Tokio 2020. Jak wygląda życie w wiosce olimpijskiej? Rozmowa z wioślarzem Dominikiem Czają
Życie sportowca na Igrzyskach Olimpijskich na pewno nie jest usłane różami. Jest pełne pośpiechu, ciężkiej pracy i treningów. Trzeba też skupić się na startach i tym, aby wszystko przebiegało zgodnie z wcześniej ustalonym planem. Polska męska osada wioślarzy - czwórki podwójnej jest w drodze po spełnienie swoich marzeń. Wtorkowy finał ze względu na złe warunki atmosferyczne został przeniesiony.
Klaudia Dłużak, Wirtualna Polska: Bierzesz udział w igrzyskach olimpijskich, najważniejszej imprezie dla każdego sportowca. Jakie są pierwsze wrażenia?
Dominik Czaja: Muszę szczerze powiedzieć, że pierwsze wrażenie jest naprawdę spore! Szczególnie dla mnie, bo są to moje pierwsze Igrzyska Olimpijskie i ciężko wyobrazić sobie to wszystko z opowieści starszych kolegów. Wioska Olimpijska robi naprawdę ogromne wrażenie.
KD: Wielu sportowców mówi, że spotkanie "znanych sportowców” w wiosce olimpijskiej robi na nich ogromne wrażenie. Czy Tobie udało się kogoś takiego już spotkać?
DC: To prawda. Wszyscy jemy na jednej stołówce i to jest miejsce, w którym jest największa szansa spotkać kogoś znanego. Oczywiście jest to utrudnione przez maseczki, które każdy ma twarzy, ale udało mi się spotkać Djokovica na siłowni albo idąc na obiad Yao Minga.
KD: Muszę w takim razie dopytać, czy udało Wam się zrobić wspólny trening z Novakiem Djokoviciem albo zamienić chociaż słowo?
DC: Akurat byliśmy po naszym treningu, a Djokovic pracował ze swoim trenerem, więc nie rozmawialiśmy, żeby nikomu nie przeszkadzać. Sami wiemy jak ważny jest spokój podczas treningu.
KD: Jak wygląda dzień olimpijczyka w Tokio? Plan dnia jest bardzo napięty?
DC: Tak naprawdę na harmonogram dnia ma wpływ wiele czynników, a mianowicie to, czy mamy starty, czy też nie. Wstajemy około 6:30, jeśli mamy start zaczynamy dzień krótkim rozruchem - to znaczy około 30-minutowym biegiem z rozciąganiem. Później idziemy na śniadanie, mamy chwilę odpoczynku i jedziemy na tor wioślarski. Oddalony jest on od wioski olimpijskiej o około 30 km. Następnie zaczynamy przygotowywać się do startu. Po starcie wracamy do wioski, jemy obiad, znowu mamy chwilę odpoczynku i idziemy na trening kompensacyjny. Wieczorem kolacja, czasami jakiś masaż i regeneracja. Jeśli nie startujemy, to grafik jest troszkę inny. Musimy dopasować się do zawodników startujących, czyli zrobić trening bardzo wcześnie albo po południu po zawodach.
KD: A jest coś co Cię najbardziej zaskoczyło na IO?
DC: W sumie nic mnie nie zaskoczyło. Wiadomo obostrzenia są odczuwalne, ale na to każdy musiał być przygotowany.
KD: Jak często trenujecie i czy poza treningami znajdujecie czas dla siebie? Czy macie czas i możliwość zwiedzać okolice, w której jesteście, to znaczy możecie opuścić wioskę?
DC: W tym okresie trenujemy troszkę mniej, czyli mamy około 14 treningów w tygodniu. Przed przyjazdem do wioski byliśmy na obozie, tutaj w Japonii, w mieście Tome. Tam naprawdę restrykcje były bardzo duże. Maseczki to oczywiście podstawa, ale mieszkaliśmy w dwóch hotelach oddalonych od siebie o 100 m w linii prostej. W jednym hotelu była stołówka i nie mogliśmy tej trasy przejść na nogach, tylko musieliśmy za każdym razem jechać grupami w busach. Nie mogliśmy opuszczać hotelu oprócz tego, żeby pójść na trening albo na stołówkę. Żadnych sklepów czy spacerów. W drodze z lotniska i do wioski zatrzymywaliśmy się w konkretnych miejscach i chodziliśmy tylko do wyznaczonych dla nas toalet. Podczas tego pobytu w miejscowości Tome, mieszkańcy naprawdę bardzo umilali nam czas! Niektórzy codziennie przychodzili machać flagami na tor (oczywiście wszystko z zachowaniem dystansu), ale było to bardzo miłe. Ludzie byli bardzo serdeczni i zadowoleni, że przyjechaliśmy. Mieliśmy też spotkanie online z dziećmi ze szkoły, które przygotowały dla nas medale i inne upominki, które wykonane były z origami.
KD: Ale to miłe. A jak było potem z tymi medalami z origami? Dostaliście te prezenty?
DC: Dzieci jednego dnia pokazywały nam je online (na kamerce), a drugiego dnia, na przystani, na której trenowaliśmy były do odbioru. Każdy dostał swój złoty medal. Było to naprawdę mega wzruszające. Jak przyjechaliśmy do tego miasta, to witał nas burmistrz. Z kolei jak wyjeżdżaliśmy, to nas żegnał. W całym mieście były hasła: "do boju Polska” napisane zarówno po polsku, jak i po japońsku.
KD: Jakie obostrzenia covidowe panują na Igrzyskach Olimpijskich?
DC: Obostrzenia jakie panują na IO to maseczki, dezynfekcja rąk, rękawiczki podczas nakładania posiłków i zachowanie dystansu. Przy stołach zamontowane są też takie "szybki”, że każdy ma swoją przestrzeń w trakcie spożywania posiłków. Musieliśmy też zainstalować dwie aplikacje na telefon – jedna siedząca, a druga w której codziennie informujemy o stanie zdrowia.
KD: Jakie nastroje panują w wiosce olimpijskiej?
DC: W wiosce jest naprawdę sporo sportowców. Nastroje są bardzo pozytywne. Szczególnie było to widać przed otwarciem, gdy ludzie z różnych krajów byli ubrani w stroje olimpijskie, czekając na transport na stadion.
KD: Jak często i czy w ogóle robione są testy na obecność koronawirusa?
DC: Testy tak samo w wiosce, jak i na obozie aklimatyzacyjnym są robione codziennie. Jest to ułatwione jednak, bo nie używa się do nich typowych patyczków do nosa, tylko pluje się do probówki.
KD: Amerykański biegacz Paul Chelimo, na kilka dni przed rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich, na swoim Twitterze umieścił zdjęcia tekturowych łóżek. Czy faktycznie tak wyglądają łóżka na których śpicie? Czy są one wygodne?
DC: To jest fajna anegdota. Łóżka faktycznie są z kartonów, gotowe do pełnego recyklingu. Materace wydaje mi się, że też są z recyklingu. Jest możliwość dopasowania materaca do własnej sylwetki za pomocą aplikacji w telefonie. Łóżko jest bardzo wygodne i nie czuć w żaden sposób materiałów, z których zostało ono zrobione.
KD: Co to znaczy, że "jest możliwość dopasowania materaca do własnej sylwetki za pomocą aplikacji w telefonie?”
DC: To wygląda tak, że materac jest modułowy. Aplikacja skanuje Twoją sylwetkę i pokazuje, który moduł, gdzie ułożyć, żeby spało się wygodniej.
KD: Po bezpośrednim awansie do finału waszej czwórki podwójnej było jakieś świętowanie, czy od razu rozpoczęły się przygotowania do wtorkowego finału? (jak wyglądają przygotowania do finału?)
DC: Po wejściu do finału na pewno pojawiła się radość, bo to kolejny krok w drodze po nasze marzenie, ale na świętowanie jest zdecydowanie za wcześnie. Już po biegu po południu robiliśmy trening kompensacyjny. Przygotowania do finału wyglądają tak, jak wcześniej. Pracujemy na wodzie i na ergometrach. Nad wszystkim panuje nasz trener Aleksander Wojciechowski.
KD: Czego spodziewacie się we wtorek?
DC: Biegi zostały przełożone z wtorku na środę ze względu na złe warunki. W finale na pewno spodziewamy się zaciętej walki z innymi osadami. Najważniejsze jednak jest to, aby skupić się na sobie i na rytmie, który mamy wypracowany.
KD: À propos tych złych warunków pogodowych i tajfunów, to odczułeś wzmożoną ilość opadów deszczu albo silniejszy wiatr? Czy dostaliście może jakieś ostrzeżenia?
DC: Wiatr był troszkę silniejszy, ale w miejscach, w których byłem jeszcze nie spadła kropla deszczu. Informacji, jakby takiego "alertu” jak w Polsce nie dostaliśmy. Na stronie z informacjami o zawodach było napisane, że z powodu załamania pogody zawody zostają przeniesione.
KD: Brakuje Wam takiej atmosfery świętowania i radości i tego, że w normalnych warunkach nie covidowych, moglibyście cieszyć się z innymi?
DC: Na razie nie było okazji do świętowania, więc ciężko mi powiedzieć.
KD: Czy płynąc, odczuwaliście brak kibiców i widowni, która zawsze towarzyszyła Wam przy startach na innych imprezach sportowych?
DC: Brak kibiców jest na pewno odczuwalny, szczególnie, że jest bardzo duża trybuna, która ma prawie 500 m długości. Na szczęście słychać doping naszych koleżanek, które stoją przy brzegu i przygotowują się do swoich startów.
KD: Czyli kibicujecie sobie wzajemnie z kolegami i koleżankami z innych osad?
DC: Tak, jeśli jest taka możliwość, to koledzy czy koleżanki są na brzegu i kibicują. W finałach na pewno będzie to utrudnione, bo wyścigi mamy w niewielkich odstępach czasu między sobą.
- Nie czuć wokół nas czegoś takiego, że Japończycy nie chcieli Igrzysk Olimpijskich. Ludzie z którymi mamy kontakt są naprawdę jednymi z najmilszych, serdecznych i uśmiechniętych osób, jakie w życiu spotkałem – dodał na koniec Dominik Czaja.