Bez wahania oddał kilka strzałów w głowę? Myślał, że wujek ma siekierę
4 lutego przed sądem w Legnicy rozpoczyna się proces Bartosza Ż., oskarżonego o zabójstwo w Brunowie. To właśnie 20-latek miał zastrzelić swojego przyszywanego wujka. Prokuratura ustaliła również, że wbrew wcześniejszym zeznaniom, strzały nie zostały oddane przez przypadek.
23 maja 2024 roku policja z Polkowic otrzymała zgłoszenie o zabójstwie. Na miejscu, w warsztacie przydomowym, znaleziono ciało 44-latka z raną postrzałową głowy. Oskarżony, Bartosz Ż., mieszkał z babcią i jej partnerem, z którym często się kłócił.
Według ustaleń śledczych dzień przed zgłoszeniem, po kolejnej kłótni, Bartosz Ż. udał się za pokrzywdzonym do warsztatu, zabierając ze sobą pistolet. Tam oddał dwa strzały w głowę ofiary z bliskiej odległości. Następnie obudził babcię i syna ofiary, twierdząc, że doszło do przypadkowego postrzelenia.
- Oskarżony obudził babcię i syna pokrzywdzonego. Opowiedział im wersję o przypadkowym postrzeleniu i poszedł z nimi do warsztatu. Po upewnieniu się, że ofiara nie żyje, 20-latek zadzwonił do swojej matki i siostry. Po godz. 5:00 zadzwonił również na numer alarmowy 112, mówiąc operatorowi, że do postrzelenia doszło przez przypadek, podczas zabawy bronią - przekazała w rozmowie z "Faktem" prokurator Liliana Łukasiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Zmiana zeznań
Podczas przesłuchań Bartosz Ż. początkowo zaprzeczał, że zastrzelił wujka. Później przyznał, że strzały padły przypadkowo. Ostatecznie wyznał, że działał ze strachu, myśląc, że pokrzywdzony idzie na niego z siekierą. Jednak ofiara nie miała przy sobie żadnego narzędzia.
- Stwierdził, że zabrał broń, idąc do warsztatu, ponieważ pokrzywdzony miał mówić, że idzie po siekierę. Gdy wszedł do pomieszczenia, pokrzywdzony miał iść zdecydowanym krokiem w jego kierunku. Myślał, że coś ma w ręku. Strzały oddał ze strachu. Pokrzywdzony nie miał w rękach żadnego niebezpiecznego narzędzia - dodaje prokurator.
Grozi mu nawet dożywocie
Ekspertyza biegłych wykazała, że przyczyną śmierci były obrażenia postrzałowe głowy i kręgosłupa szyjnego. Strzały oddano z bliskiej odległości pod różnym kątem. Biegli psychiatrzy uznali, że Bartosz Ż. jest poczytalny.
Bartosz Ż., dotychczas niekarany i cieszący się dobrą opinią, stoi przed groźbą dożywotniego pozbawienia wolności. Proces w Legnicy ma wyjaśnić okoliczności tragicznego zdarzenia i ustalić, czy oskarżony działał w obronie własnej.
Źródło: "Fakt", KPP Polkowice, WP Wiadomości