Wybory parlamentarne 2019. Grzegorz Schetyna szykuje się na najgorsze. Na horyzoncie bunt w regionach PO
W dniu, w którym mija termin rejestracji list wyborczych do Sejmu i Senatu, atmosfera w największej partii opozycyjnej nie jest najlepsza. Platforma Obywatelska buzuje od konfliktów w partyjnych strukturach. Ze startu rezygnują kolejni politycy. – Rośnie grupa niezadowolonych, to się przeradza powoli w bunt w regionach – martwi się jeden z naszych rozmówców.
Kilka dni temu. Popularna posłanka PO – zasiadająca od ponad dwóch dekad w Sejmie, była minister w kancelarii Donalda Tuska Elżbieta Radziszewska – pisze do władz partii: "Nie biorę odpowiedzialności za kształt listy, za osoby na niej obecne, ani za kształt prowadzonej kampanii wyborczej. Całość odpowiedzialności ponosi Zarząd Regionu PO, który chciał mnie na siłę, używając kłamstwa, umieścić na tej liście, oraz Zarząd Krajowy, akceptując taką listę wyborczą" – czytamy w jej pełnym żalu piśmie.
Okazało się, że Radziszewska – wbrew swojej woli, a także bez poinformowania jej – znalazła się nie na takim miejscu na liście, na jakim miała być pierwotnie.
To tylko jeden przypadek z co najmniej kilkudziesięciu – słyszymy w partii.
– Takich sytuacji jest pełno, w każdym właściwie okręgu. Trzeba było wymieniać ludzi, czasem w ostatniej chwili, bo odchodzili już nawet nie pojedynczo, ale grupą, po kilka osób. W sumie kilkudziesięciu, a może i więcej ludzi, ponad setka. To, co napisała Radziszewska, to kwintesencja tego, co działo się przy układaniu list wyborczych – opowiada polityk Koalicji Obywatelskiej.
Zobacz także: Michał Kamiński w ogniu pytań o Romana Giertycha
Inny informator dorzuca: – Kandydaci mieli już przygotowane materiały wyborcze, ulotki, plakaty. I wszystko musiało pójść do kosza, bo w ostatniej chwili władze partii zmieniały im miejsca wyborcze. Obłęd.
Żeby wyciszyć nieco emocje, Schetyna zdecydował, że kandydatem Koalicji Obywatelskiej na premiera będzie nie on, a Małgorzata Kidawa-Błońska, była marszałek Sejmu. To ona ma ostatecznie wystartować w wyborach w Warszawie, a nie Wrocławiu, jak pierwotnie ustalono.
– Odetchnęliśmy z ulgą – przyznaje polityk PO z Pomorza (o decyzji w sprawie Kidawy-Błońskiej dowiedział się, podobnie jak inni, na konferencji prasowej Grzegorza Schetyny). Jak dodaje: – Schetyna zaczynał być większym obciążeniem, niż atutem. Tylko że za późno sam taki stan rzeczy zaakceptował.
Drugiej szansy nie będzie
Dziennikarze polityczni – od prawa do lewa – zgadzali się w ostatnim czasie co do co najmniej dwóch rzeczy. Po pierwsze: że Grzegorz Schetyna układa listy wyborcze tak, by zabezpieczyć się po porażce z PiS 13 października i utrzymać się w fotelu szefa PO. Po drugie: że kampania Platformy na poziomie centralnym właściwie nie istnieje. A po wzmożonej aktywności na początku lipca nie ma już śladu.
Co do tego pierwszego punktu – dementuje go oficjalnie sam Schetyna. "Jeżeli chciałbym walczyć tylko o Platformę, poszedłbym absolutnie solo: sama Platforma, najbliżsi współpracownicy na listach, budowanie twierdzy, żeby przetrwać. A ja nie chcę przetrwać, ja chcę wygrać z PiS. Jeżeli ktoś mówi, że kalkuluję, to po pierwsze mówi nieprawdę, a po drugie, manipuluje, by osłabić Koalicję Obywatelską" – mówi Schetyna w wywiadzie dla portalu Wiadomo.co.
Co do drugiej kwestii: Platforma oficjalnie kampanię – a przynajmniej jej decydujący etap – ma zainaugurować 3 września, w dzień, gdy mija termin rejestracji list wyborczych (kandydaci póki co prowadzą aktywności w swoich regionach, małych miastach i wsiach).
– Tyle że Grzegorz już musi zacząć myśleć o kampanii przed wyborami na szefa partii – mówi jeden z polityków PO. Te mają odbyć się na początku stycznia.
Kilka miesięcy temu Schetyna w wywiadzie dla "Kultury Liberalnej" przyznał: "Jeżeli przegram z PiS, nikt drugiej szansy mi nie da". Polityk zadeklarował więc tym samym, że jeśli przegra wybory parlamentarne, nie będzie dłużej sprawował funkcji szefa partii.
– Nikt w to nie wierzy – uważa rozmówca z PO. – Dla niego trzymanie za mordę partii jest priorytetem. Odejście byłoby totalną porażką, chyba jeszcze większą, niż ta z PiS – dorzuca.
W partii plotkuje się, że Schetyna, układając listy, zabezpiecza się nawet do tego stopnia, by w przypadku porażki w wyborach na szefa partii, być przynajmniej... szefem klubu parlamentarnego. Przewodniczącego PO wybierają bowiem wszyscy członkowie ugrupowania.
– A w partyjnych "dołach" jest wk..w na Scheta – słyszymy nieoficjalnie.
Narzekanie i jęczenie
Sam lider PO – po krótkiej nieobecności w mediach – wraca. Wkrótce ma ruszyć "schetynobusem" w Polskę.
– Ci komentatorzy, którzy mówią, że opozycja śpi, chcą nas zmotywować – powiedział Schetyna portalowi Wiadomo.co.
Jak tłumaczył: "Intencje mają dobre, ale pamiętajmy, że o ile do przesady uwierzyli, że możemy wygrać wybory europejskie, bo sondaże były bardzo dobre, tak teraz przestali wierzyć w zwycięstwo i zaczęli uprawiać malkontenctwo. A ja nigdy nie zaakceptuję narzekania, jęczenia, które jest dominantą polskiej debaty publicznej. Wszyscy opowiadają, że jest źle i koniec jest bliski. Jeżeli tak będziemy mówić, to wreszcie Polacy w to uwierzą".
Radiowej "Trójce" Schetyna powiedział z kolei we wtorek, że w tej kampanii "będzie dużo kłamstw i pomówień".
Polityk odniósł się tym samym do artykułu jednego z tygodników. "Wprost" piórem Joanny Miziołek napisał, że liderowi PO miała doradzać do niedawna izraelska firma, która zarekomendowała potrzebę "wyciszenia" Grzegorza Schetyny i "schowania go w cień" w kampanii wyborczej. Z badań wynikać miało, że elektorat postrzega Schetynę jako "agresywnego" i wzbudzającego nieufność. – Radzili nam wyciszyć lidera, ale kiedy Grzegorz o tym usłyszał, wpadł w szał. Dziwię się Schetynie, że nie potrafi zrobić kroku do tyłu – opowiadał rozmówca gazety.
– Mogę się tylko z politowaniem uśmiechnąć – stwierdził Schetyna, komentując w Polskim Radiu te rewelacje.
O tym, że PO zamówiła w zewnętrznej, zagranicznej firmie ekspertyzy dotyczące najbardziej korzystnego przesłania na jesień, jako pierwszy pisał Michał Kolanko w "Rzeczpospolitej". "Wykorzystanie propozycji zagranicznych doradców miało być przedmiotem ostrej wewnętrznej dyskusji wśród polityków Platformy na wysokim szczeblu" – czytaliśmy w dzienniku.