Trwa ładowanie...
22-10-2010 09:46

Wzywanie do przeprosin to "typowa reakcja niedojrzałych"

Jerzy Baczyński, redaktor naczelny "Polityki" w programie "Gość Radia Zet" porównuje polską politykę z teatrzykiem dla dzieci. Powiedział, że Mariusz Błaszczak i Jarosław Kaczyński "stale i z niebywałą częstotliwością emitują wezwania do przeprosin". - To jest taka typowa reakcja osobowości niedojrzałych. "On mnie skrzywdził, przeproś, przeproś, przeproś" - dodał.

Wzywanie do przeprosin to "typowa reakcja niedojrzałych"Źródło: PAP
d24s8i5
d24s8i5

: A gościem Radia ZET jest Jerzy Baczyński, naczelny redaktor „Polityki”, który wczoraj został laureatem nagrody 20-lecia im. Andrzeja Woyciechowskiego, wita Monika Olejnik. : Dzień dobry. : To poważne wyzwanie na następne 20-lecie, ale czytam, że miał pan łzy i nie krył pan wzruszenia, to koledzy z „Gazety Wyborczej” może trochę zazdrośni, że Adam Michnik nie dostał nagrody 20-lecia. : Właśnie troszkę się obśmiałem, bo jako żywo przeżywałem emocje, trudno nie przy takiej okazji, ale łez w oczach nie miałem ani przez chwilę, troszkę wychodzę tak na nadmiernie emocjonalnego, ale to widać takie czasy, że u wszystkich dopatruje się ogromnych emocji, nawet jeśli - tak jak w tym przypadku - one były moderowane. : Ale był pan zaskoczony. : Byłem zaskoczony, rzeczywiście szefowej Radia ZET udało się utrzymać ten suspens do samego końca. Zresztą to jest tradycja już tej nagrody, że wyniki są trzymane w tajemnicy, w zalakowanej kopercie przez mecenasów, a ci, jak wiadomo nie odpuszczą. Nie miałem też żadnego,
najmniejszego sygnału, ani plotki, ani przesłuchu kto może wygrać, no więc zaskoczenie było pełne. No choć mniej pełne w momencie, w którym dowiedziałem się, że jestem w tej tak zwanej trójce. : Trójce – Żakowski, Michnik, Baczyński. : Tak, tak. : Jest pan bardziej dziennikarzem, bardziej wydawcą, bardziej naczelnym – kim właściwie jest Jerzy Baczyński. : Po trosze wszystkim, ale tak jak patrzę na bilans mojego czasu ostatnio, to chyba przede wszystkim redaktorem, potem prezesem wydawnictwa, a dziennikarzem czy też komentatorem bywam, a mówiłem, że mam tylu znakomitych dziennikarzy, że nie muszę z nimi konkurować, tak żeśmy ustalili, że popełniam komentarze tylko w jakiś wypadkach szczególnych. : No właśnie, a teraz nie jest taki wypadek szczególny to, co się wydarzyło w Polsce. : Toteż zastanawiam się, czy właśnie to nie jest kolejna sytuacja, w której powinienem złapać za pióro, ale w gruncie rzeczy już prawie wszystko zostało powiedziane, napisane. Ja oczywiście mam w tej sprawie swój dosyć jasny pogląd,
może nieszczególnie oryginalny, ale no właściwie byłby on tylko w takiej linii, która też nie jest oryginalna żeby troszeczkę zaciągnąć ręczne hamulce, z tym to wezwanie bym adresował do jednej strony, a właściwie do jednego człowieka. : Ale sądzi pan, patrząc na świat politycznych, że ubieranie się teraz w takie szaty cierpiętnicze, przepraszanie coś da, zakładanie worków pokutniczych, co prawda prezydent Komorowski wczoraj przepraszał w lekki sposób w wywiadzie dla TVN, być może to zostanie odebrane jako zbyt lekki, ale powiedział to magiczne słowo przepraszam. : Ale wie pani, to jest coś takiego, co chyba premier Tusk nazwał tą tandetą : Takim kiczem troszkę. : Kiczem, tak kiczem wybaczania, no to jest pewien skrajny kicz. Ja mam wrażenie takiej postępującej niestety infantylizacji tego naszego teatru politycznego. : I dlaczego Bronisław Komorowski jest w roli kabareciarza na okładce „Polityki”? : Trochę, to jest kabareciarza, bo tak jest też postrzegany i taki też jest mu dorabiany wizerunek trochę
takiego, ja wiem, pana Kleksa. : Pana Kleksa, co wisi przy żyrandolu, itd. : Tak i coraz bardziej teatrzyk dla dzieci, te ciągłe wezwania do przeprosin, zwłaszcza jak widzę pana Błaszczaka, tak, to chyba jest ten szef klubu, który właściwie stale emituje jakieś wezwania żeby wszyscy przepraszali, prezes zresztą też z niebywałą częstotliwością, to myślę, że to jest właśnie taka typowa reakcja osobowości niedojrzałych, no on mnie skrzywdził – przeproś, przeproś, przeproś. : Ale to i tak nic nie da, to przepraszam. : No i nic to nie daje dlatego, że jakby po pierwsze nigdy dość tego korzenia się przed ofiarą, bo to zawsze jest za mało, a za moment znajdzie się następny pretekst i czy te roszczenia do przepraszania i to nawet w formie takiej egzekutywnej, to znaczy przepraszanie przez wycofanie się z życia politycznego. : No tak. : To jest rzeczywiście zdziecinnienie straszne. Ja zresztą, no powiem, że na to się zżymam. Oczywiście rozmawiamy o tym w redakcji, piszemy teksty, rozmawiamy w studiach i no mam
poczucie, że brniemy w jakąś taką straszną nierzeczywistość, jakbyśmy wszyscy zostali więźniami nie tylko pewnego sposobu opowiadania, ale w gruncie rzeczy jednego człowieka, który nam narzuca tematy, który nas zmusza do pewnych reakcji, których w innych przypadkach byśmy się wstydzili. : Ale to jest tak, że te podziały, które teraz są, to nie są podziały wśród dziennikarzy, to są podziały wśród Polaków, myślę, że to są też podziały wśród rodzin, że – nie wiem – w niedzielę na obiedzie nie rozmawia się o tym, czy dziecko dobrze się ma w przedszkolu tylko o tym co powiedział Kaczyński, co powiedział Tusk, co powiedział Komorowski. : Tak, strasznie to są podziały niedobre, bo w jakiejś mierze fałszywe. To są takie podziały, nad którymi nie sposób przerzucić mostów czy pomostów, ponieważ one dotyczą rzeczy nieweryfikowalnych, kto jest lepszym patriotą, lepszym Polakiem, kto zdrajcą, kto zhańbił... : Kto wierzy Rosjanom, kto nie wierzy. : Kto wierzy Rosjanom, kto nie wierzy – no to jest niedyskutowalne. A w
momencie, w którym jakby polityka staje się niedyskutowalna, ona traci sens, bo przecież to jest istota demokracji, także parlamentaryzmu no ucieranie się poglądów, zmierzanie do jakiegoś kompromisu. Jeżeli się stosuje taki też szantaż wielkich słów to nie ma rozmowy, jest tylko krzyk. : A jak się ma nasze dziennikarstwo, jak czytam w jednej z gazet, że to wy właśnie macie krew na rękach, to o kolegach dziennikarzach, to wy wyhodowaliście tego zabójcę. : No, ja uważam, że my jako środowisko no to i owo na sumieniu mamy i powinniśmy się w te swoje piersi walić przy każdej okazji. : Też, tak. : Też, ale bez przesady, bez przesady dlatego, że oczywiście jest taka pewna maniera w tym współczesnym dziennikarstwie, mówimy o tabloidyzacji, o konieczności podlewania jakby wszystkich przekazów emocjami, jest taka maniera napuszczania nawzajem, jest taka, rozgrywa się to praktycznie w ciągu każdego dnia od rana do wieczora, ale ten radykalizm polityczny, on się jakby przedostał, przelał do mediów. To nie media są
winne temu, że cała nasza ta rzeczywistość polityczna się zradykalizowała, w tym przypadku pełnią rolę trochę takiego przekaźnika tego, co się dzieje w tym świecie realnym, politycznym. Natomiast ja mam pretensję do mediów może o to, że one troszkę jakby abdykowały z tej roli, którą powinny pełnić, to znaczy jest za dużo polityków w mediach i to za dużo polityków w roli komentatorów. To politycy komentują siebie nawzajem, komentują zdarzenia, jak patrzę – od rana do nocy jest festiwal polityków, a gdzie są dziennikarze pytam. No, jeżeli dziennikarze podstawiają tylko, że tak powiem sitka czy kamery, bądź jeszcze... : Ale chciałby pan żeby dziennikarze komentowali. : Ja, tak uważam, że do tego są oczywiście eksperci, ale do komentowania powinni być dziennikarze, powinni być komentatorzy, którzy to, co padnie, co zostanie powiedziane, spróbują obrać, dawać temu kontekst. : Ale emocje między dziennikarzami są takie, że nie daje się spokojnie komentować, też są takie przykłady, takie przykłady programów, nie da
się. : Nie, to jest jasne, bo to jest też taka formuła wielu programów, no moim zdaniem najprostsza też, gdzie, według tego samego klucza, albo się bierze polityków.. : Sadza się dwóch... : ...możliwie skrajnych, z najbardziej skrajnych stron, albo też dziennikarzy, to musi być taka, żeby iskrzyło. Ludzie, którzy wiadomo, że... : Jak iskrzy to są słupki : Tak, a jak nie iskrzy to nie ma. : Jak iskrzy to jest większy nakład gazet, tak to jest niestety. : Ja wiem, że tak to jest, choć wydaje mi się, że – i są na to liczne przykłady i u nas, i na całym świecie – że dziennikarstwo nieco spokojniejsze, bardziej merytoryczne też może być atrakcyjne. To wcale nie jest powiedziane, że jest nieciekawa rozmowa jeśli się na siebie nie krzyczy. Na przykład my pani Moniko na siebie nie krzyczymy. : Nie. : To pewnie rozmowa nie jest ciekawa. : Dowiem się za chwilę czy pan krzyczy na Janinę Paradowską, Jerzy Baczyński redaktor naczelny „Polityki”, www.radiozet.pl, przechodzimy na ciemną stronę, Monika Olejnik. : Jak sobie
można dać radę z mocnymi osobowościami, będąc redaktorem naczelnym. : Hm, jak powiedziałem na raty, to nie ma jednego sposobu, bo mocne osobowości też tak fluktuują, ale jak się jest tyle lat redaktorem naczelnym, jak ja, to już tak chyba dzięki Bogu 17 lat, to człowiek pewnych umiejętności nabywa. Nie wiem, czy to jest socjotechnika, pewnie nie, ale znam ludzi, oni mnie też znają, mamy do siebie jakieś bazowe zaufanie, ale oczywiście, że w redakcji, zwłaszcza takiej, jak moja, gdzie jest bardzo dużo gwiazd, dziennikarze mają to ego, siebie też z tego nie wyłączam, trochę podpompowane no to do różnych zderzeń dochodzi. Ale myślę, że nigdy nie było nawet jednej dziesiątej takich emocji, jak obserwujemy w naszym parlamencie czy w różnych studiach telewizyjnych. : A jak można pogodzić w redakcji, pan miał trudno, bo nie zaczynał pan od początku „Polityki” tylko wszedł pan w środku, 20 lat temu. : Tak, 25 już, tak. : Tak, 25 lat i musiał pan pogodzić te nowe nazwiska z tymi starymi nazwiskami, które nie zawsze
się kojarzyły dobrze, a z kolei były takim symbolem „Polityki”, że nie można było powiedzieć panom dziękujemy. : Tak, no to była decyzja też moja, kiedy już mogłem wpływać na charakter pisma, obejmując kolejne funkcje żeby zachować ciągłość między starą „Polityką”, a w cudzysłowie lub nie-nową, bo myśmy mieli przecież ze sobą, wchodząc do tej nowej Rzeczpospolitej, całą grupę, bardzo liczną grupę wiernych czytelników, którzy do „Polityki” byli przywiązani, to była ta polska inteligencja, można powiedzieć peerelowska, ale wcześniej innej nie było przypomnijmy sobie i mieliśmy taki dosyć prosty koncept, mając poczucie, że musimy się zmieniać jako gazeta, że spróbujemy przebyć tę drogę razem z naszymi czytelnikami, drogę do wolnego rynku, kapitalizmu, do takiej pluralistycznej demokracji, myśmy się też wszyscy musieli uczyć, znaliśmy się trochę jak na Księżycu. I po to, żeby też i ci nasi czytelnicy mieli większe poczucie komfortu to żeśmy postanowili zupełnie świadomie – nie będziemy wykonywać dramatycznych
ruchów, takich spektakularnych, jak wykonywały inne media, gdzie następowała, po roku 90., jakby dekapitacja całego kierownictwa, wyrzucano wszystkich, wprowadzali się nowi, na ogół to na zdrowie tym gazetom, czy mediom nie wychodziło. Więc ta nasza taka, dosyć złagodzona, czy łagodna wersja okazała się chyba wyborem trafnym, a jednocześnie przychodziły kolejne grupy, roczniki ludzi młodszych, jakby gdzie indziej wychowanych, inaczej uformowany i to się trochę tak, jak takie słoje nakładało na siebie, ale przepuszczalne. To nie było tak, że to były takie warstwy, czy grupy, podgrupy, które były zamknięte. : Ale „Polityka” nie jest takim tygodnikiem konfliktowym, to nie jest tak, jak przez wiele lat „Wprost” miało taką aurę tygodnika, który jest taki zaangażowany politycznie, wy nie jesteście zaangażowani politycznie. : Nie, tutaj być może wychodzi wada mojej osobowości, bo to jest tak, że redaktor naczelny zawsze jakoś tam tę gazetę kształtuje, że ja jestem jakoś dziwnie niekonfliktowy, to jest pewnie
koszmarna wada, dlatego chyba nie mógłbym być w polityce, tej przez małe „p”, i nie lubię w ogóle konfliktów, wydaje mi się, że to jest marnowanie energii, że ludzie dorośli są w stanie dogadać się w każdej sprawie, jeżeli dyskusję się – jak my to mówimy – urzeczowi, jak się powie dobrze, ale tak naprawdę co nas dzieli. Okazuje się, że te różnice na ogół są znacznie mniejsze niż się wydaje, że nie narasta wokół tego taka nieprzekłuta emocja. A więc rzeczywiście, my jesteśmy, to jest też zresztą dziwne, że gazeta, która jest numerem jeden w swoim segmencie może taką pozycję zajmować, będąc właśnie niekonfliktową i niewywołującą awantur, to jest jakby potwierdzenie tej mojej malutkiej tezy, którą powiedziałem wcześniej, że może być produkt medialny atrakcyjny, zauważalny, a niekoniecznie awanturniczy. : Na przykład „Gazeta Polska” teraz, po tym wszystkim, co się działo, zyskała niezwykle, miała 20 tysięcy, a teraz już ma 60 tysięcy, to jest... : Tak, ale to jest, mówimy wciąż o pewnej niszy, myślę że
potencjalnie ludzie, którzy mają podobną emocję, i do których ta „Gazeta Polska” dociera jest pewnie ze sto tysięcy, sto pięćdziesiąt więc, i no to są takie sekty, które się bardzo silnie, sekty – to już to słowo się stało też troszkę wytarte, ale to są rzeczywiście takie kościoły wyznawców, które się gromadzą wokół jakiś proroków i sztandarów. : A Tomasz Lis czyha, czyha z „Wprost” na „Politykę”. : Tego nie wiem, my się lubimy. : Nie, nie, w sensie takim, myślę, czy zabierze jakiś segment czytelników, czy to jest uzupełniające. : No na razie nie ma żadnego śladu, nam sprzedaż wzrasta, „Wprostowi”, jak to się u nas mówi, też, nawet „Newsweekowi”, mówię nawet dlatego, że tam doszło do zderzenia poniedziałkowych tygodników, więc to raczej by wskazywało, że jednemu będzie rosło, drugiemu spadało, ale nie, też rośnie, jest zupełnie dobra sytuacja nawet nieoczekiwanie nawet powiedziałbym w naszym segmencie, więc w tej chwili nikt nikomu nie zabiera, a ja też się specjalnie, znaczy konkurencji nie boję, bo już
przeżyłem też nie takie wyzwania przez te lata i mogę powiedzieć, że ja też jestem poniekąd lisem, starym lisem. : Dziękuję bardzo, gościem Radia ZET był Jerzy Baczyński, redaktor naczelny tygodnika „Polityka”, laureat nagrody 20-lecia Andrzeja Woyciechowskiego, panowie się znali i lubili? : Tak. : Tak. : Chyba, ja lubiłem. : Dziękuję bardzo.

d24s8i5
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d24s8i5
Więcej tematów