Wyspy Alandzkie. "Pięta achillesowa NATO"
Od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę Finowie nie mają zaufania do sąsiada. Obawy przed agresją Moskwy w fińskim społeczeństwie złagodziło wstąpienie w kwietniu tego roku do zachodniego sojuszu. Wyspy Alandzkie jednak, choć leżą w granicach Finlandii, pozostają zdemilitaryzowane. To wyrwa w natowskich umocnieniach, która budzi wątpliwości niektórych Finów.
06.07.2023 | aktual.: 06.07.2023 10:03
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
.
Alandzki archipelag, będący częścią Finlandii, jest terytorium, które rządzi się specyficznymi zasadami. Historia demilitaryzacji wysp sięga 1856 roku, kiedy Wielka Brytania, Francja i Rosja podpisały, po wojnie krymskiej w XIX wieku, traktat pokojowy. Jednym z ustaleń stron była demilitaryzacja Wysp Alandzkich.
Zasady pokojowe wykluczały nie tylko jakikolwiek atak sygnatariuszy umowy na obszar 6700 wysp i wysepek u wejścia do Zatoki Botnickiej, ale również zakazywały przetrzymywanie broni. Jak podaje "Der Spiegel", Spiliopoulou Åkermark, dyrektorka Instytutu Pokoju Wysp Alandzkich, zauważa, że wszystkie strony dotrzymały umowy, czego dowodem są - pomimo dwóch światowych wojen - nienaruszone od stulecia szyby w drewnianych domach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ze strategicznego punktu widzenia Wyspy Alandzkie, z których 65 jest zamieszkałych, są tak samo ważne jak szwedzka wyspa Gotlandia na Morzu Bałtyckim między Szwecją a Łotwą. Kiedyś mówiono, że kto ma władzę nad Gotlandią i Wyspami Alandzkimi, ma władzę nad całym morzem.
Dlatego przez stulecia wielkie mocarstwa bałtyckie walczyły o dominację na tym archipelagu. Od 1940 roku Moskwa ma swój konsulat w Mariehamn. Rosyjscy dyplomaci, zauważa niemiecka gazeta, do dziś stoją na straży przestrzegania zasady demilitaryzacji na fińskich wyspach. Nawet wówczas, gdy trwa inwazja w Ukrainie, która łamie prawo międzynarodowe.
Wyspy Alandzkie. "Pięta achillesowa NATO"
Wielu Finów postrzega demilitaryzację archipelagu jako słabość, którą Rosjanie mogą wykorzystać. Były doradca prezydenta Finlandii, Alpo Rusi, opisał nawet Wyspy Alandzkie jako "piętę achillesową fińskiej obrony". Kilku posłów otwarcie kwestionuje status tego obszaru. Zdaniem ekspertów uzbrojenie archipelagu może mieć jednak nieprzewidziane konsekwencje: nikt nie wie, jak zareaguje Moskwa.
Prawie 40 tysięcy Finów osób podpisało już petycję wzywającą do zamknięcia rosyjskiego przedstawicielstwa na Wyspach Alandzkich. - To śmieszne, że rosyjska instytucja monitoruje przestrzeganie międzynarodowych traktatów – mówi mieszkaniec wysp Jonas Back.
Obywatele rosyjscy kupili wiele dużych działek na archipelagu i zbudowali lądowiska dla helikopterów oraz pomosty. Niektóre z nieruchomości znajdują się bardzo blisko ważnych szlaków żeglugowych. Alpo Rusi podejrzewa, że domy te nie są wakacyjnymi daczami, ale służą infiltracji Finlandii i teraz NATO.
Finowie organizują od dnia wybuchu wojny protesty przed przed konsulatem w Mariehamn. Ich przebieg jest zawsze taki sam - demonstranci skandują pokojowe hasła, żądają uwolnieni Aleksieja Nawalnego i śpiewają hymn europejski.
Spiliopoulou Åkermark od czasu do czasu dołącza do protestów. Ona również jest przeciwna wojnie, ale też chce, aby Wyspy Alandzkie pozostały strefą zdemilitaryzowaną. Mówi, że Zachód jest wiarygodny tylko wtedy, gdy żyje według własnych wartości – a to oznacza respektowanie zawartych umów międzynarodowych.
Decyzja, czy Wyspy Alandzkie pozostaną symbolem demilitaryzacji, czy też staną się symbolem dalszej eskalacji, należy do Helsinek. Tamtejszy rząd do tej pory trzymał się porozumienia, prawdopodobnie dlatego, że wszystko inne w Moskwie zostałoby odebrane jako prowokacja. Wtedy Finlandia mogłaby być w niebezpieczeństwie.