"Wprost": Nasze ślepe i głuche służby

- Dziś o terrorystach wiemy tyle, ile dostaniemy w raportach od służb sojuszniczych. Nie mamy źródeł na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Nic nie wiemy, bo przez ostatnie lata nikomu nie zależało na służbach - mówi w rozmowie z tygodnikiem "Wprost" osoba związana z Agencją Wywiadu.

"Wprost": Nasze ślepe i głuche służby
Źródło zdjęć: © WP | Andrzej Hulimka
103

O tym, co się stało w służbach cywilnych, bo to one są przede wszystkim odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa, świadczą liczby. Przez ostatnie osiem lat z Agencji Wywiadu, czyli najbardziej elitarnej z polskich służb, odeszło według różnych źródeł od 15 do 30 proc. doświadczonych pracowników, w tym przede wszystkim oficerów liniowych. Podobnie wygląda sytuacja kadrowa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. - Celowo doprowadzono u nas do samozwolnienia niemal całej kadry z czasów PiS. Odeszło lub zostało zmuszonych do odejścia ok. 1500 funkcjonariuszy, którzy rozpoczęli pracę po 1991 r. To ogromna masa 40-letnich emerytów - mówi "Wprost" oficer pracujący w ABW.

Miejsca doświadczonych oficerów wywiadu i kontrwywiadu zaczęli zajmować "swoi". Głównie zatrudniano lub przenoszono na wyższe stanowiska ludzi związanych z miastami generałów (szefów AW i ABW - red.), odpowiednio Białymstokiem i Krakowem - opowiada nasz rozmówca. - Jednocześnie AW i ABW od ośmiu lat nie podniosły swoim funkcjonariuszom uposażenia nawet o złotówkę. W tym czasie kadra kierownicza przyznawała sobie dodatki i premie, a tzw. plankton dostawał premie w ilości 50 proc. składu. Ta patologia płacowa powodowała odpowiedni stosunek "planktonu" do kadry.

Na to, co się działo w służbach, było przyzwolenie rządu, który nie miał na nie pomysłu. Nie było żadnego planowania, żadnego zadaniowania. Nic, zero. ABW i AW traktowano jak piąte koło u wozu. W efekcie niegdyś dobre i sprawne służby zaczęły gasnąć w oczach. - Zaniechano pracy ze źródłami osobowymi, która zawsze była naszą mocną stroną. Bez tego nie jesteśmy w stanie rozpoznać zagrożeń i reagować na nie. Mówiąc inaczej, dziś praktycznie nie istniejemy na Bliskim i Środkowym Wschodzie, a jeszcze w 2003 r. mieliśmy tam całkiem dobrą siatkę wywiadowczą - mówi osoba związana z Agencją Wywiadu. - Audyt, który chce przeprowadzić nowa ekipa, pokaże tylko nasze braki, ale nie sprawi, że z dnia na dzień staniemy się lepsi. Odbudowa źródeł potrwa latami. O ile w ogóle uda się to zrobić.

Nasz teren

Jeszcze w latach 90. polski wywiad zarówno cywilny, jak i wojskowy był potentatem na Bliskim i Środkowym Wschodzie. - W pierwszej fazie III RP działały jeszcze nasze dobre kontakty z czasów PRL - opowiada emerytowany major wywiadu. - Dbaliśmy o nie i cały czas rozbudowywaliśmy nasze źródła. Nie tylko cywilne służby słynęły z dobrych relacji w krajach arabskich. Swoje do powiedzenia miało też wojsko. O tym, jak dobrze mieliśmy rozbudowany wywiad w tamtym regionie świata, świadczą informacje, które polskie służby przekazywały wtedy do kwatery NATO czy bezpośrednio do krajów sojuszniczych.

W 2000 r. polskie służby ostrzegły Amerykanów o planowanym zamachu na USS Cole. Wywiad USA zignorował jednak tę informację. - Wszystko się potwierdziło, o czym wtedy mówiliśmy - opowiada pułkownik wojskowego wywiadu, który w tamtym okresie operował na Bliskim Wschodzie. Rok później Polacy ostrzegali przed planowanymi zamachami terrorystycznymi. - Informacja nie była precyzyjna, ale podaliśmy, że szykowany jest duży zamach na jeden z dużych krajów NATO - opowiada rozmówca "Wprost"

Informację tę przekazano na miesiąc przed uderzeniem samolotów w bliźniacze wieże WTC. Już po zamachach zarówno wywiad cywilny, jak i wojskowy precyzyjnie wskazał, kto brał w nim udział. Potwierdził to Jerzy Buzek, były premier RP, który działania służb z tamtego okresu nazwał "wysoce profesjonalnymi".

Ale do najbardziej spektakularnej akcji doszło na przełomie 2003 i 2004 r. Znów bazując na dobrych źródłach, na pracy z informatorami, Agencji Wywiadu udało się ustalić, że terroryści związani z fundamentalistami islamskimi planują zamachy w Polsce. Chcieli podłożyć bomby w kościołach i zdetonować je podczas pasterki. Dzięki sprawnej koordynacji i współpracy AW i ABW oraz kilku służb z krajów europejskich udało się rozbić niemal całą siatkę. Co ciekawe, w tamtej akcji uczestniczył bezpośrednio gen. Maciej Hunia, za czasów PO szef Agencji Wywiadu. Drugą ważną postacią, która brała udział w rozbiciu terrorystów, był gen. Paweł Pruszyński. - Najpierw była informacja od źródeł, która została zweryfikowana i potwierdzona.

Później dopiero włączona została technika, czyli podsłuchy telefonów i obserwacja - opowiada osoba znająca szczegóły tamtej akcji. - Nie rozbilibyśmy tej szajki, gdyby nie nasze źródła. Podczas rozmów telefonicznych wszyscy mówili szyfrem, np.: Kupiłem banany, mam groszek. Ten szyfr udało się rozwikłać dzięki pracy z agenturą.

I to była tak naprawdę ostatnia wielka operacja wywiadu i kontrwywiadu. Na odpowiednim poziomie służby starał się jeszcze podtrzymać gen. Zbigniew Nowek, który w latach 2005-2007 kierował Agencją Wywiadu. - ABW była już wtedy stracona. Zamiast kontrwywiadem zaczęła się zajmować śledztwami gospodarczymi, takimi jak m.in. sprawa Blidy.

W międzyczasie zlikwidowano Wojskowe Służby Informacyjne. - Sama weryfikacja i likwidacja powinny się odbyć, ale styl, w którym to zrobiono, jest bardzo dyskusyjny. Nigdy nie powinno się publikować raportu z weryfikacji. To rozłożyło nas na Bliskim Wschodzie. Staliśmy się tam głusi i ślepi - opowiada pułkownik WSI. - Ze służby odeszło też wielu liniowych oficerów. Wszystko siadło. A odbudowa wojskowych służb trwa do dziś. Ludzie przestali nam ufać.

Przyzwolenie na stagnację

Kiedy w 2007 r. rządy w Polsce przejęła Platforma Obywatelska, rola służb została całkowicie zmarginalizowana. Premier Donald Tusk się nimi nie interesował. Nie miał na nie ani pomysłu, ani planu. Rząd pozwolił, by w służbach zaczęły się tworzyć klany wpływów. ABW to było księstwo ludzi z Białegostoku. AW z kolei stała się ostoją ludzi z Krakowa i wojskowych, którzy po 2008 r. zaczęli przechodzić z SWW i SWK na Miłobędzką. - Straciliśmy nasz największy atut, czyli pracę ze źródłami - mówi osoba związana z Agencją Wywiadu.

Kiedy zdano sobie sprawę, że jest źle? - Ostrzeżeniem był incydent gruziński, kiedy w 2008 r. ostrzelano konwój z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Kaukaz to teren naszego naturalnego zainteresowania. A my wtedy nie wiedzieliśmy nic. Nic, dosłownie nic, na temat, kto strzelał itd. Wtedy powinna się w służbach zapalić czerwona lampka, ale się nie zapaliła - twierdzi nasz rozmówca.

Nikt nie zareagował. Brak informacji o tym, co się stało, wzbudzał śmiech. Później, w 2010 r., nastąpiła wiosna arabska. - Znów nasza wiedza opierała się głównie na ogólnie dostępnych materiałach. Wtedy już było wiadomo, że jest źle - opowiada osoba związana z AW. Tak samo było 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku.

- Rozbija się prezydencki samolot. Służby zostały postawione w stan gotowości, ale precyzyjnych informacji nie dostaliśmy z tamtego terenu - twierdzi nasz informator. - A taka sprawa dla każdej służby powinna być priorytetowa. U nas niby była, ale nic z tego nie wynikało.

Emerytowany oficer kontrwywiadu, który brał udział w operacji rozbicia terrorystów planujących zamach w 2003 r., uważa, że za obecny stan służb odpowiada głównie rząd. - Można winić szefów poszczególnych agencji, ale gdyby mieli nad sobą odpowiedni nadzór, to na pewno by zagnali towarzystwo do roboty, a skoro nikt od nich niczego nie wymagał, to nastąpiła stagnacja – mówi. - Położono szkolenia. Położono pracę ze źródłami. Straciliśmy oczy i uszy. Tego z dnia na dzień nie da się odbudować.

Mariusz Kowalewski

Źródło artykułu:

Wybrane dla Ciebie

Spotkanie Tusk - Erdogan. Rozmawiali o Rosji i Ukrainie
Spotkanie Tusk - Erdogan. Rozmawiali o Rosji i Ukrainie
USA naciskają na Komitet Noblowski w sprawie Trumpa
USA naciskają na Komitet Noblowski w sprawie Trumpa
"Wymiana ambasadorów". Ujawniamy propozycję Dudy dla Sikorskiego
"Wymiana ambasadorów". Ujawniamy propozycję Dudy dla Sikorskiego
Szef MSZ Słowacji zwrócił się do Putina. "Natychmiast"
Szef MSZ Słowacji zwrócił się do Putina. "Natychmiast"
Zatrzymani na granicy. Dyplomata przemycał do Polski ludzi
Zatrzymani na granicy. Dyplomata przemycał do Polski ludzi
Pełnomocnik potwierdza. Poseł PiS na oddziale. Są zażalenia
Pełnomocnik potwierdza. Poseł PiS na oddziale. Są zażalenia
Nadciągają niże genueńskie. Przyniosą ulewy i śnieg
Nadciągają niże genueńskie. Przyniosą ulewy i śnieg
NFZ podnosi ceny w sanatoriach już od maja. Kto zapłaci najwięcej?
NFZ podnosi ceny w sanatoriach już od maja. Kto zapłaci najwięcej?
Negocjacje pod ambasadą. Kobieta zabarykadowała się w aucie
Negocjacje pod ambasadą. Kobieta zabarykadowała się w aucie
Zabili 50 zakładników. Porwali pociąg w Pakistanie
Zabili 50 zakładników. Porwali pociąg w Pakistanie
Rosja zaatakowała port w Odessie. Zginęło czterech Syryjczyków
Rosja zaatakowała port w Odessie. Zginęło czterech Syryjczyków
Ukraina ma "czerwone linie". Zełenski na nie wskazał
Ukraina ma "czerwone linie". Zełenski na nie wskazał