co działo się z Hanią w ostatnich miesięcach i dniach jej życia.
Głos Hani
Hania wysłała wiadomość głosową swojemu przyjacielowi. To dzięki temu poznajemy emocje, które nią targały. Słyszymy, jak prawie szepcze i zmienia wątki, mówi przez kilka minut, zwierza się z najgłębiej skrywanych sekretów.
"Staczam się" - zaczyna jeden z najbardziej istotnych fragmentów i wylicza, że ucieka z domu, że pije, pali, kradnie. W końcu zaczyna głośno łkać: "Daję się macać za pieniądze. Przez osiem lat kogoś błagałam, żeby mnie nie dotykał, a teraz sama na to poszłam. Nie rozumiem tego". Klnie. Brzmi, jakby nie mogła sobie tego darować. Miała wtedy 14 lat.
Marzec 2023. Szukając pomocy
Sprawa z Romanem P. - "Sugar Daddy" sprawiła, że Hania czuła się coraz gorzej. Matka uznała, że czas na podjęcie drastycznych kroków. Jedzie z córką do szpitala Szczecin Zdroje. Tam jest jedyny w województwie oddział psychiatryczny dla młodzieży. Wiozą dokumenty od psychiatry - na wizycie w gabinecie prywatnym lekarka widzi stan Hani, odnotowała myśli samobójcze i bardzo trudną sytuację dziecka. Sugerowała hospitalizację.
Pojawia się jednak problem. Hani do szpitala nie chcą przyjąć. Najpierw jedna, potem druga lekarka twierdzą, że nie ma podstaw do hospitalizacji. Los chciał, że jedna z nich, to ta sama, która na wizycie prywatnej takie podstawy widziała.
Ewelina poprosiła o pisemną odmowę przyjęcia. Zagroziła, że jak coś się stanie, to będzie miała dowód w sądzie. - Wtedy Hanię przyjęto na oddział - relacjonuje matka. Po sześciu dniach dziewczyna błagała Ewelinę, żeby ją zabrała ze szpitala. Na ciele miała nowe samookaleczenia.
Od personelu miała słyszeć, że zadaje się ze starszymi mężczyznami, że pewnie chowa chłopaka pod kołdrą. Po jednej z wizyt matki, Hania miała rewizję osobistą. Dziewczyna relacjonuje, że rozebrano ją praktycznie do naga, sprawdzano bieliznę, stanik.
Szpital wyjaśniał, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Rewizja jest niezbędna ze względów bezpieczeństwa i zarzuca matce, że nie przestrzegała reguł. Na przykład nie nosiła maseczki ochronnej – taki wymóg miał oddział.
Ewelina nagrywa taśmę. Na niej Hania opowiada lekarzom, co ją spotkało. Nic z tym nie zrobią. Mamy słowo przeciwko słowu. Pielęgniarki, lekarze, dyrekcja kontra 14-letnia dziewczyna z myślami samobójczymi i pociętym ciałem. Regionalny Rzecznik Praw Pacjenta był w szpitalu. Dostał zgłoszenie, nie podjął żadnych czynności.
Zgłaszamy więc sprawę do centrali RPP. Odpowiedź jest jednoznaczna. Doszło do nieprawidłowości:
"Niestety, w ocenie Rzeczniczki działania personelu nie wymagały wówczas podjęcia interwencji, co budziło poważne wątpliwości. Należy podkreślić, że w stosunku do pracy ówczesnej Rzeczniczki pojawiały się uwagi, zgłaszane były zastrzeżenia do jej pracy, a w efekcie Rzeczniczka podjęła decyzję o rozwiązaniu umowy z Biurem Rzecznika Praw Pacjenta. Od tamtej pory, czyli od blisko roku, stanowisko Rzecznika Praw Pacjenta Szpitala Psychiatrycznego dla obszaru obejmującego również szpital w Szczecinie Zdrój pozostaje nieobsadzone".
Postępowanie trwa. Tylko teraz nie ma już nawet słowa przeciwko słowu. Hani wysłuchać się nie da.
Na pomoc były grosze
Czy Ewelina i Hania naprawdę powinny być skazane na samodzielne poszukiwanie pomocy specjalistów? Ponownie zaglądamy do wspomnianych już wytycznych Prokuratora Generalnego:
"Prokurator zobowiązany jest do udzielenia małoletniemu wszystkich koniecznych informacji w sposób zrozumiały i wyczerpujący, w tym o możliwości uzyskania pomocy psychologicznej od podmiotu, który otrzymał na ten cel dotację z Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej, ze wskazaniem ich listy i sposobu kontaktu zgodnie z art. 10 ustawy z dnia 28 listopada 2014 r. o ochronie i pomocy dla pokrzywdzonego i świadka (Dz.U. z 2015 r. poz. 21)".
Zdaniem Eweliny nic takiego się nie stało. Jest też przecież osławiony Fundusz Sprawiedliwości - to z niego Hania i jej rodzina powinny otrzymać wsparcie psychologiczne i prawne - nikt jednak nie pokierował ich po taką pomoc.
Możliwy powód jest taki, że w 2023 r. Fundusz w tym zakresie praktycznie nie działał. W roku 2022 na pomoc prawną dla dzieci, ofiar przestępstw na tle seksualnym przeznaczono 7 tys. zł. W 2023 r. - 9 tys. zł. To są środki przeznaczone na pomoc z Funduszu Sprawiedliwości przez cały rok, w całym kraju. Dla nieletnich ofiar gwałtów pieniędzy było jeszcze mniej - 3 tys. zł w 2022 r. i 4 tys. w roku 2023.
Prokuratura zapytana, czy po złożeniu zawiadomienia Hani i rodzinie udzielono pomocy prawnej i psychologicznej, odpowiedziała:
"W chwili złożenia zawiadomienia o przestępstwie małoletnia Hanna (...) była już objęta pomocą medyczną i psychologiczną, więc nie było podstaw do podjęcia dodatkowych działań w tym zakresie".
Przyszłość
Ewelina zabrała córkę ze szpitala i zaczęła szukać nowego miejsca. Co udało się załatwić? - Nic! – odpowiada Ewelina. A szukali już nawet prywatnej placówki, ale nikt nie chciał Hani przyjąć. Wizyta u psychiatry dziecięcego?
- Pierwszy wolny termin był w czerwcu, a to był marzec - relacjonuje matka, pokazując SMS-y z przychodni. Szukała w całej Polsce. Wreszcie znalazła lekarkę w Bydgoszczy. Pojechały. Na karcie pacjenta alarmujące sygnały i skierowanie "na cito" do szpitala. Lekarka radzi jechać do Torunia. Pojechały. Dla Hani nie znalazło się wolne miejsce.
To z tego okresu pochodzą rysunki, które znajdujemy w aktach sprawy. Na kartce z zeszytu Hania napisała "Przyszłość". Nad napisem narysowała cmentarz. Po prawej stronie wysokie drzewo. Na jednym z nagrobków: "Hanna 2008-2023". Inne szkice zatytułowała: "Koszmar", "Psychiatryk", "Depresja".
Mechanizm obronny
Ewelina ciągle szukała jakiejkolwiek pomocy specjalistycznej. Wreszcie trafiła na polecony gabinet. Katarzyna Jurewicz jest psychologiem, skończyła też studia podyplomowe z psychotraumatologii. Od marca spotykały się z Hanią dwa razy w tygodniu. W sądzie Jurewicz zezna, że pacjentki w tak ciężkim stanie, jak Hania, nigdy na swojej drodze nie spotkała.
"Była w olbrzymiej dysocjacji, była odłączona od siebie, to jest mechanizm obronny, że umysł wyłącza się od ciała, że to, co się z tym ciałem dzieje, nie dotyczy mnie, żeby uchronić się przed okrucieństwem" - to fragment jej zeznań.
W rozmowie z nami tłumaczy, że wszystko, co robiła Hania w ostatnich miesiącach, wskazywało na silną traumę. Podkreśla, że jej spotkania z dziewczyną, to nie było wychodzenie z traumy, to była próba utrzymania jej przy życiu. - W każdej chwili mogła się zabić - mówi Jurewicz.
Pamięta, że Hania przychodziła z rozdrapanymi krostami na twarzy, tłustymi włosami, w zbyt szerokich ubraniach. Psycholog wyjaśnia: to mechanizm obronny. Ofiara wykorzystania chce być jak najmniej atrakcyjna, by nikt nie chciał jej skrzywdzić.
Kradzież w sklepie? Jurewicz to nie dziwi. Osoby doświadczone traumą tak reagują: - Upraszczając. Hania szukała bodźców, które miały zagłuszyć to, co działo się w niej.
Psycholog pytana o to, dlaczego Hania szukała dużo starszego sponsora, odpowiada, że to też da się wytłumaczyć. Znowu chodzi o bagaż, który dziewczyna ze sobą niosła. - Nasz mózg próbuje tak długo przerobić traumy, aż przejmie nad nimi kontrolę. Skoro ktoś ileś razy mnie używał, to ja będę kontrolować to użycie. Pozwolę na krzywdzenie, ale na moich warunkach - mówi psychotraumatolog.
Kwiecień 2023. Światełko nadziei
Roman P. trafia na kilka tygodni do aresztu. Wychodzi za poręczeniem majątkowym. Matka dziewczynki mówi, że to był kolejny element poczucia utraty bezpieczeństwa przez Hanię. Uznali, że muszą uciec, przeprowadzić się.
- Każde wyjście to był atak paniki i ogromny stres, kupiliśmy jej za radą pani Jurewicz gaz i wychodziliśmy z nią, ale ona i tak się bała. Dlatego zdecydowaliśmy się przeprowadzić - mówi Ewelina. Znaleźli miejsce, gdzie Hania w miarę dobrze się czuła.
Powoli nawet zaczęło się układać.
"Wiesz, mamo, ja chyba znów mogę żyć, mogę zawalczyć o siebie" - to słowa Hani. Matka ze szczegółami pamięta tamtą rozmowę, bo wlała w jej serce nadzieję, że jakoś się ułoży.
W życiu Hani pojawiał się Michał. Młody chłopak z okolicy. Poznali się wiele miesięcy wcześniej na ognisku. Hania siedziała z boku sama. Podszedł, zapytał, co się dzieje, a ona - temu wtedy nieznanemu chłopakowi - po prostu zaczęła opowiadać o tym, przez co przechodziła i przechodzi.
- Myślała, że nie będę pamiętał, że się nigdy więcej nie spotkamy. Opowiedziała mi o wszystkich trudnych momentach w jej życiu. Słuchałem. Przytuliłem ją i gadaliśmy sobie jeszcze - wspomina chłopak. To było w październiku 2022 roku, czyli Michał poznał tajemnice Hani, zanim wyjawiła je komukolwiek innemu.
Ewelina opowiada, że dzięki Michałowi Hania nauczyła się mówić "nie". Chwilę przed śmiercią czuła, że ma prawo decydować sama o sobie.
Utracone dzieciństwo
W wiadomościach wysyłanych do przyjaciół Hania mówi o marzeniach. Także tych, które się nie spełnią:
"Ja bym chciała odzyskać swoje dzieciństwo. Tak, to jest jedno z moich największych marzeń. Nie jestem w stanie tego czasu odnowić. Skoro zaczął, jak miałam sześć lat, to znaczy, że nigdy tego dzieciństwa nie miałam. Zawsze był stres w moim życiu. Nie miałam tego najlepszego wieku".
Potem Hania mówi o tym, czego jeszcze by chciała.
"Chciałabym pójść na pole dance. Bardzo bym chciała pójść na pole dance. Ale nie wiem, czy mogę, bo trzeba by długo ćwiczyć. Nie wiem, czy mi się chce wydawać na to pieniądze, bo wątpię, że długo jeszcze pożyję".
Po tych słowach Hania milknie na długą chwilę.
Maj 2023. Ostatnie dni
5 maja Hania zeznaje w sądzie. To przesłuchanie w tzw. błękitnym pokoju w ramach śledztwa dotyczącego sprawy dziadka. Sędzia, biegłe, długa rozmowa o szczegółach tego, co się działo, kiedy i gdzie. Nie pada ani jedno pytanie o Romana P. Jakby nikt nie wiedział, że Hania padłą ofiarą kolejnego czynu.
Dzień później przeprowadzka. Hania nosi pudła, pomaga rodzicom. Dobra atmosfera. Michał przyprowadził jeszcze jednego kolegę. Ewelina, opowiadając o tym dniu, nagle przerywa. Na jej twarzy pojawia się uśmiech. Jeden z nielicznych. Zaczyna wspominać, że Hania była zmęczona. Położyła się na materacu, a Michał usiadł przy niej i zaczekał, aż uśnie. Rano wstała, przyszła do matki i podekscytowana prawie wykrzyczała: "Został przy mnie! On mnie chyba naprawdę kocha!".
"Możemy się już tylko modlić"
9 maja Ewelina zagląda rano do pokoju córki. Hania gorzej się czuje. Ma chrypkę. Mówi, że ciężko się jej oddycha. Zostaje w łóżku. Koło południa dochodzą wymioty i biegunka. Lekki stan podgorączkowy. Pewnie zatrucie, może infekcja. Matka jest przekonana, że to nic poważnego. Robi gorącą herbatę.
Nic nie przechodzi. Wieczorem Ewelina dzwoni do lekarza rodzinnego. Ten mówi, że jest późno. Radzi, żeby przyjść następnego dnia.
- Powiedziałam mu, że może do rana nie umrze, zaczęłam się śmiać. To wyglądało jak zwykła infekcja. Wtedy to nie wyglądało jak coś poważnego - relacjonuje i dodaje, że chwilę później zmieniła zdanie.
Hania weszła do wanny. Jak wychodziła, dostała jakiegoś ataku. Spięły się jej wszystkie mięśnie, nie miała siły nawet siedzieć. Karetka zabrała Hanię od razu do szpitala w Zdrojach. Tym razem nie na psychiatrię, a na SOR. Pierwsze badania, wyniki i szybka decyzja - Hania musi trafić na Oddział Intensywnej Terapii. Ewelina nie do końca rozumie, co się dzieje.
- Lekarze kilka razy wychodzili. Pytali, czy chorowała na serce, nerki, płuca, czy miała COVID. Odpowiadałam, że nie. Słyszałam tylko, że jej stan jest ciężki. Nie miałam pojęcia, co to znaczy - mówi matka Hani. - Wzywali kolejnych lekarzy, chirurgów, anestezjologów.
Godziny upływały. W końcu wyszła lekarka i poprosiła Ewelinę do gabinetu. Powiedziała, że Hania nie reaguje na leczenie. Został im ostatni lek. Jeśli nie zadziała, to "możemy się już tylko modlić". Wcześniej Ewelina nie dopuszczała najgorszych myśli do siebie, ale gdy usłyszała, że nie działają nerki, zdała sobie sprawę, że jest źle.
Weszła do sali, stanęła przy łóżku córki. Wokół niej pełno personelu, lekarzy. Walczyli o Hanię. Zapytała, czy lek działa. - Lekarz odpowiedział, że chciałby mieć dla mnie inne informacje, ale niestety nie działa - relacjonuje Ewelina i dodaje, że nagle wszystko zwolniło. Zrobiło się ciszej, a przy łóżku Hani było mniej osób. Powiedzieli, że będą reanimować.
Hania zmarła 10 maja 2023 roku o godzinie 16.35.
Pytania bez odpowiedzi
Dlaczego zmarła? W dokumentach ze szpitala jako przyczyna zgonu jest wpisana niewydolność wielonarządowa. Sepsa o podłożu paciorkowcowym. W protokole sekcji zwłok pojawia się dodatkowo określenie "zespół hemofagocytarny". To podobny do sepsy zespół objawów.
Uszkodzone były nerki, serce. Przede wszystkim jednak zajęte były płuca, sekcja wykazała ostre zapalenie. Pokazaliśmy wyniki lekarzom wielu specjalizacji. Zgodnie twierdzą, że to, co zabiło Hanię, nie rozwinęło się w kilka godzin. Zmiany w jej sercu powstawały dłuższy czas. To był proces.
Czy Hania mogła tego nie czuć? Czy można to było mylić z objawami traumy, depresji? Tego nikt dzisiaj jednoznacznie nie potwierdzi, ale okazuje się, że to nie jest wykluczone.
- Może być tak, że nic nie czujemy. Łącznie z tym, że nie czujemy nawet zapachów - mówi psychotraumatolog Katarzyna Jurewicz. Dodaje, że tak właśnie objawia się dysocjacja. – Ona może być na wielu poziomach. Odcięcie od czucia jest główną rzeczą, która jest wpisana w funkcjonowanie osób doświadczających traumy - tłumaczy Jurewicz.
Czy Hania zmarła, bo rozwijająca się choroba była mylona z depresją i stanami lękowymi? Czy trauma sprawiła, że nie czuła tego, co się z nią dzieje? Czy gdyby nie była w takim stanie, szybciej zwróciłaby uwagę, że coś jest nie tak? Czy można ją było uratować? Na jakim etapie było to możliwe? Czy można było wykonać wcześniej jakieś badania? Czy istniały do tego podstawy? Nie znajdziemy już odpowiedzi na żadne z tych pytań.
Wykluczona komisja
W szczecińskim sądzie rejonowym trwa proces Romana P. oskarżonego o wykorzystanie seksualne Hani. W sądzie okręgowym miał w kwietniu ruszyć proces dziadka. Pierwsze posiedzenie przesunięto jednak na czerwiec.
W materiałach sprawy znaleźliśmy adnotację, że Państwowa Komisja do Spraw Pedofilii była o postępowaniu poinformowana, ale wycofała się ze sprawy. Dlaczego? Okazuje się, że takie są przepisy.
– Nie możemy reprezentować pokrzywdzonej, jeśli nie żyje - mówi przewodnicząca komisji Karolina Bućko i zapewnia, że widzą ten błąd w systemie. Na bazie sprawy Hani i innych podobnych przypadków będą się starali doprowadzić do zmiany tych regulacji.
To ważne, bo działanie komisji w trakcie procesu to często jedyna szansa na skuteczne reprezentowanie interesów pokrzywdzonego. - Przychodzą czasem rodzice pokrzywdzonych, którzy nie są prawnikami, nie mają środków na prawnika i skarżą się, że prokurator, który jest w sądzie, nie zna akt sprawy - mówi Bućko. Jest przekonana, że zmiany w prawie i rozszerzenie kompetencji komisji jest niezbędne.
Maj 2025. Dla innych ofiar
"To, o czym mówiła Hania, to jest wszystko prawda. Tak się czuje osoba, która doświadczyła molestowania. Czuje się nic niewarta" – mówi, łkając wyraźnie poruszona Alicja. Skontaktowała się z Eweliną, zaraz po wysłuchaniu pierwszego odcinka serialu "Haneczka". Nagrywała swoją wiadomość na balkonie. Nie chciała, żeby jej dzieci widziały, że płacze.
Alicja, dziś dorosła kobieta, napisała Ewelinie, że dzięki Hani to wszystko, czego doświadczyła dziewczyna, zaczyna w sobie przepracowywać. Chce pozostać anonimowa. Ma swoje dzieci i swoje nowe życie. Podkreśla, że sprawiedliwości nigdy nie stało się zadość. Dwaj mężczyźni, którzy ją wykorzystywali jako dziecko, nigdy nie ponieśli odpowiedzialności. Ma żal do państwa, do jego instytucji. Była dzieckiem, nikt nie stanął w jej obronie.
"Doskonale wiem, co ona czuła, doskonale wiem..." - Alicja przerywa, zanosi się płaczem i błaga Ewelinę, by walczyła o sprawiedliwość. Dla Hani i dla innych ofiar, które nie mają odwagi mówić o tym głośno.
Michał Janczura, dziennikarz Wirtualnej Polski