PublicystykaWróblewski: "Małgorzata Kidawa-Błońska rozczarowała. Koalicja Obywatelska wciąż nie ma lidera" (Opinia)

Wróblewski: "Małgorzata Kidawa-Błońska rozczarowała. Koalicja Obywatelska wciąż nie ma lidera" (Opinia)

Małgorzata Kidawa-Błońska nie wykorzystała szansy, by pokazać się z możliwie jak najlepszej strony w swoim pierwszym wystąpieniu jako kandydatka Koalicji Obywatelskiej na premiera. Była marszałek Sejmu nie udźwignęła ciężaru. Zarówno pod względem wizerunkowym, jak i politycznym.

Wróblewski: "Małgorzata Kidawa-Błońska rozczarowała. Koalicja Obywatelska wciąż nie ma lidera" (Opinia)
Źródło zdjęć: © PO | KoalicjaObywatelska
Michał Wróblewski

– No cóż, zdarza się – wzdycha działacz Platformy przysłuchujący się wystąpieniu Kidawy-Błońskiej w restauracji Ale Gloria w Warszawie.

To był moment, gdy kandydatka KO na premiera zamierzała przedstawić program swojej partii, ale programu... pod jej ręką nie było. "Gdzie jest program?!" – zapytała salę, śmiejąc się nerwowo, była marszałek Sejmu. Pośpiesznie 132-stronicowy dokument ktoś z tłumu jej doręczył. Niezbyt dobre wrażenie pozostało.

I ten właśnie fragment wystąpienia Kidawy-Błońskiej – dość chaotycznego w przekazie i formie – stanie się zapewne dla PiS symbolem, który będzie wykorzystywany do końca kampanii wyborczej.

A przecież kandydatka KO na premiera miała kilka dni, by perfekcyjnie przygotować się do nowej roli. To się – delikatnie mówiąc – nie do końca udało.

Zmiana stylu. Postawienie na spokój i szacunek, nie agresję

Niezręcznie zrobiło się już na początku piątkowej konwencji programowej Koalicji Obywatelskiej.

Grzegorz Schetyna w krótkim wystąpieniu zapowiedział "mianowaną" przez niego na kandydatkę na szefa rządu Kidawę-Błońską. Gdy ta wyszła na scenę, ku zaskoczeniu wielu stwierdziła: "Grzegorzu, od wtorku wielu naszych kolegów i koleżanek prosiło, żeby przekazać Ci, że podjąłeś dobrą decyzję. Tak że przekazuję".

Zgromadzeni na sali działacze byli nieco skonsternowani, niektórzy się śmiali, a dziennikarze żartowali: "Ależ szpila na początek".

Bo Kidawa-Błońska tym zwróceniem się do Schetyny potwierdziła jednocześnie to, o czym politycy i działacze PO mówią nieoficjalnie: że partia odetchnęła z ulgą, gdy Grzegorz Schetyna postanowił przekazać kampanijną pałeczkę komuś lubianemu, niezużytemu, z dużo większym zaufaniem społecznym. Pisaliśmy o tym tutaj.

Obraz
© East News | East News

Tyle że te nadzieje po dzisiejszym wystąpieniu Kidawy-Błońskiej mogły u niektórych prysnąć. Kandydatka KO na premiera nie przedstawiła nic, co na dłużej mogłoby przyciągnąć uwagę wyborców, mediów, konkurentów politycznych.

Warto jednak docenić, że nie słyszeliśmy charakterystycznego dla innych liderów partyjnych języka agresji, podziałów, szczucia jednych na drugich. Kidawa-Błońska pokazała zdecydowanie łagodną twarz polskiej polityki. I za to należą się słowa uznania.

Wszystko dla wszystkich

A merytorycznie?

Propozycje programowe – jak określali to niektórzy dziennikarze – okazały się "grochem z kapustą". Ba, Kidawa obiecywała przywrócenie czegoś, co... zniosła za swoich rządów sama Platforma. Np. przywrócenie 50 proc. uzysku dla twórców.

Niektóre propozycje wywołały sarkastyczne żarty, jak np. postulat wprowadzenia (?) "darmowego internetu dla osób do 24. życia". Komentatorzy, reagując na tę "obietnicę", przekonywali, że jest ona dowodem na kompletne niezrozumienie młodych ludzi przez największą partię opozycyjną.

Oprócz tego Kidawa-Błońska nie przedstawiła nic, o czym nie słyszelibyśmy wcześniej. – W naszym programie zawarliśmy ludzie sprawy – stwierdziła była marszałek Sejmu. I wyliczała to, o czym od miesięcy mówią politycy PO: "Wprowadzimy akt odnowy demokracji, naprawimy służbę zdrowia, zmniejszymy umieralność na raka, przywrócimy godność ludzi pracujących".

Kidawa mówiła też o związkach partnerskich i walce z przemocą domową oraz o opiece nad seniorami. – Będziemy ludziom pomagać. To, co zostało im dane, nie zostanie zabrane – zaznaczyła, powtarzając za Grzegorzem Schetyną. Właściwie gdyby to lider PO przemawiał w tym momencie ze sceny, nie byłoby większej różnicy.

Niespełnione oczekiwania

Nawet nowe, zaprezentowane w piątek oficjalne hasło Koalicji Obywatelskiej na wybory parlamentarne było... dziwne.

Kolejni mówcy (a właściwie mówczynie, bo program na konwencji KO przedstawiły kobiety) korygowali oficjalne hasło kampanijne "Jutro może być lepsze" na "Jutro musi być lepsze" lub "Jutro będzie lepsze". To jednak, trzeba przyznać, dość osobliwa sytuacja.

Obraz
© East News | Jacek Domiński

Tuż przed rozpoczęciem konwencji zgromadzeni na sali dziennikarze żartowali z polityków PO, którzy nie znają tzw. "szóstki Schetyny" (sześć głównych propozycji programowych przedstawionych w lipcu). Joanna Kluzik-Rostkowska, Paweł Poncyljusz, Tomasz Zimoch, a nawet... sam Grzegorz Schetyna, pytani w ostatnich dniach w mediach, co składa się na ową "szóstkę", mieli problem z odpowiedzią.

To wszystko składa się na bardzo złe wrażenie, jakie pozostało po konwencji Koalicji Obywatelskiej. Dlaczego: "bardzo"? Bo oczekiwania były dużo, dużo większe. Zarówno ze strony obserwatorów polityki, dziennikarzy, jak i samych członków PO.

Nowa kandydatka na premiera i jej pierwsze, duże wystąpienie programowe, przełomu w polskiej polityce przed wyborami nie przyniosło. I zapewne nie przyniesie. Cieszyć się może z tego PiS i Lewica, która konsekwentnie pnie się w sondażach.

Wiara Koalicji Obywatelskiej w zwycięstwo z PiS jest coraz mniejsza. Choć głośno oczywiście nikt tego nie powie.

Michał Wróblewski dla WP OPINIE
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)