Wstrząsające okoliczności śmierci 16‑letniego Sebastiana. Jest relacja dziadka

Ciało 16-letniego Sebastiana z Wrocławia znaleziono w apartamencie hotelowym w centrum miasta. Rodzina podejrzewa, że doszło do zabójstwa, ale śledczy tego nie potwierdzają. Dziadek chłopca mówi WP o pokojówce, która miała słyszeć wołanie o pomoc. Zarzuca też policji, że nie zareagowała jak powinna.

Adam Mazurkiewicz z wnukiem Sebastianem
Adam Mazurkiewicz z wnukiem Sebastianem
Źródło zdjęć: © Archiwum rodzinne, East News
Paweł Buczkowski

11.09.2023 17:29

Sebastian zniknął w poniedziałek 4 września wieczorem. Miał wyjść tylko na chwilę do sklepu. Nie wrócił jednak na noc. - We wtorek rano zadzwoniłem do niego, nie odbierał. Napisałem SMS: "Gdzie jesteś?" Odpisał: "Jestem w szkole, nie dzwońcie do mnie, bo mi zaraz ta baba wpisze rozmowę przez telefon" - opowiada w rozmowie z WP Adam Mazurkiewicz, dziadek Sebastiana.

Potem w rozmowie telefonicznej z rodziną 16-latek miał obiecać, że jeszcze we wtorek po południu wróci do domu. Tak się jednak nie stało. - We wtorek córka zgłosiła telefonicznie zaginięcie i policjanci przyjechali o 22.30 do domu, spisali protokół. Gdyby już wtedy zaczęli szukać, pewnie nic by się nie stało - uważa Adam Mazurkiewicz.

Następnego dnia, w środę, rodzina zaczęła szukać chłopaka w galeriach handlowych i na dworcach. Bez efektów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Po podaniu informacji w mediach społecznościowych, przez kolejne dni rodzina odbierała dziwne telefony i wiadomości. Ktoś napisał, że chce 10 tysięcy złotych za informację o synu. Ktoś inny podał adres, gdzie ma rzekomo przebywać. Przekazane tropy rodzina chciała przekazać policjantom.

Jak relacjonuje pan Adam, w środę późnym wieczorem pojechał z córką na komendę. - Kazali czekać, bo mają ważne sprawy. Policjant powiedział córce: albo czeka pani do rana, albo pani przyjdzie rano. Dobra, powiedziałem: jedziemy. Przywiozłem córkę na komendę w czwartek rano o 7, o 7.40 ją przyjęli. Spisali wszystko, trwało to z pół godziny - opowiada Adam Mazurkiewicz.

W czwartek były też kolejne telefony. - Dzwoniła niejaka pani Dominika, która twierdziła, że widziała Sebastiana na dworcu. Pojechałem tam, obszukałem wszystkie możliwe miejsca, bez efektów. Potem kolejny telefon od Dominiki, że Sebastian jest prawdopodobnie w Warszawie, ale nie może teraz wrócić. Kocha babcię i mamę, ale wróci za dwa tygodnie - relacjonuje Mazurkiewicz.

Następny telefon od Dominiki i jeszcze dziwniejsza informacja. Jak przekazała, Sebastian miał jej powiedzieć: "Zabrali mi telefon, mam tylko minutę" i się rozłączył.

Numer, z którego Sebastian miał dzwonić do Dominiki, dziewczyna przekazała rodzinie chłopca. Pan Adam podał go także policjantom.

Policjanci przywożą najgorszą wiadomość

W piątek przed godziną 17 do matki chłopca zadzwonili policjanci. Powiedzieli, że mają informacje na temat syna, przyjechali do domu. - Wyciągnęli telefon komórkowy, na zdjęciu skulony chłopiec na fotelu siedzący, blada twarz, oczy zamknięte. Nie chcę, żeby to był on, ale na 90 proc. widzę, że to Sebastian. Pytam o spodnie, buty Nike, potwierdzają - opowiada pan Adam.

- Policjanci powiedzieli, że do poniedziałku trzeba czekać na okazanie zwłok, bo nikogo nie ma w medycynie sądowej. To było w piątek około godziny 18 - relacjonuje.

W sobotę do rodziny chłopca zadzwoniła dziewczyna przedstawiająca się jako Oliwia i pytała co się dzieje z Sebastianem. - Żona do niej powiedziała: słuchaj, powiedz mi prawdę, co się stało, przecież Sebastian prawdopodobnie nie żyje. A ona: jak to nie żyje? I się wyłączyła. Potem zablokowała połączenia od żony.

Adam Mazurkiewicz mówi, że ta sama dziewczyna miała odwiedzić Sebastiana w domu kilka dni wcześniej, jeszcze przed jego zaginięciem.

Również w sobotę zadzwoniła Dominika, która pytała o Sebastiana. Usłyszała o śmierci chłopca. Reakcja była co najmniej zadziwiająca. - Przecież w piątek rozmawiałam z nim jeszcze o 13.30, wszystko było w porządku. I też się rozłączyła - dodaje dziadek nastolatka.

Ciało Sebastiana znaleziono w apartamencie hotelowym w centrum Wrocławia

To tym dziwniejsze, że policja oficjalnie informuje, że ciało chłopca znaleziono już w czwartek, a dopiero w piątek potwierdzono, że to właśnie Sebastian. Wtedy też policjanci pojawili się u matki chłopca. Martwy nastolatek znajdował się w apartamencie hotelowym przy ulicy Czystej, w centrum Wrocławia.

Kolejne rozbieżności pojawiają się w sprawie wyglądu ciała chłopca. - Z komendy zadzwonił policjant, który poinformował córkę, że wnuczek miał ręce związane, bądź ślady po sznurach na rękach. Widać było ślad uderzenia w głowę - opowiada WP Adam Mazurkiewicz.

- Ciało nie było związane. Dementujemy informacje, które by w sposób oczywisty świadczyły o tym, że doszło do morderstwa. Natomiast żadnej wersji na tym etapie nie wykluczamy - komentuje w rozmowie z WP starszy aspirant Aleksandra Freus z Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu.

Czy na ciele chłopca były ślady skrępowania? Policjantka nie wypowiada się w tej sprawie.

- Takie rzeczy wyjaśni i ustali sekcja zwłok, która odbędzie się we wtorek. Na tym etapie nie można było ustalić ani przyczyny zgonu, ani co mogło do niego doprowadzić - mówi WP prokurator Anna Placzek-Grzelak, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

Dziadek Sebastiana przytacza również kolejną informację, której ani policja, ani prokuratura na razie nie potwierdzają, zasłaniając się dobrem śledztwa. - Dowiedzieliśmy się, że przesłuchiwana była pokojówka, która słyszała wcześniej wołanie: "Ratunku, babciu, mamusiu pomóżcie mi" - opowiada pan Adam.

Dziadek ma zarzuty wobec działań policji

- On nigdy tak nie robił, że znikał na tak długi czas. Jeden dzień u kolegi, to była góra, rano wracał - przekonuje dziadek Sebastiana. - We wtorek, kiedy policja przyjechała do nas o 22.30, już powinni go szukać, bo my nie wiemy, czy trafił na dorosłego, czy na pedofila. Każdy sygnał, jaki mieliśmy, powinien zostać sprawdzony. Uważam, że ze strony policji mamy tu zaniedbanie obowiązków służbowych - zarzuca Adam Mazurkiewicz.

- Oficjalne zgłoszenie o zaginięciu zostało złożone w czwartek. We wtorek matka telefonicznie powiadomiła policję o zaginięciu. Natomiast została pouczona o konieczności stawienia się na komisariat i złożenia stosownego zawiadomienia - odpowiada starszy aspirant Aleksandra Freus z Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu.

Czytaj także:

Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
prokuraturapolicjaśledztwo
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (136)